Nędza z baraków – bezdomni w przedwojennej Warszawie
Warszawa II Rzeczpospolitej mieni się nam jako miasto ciągle rozwijające się. Nowo powstające City z niebotykami wyrastającymi ponad dachy kamienic czynszowych stało się symbolem tego rozwoju. Jednak to rozwijające się miasto borykało się także z problemem naturalnym dla tak dużych ośrodków miejski – bezdomnością. Wielki Kryzys lat 30. jeszcze bardziej uwypuklił to zjawisko. Według danych magistrackich z roku 1933 ponad 20 tysięcy ludzi korzystało z pomocy miasta. Jednak co najmniej drugie tyle radziło sobie z bezdomnością na własną rękę. W skali miasta ta ponad 40-tysięczna rzesza bezdomnych stanowiła 3,4 procenta mieszkańców!
W myśl Ustawy o Opiece Społecznej z 1923 roku, pomoc społeczna to „zaspokajanie ze środków publicznych niezbędnych potrzeb życiowych tych osób, które trwale lub chwilowo własnemi środkami materialnemi lub własną pracą uczynić tego nie mogą jak również zapobieganie wytwarzania się stanu, powyżej określonego”. Urzędnicy miejscy, traktując przepisy dosłownie, w znakomitej większości ograniczyli się do zapewnienia dachu nad głową, za niewielką odpłatnością, dla najbardziej potrzebujących. W tym celu miasto już od 1924 roku dotowało działające pod egidą Polskiego Czerwonego Krzyża placówki pomocy. W roku 1928 Magistrat zdecydował się na całkowite przejęcie administrowania tych miejsc, jedynie noclegownie pozostały pod zarządem Zgromadzenia braci Albertynów.
Zobacz też:
W tym miejscu należy wspomnieć o istniejących rodzajach pomocy. Teoretycznie można było rozróżnić dwa typy miejsc pomocy: noclegownie oraz osiedla i przytułki. Ich podział odbywał się na zasadzie stałości zapewniania pomocy. Noclegownie były środkiem doraźnym, mającym pomóc osobom znajdującym się chwilowo w trudnej sytuacji. Natomiast przytułki i osiedla miały roztaczać opiekę nad osobami trwale dotkniętymi problemem bezdomności. Jednak w praktyce oba rodzaje instytucji zapewniały przynajmniej części swoich lokatorów stały nocleg. Na terenach podległych magistratowi m.st. Warszawy znajdowało się łącznie kilkanaście obiektów o takim charakterze. Warto wspomnieć, że nie istniało coś takiego jak bezpłatne noclegownie ani takie mieszkania socjalne. Nawet osoby trwale dotknięte tym problemem musiały uiszczać opłatę rzędu kilkudziesięciu groszy za noc lub kilku złotych miesięcznie za najtańszy nocleg. Przy całkowicie prywatnym rynku mieszkaniowym w przedwojennej Warszawie to właśnie osiedla dla bezdomnych pełniły role mieszkań socjalnych.
Tak wyglądało to teoretycznie, a jak było w praktyce? Najpełniejszy obraz tych wydarzeń przedstawiają nam reportażyści, którzy, poruszając społecznie ważne tematy, bardzo często zajmowali się bezdomnymi, a nawet sami wcielali się w ich role, aby lepiej opisać ich los. W ten sposób noc w schronisku nie raz spędziła Irena Krzywicka czy Wanda Melcer. W dobie rodzącego się nowoczesnego reportażu metoda obserwacji uczestniczącej była chętnie stosowana przez dziennikarzy.
Kto? Gdzie? Jak?
Kto mógł stać się bezdomnym? Z ankiety przeprowadzonej przez urzędników miejskich w schroniskach i noclegowniach dla bezdomnych wynika, że struktura zawodowa (przed utratą pracy) mieszkańców tych placówek odpowiadała strukturze zawodowej ogółu mieszkańców Warszawy. Również przekrój płciowy wyglądał podobnie. Z tych danych wynika, że w dobie Wielkiego Kryzysu każdy był zagrożony bezdomnością. To powodowało, że problem był tak ważny społecznie i tak szeroko omawiany przez prasę.
Jak wyglądał proces dochodzenia do bezdomności? Bezdomnym, w dosłownym znaczeniu, stawało się z dnia na dzień. Ten krytyczny dzień poprzedzała jednak cała seria zdarzeń. Pierwszym krokiem była zazwyczaj utrata stałej pracy, a wśród młodych ludzi zazwyczaj niemożność znalezienia stałej pracy. Od tego momentu rozpoczynało się nieustanne poszukiwanie jakiegokolwiek zarobku. Co powodowało utratę stałego zajęcia? Najczęściej była to redukcja, likwidacja zakładu pracy lub racjonalizacja. Po utracie stałego zarobku cała rodzina bezrobotnego znajdowała się w poważnym kryzysie finansowym. Ludzie starali się chwytać wszystkiego, co mogło dać im zarobek. Stąd np. były oficer zajmował się budownictwem i stróżowaniem. Kolejnym krokiem ku nizinom społecznym było równoczesna wyprzedaż mienia i korzystanie z lichej pomocy funduszy państwowych. Rodziny pracowników umysłowych były na ogół uprzywilejowane, gdyż posiadały więcej ruchomości, które mogły spieniężyć. Jednak i to rozwiązanie nie wystarczało na długo. Bezrobotni często zaciągali wiele pożyczek zarówno u znajomych jak i w sklepach. Aby je spłacić niejednokrotnie wynajmowano kąt obcym ludziom. Jednak ci kątownicy stawali się po kilku miesiącach niewypłacalni i ściągali daną rodzinę na ostatni szczebel upadku – eksmisje. Ta mogła nastąpić już po dwóch pełnych miesiącach niepłacenia czynszu właścicielowi! Tak oto droga do bezdomności wpisywała się najczęściej w prosty schemat: utrata pracy – wyprzedawanie mienia – kredyty – zaleganie z czynszem – eksmisja.
Gdzie zatem można było spotkać bezdomnych?
W bramach domów, wśród nocy, pod łodziami, nad brzegiem Wisły, na przystaniach i w kabinach plażowych śpią bezdomni. Można ich spotkać na ławkach w Alejach albo we wnękach domów i na klatkach schodowych, na strychach i w piwnicach, do których zakradali się przed zamknięciem bram.
Tak charakteryzuje miejsca występowania bezdomnych Kondrat Wrzos w swoim zbiorze reportaży po Polsce „Oko w oko z kryzysem” z 1933 roku. Ci bezdomni, którym udało się uzyskać miejsce w magistrackich ośrodkach pomocy, też nie byli obrazem szczęśliwości.
Polecamy e-book Pawła Rzewuskiego „Warszawa — miasto grzechu: Prostytucja w II RP”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Jak wyglądały takie osiedla dla bezdomnych? Oddajmy głos jednemu z pamiętnikarzy, którego dzieje nędzy, w postaci „Pamiętników Bezrobotnych”, wydał Instytut Gospodarki Społecznej w 1933 roku:
Mieszkam jak parias w luksusowych pałacach wybudowanych przez szlachetny Magistrat, a zwanych popularnie „barakami” Żolibórz. Nędzne, parterowe drewniaki, świecą tu i owdzie brudem i otworami, przez które wiatr bezkarnie wpada do wnętrza. Wokoło ogrodzone zasiekami z drutów kolczastych. Wygląda to, jakby człowiek zdrowy odgrodził się specjalnie przed ludźmi zarażonymi, przeznaczonymi na kwarantannę. W rzeczy samej jest tam środowisko okropne dla człowieka, który pierwszy raz zetknął się z tym środowiskiem.
Jak wyglądał tkanka miejskich osiedli dla bezdomnych?
Warszawski Magistrat, od początku nałożenia na niego obowiązków wynikających z Ustawy o Opiece Społeczne, przyjął swoją role. Zaczął jednak od podpisania umowy z już istniejącymi schroniskami znajdującymi się pod zarządem Polskiego Czerwonego Krzyża. Były to baraki na Żoliborzu, Powązkach i na ulicy Okopowej 5, zamieszkane już częściowo przez reemigrantów i repatriantów. Pierwszych eksmitowanych zaczęto przyjmować już od października 1924 r.
Magistrat, mając na uwadze niewystarczalności tych miejsc, już od 1924 roku rozpoczął budowę własnych schronisk. Były to budynki przy ulicy Moczydło i Podskarbińskiej, oddane do użytku rok później. Budowa nowych ośrodków trwała również w 1927 roku. Wybudowano wtedy pierwsze 35 budynków w kolonii Annopol oraz oddano schronisko przy ulicy Leszno 96. W 1928 roku zarząd nad barakami na Żoliborzu, Powązkach i ulicy Okopowej 5 przejmuje Wydział Opieki Społecznej. To także moment oddania do użytku trzech kolejnych schronisk: przy ulicy Stalowej 67 i Leszno 105 w dzierżawionych budynkach oraz przy ul. Okopowej 59, w budynku nabytym prze Magistrat. Również kompleks przy ulicy Podskarbińskiej poszerzył się o kolejne 3 budynki. W 1929 roku wybudowano dwa budynki przy ulicy Zawiszy, jeden dla mężczyzn, drugi dla kobiet. W wyniku epidemii bezdomności, na skutek szalejącego Wielkiego Kryzysu, władze miasta w roku 1930 zdecydowały się na kupno jeszcze jednego kompleksu pofabrycznego i przeznaczenie go na schronisko. Na tym zakończyła się rozbudowa bazy schronisk dla bezdomnych. Co prawda rozbudowywała się jeszcze kolonia na Annopolu, ale ogólna liczba mieszkańców tych ośrodków zaczęła spadać od 1934 roku. Wiązało się to ze zmianą polityki pomocy poszkodowanym na skutek kryzysu. Miasto postanowiło dokładać się do czynszu nowo eksmitowanym zamiast zapewniać im dach nad głową.
Przeczytaj również:
Osiedla dla bezdomnych były postrachem dla mieszkańców okolicznych budynków. Działo się tak dlatego, iż szerzyła się tam wszelkiego typu patologia. Aby zrozumieć to zjawisko wystarczy wspomnieć jakie warunki panowały wewnątrz sal wspólnych:
– Albo to kto patrzy? Kogo to obchodzi? Pąkują razem zdrowych i chorych, dzieci i starych, potem jeden barak – wszyscy jagliczni, w drugim znów gruźlica. A tam tyfus, szkarlatyna, to i nie warto mówić.
Inny reportażysta tak podsumowuje swoją wizytę w rezerwacie nędzy, czyli Annopolu:
Jedenastotysięczne „miasto” bez lekarza, bez apteki, bez akuszerki, bez kąpieliska, bez pralni publicznej, z wadliwymi ustępami, z niedostateczną ilością wody, z przeludnionymi izbami, w których po dwie i trzy rodziny po kilka osób każda – oto twór magistrackiego Wydziału Opieki Społecznej (…).
Nawet w trakcie wojny osiedla dla bezdomnych nadal były symbolem biedy i wykolejenia. Tak ich wygląd w 1942 roku pisuje Jerzy Stefan Stawiński w „Młodego Warszawiaka zapiskach z urodzin”:
Na skraju naszego rejonu, tuz przed torami Dworca Gdańskiego, rozciągały się od lat baraki dla bezdomnych, oddzielone od Żoliborza pasem brunatnego pola. W dzielnicy straszono nimi dzieci. „Czekaj, czekaj, przyjdą barakowcy i cię zabiorą!” – szeptały złowieszczo piastunki. Barakowcy, czyli bandy zsiniałych z zimna wyrostków w łachmanach, zapuszczali się od lat w dzielnice oficerów, urzędników i dygnitarzy rządowych nie po to by porywać dobrze odżywiane dzieci, ale dla zdobycia kęsa chleba, starej odzieży i czegokolwiek, co było warte choć dwa grosze. Baraki promieniowały nędzą, brudem, chorobą i występkiem.
Polecamy e-book Michała Przeperskiego „Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Inne formy pomocy
Bezpośrednia pomoc w postaci tanich noclegów w placówkach magistrackich nie była jedyną formą wsparcia, jaką mogli otrzymać bezrobotni-bezdomni. W dobie kryzysu działał szereg funduszy państwowych, pomagających pozbawionym pracy. Pierwszym miejscem po zwolnieniu do jakiego mógł udać się pozbawiony źródła zarobkowania człowiek był Fundusz Bezrobocia. Wypłacał on zasiłek przez 13 tygodni. Pieniądze na wypłatę pochodziły ze składek w postaci 0,5 % pensji z poborów robotnika i 1,5 % wartości pensji od pracodawcy, 1% wartości pensji pokrywał Skarb Państwa. Przeciętny zasiłek jaki otrzymywał bezrobotny wynosi 1,87 zł na osobę dziennie. Niestety, mogły go otrzymać tylko osoby ubezpieczone. Większość robotników niewykwalifikowanych lub pracujących na własny rachunek takiej pomocy nie mogło oczekiwać.
Kolejnym etapem pomocy był Fundusz Pomocy Bezrobotnym. Wydawał on produkty spożywcze dla wszystkich tych, którzy nie mogli otrzymać pomocy w Funduszu Bezrobocia, albo którzy byli bezrobotni dłużej niż 13 tygodni. Pieniądze na tę działalność pochodziły ze składek społecznych i dotacji Skarbu Państwa. Pomoc udzielana była najczęściej w postaci ciepłej strawy, do tego 1/4 kg chleba, przydziału węgla i ziemniaków, mieszanki kawowo-cukrowej oraz innych produktów, które wpłynęły na konto Funduszu z ofiar (np. mydło, ryż, nafta, sól). W wyjątkowych przypadkach udzielana była pomoc w gotówce.
Bezrobotni pracownicy umysłowi mogli natomiast korzystać z pomocy Zakładu Ubezpieczeń Pracowników Umysłowych. Otrzymywali oni tam zasiłki, a także kierowani byli w miarę możliwości na wolne posady. Robotnicy w kwestii wolnych posad korzystali z Urzędu Pracy. Pracę w obu przypadkach przydzielano według kolejności zapisów na specjalną listę. Niektórzy sprytniejsi bezrobotni starali się zapisać na obie listy, aby otrzymać jakąkolwiek możliwość zarobku. Wykrycie takiego procederu skutkowało jednak skreśleniem z obydwu.
Ktoś stracił, ktoś zyskał
Pomoc, jaką mogło zapewnić Państwo i Magistrat m. st. Warszawy była ze wszech miar niewystarczająca. Wraz z wychodzeniem kraju z kryzysu udało się zahamować przyrost potrzebujących pomocy i zmniejszyć liczbę korzystających z miejsc w miejskich placówkach. Problemu nie udało się jednak w pełni rozwiązać do samego wybuchu wojny. Osiedla dla bezdomnych w większości zostały zniszczone w wyniku działań zbrojnych podczas Powstania Warszawskiego lub tuż po nim.
Obraz osiedli dla bezdomnych przedstawiał skrajną nędzę zamkniętą na wydzielonym obszarze tworzącym swoistego rodzaju rezerwaty ubóstwa. Warunki jakie tam zapewniano osobom pozbawionym dachu nad głową w dzisiejszym języku określilibyśmy jako niehumanitarne. Jednak wobec braku alternatywy ludzie godzili się tam zamieszkać, ponieważ zapewnienie sobie schronienia pozwalała marzyć o wyjściu na życiową prostą i powrót do normalnego życia. Wielu tę możliwość przywróciła dopiero wojna, gdy część mieszkań w Warszawie opustoszała wraz z powolna zagładą Żydów w mieście.
Bibliografia:
- Glensk Urszula, Historia słabych. Reportaż i życie w Dwudziestoleciu (1918-1939), Universitas Kraków 2014.
- Margines Społeczny II Rzeczpospolitej – rzecz o międzywojennych „mętach” i „próżniakach” [dostęp: 10 października 2015 r.] <[http://www.marginesdrugiejrp.republika.pl/index.html]>.
- Niepiękne dzielnice. Reportaże o międzywojennej Warszawie, wybór i oprac. Jan Dąbrowski i Józef Koskowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1964.
- Pamiętniki bezrobotnych Nr 1-57, reedycja publikacji Instytutu Gospodarstwa społecznego z 1933 r., Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne, Warszawa 1967.
- Plitz Franciszek, Bezdomni w Warszawie, Warszawa 1929.
- Sprawozdaniach z działalności Zarządu M. St. Warszawy, 1924-1937.
- Ustawa z dnia 16 sierpnia 1923 r. o Opiece Społecznej, Dz. U. Nr 92 poz. 726.
- Wrzos Konrad, Oko w oko z kryzysem, F. Hoesick, Warszawa 1933.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz