Plemienne scrabble - co było przed państwem Mieszka I?
Zobacz też: Chrzest Polski i początki państwa polskiego
Zobacz też: Imperium Lechitów nie istniało – baza artykułów
Szkolna wersja narodzin Polski. Polanie, Polska i Polacy to triada pojęć definiujących podstawy naszej tożsamości narodowej, wywodzonej od starodawnego plemienia, które dało dynastię władców piastowskich. Stopniowo podporządkowali oni sobie sąsiednie ludy, które uznały wiodącą rolę Polan w jednoczeniu pokrewnych sobie plemion polskich, zwanych kiedyś lechickimi. Kulminacja budowy państwa terytorialnego nastąpiła pod rządami naszego pierwszego historycznego władcy Mieszka I, który objął władzę zwierzchnią nad terytorium, które nazywał państwem gnieźnieńskim. Własnym nawróceniem w 966 r. dał on przykład poddanym, którzy zgodnie poszli w ślady swojego władcy. Dało to początek chrześcijańskiemu państwu przetrwałemu aż do dzisiaj.
Ta piękna opowieść, znana już każdemu uczniowi, ma jedną zasadniczą wadę – jest w znacznej części nieprawdziwa! Dotyczy to głównie jej plemiennego początku, który jest utkany z domysłów o tak niskim poziomie wiarygodności, że co najwyżej możemy go nazwać wizją legendarną. Na usprawiedliwienie jej zwolenników można powiedzieć, że źródła historyczne dotyczące tego okresu są bardzo nieliczne i niejasne. Tym bardziej jednak trzeba unikać nadinterpretacji przedstawianych jako prawdziwa historia.
Stagnacja kulturowa. Jej weryfikację trzeba zacząć od wprowadzenia w czasy wcześniejsze, kiedy starożytni komentatorzy dostrzegli w Europie środkowo-wschodniej Sklavinów, czyli Słowian. Problem ich pochodzenia jest pewnie nierozstrzygalny na obecnym stanie wiedzy archeologicznej i historycznej. Ani bowiem skromne źródła pisane, które przetrwały do dzisiaj, ani znaleziska archeologiczne nie mogą rozstrzygnąć okoliczności pojawienia się w VI w. na mapie Europy nowego ludu, który mógł przywędrować z innego regionu lub być kontynuatorem wielowiekowej tradycji lokalnej. Nowy impuls do tej dyskusji mogą wnieść chyba tylko przeprowadzone na masową skalę badania DNA kości ludzi pochowanych we wczesnym średniowieczu w Polsce i w innych częściach Europy. Może pozwoli to ustalić przebieg procesów demograficznych i powiązania genetyczne pomiędzy mieszkańcami różnych części kontynentu.
Nie ma to jednak większego znaczenia dla sformułowania odpowiedzi na pytanie, jaka była sytuacja na ziemiach polskich przed wejściem państwa piastowskiego na scenę geopolityczną Europy środkowo-wschodniej w drugiej połowie X w.
Aż do początków IX w. zdawała się tu dominować prosta kultura nastawiona na przystosowanie i przetrwanie, a nie rozwój i ekspansję. Nie widać elit manifestujących swój status, wyróżniających się zasobnością materialną. Brak jest śladów szerszego otwarcia na zewnątrz w postaci przedmiotów importowanych z większej odległości. Nie ma wiele broni, ale też i bogactw, których trzeba by bronić przed potencjalnym zagrożeniem. Poza nielicznymi wyjątkami nie widać miejsc, które można by uznać za centralne – np. ośrodków kultowych. Niewyspecjalizowana gospodarka rolno-hodowlana uzupełniana zbieractwem i polowaniem nie dostarczała nadwyżek, które można było przejąć w celu sfinansowania jakiegoś projektu politycznego.
Pojawienie się grodów. Po stuleciach stagnacji kulturowej dopiero IX w. przyniósł wyraźniejsze zmiany odzwierciedlone w znaleziskach archeologicznych. Najważniejszą nowością było budowanie grodów otoczonych drewniano-ziemnymi wałami. Ich wznoszenie zmieniało topografię polityczną, gdyż ustanawiały one miejsca centralne, wokół których skupiały się relacje społeczne i gospodarcze. Nie wiemy, czy te pierwsze umocnione osady spełniały raczej funkcje obronne, czy też raczej symboliczne, jako materialna manifestacja istnienia lokalnych ośrodków władzy.
