Roman Konik – „W obronie Świętej Inkwizycji” – recenzja i ocena

opublikowano: 2016-09-19, 08:00
wolna licencja
Największy terror w dziejach. Prefiguracja Gestapo i WCzeka. Ogrom zbrodni, ludobójstwo w imię Chrystusa... A może po prostu temat tyleż dobrze zbadany przez historyków, co w przestrzeni społecznej rozumiany w skrajnie powierzchowny sposób?
reklama
Roman Konik
W obronie świętej Inkwizycji”
cena:
20,00 zł
Wydawca:
Wektory
Rok wydania:
2004
Okładka:
: miękka
Liczba stron:
212
Format:
160 x 235 mm
ISBN:
978-83-9188-474-4

Inkwizycja pozostaje tematem zmitologizowanym w zbiorowej świadomości. Wokół jej funkcjonowania narosła nieprawdopodobna ilość banalizacji i nieporozumień. W ogromnej mierze wynika to z przesiąkniętego ideologią, uproszczonego dyskursu, odbywającego się pod dyktando silnych resentymentów. Walkę z jej zwulgaryzowanym obrazem podjął Roman Konik, już w tytule swojej pracy stając „w obronie Świętej Inkwizycji”, czyniąc to z pozycji wierzącego katolika.

Tytuł w pełni zdradza ambicje autora. Nie mamy zatem do czynienia z pracą, pisaną sine ira et studio. Konik, doktor habilitowany nauk humanistycznych w zakresie filozofii (uzyskana w 2013 roku), estetyk, nie może jednoznacznie zdecydować, jaką rolę przyjmuje, pisząc o Inkwizycji. W jego pełnych pasji wywodach pomieszaniu ulegają głosy badacza, moralisty i apologety. Powoduje to, że pracy, pełnej skądinąd wartościowych argumentów, w ciągu kilkunastu lat od pierwszego wydania trudno było trafić do świadomości osób nastawionych krytycznie wobec katolicyzmu.

Już od pierwszych stron Konik jawi się jako krytyk kierunku prezentystycznego. Inkwizycji nie można zatem odrywać od kontekstu jej powstania i realiów epok, w jakich funkcjonowała. Pojawia się zresztą pytanie: o jakiej Inkwizycji mówimy? Biskupiej, papieskiej, hiszpańskiej, rzymskiej? Autor słusznie rozgranicza te byty. Średniowieczne monarchie były państwami religijnymi, opartymi na instytucjach chrześcijańskich. W epoce stricte religijnej legitymizacji władzy, ruchy heretyckie stanowiły nie tylko zakwestionowanie pozycji Kościoła. Były równocześnie traktowane jako zamach na władzę, niezmiennie postrzegane w kategoriach wyzwania dla systemu społecznego, którego fundamentem pozostawało chrześcijaństwo i oficjalny Kościół. Podany jest przykład katarów, potępiających zwyczaj przysięgi – instytucji, będącej fundamentem feudalizmu i podstawą życia społecznego.

System, w którym dominowała perspektywa eschatologiczna, nie przewidywał miejsca dla wszelkich ruchów, odbierających prawomocność pojęciom, na jakich budowano zbiorowe życie. Było tak dlatego, że błąd w sprawach wiary narażał, w ówczesnej percepcji, zwiedzione osoby na wieczne potępienie. Z tego punktu widzenia – jak dowodzi Konik – herezjarcha, uznawany zresztą za przestępcę przede wszystkim na gruncie prawa świeckiego na równi z gwałcicielami czy podpalaczami, był groźniejszy niż morderca. Ten ostatni bowiem odbierał człowiekowi ledwie kilkadziesiąt lat doczesności, przywódca heretycki zaś, zwodzący masy swoim błędem, narażał bliźnich na „wieczne odcięcie”. Filozof jest zwolennikiem popularnej w środowiskach integrystycznych tezy, iż Inkwizycja, za cenę śmierci setek osób, niejednokrotnie zdusiła niepokoje, mogące kosztować życie setek tysięcy (argument taki podawał m.in. Joseph de Maistre). Pokazuje to, że argumentacja historiozoficzna współistnieje w książce Konika z rozważaniami apologetycznymi.

