M. Wójcik, E. Marat – „Ostatni. Historia cichociemnego Aleksandra Tarnawskiego, pseudonim «Upłaz»” – recenzja i ocena
Powstało już całkiem sporo książek o losach Cichociemnych. Począwszy od publikacji powojennych, o mocno dziś dyskusyjnej wartości historycznej, przez opracowania bardziej współczesne, coraz odważniejsze w odwzorowywaniu prawdziwego obrazu wojny partyzanckiej. Historia spadochroniarzy zrzucanych do Polski nierozerwalnie łączy się bowiem z historią Armii Krajowej i nieregularną walką w okupowanym kraju. Ona zaś przybierała z kolei niekiedy bardzo brutalne, bywało niezbyt chwalebne, oblicze. Dlaczego więc Ostatni jest takim ważnym dziełem? O tym za chwilę.
Pochylając się nad formą książki, wypada nadmienić, że jej narracja prowadzona jest niejako dwutorowo. Każdy rozdział został poprzedzony wstępem autorów, traktującym o wydarzeniach bądź postaciach w jakiś sposób powiązanych z jego treścią. Dla przykładu, dużo miejsca poświęcono przełożonym Aleksandra Tarnawskiego, Januszowi Szlaskiemu „Prawdzicowi” oraz Janowi Wasiewiczowi „Lwu”. Pomimo że każdemu z nich można by poświęcić osobną książkę, tutaj znalazło się dla nich ledwie kilka kartek, ponieważ jest do przygrywka do mających paść pytań, w których „Upłaz” opowiada o swoich zwierzchnikach.
Z drugiej strony, nie mniej miejsca zajęły fragmenty o Janie Piwniku „Ponurym”, legendzie Armii Krajowej, który zginął na krótko przed przybyciem „Upłaza” na Nowogródczyznę. Wśród opisanych przez autorów wydarzeń jest m. in. nieudana akcji w Szczuczynie, której przewodził właśnie „Ponury”. Ponadto, na wyróżnienie zasługuje wnikliwe zaznajomienie się autorów z dotychczas wydanymi dziełami dotyczącymi cichociemnych. W kilku miejscach, przytaczając oni fragmenty innych tekstów i zadając pytanie „Upłazowi”, próbują zweryfikować np. fakty dotyczące szkolenia cichociemnych podane w innych publikacjach. Nie da się ukryć, że z biegiem lat, możliwość podobnych weryfikacji staje się coraz trudniejsza.
Osobną historię opowiada sam Aleksander Tarnawski, relacjonując swoje wojenne przeżycia w formie rozmowy z autorami. Padające pytania są bardzo zróżnicowane. Niejednokrotnie bardzo wnikliwe i szczegółowe, bywa, że zadane wyłącznie po to, by uzyskać potwierdzenie lub zaprzeczenie jakiegoś faktu. Innym znów razem, krótkie pytanie skłania rozmówcę do dłuższej opowieści. Wojenne losy Tarnawskiego, do pewnego stopnia pokrywają się z przygodami setek innych Polaków doświadczonych przez II wojnę światową. Nie umniejsza to jednak atrakcyjności tej książki. O swojej późniejszej służbie w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie czy szkoleniu Aleksander Tarnawski mówi niemało, ale raczej nie znajdziemy tu jakiś zdumiewających czy sensacyjnych faktów. Dużo istotniejsze, w moim odczuciu, są jego komentarze i uwagi kierowane w stronę przełożonych i żołnierzy czy też przywołane wspomnienie powrotu do Kraju albo opis odwiedzonej w czasie wojny Warszawy.
Tym co w całej opowieści najbardziej mnie ujęło, jest niezwykły dystans bohatera do przytaczanych wydarzeń, siebie samego i kolegów z tamtych lat. Dystans ten miejscami każe Aleksandrowi Tarnawskiemu umniejszać swoje zasługi dla kraju i zabrania mu nazywania samego siebie bohaterem. Pozwala też jednak na trzeźwą ocenę ówczesnej sytuacji Zgrupowania Nadniemeńskiego, wydarzeń w kraju w końcówce wojny czy roli i znaczenia cichociemnych w zbiorowym wysiłku wojennym. Niejednokrotnie, jego słowa brzmią gorzko (nie szczędzi słów krytyki zwłaszcza wobec przełożonych). Z drugiej zaś strony, ciężko odmówić mu racji. Co więcej, już z pierwszych stron książki bije jasne przesłanie, że wojna to nic pięknego. Wojna to bród, wszy, trwająca bez końca nuda, którą niespodziewanie przerywa bezsensowna śmierć. Jedyne co w tej sytuacji może zrobić zwykły człowiek, to zdystansować się. Jak kilkakrotnie powtarza sam bohater – à la guerre comme à la guerre.
Tym, co jeszcze wyróżnia tą książkę spośród innych, to mnóstwo celnych uwag, niezwykle trafnie opisujących wojenne realia. Są to jednocześnie uwagi tak niepopularne, że próżno ich szukać w innych wojennych relacjach. Któż bowiem ośmieli się dzisiaj przyznać, że wcale nie śnił o tym, żeby ginąć za ojczyznę? Kto w tak nienapuszony sposób powiem, że to życie jest piękne, a nie śmierć?
Pomimo, że opowieść Aleksandra Tarnawskiego wpisuje się w pewien schemat znany z opowieści innych cichociemnych, bardzo zachęcam do sięgnięcia i po tę lekturę. W pierwszej kolejności polecam ją młodszym czytelnikom. Ze wspomnień doświadczonego przez życie człowieka, któremu przeżyte lata pozwoliły nabrać odpowiedniego dystans do otaczającego świata, płynie prawdziwa mądrość na temat tego jak powinien wyglądać patriotyzm. Mam bowiem takie wrażenie, że obecnie przejawiamy nadmierną tendencję do upraszczania nawet najbardziej skomplikowanych spraw do płaszczyzny zerojedynkowej. Natomiast ta książka jest pocztówką z odległej rzeczywistości, która tonie w odcieniach szarości. Z rzeczywistości, która momentami epatuje obrazami niczym z realizmu magicznego, trudnymi do zaakceptowania, ale jednak prawdziwymi. Warto wiedzieć, że na wojnie czasem tak samo naturalne jak zastrzelić swojego wroga jest puścić go wolno.