Wskazują one jednak, że nastąpiło dzielenie niezróżnicowanej dotąd sieci osad wiejskich na ześrodkowane wokół grodów „komórki”. Ich twórcy i zarządcy stanowili elity społeczno-polityczne, które wykazywały naturalną skłonność do wzajemnego konkurowania o status, wpływy, wielkość kontrolowanego terytorium i zyski z zajmowania centralnej pozycji w strukturze organizacyjnej. Chęć wzmacniania i powiększania zakresu swojej władzy mogła prowadzić do bezpośredniej konfrontacji, czego skutkiem był upadek jednych centrów i wzrost znaczenia innych.
O ile z VII–VIII w. znamy tylko izolowane przykłady z Podlasia (Haćki) i Mazowsza (Szeligi), gdzie Słowianie zbudowali wyniesione osady otoczone wałami, a z VIII w. nieliczne umocnione osady z Małopolski, to później grody pojawiły się we wszystkich regionach. Uznaje się to za wskaźnik przyspieszenia rozwarstwiania społeczeństw, wśród których wyłaniały się elity manifestujące swoją obecność wstawianiem w krajobraz kulturowy obiektów uderzających swoją wielkością.
Pułapka u Geografa Bawarskiego. Zbiegiem okoliczności zachował się krótki dokument z tego czasu. Jest to tekst spisany po 844 r. w którymś ze wschodniofrankijskich klasztorów, np. w Fuldzie. Autor go nie podpisał, więc w XIX w. nazwano go Geografem Bawarskim. Jest to jedyne źródło pisane (tzw. „Zapiska karolińska”), które umożliwia jakiś wgląd w okres dynamicznych zmian uchwyconych przez archeologów. Zawiera ono swego rodzaju briefing – poręczny skrót wiedzy na temat ziem położonych na wschód od granic państwa wschodnio-frankijskiego, ustalonych wówczas na Łabie i Dunaju. Tę notatkę sporządzono dla króla Ludwika Niemieckiego, który zapewne zażądał informacji o ludach zamieszkujących na wschód od jego państwa. Zlecenie wykonano, próbując zebrać dostępną wówczas wiedzę. Najwyraźniej była ona daleka od dokładności, co skutkuje dziś kłopotami interpretacyjnymi.
Władca dostał nieuporządkowany geograficznie spis nazw jakichś ludów, którym przypisano konkretne liczby jakichś civitates. Unikatowość tego tekstu sprawiła, że pochylały się nad nim pokolenia polskich mediewistów wiedzionych nadzieją znalezienia wskazówek oświetlających sytuację, która poprzedziła wyłonienie się państwa piastowskiego. Badacze uznali, że jest to lista zorganizowanych terytorialnie plemion, zaś civitates skwapliwie utożsamili z ich grodami. Nazwy „etniczne” – zniekształcone przez piszącego po łacinie autora – spolszczono z pomocą prostych skojarzeń: Prissani to Pyrzyczanie, Milzane to Milczanie, Verizane to Wierzyczanie, Opolini to Opolanie itd.
Tekst jest fragmentem Pomocnika Historycznego POLITYKI „Narodziny Polski”:
Taki zabieg pozwolił wyrysować mapy, na których owe plemiona umieszczono w miejscach, gdzie znajdują się utożsamione z nimi nazwy geograficzne: Pyrzyce, Milsko, Wierzyca, Opole itd. Względną siłę tych organizacji ustalono, kierując się liczbą civitates przypisaną im przez Geografa Bawarskiego. Puste miejscach na takich mapach stopniowo zapełniano plemionami wymyślanymi przez historyków i archeologów (np. Staropodlasianie, Płocczanie lub Sandomierzanie), co pozwoliło pokryć cały obszar dzisiejszej Polski organizacjami terytorialnymi.
Projekcja plemion. Przy tym w dyskusjach nad okresem przedpaństwowym starannie unikano precyzyjnego zdefiniowania wczesnośredniowiecznego plemienia słowiańskiego. Pozwalało to intuicyjnie przypisywać takiemu tworowi cechy rozbudowanej organizacji identyfikowanej nazwą i trwale zajmującej konkretne terytorium. Mogło się ono rozrastać w miarę, jak małe plemiona przekształcały się w wielkie plemiona, a te tworzyły jeszcze większe związki zarządzane przez plemiennych książąt. W połowie X w. ten układ miał zostać zdominowany przez centralnie położone plemię Polan, którego władcy dali nowemu państwu dynastię piastowską.
Niestety, nikt nie potrafił opisać mechanizmu tej ewolucji, w wyniku której terytoria pokrewnych sobie plemion zostały stopniowo połączone w scentralizowaną organizację państwa wczesnośredniowiecznego. Największą słabością tej atrakcyjnej przez swoją prostotę wizji jest brak jakichkolwiek wiarygodnych informacji o istnieniu kluczowych dla tego rozumowania Polan, od których wywodzono wszak nazwę państwa i jego mieszkańców. Niepewność dotyczy również wielu innych polskich plemion (np. słynnych Wiślan i Wolinian), których długotrwałe istnienie wydaje się coraz bardziej wątpliwe.
Te wątpliwości wynikają z postępu badań antropologicznych nad społeczeństwami tradycyjnymi, wśród których nie stwierdzono funkcjonowania trwale rozpoznawalnych dużych organizacji terytorialnych. Tak chętnie opisywane w XIX w. plemiona afrykańskie, amerykańskie czy australijskie okazały się konstrukcjami samych badaczy, którzy starali się podzielić opisywane populacje na jakieś wyraźnie wydzielone ugrupowania charakteryzujące się odmienną kulturą.
Organizacje wodzowskie. Dzisiejsza antropologia zrezygnowała już z wydzielania i opisywania istniejących obiektywnie plemion, wprowadzając znacznie mniej precyzyjne pojęcie etniczności jako subiektywnego postrzegania świata. Pozwala ona poszczególnym ludziom rozpoznawać swoich i obcych, jest jednak zmienna, nietrwała i zależna od aktualnej sytuacji. Nigdzie, poza obszarami względnie izolowanymi, nie stwierdzono społeczności o trwałej jednorodności kulturowej. Wręcz przeciwnie, podkreśla się dynamikę i przenikanie się różnych sfer – np. języka, religii czy kultury materialnej, których zasięgi nie pokrywają się ze sobą.
Społeczności przedpaństwowe opisuje się dzisiaj raczej, odwołując do koncepcji tzw. organizacji wodzowskich, w których nie obiektywnie istniejące podobieństwa kulturowe, lecz wola konkretnych ludzi decyduje o powstaniu i trwaniu większych organizacji. To wódz, który dzięki swoim umiejętnościom (np. militarnym), charyzmie i zwykłemu szczęściu zdobył dominującą pozycję społeczną, poddaje swojej kontroli różne sfery życia społecznego. Jego władza jest jednak uwarunkowana zgodą zwolenników, którym musi zapewniać zewnętrzne bezpieczeństwo i wewnętrzny dobrobyt, co przekłada się na ich poparcie polityczne. W przeciwnym razie mogą go obalić i przejść pod skrzydła lepiej rokującego ich oczekiwaniom sąsiada albo wybrać nowego kandydata do przywództwa spośród obecnych w każdym społeczeństwie konkurentów do władzy.
Taki system jest obarczony ciągłą niepewnością, gdyż nieustanne konkurowanie o przywództwo nadawało sytuacji politycznej ogromną zmienność – jedne ośrodki władzy trwały i rosły w siłę, a inne upadały. Tę dynamikę zdaje się odzwierciedlać mnożenie się grodów, których żywot mógł być równie krótkotrwały jak kariera ludzi, którzy zainicjowali ich budowę. To bowiem konkretni ludzie, a nie podobieństwa kulturowe, jednorodność językowa czy wspólna nazwa etniczna decydowali o spójności organizacyjnej ponadlokalnych populacji.
Drużyna Mieszka. Taki system wielu konkurujących ze sobą ośrodków władzy mógł trwać długo, nie wyłaniając wyraźnego lidera. Działo się tak, dopóki wspólne zagrożenie nie zmusiło pomniejszych wodzów do połączenia sił albo gdy jeden z nich wprowadził do swojej organizacji nowatorskie rozwiązania militarne, polityczne lub gospodarcze, które pozwoliły mu podporządkować sobie słabszych sąsiadów. Mógł to być proces przypominający efekt kuli snieżnej, która w miarę wzrostu nabiera szybkości i niszczycielskiej siły.
Tak zrobił Mieszko I, który wedle relacji Ibrahima ibn Jakuba z 965 r. otoczył się przyboczną drużyną, utrzymywaną dzięki zyskom z odnoszonych z jej pomocą sukcesów wojennych. Zastąpienie doraźnej mobilizacji, jako reakcji na konkretną sytuację (obrona lub atak), stale gotową do działania siłą militarną uzależnioną od decyzji jednego człowieka dało też skuteczne narzędzie szybkiego rozstrzygania sporów.
Ta innowacja pozwoliła Mieszkowi I wyrwać się spod kontroli „demokracji wiecowej” i narzucić swoje niekwestionowane jedynowładztwo. Zostało ono wkrótce wzmocnione przez – potwierdzone chrztem władcy – wypromowanie nowej religii, która miała ideologicznie zunifikować rosnące państwo. Najwyższa władza polityczna została wtedy ostatecznie zmonopolizowana przez ród Mieszka, z którego, jak napisał Gall Anonim, wywodzili się przyrodzeni panowie królestwa, nazwani później Piastami.