reklama

Rzeczywiście, uporządkowanie procedur postępowania wobec heretyków, zapobieganie samosądom, stosunkowo rzadka obecność tortur (i poprzestawanie na jednej serii w przypadku ich zastosowania), wyroki śmierci sumarycznie nieprzekraczające 5% spraw, prawo oskarżonego do kontaktu z rodziną, wyłączenie odpowiedzialności niepoczytalnych, wielokrotne w czasie całego przewodu umożliwianie skruchy i uniknięcia poważniejszej kary, ok. 2 tys. wyroków śmierci hiszpańskiej Supremy w latach 1484-1700 – wszystkie te fakty nie pasują do obrazu Inkwizycji jako wszechwładnej, tajnej policji wiary, stojącej ponad prawem i obracającej setkami tysięcy ludzkich istnień (w internetowych dyskusjach pojawia się nawet wartość... 68 milionów śmiertelnych ofiar). Podobnie jak Bernardo Gui, który w ciągu 16 lat inkwizycyjnej aktywności przekazał sądom świeckim sprawy łącznie 42 osób na 913 skazanych (co zazwyczaj oznaczało karę śmierci), niewiele ma wspólnego z obrazem krwawego psychopaty i stereotypem, ugruntowanym w poczytnej książce i modnym filmie.

Potoczna wiedza o Inkwizycji, oparta na popkulturowych bajkach, nie ma – szeroko dowodzi Konik – wiele wspólnego z prawdą. Autor wylicza kary, jakie najczęściej wymierzano heretykom: regularna modlitwa, pielgrzymka, udział w krucjacie, noszenie szat pokutnych, obrzęd pojednania, nieporównanie rzadziej - „więzienie wieczyste” czy stos. Przypomina, że autorzy nieprzychylni Kościołowi nierzadko do rzeczywistych egzekucji dodawali spalenia symboliczne ([in egffigie]) w przypadku nieobecności lub śmierci oskarżonego, zawyżając przez to liczbę ofiar. Podobnie rozwiewa mity wokół często dyskutowanego obrzędu auto-da-fe, który rzadko kiedy kończył się spaleniem winnego herezji na stosie.

reklama

Pisząc to wszystko, Konik pomija niestety niektóre kary, właśnie w ówczesnym systemie szczególnie dolegliwe. Nie pisze o konfiskatach majątków czy burzeniu domów heretyków bądź osób, udzielających kacerzom schronienia. Swoją narrację wzmacnia argumentem, że dopiero Inkwizycja papieska uporządkowała przewód sądowy, poddała go zobiektywizowanym procedurom, a oskarżony zawsze mógł liczyć na obrońcę. Autor nie dodaje jednak, że obrońca mógł rozmawiać z oskarżonym wyłącznie w obecności inkwizytora, nie mógł kontaktować się z rodziną swojego „klienta”, miał obowiązek powiadomić Trybunał o dowodach herezji, gdyby takie odnalazł, ostatecznie zaś – ciążył na nim obowiązek przekonania oskarżonego, aby przyznał się do winy. Konik, entuzjastycznie porównując wprowadzenie obrońcy z urzędu (wynagradzanego zresztą przez Trybunał) do praw oskarżonego we współczesnym, demokratycznym państwie prawa, dopuszcza się zauważalnej manipulacji.

Roman Konik
W obronie świętej Inkwizycji”
cena:
20,00 zł
Wydawca:
Wektory
Rok wydania:
2004
Okładka:
: miękka
Liczba stron:
212
Format:
160 x 235 mm
ISBN:
978-83-9188-474-4

Autor wskazuje, że tortury były w opisywanych czasach rozpowszechnioną praktyką sądownictwa świeckiego, ograniczoną w procesach inkwizycyjnych. Dodaje, że ruchy heretyckie delegitymizowały oparty na ortodoksji porządek społeczny i że pospolici przestępcy często starali się o to, by postawiono ich przed Trybunałem Inkwizycyjnym. Konik powtarza jednak te argumenty tyle razy (herezje jako ruchy antysystemowe – kilkunastokrotnie w całej książce), że zamiast przekonać czytelnika do swoich racji, osiąga jego znużenie.

reklama

Wstępny rozdział, w którym autor miał zamiar ukazać „krajobraz średniowiecza”, częściowo rozmija się z nadanym tytułem. Obraz epoki zarysowano w sposób niepełny. Konik celnie wypunktowuje jednak stereotypowe spojrzenie na średniowiecze jako na tysiąclecie niezmiennej ciemnoty i cywilizacyjnego zacofania. Oczywiście nie musi w tym względzie przekonywać historyków. Pobieżna lektura polemik internautów na różnych portalach społecznościowych wskazuje jednak, że mity, mimo tylu wysiłków badaczy i popularyzatorów, wciąż niepodzielnie żądzą zbiorową wyobraźnią. Uwagę zwraca rzetelne przytoczenie praktyk inkwizytorów, przekraczających otrzymane plenipotencje (s. 92).

Niestety, praca nie trzyma równego poziomu faktograficznego. Analizując ruchy heretyckie, autor praktycznie unika problemu uwarunkowań i przyczyn, jakie towarzyszyły ich narodzinom. Czytelnik z pracy Konika nie dowie się o takich zjawiskach, jak zeświecczenie i feudalizacja kleru, symonia, nikolaizm czy rozczarowanie umiarkowanymi efektami reformy gregoriańskiej. Dziwi brak wszystkich tych pojęć w pracy, której bez mała czwartą część stanowi opis herezji. Konikowi nie udało się przy tym uniknąć jednostronności. O ile, zwłaszcza w lewicowej publicystyce, Kościół niezmiennie obsadza się w roli zbrodniczej instytucji, herezjarchowie zaś to szlachetni idealiści, tak u Konika heretycy zawsze są żądnymi zbrodni destruktorami doskonałego porządku Civitas Christiana, a Kościół niezmiennie występuje jako krystaliczny obrońca przyrodzonego ładu. Autor nie ukrywa, zresztą, swojej głębokiej fascynacji średniowieczem. Zapewnienia o błogiej i spokojnej egzystencji człowieka wieków średnich, niekiedy tylko zakłócanej rozwojem zbrodniczych herezji, brzmią jak nostalgia za rajem utraconym. Na s. 187 Konik współcześnie obowiązującą koncepcję wolności nazywa „o wiele bardziej okrutną” w porównaniu ze średniowiecznym pojęciem wolności chrześcijańskiej.

W rozważaniach Konika frazeologia katolickiej apologetyki pojawia się zresztą częściej. Charakterystycznie w tym kontekście wygląda odwoływanie się autora do „Słownika apologetycznego” jeszcze z XIX stulecia. Konik popiera Indeks Ksiąg Zakazanych i wyraża nieskrywany żal z powodu jego zniesienia. Poświęcony mu rozdział ma charakter publicystyczny, a czytelnik nie dowiaduje się czegokolwiek konkretnego o Indeksie wprowadzonym przez Sobór Trydencki. Autor jawi się jako krytyk ekspiacyjnego nurtu we współczesnym Kościele. Wskazując na zagrożenia, jakie widzi w ekumenizmie, zdradza oblicze lefebrysty.

reklama

Całokształt sprawiałby znacznie lepsze wrażenie, gdyby nie to, że w pracy roi się od błędów merytorycznych. Dla meritum mają one drugorzędne znaczenie, co jednak nie powoduje ich unieważnienia. Na s. 13 autor informuje czytelnika, że Codex Theodosianus (penalizujący herezje) jest „późniejszy” niż Codex Iustinianus, podając następnie błędną datę pierwszego z dokumentów. Wątpliwości budzi dość nieostrożne stwierdzenie z tej samej strony, iż „od VI do XI wieku, z wyjątkiem nielicznych przypadków (...) heretycy nie ulegają prześladowaniom”. Pierwsze „masowe herezje” to dla Konika dopiero X stulecie (s. 19). Rzeczywiście, herezje średniowieczne tym się różniły od wczesnochrześcijańskich, że były ruchami egalitarystycznymi i rewolucyjnymi, angażując nie tylko kręgi duchowne. Czy jednak monofizytyzm, ogarniający w V i VI wieku całe wschodnie diecezje Cesarstwa Bizantyńskiego, prowadzący do wyodrębnienia Kościołów przedchalcedońskich, nie był ruchem masowym?

