Maurice Druon – „Królowie przeklęci” t. 3 – recenzja i ocena
Ostatnie dwie powieści z cyklu Królowie przeklęci, czyli Lew i lilie oraz Kiedy król gubi swój kraj, które znalazły się w niniejszym tomie wydania wyraźnie odbiegają od tego, co zaprezentował wcześniej Maurice Druon. Może wpływa na to fakt, że prawie wszyscy bohaterowie znani z poprzednich części giną? W ostatniej opowieści nie spotkamy już Roberta d’Artois (teraz para Francji), jego stryjny Mahaut, Tolomeiego czy Guccia. Wszyscy oni znikają z kart powieści w tomie Lew i lilie. Nie odchodzą jednak bez wpływu na dalsze wydarzenia. Robert d’Artois, który pomimo śmierci Mahaut nie otrzyma swojego dziedzictwa, a do tego zostanie oskarżony o fałszerstwo, wyłudzenie i przekupstwo świadków, uda się po azyl do króla Anglii Edwarda III Plantageneta. Dzięki swojej umiejętności manipulacji, były par świecki wymusi na Edwardzie III wszczęcie wojny o sukcesję francuską (zwaną później wojną stuletnią). Posłuży mu do tego pieczona czapla, która wśród ptaków uważana jest za najbardziej tchórzliwą.
O ile Lew i lilie nie odbiega stylem od dotychczasowych opowieści, a więc jesteśmy tutaj świadkami rozrywek wielmożów, a głównie pojedynku o Artois pomiędzy Mahaut i Robertem, o tyle Kiedy król gubi swój kraj jest już zupełnie inne. W ostatniej powieści wysłuchujemy opowieści legata papieskiego kardynała Eliasza de Talleyrand-Périgord. Podczas podróży na spotkanie z cesarzem niemieckim w Metzu, streszcza on swojemu bratankowi Archibaldowi,niechlubne rządy Jana II Dobrego, króla Francji. Z opowieści dowiadujemy się o poszczególnych dziwnych działaniach króla Jana i zwycięstwach wojsk angielskich dowodzonych głównie przez Edwarda Woodstocka, Czarnego Księcia, najstarszego syna Edwarda III. Całość narracji kończy się bitwą pod Poitiers, gdzie nieliczne wojska Czarnego Księcia nie tylko zwyciężyły Francuzów, ale także wzięły do niewoli Jana Dobrego. Teraz jedyna nadzieja Francji to poselstwo do cesarza niemieckiego. Z książki nie dowiemy się jednak jak zakończy się spotkanie w Metzu.
Ostatni tom serii zmusza nie tylko do przedstawienia końcowych wydarzeń, ale także do szerszego, całościowego spojrzenia. Maurice Druon jest niewątpliwie mistrzem powieści historycznej. Nie tylko znakomicie prowadził narrację (pomimo „spadku formy” w ostatniej opowieści), ale także wykazał się ogromną pracowitością. Noty historyczne, w polskim wydaniu dodatkowo uzupełnione przez tłumacza, są ogromną wartością dodaną książki. Dzięki nim czytelnik zdecydowanie łatwiej oddzieli fikcję literacką od prawdziwych wydarzeń (co często okazuje się trudne, bo najdziwniejsze i najbardziej fantastyczne zwroty okazują się prawdą historyczną). Trudno czasami uwierzyć, że najtragiczniejsze wydarzenia w historii spowodowane były ambicją i poczuciem krzywdy jednego człowieka. Splot intryg dworskich i ukrytych interesów doprawdy przeraża.
Często Królów przeklętych porównuje się do sagi George’a R. R. Martina Pieśń Lodu i Ognia. Sam Martin także podkreśla, że wielokrotnie powieści Druona inspirowały go w tworzeniu tego ogromnie popularnego uniwersum. Jednak jak zwykle okazuje się, że prawda i rzeczywistość potrafią być dużo bardziej okrutne niż wymysł pisarza.