Rycerz na etat

opublikowano: 2016-07-22, 07:22
wolna licencja
Kaskader, treser zwierząt i świetny jeździec. Nieraz już wcielał się w rycerza, kowboja lub husarza, ryzykując zdrowie podczas konnych akrobacji i walk na broń białą. Z wykształcenia – ogrodnik.
reklama

Antoni Olbrychski: Walczysz konno od lat, a w szrankach zostawiłeś sporo zdrowia. Poradziłbyś sobie na średniowiecznym polu bitwy?

Damian Dębski: Poświęciłem temu całe życie, więc wiedziałbym co robić. Oczywiście nie mam stuprocentowej pewności, bo prawdziwe pole bitwy składało się z mnóstwa nieprzewidywalnych sytuacji. Ale nie skreślam swoich szans. Uprawiam joust, czyli konne pojedynki uzbrojonych w kopie rycerzy. W średniowieczu turniejowe walki stanowiły przecież podstawę wyszkolenia bojowego.

Damian Dębski wybrał nietypowy sposób na życie. Od ponad 20 lat organizuje pokazy historyczne, samemu odgrywając rozmaite postaci. Jako rycerz-kaskader występuje w filmach, szkoli aktorów w jeździe konnej i odwiedza turnieje na całym świecie. (fot. Jacek Badowski jacekbadowskiphotography.blogspot.com)

Dwóch rycerzy staje w szrankach, szarżują na siebie, opuszczają kopie… Co się dzieje dalej?

Początkowo na pokazach joustowych uderzaliśmy się twardymi kopiami w tarcze. Nadawało to impetu, żeby efektownie wylecieć z siodła, co zawsze dobrze działało na widzów. Potem do użycia weszła balsa – specjalne, miękkie końcówki, które łatwo się kruszą i amortyzują siłę ciosu. Wtedy już można sobie pozwolić na odważniejsze akcje, bo bezpośrednie uderzenie nie jest tak niebezpieczne jak twardą kopią. Ale oczywiście ryzyko pozostaje.

Aż strach zapytać o kontuzje.

Znajomy dostał kiedyś twardą kopią w hełm. Stal wytrzymała, ale impet zrobił swoje – złamany nos, spuchnięty policzek, dobrze, że zębów nie stracił. Sam miałem już wiele razy połamane żebra, do tego uszkodzone kolano, bark. Ostatnio na planie filmowym złamałem rękę spadając z konia i jeszcze nie odzyskałem w pełni sprawności. No ale to już rutyna. Nawet ta miękka balsa potrafi być niebezpieczna, bo odłamki i drzazgi wpadają w wizurę hełmu. Zdarzają się przypadki utraty wzroku.

Według statystyk joust jest w czołówce najniebezpieczniejszych sportów na świecie. Średnio raz na parę lat ginie jeden jeździec. A przecież to bardzo małe środowisko, w polskiej lidze zarejestrowanych jest 400-500 członków, na świecie może 1500. Cały czas wprowadza się nowe regulacje, żeby ta zabawa stała się mniej ryzykowna. Rzecz w tym, że wielu tego nie chce – pociąga ich właśnie niebezpieczeństwo. To jest prawdziwa frajda. Sam, w pełni świadomie decydujesz się na to i dobrze wiesz co ci grozi.

Skąd pomysł, żeby zostać rycerzem?

W wieku 15 lat zacząłem jeździć konno. Ciężko trenowałem, brałem udział w zawodach. Ale w stajni zawsze leżało dużo sprzętu ze starych rewii, działających jeszcze w latach 70. Stroje historyczne, elementy uzbrojenia… W wolnych chwilach lubiliśmy się tym bawić z kumplami.

Po dwóch latach byłem już niezłym jeźdźcem, więc prezes zaczął zabierać mnie na pokazy i rekonstrukcje. Spodobało mi się przebieranie za postaci z innych epok. Niedługo potem wziąłem też udział w pierwszym filmie – Białe małżeństwo – gdzie zagrałem ułana. W wieku 18 lat założyłem firmę, która skupiała się na pokazach historycznych. I tak działam do dziś. A wcielałem się już chyba w każdego. Rzymskiego legionistę, średniowiecznego rycerza, husarza, jeźdźca z epoki napoleońskiej, kowboja, kawalerzystę Wehrmachtu…

Joust , czyli pojedynek na kopie dwóch konnych rycerzy (fot. Jacek Badowski jacekbadowskiphotography.blogspot.com)

Rekonstruktorów dziś nie brakuje. Ale dla większości to raczej hobby niż sposób na życie?

Profesjonaliści faktycznie stanowią rzadkość, zwłaszcza jeśli chodzi o pokazy konne. Dzisiaj każdy może kupić sobie zbroję, ale nie każdemu chce się poświęcać czas na naukę jazdy. W efekcie podczas pokazów niektórzy starają się raczej nie spaść z siodła niż zaprezentować jakiś kunszt. Oczywiście znam też świetnych jeźdźców, ale są w mniejszości.

Polecamy e-book Antoniego Olbrychskiego – „Pojedynki, biesiady, modlitwy. Świat średniowiecznych rycerzy”:

Antoni Olbrychski
„Pojedynki, biesiady, modlitwy. Świat średniowiecznych rycerzy”
cena:
Wydawca:
Michał Świgoń PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Liczba stron:
71
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-07-5

Książka dostępna również jako audiobook!

Co jeszcze powinien umieć „współczesny rycerz”?

Powinien być bardzo sprawny fizycznie. W pierwszych latach działania firmy jeździliśmy konno codziennie. To był wymóg, bo pokazy mieliśmy co weekend. Ale czego to wtedy nie robiliśmy! Salta, piruety, poczta węgierska [powożenie dwoma galopującymi końmi stojąc na ich siodłach – przyp. AO], dżygitówka… [konne ewolucje akrobatyczne] – nie mieliśmy z tym żadnego problemu.

reklama
Celowanie do obręczy w galopie (fot. Jacek Badowski jacekbadowskiphotography.blogspot.com)

A walka? Jakiś specjalny program treningowy by wyćwiczyć posługiwanie się kopią bądź szermierkę z siodła?

Podstawą są umiejętności jeździeckie, ale szermierkę też trenowałem. Trochę innego podejścia wymaga joust. Dużo zależy wtedy od konia, musi być świetnie wytrenowany i odważny, żeby nie spanikował podczas szarżowania na przeciwnika.

Dziś „rycerskość” nie zawsze kojarzy się z walką. To także etos – odwaga, prawdomówność, kurtuazja wobec dam. Twoja praca to tylko dawanie rozrywki czy starasz się propagować szlachetną postawę?

15 lat temu zacząłem prowadzić żywe lekcje historii w szkołach podstawowych i gimnazjach. Rekonstruktor może wspaniale wpłynąć na dzieci, bo są nim zafascynowane – ma zbroję, miecz i opowiada ciekawe rzeczy. Spotykam czasem osoby, którym kilka lat wcześniej prowadziłem zajęcia i słyszę: „to dzięki panu poszedłem na studia archeologiczne”. Wielu z nich zaczyna też wtedy swoją przygodę z rekonstrukcją. Na początku tylko przebierają się w stroje z epoki, ale z czasem zaczynają grzebać w źródłach, uczyć się historii. Rozwijają się w duchu rycerskiej postawy, więc etos nie ginie. Zdobywają też wiedzę i są wyczuleni na szczegóły. Dzięki temu nie popełniają potem głupich błędów. Na przykład nie mylą husarza z huzarem. Albo nie wołają „o, rycerz!” na kowboja.

Jak nazwałbyś swój zawód?

Z tym mam zawsze problem, zwłaszcza w urzędzie. Więc mówię przeróżne rzeczy – organizator imprez historycznych, kaskader. Na tego ostatniego mam zresztą licencję, więc to chyba najbliższe prawdy. Rzecz w tym, że robię jeszcze masę innych rzeczy. Potrafię wykonywać historyczne uzbrojenie i zarabiam na tym – jestem więc jednocześnie kowalem i płatnerzem. Na planie filmowym, poza odgrywaniem niebezpiecznych scen i szkoleniem aktorów, zajmuję się też tresurą zwierząt. A z wykształcenia jestem ogrodnikiem.

Lubisz tę pracę?

Oczywiście. I podchodzę do niej z pasją. Ale zdarzają mi się też gorsze dni. Mam wtedy wrażenie, że ścieżka, którą obrałem jest bez sensu. Jeśli przez dłuższy czas nie pojawiają się żadne zlecenia to dochodzi inny dylemat – za ostatnie grosze kupić bułkę dla siebie, czy marchewkę dla wierzchowca. Ciężko też pracuje się z kontuzjami. Ostatnio na przykład robiłem konny pokaz mimo złamanej ręki. Show must go on.

Jesteś w fachu ponad 20 lat. Nie kusi Cię, żeby powiesić już miecz na ścianie i osiąść gdzieś na stałe?

Na razie o tym nie myślę. Jestem potrzebny w wielu miejscach Polski. Zdarza się, że jednego dnia jadę zrobić pokaz w górach, a drugiego nad morzem. Tygodniowo pokonuję nawet 1000 kilometrów, więc samochód to mój drugi dom. Jeżdżę autem campingowym, które przerobiłem tak, by można było w nim mieszkać.

Zresztą to świetna okazja, żeby zobaczyć trochę świata. Na różne imprezy czy plany filmowe byłem zapraszany do Skandynawii, Belgii, Holandii, Francji… W tym roku odwiedziłem Kanadę. Poznałem rekonstruktorów z każdego zakątka Ziemi, nawet z Australii.

Czym chciałbyś się zająć na starość? Znajdziesz wreszcie ciepłą posadkę, czy – jak Maćko z Bogdańca – będziesz szykował się do bitwy mimo siódmego krzyżyka na karku?

Póki co wygląda na to, że zostanę w swoim fachu do późnej starości. Może nawet dłużej niż do siedemdziesiątki. Z drugiej strony ostatnio przeprowadzam coraz więcej szkoleń, na których przekazuję ludziom swoje rekonstruktorskie doświadczenia. Uczę na przykład animatorów w parku rozrywki jak skutecznie odgrywać wojownika – jak się poruszać, odzywać, walczyć. Znam się też na dawnych rzemiosłach. Roboty mi nie zabraknie.

Polecamy e-book Antoniego Olbrychskiego – „Pojedynki, biesiady, modlitwy. Świat średniowiecznych rycerzy”:

Antoni Olbrychski
„Pojedynki, biesiady, modlitwy. Świat średniowiecznych rycerzy”
cena:
Wydawca:
Michał Świgoń PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Liczba stron:
71
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-07-5

Książka dostępna również jako audiobook!

reklama
Komentarze
o autorze
Antoni Olbrychski
Absolwent Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Interesuje się historią średniowieczną i nowożytną, w szczególności wojskowością i życiem codziennym. Instruktor szermierki, członek Akademii Szermierzy. Członek Towarzystwa Opieki nad Zabytkami w Czersku i edukator na Zamku Królewskim w Warszawie.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone