Legalne bijatyki, kary dla niewinnych. Niezwykłe prawo średniowieczne
Prawo średniowieczne – zobacz też: Pojedynki sądowe w Polsce średniowiecznej
Wróżda – krwawa zemsta
Zwyczaj krwawej zemsty miał istnieć już w społeczeństwach pierwotnych. W wypadku zamordowania bliskiej osoby, krewni mogli ruszyć w pościg za przestępcą i wymierzyć mu sprawiedliwość – z karą śmierci włącznie. Niektórzy badacze śladów wróżdy dopatrują się już w Piśmie Świętym, które głosi, że ktokolwiek wylał krew człowieczą będzie wylana krew jego. (Ks. Rodzaju, 9,6).
Co ciekawe, pod niektórymi szerokościami geograficznymi zwyczaj ten był bardzo trwały. Na Mazowszu stosowano krwawą zemstę jeszcze w późnym średniowieczu. Statuty książęce głosiły na przykład, że w razie porwania kobiety jej bliscy powinni próbować schwytać złoczyńcę i doprowadzić przed oblicze władcy. Jeśli jednak gwałtownik zginąłby podczas tej akcji, wówczas prawo nie nakładało na zabójców żadnej kary. Wychodzono bowiem z założenia, że śmierć – choć nie była konieczna – stanowiła zadośćuczynienie za przemoc.
Usilnie starano się jednak wróżdę ograniczyć. Samowolne wymierzanie sprawiedliwości nie było w smak książętom, dążącym do umocnienie swojej władzy. Wydawali więc oni statuty, które z wolna modyfikowały rzeczywistość prawną. Jeden z nich głosił na przykład:
Jeśli zaś pokrzywdzonemu [osobie, której zabito bliskiego – przyp. aut.] zdarzy się, że powziąłby zemstę na tym, który jest winny i zbiegły, wówczas wszystkie jego dobra, które wcześniej dzierżył, winien zwrócić bliskim tego, na którym została uczyniona zemsta
Oznacza to, że wprawdzie można było legalnie zabić mordercę, ale traciło się wówczas prawo do finansowego zadośćuczynienia. W tym wypadku był to majątek przestępcy. W razie wykonania wróżdy należało go zwrócić bliskim zabójcy. Mocno zakorzeniony obyczaj trudno było jednak posłać w zapomnienie. Jeszcze statuty w połowie XV w. wspominały o zemście:
Przeto oskarżony winien przybyć przed sąd w pokoju i żadna zemsta nie może zdarzyć się aż do prawomocnej decyzji.
Morderstwo w odwecie był już więc czymś zakazanym. Ale zapis ten świadczy, że wróżda wciąż żyła w społecznej świadomości.
Pokora, czyli jak przebłagać śmiertelnego wroga
Dla osób, które narobiły sobie kłopotów i obawiały się krwawych skutków wróżdy, średniowieczne prawo przewidziało rytuał pokory. Oznaczał on absolutne ukorzenie się przed stroną pokrzywdzoną. Znikało wprawdzie wówczas ryzyko rozlewu krwi, ale i tak nie każdy decydował się na ten krok. Pokora zmywała wprawdzie winę, ale nie zostawiała suchej nitki na dumie przestępcy.
O pokorze wspomina statut księcia mazowieckiego, Janusza I, z 1390 r.:
Jeśli zaś zabiłby rycerz szlachcica, wówczas winien zapłacić 48 kop groszy i uczynić pokorę: szaty swoje do pasa odrzucić, z nagim, wyciągniętym z pochwy mieczem i samodziesięć [z dziesięcioma towarzyszami – przyp. aut.], jak zostało powiedziane, usilnie prosić miłosiernego Boga, żeby mu odpuścił i udzielił łaski.
Jeszcze bardziej spektakularnie prezentowała się pokora w Czechach. Księga Towaczowska, zbiór praw z końca XIV w., stanowił, że jeśli szlachcic zabił szlachcica, wówczas zabójca ma zapłacić stronie poszkodowanej minimum 500 grzywien groszy praskich. Ponadto musiał dać: 500 funtów wosku, 50 postawów sukna i jednego konia z chorągwią. Na koniec odprawić 500 mszy za duszę zamordowanego i wreszcie – odprawić rytuał pokory. W orszaku pięćdziesięciu towarzyszy przybyć miał na cmentarz, boso i bez pasa. Następnie przekazywał bliskiemu zabitego miecz i kładł się na ziemi twarzą do dołu, tym samym zdając się całkowicie na łaskę strony przeciwnej. Poszkodowany powinien wówczas wyrzec następujące słowa:
Mam tedy twe gardło tak w mocy swej, jak ty miałeś brata mego lub mego krewnego.
Zabójca z kolei odpowiadał:
Jestem w twej mocy, lecz proszę na Boga zachować mnie przy życiu.
Wówczas dopiero następowała zgoda między stronami. Warto też pamiętać, że mimo częstego powoływania się na Boga, pokora była instytucją świecką. Dopiero z czasem stricte kościelna pokuta zastąpiła ten, znacznie starszy, obyczaj.
Czyny, nie słowa – pojedynek sądowy
Pojedynek sądowy wchodził w skład ordaliów, czyli sądów bożych (Iudicii Dei). W średniowieczu istniało bowiem przekonanie, że Bóg nie dopuści do porażki niewinnej osoby. Poza rozwiązaniem siłowym stosowano też szereg innych prób, mających wskazać osobę niewinną (np. próba wody zimnej, próba wody gorącej oraz próba żelaza).
Prawo Burgundów z V w. dopuszczało orężne starcie dwóch osób jako środek dowodowy:
Gdy ten, któremu dla dowiedzenia twierdzeń przysięga będzie nakazana, nie zechce jej złożyć i oświadczyć, że przeciwnika swego bronią w ręku przekona, a ten nie ustąpi, powinna być walka pojedyncza między niemi dozwolona.
Z kolei duński król Frothon III miał powiedzieć, że:
_każdy spór powinien rozstrzygać się mieczem, bo szlachetniej jest dla mężów
bronią jak słowami rozprawiać się._
Inne źródła, mówiące nam o pojedynkach, to statuty i zwody praw. Z przełomu XIII i XIV w.
pochodzi np. „Najstarszy zwód prawa polskiego”, regulujący zasady pojedynku sądowego.
Mamy tam do czynienia ze starodawnym zwyczajem rozwiązywania konfliktu poprzez walkę, ale w chrześcijańskiej otoczce. Walczący byli przyprowadzani przez kapłana, odprawiano też uroczystą modlitwę.
Pojedynek sądowy w brutalnych realiach średniowiecza mógł stanowić swego rodzaju pokaz siły władzy państwowej. Wzmianka z XIII-wiecznej Księgi Henrykowskiej wspomina o księciu, który kazał pokonać w pojedynku czterech rycerzy-rozbójników, aby udowodnić ich winę. Pobici złoczyńcy musieli wykupić się, w przeciwnym wypadku groziła im bowiem kara śmierci.
Pojedynki sądowe zostały zakazane na soborze laterańskim IV (1215 r.). Ale jeszcze długo odwoływano się do nich w razie problematycznych sporów. XVI-wieczne prawo starochełmińskie głosiło, że w razie napaści odpowiednio dotkliwe rany mogą być godne pojedynku sądowego. W nieco późniejszym okresie orężne rozstrzygnięcie konfliktu mógł już tylko władca. U schyłku XVI w. zwyczaj pojedynków sądowych zanikł całkowicie.
Bite. Ciężka dola chłopa
Średniowieczne prawo niezgorzej zabezpieczało wyższe stany na wypadek przemocy. Pobity szlachcic mógł liczyć na wysokie zadośćuczynienie (tzw. nawiązkę). W razie zabójstwa jego rodzina otrzymywała zaś sowitą główszczyznę.
Sytuacja niższych warstw nie była jednak równie dobra. Pobity kmieć mógł otrzymać nawiązkę, ale nieporównywalnie niższą niż szlachecka. Ponadto, jeśli nie zgłosił przestępstwa do sądu, musiał… sam zapłacić karę. Za pobicie kmiecia należało bowiem zadośćuczynić poszkodowanemu, ale także opłacić karę książęcą za zburzenie porządku publicznego (miru), zwaną bite. Osoba, która nie powiadomiła władzy o napaści niejako uszczuplała równocześnie skarb książęcy, a szkodę pokryć musiała z własnej kieszeni.
Jeśli kmieć oskarżał szlachcica o pobicie, to wyżej urodzony mógł zaś przyjąć prostą linię obrony. Wystarczyło powołać się na tzw. initium, czyli „początek”. Oznaczało to, że wprawdzie doszło do pobicia, ale w obronie własnej. Wówczas wystarczyli tylko świadkowie, którzy poręczyliby za szlachcica i stawał się on wolny od wszelkich podejrzeń. Jak przeczytać można w statucie księcia czerskiego, Bolesława IV, z 1453 r.:
Jeśli szlachcic oskarżony o pobicie przez kmiecia odpowie: to, co zrobiłem, uczyniłem gdy kmieć zaczął i podniósł na mnie rękę, lub z innego powodu, wówczas taki szlachcic awanturnik winien oczyścić się przy pomocy świadków i jeśli uczyni to kary nie płaci i będzie wolny.
Karczma – miejsce, gdzie prawo staje na głowie
Prawo znacznie lepiej chroniło szlachetnie urodzonych niż plebejuszy – to fakt. Istniało jednak miejsce, w którym równouprawnienie stanów osiągało niespotykany nigdzie indziej poziom. Była to karczma.
W średniowiecznej społeczności karczma (zwana także taberną) odgrywała istotną rolę. Poza sprzedażą jadła i napitku handlowano tam towarami, wymieniano pieniądze, spotykano się na rozmowy w interesach, odpoczywano, przechowywano broń (jeśli np. lokalne prawo nie pozwalało wnieść jej do najbliższego miasta). Poza tym gospoda służyła rozrywce – tańcom, śpiewom, pijatykom. Taberny były więc zawsze gwarne i pełne ludzi. W oczach ówczesnych stanowiły jednak miejsce przeznaczone raczej dla pospólstwa niż szlachetnych panów. Synodalny zakaz z 1279 r. głosił, że duchownym nie wolno zapuszczać się do karczm – chyba że w wyniku nagłej konieczności. Miejsca te słynęły bowiem z konfliktów, które nierzadko przeradzały się w bijatyki.
Znalazło to odbicie w prawodawstwie. Pobity w karczmie szlachcic na próżno mógł wnosić skargi do księcia. Sprawcom rzecz uchodziła na sucho, bowiem wysoko urodzony pan nie powinien zapuszczać się do taberny. Jeśli jednak już to uczynił musiał liczyć się z możliwością zarobienia kilku kuksańców i guzów. Mówił o tym wspomniany już wyżej statut Bolesława IV z 1453 r.:
Zatem stanowimy, że żaden szlachcic nie powinien przebywać w karczmie, ani pić z kmieciami piwa i razem z nimi siedzieć. Jeśli jednak w takim wypadku zdarzyłoby się, że przez kmiecia lub kmieci [szlachcic] zostałby pobity, wówczas za tego typu ranę i pobicie niech nie ma prawa skarżyć ani sądu wszczynać.
Bibliografia:
- Bardach Juliusz, Historia państwa i prawa Polski do połowy XV w., Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1965.
- Cetwiński Marek, Przestępcy i sprawiedliwość w „Księdze Henrykowskiej”, w: Kultura prawna w Europie Środkowej, pod red. Antoniego Barciaka, Instytut Górnośląski, Katowice 2006, s. 300–306.
- Czomow Czomow, Krwawa zemsta u Słowian, Lwów 1929.
- Herod Patrycja, Rozwój prawa mazowieckiego na tle przeobrażeń polityczno-ustrojowych Mazowsza do XVI wieku, Wydawnictwo Instytutu Teologicznego, Kraków 2016.
- Hube Romuald, Wrożda, wrożba i pokora. Studyum z historyi prawa karnego, Warszawa 1884.
- Iura Masoviae terrestria. Pomniki dawnego prawa mazowieckiego ziemskiego. t. 1 (1228-1471), oprac. Jakub Sawicki, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1972.
- Kurczewski Jacek, Prawo prymitywne, Wiedza Powszechna, Warszawa 1973.
- Kutrzeba Stanisław, Mężobójstwo w prawie polskiem XIV i XV wieku, Akademia Umiejętności, Kraków 1907.
- Modzelewski Karol, Chłopi w monarchii wczesnopiastowskiej, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1987.
- Myśliwski Grzegorz, _Człowiek średniowiecza wobec czasu i przestrzeni (Mazowsze od XII do poł. XVI wieku), Wydawnictwo Krupski i S-ka, Warszawa 1999.
- Najstarszy zwód prawa polskiego, tłum. Jacek Matuszewski, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1959.
- Rafacz Józef, Dawne polskie prawo karne, Warszawa 1932.
- Szymczak Jan, Pojedynki i harce, turnieje i gonitwy, Wydawnictwo DiG, Warszawa 2008.