Na s. 70 autor pisze o męczeńskiej śmierci Piotra z Werony, wiążąc ją z oburzeniem wiernych, prowadzącym do krucjaty przeciwko albigensom (w rzeczywistości – wcześniejszej). Śmierć tego samego dominikanina błędnie kojarzy z czasami pontyfikatu Innocentego III (s. 70). Na s. 124 Konik pisze, że Joanna d'Arc „w 1321 roku została schwytana i uwięziona przez Anglików”. W rozdziałach o Giordano Bruno i Galileuszu zapewnia, że ich procesy dotyczyły głównie kontrowersji teologicznych i buduje w oparciu o to swoją narrację, co stoi w jawnej sprzeczności z aktami sądowymi.

reklama

Nie zawsze wychodzą autorowi nawiązania do nowszej historii. Na s. 191-192, odnosząc się do przypisywanej współczesnemu Kościołowi niechęci do walki o ortodoksję, dokonuje zestawienia tego zjawiska z „zaniechaniem wypowiedzenia wojny prewencyjnej Hitlerowi w 1935 roku przez Piłsudskiego”. Rzeczywiście, Marszałek miał takie plany, ale nie w 1935 roku, kiedy stał nad grobem, a przed 26 stycznia 1934 roku, kiedy zawarto w Berlinie deklarację o niestosowaniu przemocy w stosunkach wzajemnych. Zastanawia ponadto, dlaczego zwolennik katolickiej ortodoksji nie raz i nie dwa razy nazwę instytucji Kościoła pisze małą literą. Niezrozumiały jest także brak bibliografii (sic!), którego nie rekompensują dobrze prowadzone przypisy. Nieścisłości i ewidentne błędy zastanawiają zwłaszcza z uwagi na swoją obecność w trzecim już, recenzowanym wydaniu pracy.

„W obronie Świętej Inkwizycji” ma niezaprzeczalną wartość merytoryczną, ilekroć tylko autor na chwilę przestaje być apologetą i stara się wejść w buty badacza. Wypada przyznać, iż sam tytuł pracy to miejsce, w którym autor jednoznacznie wyjaśnił, że jego publikacja nie jest bezstronną analizą. Dla kogo zatem jest ta książka? Z pewnością – dla katolików zachwianych w wierze, potrzebujących argumentów w sporach historycznych i światopoglądowych. Dla kogoś jeszcze? Być może, dla osób poszukujących spójnie wyrażonego stanowiska środowisk katolickich, i to tej ich części, która z nieskrywaną dozą konfuzji przyjmuje niektóre wypowiedzi papieża Franciszka. Wartością pracy jest dekonstrukcja utrwalonego w kulturze masowej obrazu Inkwizycji. Zasadniczym minusem – właśnie kontaminacja ról, w jaką popadł autor, misję naukowca łączący z prawdziwą pasją ortodoksyjnego katolika.

reklama
Komentarze
o autorze
Łukasz Ścisłowicz
Łukasz Ścisłowicz (ur. 1985). W 2009 roku ukończył studia na Wydziale Historyczno-Pedagogicznym Uniwersytetu Opolskiego. Od lat pracuje w sektorze edukacji prywatnej. Autor książki "Cesarstwo Rzymskie. Ograniczona monarchia czy autokracja? Pryncypat" (2015) oraz zbioru zadań "Matura z historii. Arkusze maturalne" (2018). Interesuje się historią instytucji politycznych i społecznych w starożytności, ze szczególnym uwzględnieniem następujących zagadnień: zbiorowa świadomość, społeczne podziały i konflikty, ideologia i władza w świecie rzymskim.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone