Partyzanci radzieccy: pod znakiem czerwonej gwiazdy
Motyw wojny partyzanckiej przewijał się w rosyjskiej kulturze od lat. Począwszy od postaci Kuźmy Minina i Dymitra Pożarskiego, kładących kres polskiej okupacji Moskwy w 1612 roku, na „czerwonych” partyzantach z czasów wojny domowej kończąc. Temat powrócił latem 1941 roku wraz z atakiem III Rzeszy na Związek Radziecki. 29 czerwca Stalin podpisał dyrektywę nr P509, wzywającą wszystkie przyfrontowe struktury państwowo-partyjne do tworzenia grup partyzanckich i sabotażowych.
Pierwsze takie oddziały składały się niemal wyłącznie z osób „politycznie pewnych”, czyli zadeklarowanych komunistów, komsomolców bądź zaufanych działaczy bezpartyjnych. Ludzie operujący na tyłach wroga mieli gwarantować działanie w interesie partii i nie dopuścić do niekontrolowanej samowoli partyzantów. Taki stan utrzymał się jednak bardzo krótko, ponieważ wraz z przesuwaniem się linii frontu na wschód, w lasach ukrywało się coraz więcej tzw. okrużeńców, czyli byłych czerwonoarmistów z rozbitych jednostek, którzy dołączali do istniejących już oddziałów lub formowali własne. Nie zawsze było to motywowane chęcią dalszej walki – część okrużeńców chciała przebić się na terytorium ZSRR, inni pragnęli po prostu przeczekać wojenną zawieruchę. Wraz ze wzrostem liczebności partyzantów na terytorium niemieckim, do kierownictwa w Moskwie docierały sygnały o konieczności utworzenia centralnego dowodzenia, które zwiększyłoby skuteczność ruchu. W związku z tym, w maju 1942 roku powołano Centralny Sztab Ruchu Partyzanckiego (CSPD) z dotychczasowym pierwszym sekretarzem KC Komunistycznej Partii Białorusi, Pantielejmonem Ponomarienką, na czele. Od tego momentu to CSPD stanowił główny organ nadzorujący działanie wszystkich leśnych oddziałów, poddając je tym samym pod ścisłą kontrolę Moskwy.
Partyzanci radzieccy: w leśnej głuszy
Pierwsze akcje radzieckiej partyzantki były mało skuteczne i przeprowadzane niezbyt często. Decydował o tym bardzo słaby stan uzbrojenia oraz wyszkolenia jednostek. Brak zaopatrzenia z centrali, słaba sytuacja Armii Czerwonej na froncie oraz niechęć ludności cywilnej – szczególnie na terenach zajętych w 1939 roku – doprowadziły do bierności i ostudzenia zapału partyzantów.
Zwrot nastąpił dopiero w roku 1942, wraz z kontrofensywą Armii Czerwonej. W tym czasie wielu jeńców wojennych, pracujących na roli czy w tartakach, uciekło do lasu, aby uniknąć wywózki do obozu lub na roboty w głąb Rzeszy. To właśnie byli krasnoarmjejcy, jako doświadczeni wojskowi, stanowili trzon oddziałów leśnych. Tworzyli oni nawet własne grupy, w skład których wchodzili żołnierze służący wcześniej w tych samych jednostkach. Zwiększali tym samym efektywność wykonywanych przez siebie zadań. Oprócz zbiegłych jeńców i wysyłanych z centrali działaczy, do oddziałów wstępowało stopniowo coraz więcej cywilów. Z reguły powodowało nimi nie tyle patriotyczne uniesienie, co szansa na poprawienie sytuacji materialnej. Jeden z partyzantów w 1941 roku stwierdził, że była to wolność bez żadnych „ale”. Bardzo dużą część werbowano siłą. Nierzadko odbywało się to po bardzo pobieżnej weryfikacji, przez co dochodziło do licznych dezercji z bronią w ręku. Starano się temu przeciwdziałać poprzez wysyłanie specjalnych kompanii karnych, które często samowolnie wykonywały egzekucje.
Struktury dowodzenia oddziałów opierały się – przynajmniej w większych ugrupowaniach – na modelu wojskowym. Składały się one z dowódcy, oficera politycznego, szefa sztabu, szefa wywiadu, szefa sekcji medycznej i kwatermistrza. Tworzono również wyspecjalizowane pododdziały, do zadań których należał np. sabotaż linii kolejowych, rozpoznanie czy zaopatrzenie. Największy szacunek i poważanie wśród partyzantów budzili właśnie sabotażyści. Choć początkowo ten sposób walki postrzegano jako gorszy, z czasem, ze względu na ryzyko i umiejętności, dywersanci stali się elitą społeczności leśnej. Za zniszczenie co najmniej 20 pociągów z transportem wojennym miał przysługiwać order Bohatera Związku Radzieckiego. Znaczenie sabotażu uwidaczniało się w tzw. „bitwie o szyny”, która stawiała na wysadzenie jak największej ilości linii kolejowych na terenach objętych działaniami partyzanckimi. Akcje tego typu nie były jednak na tyle skuteczne, aby poważnie zahamować ruch kolejowy na froncie wschodnim. Wynikało to w dużej mierze z niewystarczającej ilości materiałów wybuchowych.
Polecamy e-book: „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych”
Oprócz wykolejania pociągów, do zadań ruchu partyzanckiego należała oczywiście walka z oddziałami wroga. Mowa tu głównie o regularnych i ochotniczych oddziałach niemieckiej policji (Schutzmannschaftu) oraz tzw. „oddziałach wschodnich” (ROA, RONA). W związku z tym, że większość służących w tych formacjach osób wywodziła się z terenów Europy Wschodniej, dowództwo partyzanckie starało się przeciągnąć ich członków na swoją stronę, oferując odkupienie win poprzez walkę z Niemcami. Proces ten nasilił się szczególnie pod koniec wojny. Dochodziło nawet do takich sytuacji, w których poszukujący kontaktu z radziecką partyzantką dezerterzy trafiali w szeregi UPA – przekonani, że odnaleźli swój cel.
Kolejny wrogi element stanowiła władza okupacyjna, która – choćby na Białorusi – w dużym stopniu opierała się na administracji lokalnej. Od wiosny 1942 roku dokonywano więc licznych ataków na urzędy gminne, gospodarstwa leśne, młyny czy tartaki. Obiekty te pozostawały praktycznie bez ochrony przez co stawały się łakomym kąskiem dla partyzantów. Wybieranie tego rodzaju celów demaskowało słabą kondycję ruchu. Bardzo małe doświadczenie oraz braki w wyszkoleniu i uzbrojeniu skutkowały akcjami może i brawurowymi, ale również mało efektywnymi, a przynoszącymi niepotrzebne straty. Każde starcie stawało się lekcją, niekiedy niezwykle drogą. Do tego wszystkiego dochodziły braki w zaopatrzeniu: żywności, odzieży oraz lekach. Mrozy i liczne choroby spowodowane niewłaściwym odżywianiem oraz niskim poziomem higieny stały się kolejnym wrogiem dziesiątkującym oddziały leśne.
Na akcje dywersyjne Niemcy nie pozostawali obojętni. Wraz z rozwojem partyzantki na terenach zajętych przez Rzeszę, zaczęli opracowywać plany mające na celu zdławienie ukrywającego się w ukryciu wroga. Ich wynikiem były przeprowadzone na dużą skalę operacje, takie jak „Adler”, „Hermann” czy „Frühlingfest”. Koncentrowały się one nie tyle na rozbiciu pojedynczych oddziałów, co całych „stref partyzanckich” (partizanskij kraj), czyli obszarów niepodzielnie kontrolowanych przez bojowników. Tworzono je m.in na wschodnich terenach BSRR, zwłaszcza w obwodzie witebskim i mińskim. W czasie obław blokowano wszelkie drogi ucieczki partyzantów, odcinając ich jednocześnie od źródeł zaopatrzenia. Następnie nacierano z różnych kierunków i spychano przeciwników na oddziały zaporowe, których zadaniem było całkowite zniszczenie wroga. Zdarzało się, że podczas takich akcji siły niemieckie wykorzystywały wsparcie lotnictwa i pojazdów opancerzonych. Operacje te zazwyczaj poprzedzały większe działania frontowe. Sami bojownicy służyli wtedy za narzędzia w rękach Armii Czerwonej, wspierając bezpośrednio walkę na froncie oraz dostarczając niezbędnych informacji wywiadowczych. Dochodziło również do opanowywania przez nich mostów, dróg i miasteczek wraz z sowieckimi żołnierzami.
W walce o Kresy
Kolejnym przeciwnikiem, z którym musieli się zmagać partyzanci był polski ruch oporu oraz Ukraińska Powstańcza Armia. Do pierwszych starć z tymi siłami doszło w roku 1943, wraz z przesuwaniem się linii frontu na zachód, a co za tym idzie: przeniesieniem oddziałów dywersyjnych. Kwestią sporu stały się oczywiście polskie kresy, których – jako zdobyczy z 1939 – roku Związek Radziecki nie zamierzał oddawać. Dochodziła również sprawa dalszej ekspansji i włączenia Polski w strefę wpływów sowieckich. Oczywiście, ukraińskich dążeń niepodległościowych także nie brano pod uwagę. Dodatkowym elementem zaostrzającym wzajemne stosunki były obustronne akcje odwetowe oraz organizowana w obronie przed napadami samoobrona. Głośnym echem odbiła się zasadzka przygotowana przez brygadę Markowa na oddział por. Antoniego Burzyńskiego ps. „Kmicic”, który w jej wyniku został zamordowany. Pozostałych przy życiu podkomendnych siłą wcielono do grup sowieckich. Najbardziej zaciekłe walki z partyzantką radziecką stoczono m.in. w okolicach jeziora Narocz. Operowała tam IV Brygada Wileńska Armii Krajowej „Narocz” oraz V Brygada AK zwana również „Brygadą Śmierci”, którą dowodził legendarny major Zygmunt Szendzielarz ps. „Łupaszka” – późniejszy postrach polskich komunistów. Warto też wspomnieć o bitwie rozegranej we wsi Radziusze. Odpoczywającą po wcześniejszej walce z Niemcami V Brygadę zaatakowała tam partyzantka radziecka, pomimo zawartego wcześniej układu o nieagresji. Po odparciu wroga i przegrupowaniu się „Brygady Śmierci”, doszło do walki Sowietów… z Sowietami. Przyczyniła się do tego wyjątkowa nikła widoczność oraz raca wystrzelona przez „Łupaszkę”, którą przeciwnicy potraktowali jako sygnał do szturmu.
Nie zawsze były to jednak wrogie relacje. Najlepszym tego przykładem jest historia wsi Przebraże, jednej z baz polskiej samoobrony na Wołyniu przed siłami UPA. W trakcie walk na jej terenie dużą rolę odegrał oddział dowodzony przez Nikołaja Prokopiuka. Wsparł on siły polskie w czasie największego ataku na bastion. Manewr polegał na okrążeniu i zaatakowaniu upowców od tyłu, podczas gdy frontalne kontruderzenie przeprowadzali obrońcy Przebraża. Dzięki pomocy sowieckiego dowódcy i jego żołnierzy plan się powiódł, a wieś nigdy nie została zdobyta.
Polecamy e-book: „Polowanie na stalowe słonie. Karabiny przeciwpancerne 1917 – 1945”
Między młotem a kowadłem
Zarówno strona radziecka jak i niemiecka ponosiły duże straty, ale najbardziej poszkodowana w tym konflikcie była ludność cywilna, zamieszkująca tereny objęte wpływami bojowników. Represje dotykały ich na każdym kroku. Ukazywani przez sowiecką propagandę jako „mściciele ludu” partyzanci często sami stawali się jego oprawcami. Już sam skład osobowy oddziałów – nie mówiąc o przymusowym charakterze służby – sprawiał, że w oczach niemieckich każda wioska mogła stać się wroga. Doprowadzało to w konsekwencji do licznych podpaleń i mordów niewinnych osób, klasyfikowanych jako „bandyci” lub ich współpracownicy.
Niestety, radziecka partyzantka niewiele różniła się w tym względzie od nazistów. Wioski palono choćby pod pretekstem kolaboracji miejscowej ludności z Niemcami. Nie były to jednak działania tolerowane przez Sztab Centralny, który starał się zwalczać tego rodzaju samowolę. Takie procedery powtarzały się jednak praktycznie do końca istnienia ruchu. Za przykład mogą posłużyć tragiczne wydarzenia ze wsi Koniuchy ze stycznia 1944 roku, w czasie których zginęło co najmniej 38 mieszkańców, a wieś spalono.
Codziennością były również napady rabunkowe. Z powodu polityki CSPD, oddziały leśne nie otrzymywały praktycznie żadnego wsparcia zza linii frontu, przez co o swoje zaopatrzenie musiały zatroszczyć się same. Doprowadzało to do kolejnych konfliktów z miejscowymi. Akcje aprowizacyjne przeistaczały się w masowy rabunek nie tylko dóbr niezbędnych do przetrwania w ekstremalnych warunkach, ale również pościeli, zwierząt czy dóbr luksusowych, takich jak wody toaletowe, zegarki i alkohol. Sztab po raz kolejny usiłował interweniować i utworzył tzw. „oddziały specjalne”, których zadaniem była walka z szerzącym się maruderstwem. Miały one także nie dopuszczać do samowolnych egzekucji. Wszystkie te akcje doprowadziły do utworzenia błędnego koła, w którym znalazła się ludność cywilna. Z jednej strony padali oni ofiarą partyzantów, tracąc swoje dobra, a z drugiej, traktowano ich jako radzieckich kolaborantów, za co niszczono wioski, a zdolnych do pracy wywożono na roboty do Rzeszy.
Nowe zadania
Wraz z „wyzwoleniem” ziem białoruskich i ukraińskich oraz polskich kresów wschodnich zakończyła się faktyczna działalność oddziałów partyzanckich. Co prawda, cześć z nich walczyła dalej, maszerując na zachód przed Niemcami wycofującymi się na tereny anektowane w 1939 i 1940 roku, lecz większość wcielono w szeregi Armii Czerwonej. Stan z sierpnia 1944 roku mówił o około 92 tysiącach byłych partyzantów w radzieckim wojsku.
Niektóre oddziały pozostały na terenach już wyzwolonych, aby eliminować pozostałe „elementy antysowieckie”. Reszta została oddelegowana do pracy w aparacie państwowym, NKWD, milicji, wojskach pogranicznych czy oddziałach paramilitarnych. Kobiety, dzieci, osoby starsze i schorowane odesłano do domów. Pomimo zakończenia wojny po raz kolejny partyzanci stali się narzędziem w rękach państwa. Wykorzystano ich do umacniania sowieckiej władzy na przykład poprzez zwalczanie antykomunistycznego podziemia.
Bibliografia:
- Cybulski Henryk, Krwawy Wołyń ‘43. Wspomnienia komendanta Przebraża, Bellona, Warszawa 2014.
- Czarniawski Adam, Bitwa Brygady Łupaszki z Sowietami pod Radziuszami, „wMeritum.pl”, 1.02.2015 r. [dostęp: 24.10.2015 r.] <[http://wmeritum.pl/bitwa-brygady-lupaszki-pod-radziuszami/]>.
- Musiał Bogdan, Sowieccy partyzanci 1941- 1944. Mity i rzeczywistość, Zysk i S-ka, Poznań 2014.
- Sipowicz-Bogowski Henryk, Burza nad Kresami, Res Polona, Łódź 1993.
- Slepyan Kenneth, Partyzanci Stalina. Radziecki ruch oporu w czasie II wojny światowej, Rebis, Poznań 2008.
Redakcja: Michał Woś