Mario Rigoni Stern - „Włoch w śniegach Rosji” - recenzja i ocena
Autor książki urodził się w 1921 roku w Asiago we Włoszech. W czasie II wojny światowej walczył przeciwko Francji, następnie brał udział w walkach w Albanii, Grecji oraz Rosji. Służył w 6 pułku Strzelców Alpejskich w dywizji „Tridentina”. Po kapitulacji faszystowskich Włoch został złapany przez Niemców i przebywał w obozie jenieckim na terenie obecnej Polski. Trafił następnie do Austrii, gdzie od 1944 roku zaczął pisać swoje wspomnienia z kampanii rosyjskiej. Po zakończeniu wojny powrócił do swojej ojczyzny, zajmując się od tej pory działalnością pisarską. Jak można przeczytać, życiorys autora może stanowić kanwę dla bardzo ciekawej opowieści z czasów II wojny światowej. Czy jest tak faktycznie?
Do polskich czytelników, dzięki wydawnictwu „Finna” trafia jedna z licznych prac Mario Rigoniego Sterna pt. „Włoch w śniegach Rosji”. Książka, pisana w latach 1944-1947, ukazała się we Włoszech w 1953 roku, od razu bijąc rekordy popularności. Niech o powodzeniu książki świadczy fakt, że zaledwie rok później została przełożona na język angielski. Ta niewielka, bo licząca sobie zaledwie 120 stron praca, przedstawia wydarzenia z grudnia 1942 i stycznia 1943 roku, szczegółowo opisując odwrót włoskiego Korpusu Alpejskiego z frontu wschodniego. Warto nadmienić, że po krwawych walkach nad Donem, wspominana jednostka pozostała jedynym włoskim zorganizowanym związkiem taktycznym. W czasie odwrotu Korpus Alpejski toczył bardzo ciężkie walki z nacierającymi silami radzieckimi, ponosząc ogromne straty. Tylko nielicznym, w tym autorowi książki, udało się powrócić do Italii.
Mario Rigoni Stern podzielił swoją pracę na dwie części. W pierwszej z nich zatytułowanej „Punkt Oporu” czytelnik zapoznaje się z sytuacją żołnierzy włoskich, którzy pełniąc służbę nad Donem wyczekują ataku Rosjan. Brutalna wojenna rzeczywistość przeplata się z tęsknotą za domem oraz pisaniem listów. Druga część „W okrążeniu” skupia się na wyrwaniu 6 Pułku Strzelców Alpejskich z kleszczy rosyjskiego okrążenia. Pot, krew i łzy – tak można najkrócej opisać losy włoskich żołnierzy, którzy musieli walczyć nie tylko z wrogiem i przerażającym zimnem, ale również pozostawieniem samych sobie przez niemieckich „sojuszników”.
Autor bardzo plastycznie odmalował szczegóły kampanii w Rosji. Kot, który w czasach pokoju jest dla człowieka miłym zwierzęciem domowym, w wojennej rzeczywistości jest traktowany w kategoriach doskonałego posiłku i materiału, z którego można wykonać czapkę. Żołnierz, który otrzymał ranę uniemożlwiającą mu dalszą ucieczkę jest pocieszany przez dowódcę, który obiecuje mu zabranie przez sanitariuszy, którzy nigdy tak naprawdę do niego nie dotrą. Rosyjski mężczyzna, który powinien bronić swojej rodziny, chowa się ze strachu pod łóżko, wystawiając żonę i dzieci na ostrzał walczących ze sobą żołnierzy. Zawzięci wrogowie spotykają się przypadkowo w jednej z wiejskich chat, aby przez chwilę wspólnie zjeść posiłek i powrócić następnie do wzajemnego zabijania. Takich fascynujących obrazów jest więcej.
Czytając „Włocha w śniegach Rosji” zastanawiałem się jaki będzie stosunek autora do Niemców. Otóż w pracy brak jakichkolwiek przejawów nienawiści czy żalu do niemieckich żołnierzy. Owszem na kartach książki, pojawia się motyw podłego niemieckiego oficera, ale Stern wyraźnie zaznacza (podając przykłady zachowań oficerów włoskich), że w każdej armii znajdują się szuje, bezwzględnie wykorzystujące ludzkie nieszczęście. Autor nie epatuje również nienawiścią do swoich przeciwników. Można wręcz zauważyć, że dla autora nie istnieje ktoś taki jak „wróg”. Zamiast tego jest drugi człowiek, który tak jak autor ma własne życie, rodzinę, przemyślenia. Gdy już pisze o walce i zabijaniu Rosjan, opisuje to w kategoriach przykrej konieczności, która jest niezbędna do przetrwania i wyrwania się z okrążenia. Spory ładunek emocjonalny pojawia się na kartach książki, gdy Mario Rigoni Stern wspomina swoich poległych kolegów. Bardzo ciekawą jest scena, kiedy pyta on natarczywie swojego przełożonego, gdzie jest reszta kolegów z oddziałów. Ten długo milczy, aby udzielić mu później informacji, że przeżyło zaledwie siedmiu żołnierzy z jednostki.
„Włoch w śniegach Rosjii” jest pozycją, którą ciężko ocenić. Książka, mimo ciekawej historii, sprawia wrażenie okrojonej z treści. Czytelnik tak naprawdę niewiele dowiaduje się o samym autorze, co jest tak niezwykle ważne w literaturze wspomnieniowej. Brakuje też odpowiedzi na pytania: czym kierował się wstępując do włoskiej armii? Jaki był jego stosunek do faszyzmu i wojny na wschodzie? I przede wszystkim: dlaczego (i o co) walczył? Czytelnik otrzymuje fragment niezwykłego życia autora. Czy najciekawszy? Niekoniecznie. Pamiętników poświęconych walkom na froncie wschodnim jest pod dostatkiem, o czym zresztą mogą nawet świadczyć trzy ostatnie pozycje wydawnictwa „Finna”. Pomimo wszystko wolałbym raczej poczytać o przygodach Sternego w Albanii, Grecji czy jego pobycie w obozie jenieckim niż kolejną relację z Ostfrontu.
Kończąc, warto kilka słów powiedzieć o samym wydaniu książki. Dużym minusem jest oim zdaniem brak jakiejkolwiek przedmowy lub posłowia, w którym choć pokrótce przedstawiono by działania włoskiej armii na froncie wschodnim. Czytelnik, jak wspomniałem wyżej, jest od razu rzucony na szeroką wodę i jeśli sam nie sprawdzi sobie pewnych faktów, może nie zrozumieć wielu wątków pojawiąjących się w książce. Brak tak istotnych informacji może budzić zdziwienie. Tym bardziej, że w planach wydawnictwa jest kontrowersyjna praca Leona Degrella, która aż prosi się komentarz. W przypadku „Włocha w śniegach Rosji” na stronie internetowej wydawnictwa umieszczono informacje, że w książce znajdziemy 26 stron ilustracji. Niestety tak nie jest. Podobnie szkoda, że w polskim wydaniu nie zamieszczono wstępu autora, które znajduje się np. w wersji anglojęzycznej. Być może jest to wina tłumaczenia książki z języka… rosyjskiego (sic!).
„Włocha w śniegach Rosji” przeczytałem błyskawicznie i to nie ze względu na objętość, lecz treść. W gruncie rzeczy jednak nie wyróżnia się niczym szczególnym. Tym bardziej szkoda, że wydawca nie ustrzegł się usterek, które mogłyby książkę ubarwić i uczynić ciekawszą.