W czasie pisania towarzyszył mi gniew na ten system...
Tomasz Leszkowicz: Skąd pomysł, by spisać swoje wspomnienia z lat 80., ostatnich spędzonych przez Panią w Rumunii?
Johanna Bodor: Kiedy zaczynałam pisać tę książkę, od tych wydarzeń dzieliło mnie 28 lat (pracowałam nad nią w 2013 roku, książka ukazała się rok później). Tak właściwie napisałam całość ulegając namowom mojego męża oraz niektórych bliskich przyjaciół. Przez lata opowiadałam im o tych mrocznych i ekscytujących czasach, chociaż w wypadku znajomych mówiłam w trochę bardziej oszczędny sposób. Co ciekawe, w czasie pisania towarzyszył mi bezsilny gniew na system, w którym wtedy żyłam, czy mówiąc precyzyjniej: w którym miliony z nas próbowały żyć. Muszę wyznać, że nie myślałam o tym, że powstanie z tego taka książka. To, że uda mi się zainteresować kogokolwiek było całkowicie poza moim wyobrażeniem. Wiedziałam tylko, że nie mogę pozwolić, by ta historia gdzieś się zagubiła...
T.L.: Pochodzi Pani z węgierskiej rodziny z Siedmiogrodu, czyli mniejszości w państwie rumuńskim. Czy w czasach komunizmu Węgrzy byli w Rumunii obywatelami drugiej kategorii?
J.B.: Oczywiście, choć oficjalnie nie byliśmy wówczas gorsi. Zwykli ludzie, nawet biurokraci, nie mogli się zresztą w tym odnaleźć. Dla przykładu: w tamtych czasach istniała w Rumunii oficjalna organizacja młodzieżowa: Uniunea Tineretului Comunist. W związku z moimi wynikami w nauce w nieunikniony sposób musiałam się w niej znaleźć, zostałam nawet do niej uroczyście zaproszona. Sekretarz organizacji musiała jednak tłumaczyć się z tego i pytać centralę, czy osoby narodowości węgierskiej mogą być członkami UTC. To zabawne, ponieważ w ówczesnym prawie istniała zasada, że mniejszości narodowe mają te same prawa co większość. Ta biedna kobieta prawie straciła swoją pracę ponieważ pomyślała, że może zostać uznana za prowokatorkę. W rzeczywistości była po prostu zbyt przestraszona, przez co wiele razy jej służalcza postawa prowadziła do głupich czynów. Doświadczyłam więc wielu absurdów, z którymi oczywiście wówczas nie było mi do śmiechu.
Chciałabym jednak dodać, że w związku z moim upartym charakterem i dumą, a także przez to, że moi rodzice uważali, że powinno znać się język państwa w którym się żyje, nauczyłam się doskonale języka rumuńskiego, poznałam rumuńską historię i darzyłam sympatię rumuńską literaturę i teatr. Ta wiedza pomogła mi zatrzeć ustanowione przez system granice niechęci, lepiej rozumieć oraz spojrzeć inaczej na siebie i innych. Wciąż jednak często dochodzę do wniosku, że byłam tam wówczas obca.
T.L.: Jest Pani tancerką, reprezentantką sztuki, która nie kojarzy się z polityką. Czy władza reżimu Ceauşescu sięgała nawet w tę, bardzo przecież subtelną, dziedzinę?
J.B.: To bardzo ciekawa sprawa. Dziś często przychodzi mi na myśl, że jeśli nawet rządzący nie mieli prawdziwego szacunku dla sztuki, to pewien obowiązek, swego rodzaju protokół, nakazywał im traktować ją jako element swoistego „okna wystawowego”. Czasem myślałam, że bycie artystą-faworytem reżimu musi być obrzydliwe. Oczywiście, cenzura szalała, zamawiana odgórnie poezja rozkwitała, cała mnogość kiczowatych prac artystycznych powstawała po to, by uczcić system komunistyczny. Dobrze nauczyłam się wówczas tego, czym jest zły gust lub jego zupełny brak. Z drugiej strony, nauczyliśmy się widzieć to, co poza słowami. Ówcześni politycy nie mogli przecież powiedzieć, że Szekspir napisał sztukę przeciwko nim, a mądrzy reżyserzy teatralni mogli dzięki temu tworzyć opozycyjne przedstawienia omijając zapisy cenzorskie.
T.L.: Pani wspomnienia pokazują Rumunię tamtego okresu jako kraj ogromnej biedy i bałaganu. Czy tak właśnie Pani zapamiętała ten kraj?
J.B.: Tak, taką została w mojej pamięci. Jednocześnie w tym samym kraju widziałam co to znaczy być bogatym. I chciałabym podkreślić, że nie jest to metafora – w ówczesnej Rumunii spotykałam jednocześnie biedaków i bogaczy.
T.L.: Polacy posiadają swoje własne doświadczenia życie w komunizmie. Jaką prawdę o nim chciałaby nam przekazać Pani, jako artystka i Węgierka mieszkająca 20 lat w komunistycznej Rumunii?
J.B.: Opowiedziałam o tym, co pamiętam. Jaką prawdę pokazałam? Moją własną – nie więcej i nie mniej. Tchnęłam w tę opowieść życie i pozwoliłam, by trafiła do innych. Kim jestem, by orzekać, co jest dobre a co złe?