Robert Fabbri - „Wespazjan. Utracony orzeł Rzymu” - recenzja i ocena
Podobno na wieść o masakrze wojsk Publiusza Kwintiliusza Warusa w Lesie Teutoburskim stary princeps August miał podobno wykrzynąć Warusie! Oddaj mi moje legiony!. Mimo wyklinań adoptowanego syna Juliusza Cezara, adresat próśb pozostał głuchy na te prośby i ponad 20 tysięcy legionistów oraz żołnierzy jednostek pomocniczych należało na zawsze skreślić z list ewidencyjnych rzymskiej armii.
Klęska na trwałe zapisała się w świadomości potomków Romulusa i Remusa. Numerów zniszczonych legionów XVII i XIX – uznanych za feralne – nigdy już nie użyto. Na pomysł użycia XVIII wpadł Neron, jednak już Wespazjan postanowił nie kusić losu i zrezygnował z tej ostatniej pechowej liczby. Czy rzeczywiście starcie stoczone w zielonych kniejach Lasu Teutoburskiego aż tak oddziaływało na rzymską świadomość? Nie mnie na to pytanie odpowiadać, jednak czy przypadkiem po osławionej klęsce Rzymianie nie ewakuowali Germanii i – nie licząc kilku przyczółków – nie okopali się na południowym brzegu Renu? Zastanawiające…
Musiało to również zastanowić Roberta Fabbriego, autora cyklu powieści historycznych, w których przedstawia swoją interpretację szczegółów kariery Flawiusza Wespazjana, przyszłego princepsa i istnego restitutor orbis po karuzeli „Roku Czterech Cesarzy”. Kolejna część dzieła pióra amerykańskiego pisarza nosi interesujący tytuł Utracony Orzeł Rzymu. Orzeł jest oczywiście ważnym, ale jedynie przedmiotem, a nie podmiotem całej opowieści.
To, co zazwyczaj Fabbriemu świetnie się udaje to konstrukcja samej intrygi. Oczywiście zadanie ma ułatwione – czasy Dynastii Julijsko-Klaudyjskiej dostarczyły aż nadto materiałów, wystarczyło je tylko lekko „obrobić”. I po raz kolejny – choć Czytelnicy moich recenzji mogą uznać, że to dość oklepane określenie – udało się Autorowi stworzyć ciekawą wizję historycznych wydarzeń.
Powieść historyczna musi przede wszystkim zawierać wyraźnie zarysowane tło epoki. Wymaga to od twórcy solidnej wiedzy na temat czasów, w których odbywa się akcja. Fabbri pokazuje – już tradycyjnie – że odrobił lekcję. Naszą podróż Zaczynamy zatem na korytarzach pałacu cesarskiego, gdzie grupa oficerów wybitnie niezadowolonych z rządów Kaliguli zbiera się, żeby zrobić wiadomy użytek z gladiusów. Pośród miłośników dynamicznego korzystania z krótkich śmiercionośnych mieczy rzymskich jest brat tytułowego Wespazjana, Sabinus. Jak wiemy z historii zamach na Kaligulę udał się w stu procentach. I właśnie tu zaczyna się właściwa akcja.
Fabbri prowadzi nas krok po kroku przez proces obejmowania władzy przez Klaudiusza. Był to chyba ostatni moment, kiedy senatorowie na poważnie zastanawiali się nad powrotem do starego republikańskiego ustroju. Debaty, spiski, plany, pogróżki, knowania – nie potrzeba Tacyta czy Swetoniusza, żeby widzieć i słyszeć poruszenie w senacie – wystarczy sięgnąć po recenzowaną pozycję.
Niezwykle ciekawie przedstawiono opis kampanii brytyjskiej Klaudiusza. Poznajemy ją od podszewki. Cesarski sekretarz Narcyz chce wzmocnić – a może raczej od zera zbudować – prestiż swojego patrona w oczach wojska. W końcu cesarza wybiera senat, lud i wojsko, przy czym mimo wszystko najbardziej liczą się głosy tego ostatniego. I tu dość istotnym elementem jest orzeł, po którego wybiera się Wespazjan, Sabinus i grupa batawskich kawalerzystów. Muszą skorzystać z pomocy potomka największego wroga Rzymian i sprawcy ich największego upodlenia. Ironia losu, prawda? A potem planowanie trudnej kampanii i walka wśród moczarów i puszcz Brytanii.
Kampania brytyjska piórem Fabbriego z pewnością barwnie oddaje dramatyzm sytuacji politycznej Rzymu. Działania wojenne nie są najważniejsze, założone cele też schodzą na dalszy plan – najważniejsze są machinacje mające wesprzeć cesarza Klaudiusza. Mówiąc wprost, Fabbri ma specyficzne zdanie na temat rzymskich legionów: dowódca wyprawy i czterech legatów zdają się bardziej zajmować intrygami pałacowymi niż wojną.
Niestety, trochę brakuje barwnego opisu działań wojennych – więcej jest ich we wcześniejszych partiach książki opisujących wyprawę po orła niż na głównym teatrze wojny. Pamiętając interesujący opis bitwy pod Medway z książki Douglasa Jacksona Klaudiusz, czekałem na podobny dramatyzm i szczegóły, ale jednak znowu kwestie polityczne wygrały. W sumie nie ma się czemu dziwić: chodzi wszak o karierę Wespazjana, a ta zależała przede wszystkim od układów politycznych.
Fani przygód Wespazjana po przeczytaniu kolejnego tomu przygód ich ulubieńca z pewnością nie powinni być zawiedzeni. Fakt, że mogą lekko nużyć sentymentalne opisy momentów jakie Wespazjan spędzał ze swoją ukochaną. Trochę ciężko mi uwierzyć, że człowiek na tyle odważny by zasnąć na recitalach Nerona, miał w sobie szczyptę romantyzmu. Ale to licencia poetica Autora, która dodaje kolorytu potomkowi Flawiuszy, co pod Zamą powstrzymywali natarcie weteranów Hannibala. Jedno jest pewne – gdyby rzymska polityka była taka, jak ją widzi Fabbri, czytalibyśmy gotowy scenariusz na serial. Naprawdę.