Krucjaty, miecz i krzyż. Duchowość rycerzy doby krucjat
Zobacz też: Pojedynki sądowe w Polsce średniowiecznej
Krucjaty: geneza
Średniowiecze to epoka, w której Bóg stanowił dla ludzi byt jak najbardziej realny. Między sferą sacrum a profanum nie istniała jasna granica – stąd potrzeba nieustannego zabiegania o przychylność sił niebieskich. Prości ludzie gorąco przeżywali kwestie religijne, nawołując duchownych do porzucenia bogactwa i powrotu do apostolskiego stylu życia. Stawali się też inicjatorami ruchów, uznanych przez Kościół za heretyckie, które postulowały moralną odnowę kleru. Z kolei duchowni krzywym okiem zerkali na rycerzy. Skoro do najwyższych cnót zaliczano ubóstwo i pokorę, to jak wojowniczy i żądni łupów feudałowie mogli dostąpić zbawienia?
Germańskie nawyki
W Kościele wczesnośredniowiecznym dominowały tendencje pacyfistyczne. Jeden z pierwszych ojców Kościoła, Orygenes, potępiał toczone przez Rzymian wojny, wskazując, że nie licują one z zasadą chrześcijańskiego miłosierdzia. Sprawa skomplikowała się jednak po przyjęciu chrztu przez cesarza Konstantyna Wielkiego. Rzymski władca – już chrześcijanin – dalej brał udział w konfliktach zbrojnych. Zaczął więc odnosić się do idei wojny sprawiedliwej – toczonej w obronie i dla dobra wiary. Duży wkład w rozwój powyższej doktryny włożył św. Augustyn. Nauczał on, że wojna jest usprawiedliwiona, jeśli miasto lub lud celowo zerwie pokój lub postanowi nie odpłacić za wyrządzone krzywdy. Według Augustyna użycie siły było uzasadnione również w wypadku, w którym grzesznicy nie chcą przystąpić do wspólnoty wiernych.
Przez długi czas duchowni stali jednak na straży pokoju. To z inicjatywy Kościoła wyszedł w X wieku ruch pokojów bożych ([Pax Dei]) i rozejmów bożych ([Treuga Dei]). W czasie ich trwania zakazywano przelewania krwi, a nieprzestrzeganie ustaleń mogło zakończyć się ekskomuniką. Przede wszystkim zaś kler usiłował powstrzymać konflikty feudałów, w których poza żołnierzami cierpiała również okoliczna ludność. Rycerski styl życia prowadził do anarchii – stąd próby okiełznania wojowników.
Jednak nie można było całkiem wyrzec się rozlewu krwi. Człowiek utrzymujący się z wojaczki nie mógł przecież, jak zalecały księgi penitencjarne, odbywać czterdziestodniowej pokuty za każde zabójstwo, nawet to dokonane w czasie wojny. Poza tym nadmierna potulność nie pasowała do realiów Europy, bowiem ta w czasach karolińskich przypominała oblężoną twierdzę. Trzeba było dać odpór Wikingom od północy, Węgrom od wschodu i muzułmanom od południa. Kościół potrzebował zbrojnego ramienia, toteż między surowymi zakazami prowadzenia wojen pojawiać się zaczęły również głosy przyzwolenia.
Trzeba pamiętać, że religijność rycerzy była ściśle powiązana z ich wojowniczym etosem, którego korzenie sięgają czasów przedchrześcijańskich. Ideał herosa germańskiego to postać hojna, mężna i wierna swemu panu. Cechy te są kluczowe także dla rycerzy. Autor starogermańskiego eposu „Heliand” (Zbawiciel), napisanego w IX wieku, przedstawił Chrystusa i apostołów jako zbrojną drużynę zgromadzoną wokół charyzmatycznego wodza. Plemiona Franków i Anglosasów, po przyjęciu chrztu, interpretowały tradycje biblijne przez pryzmat swoich bohaterskich eposów. Ideał rycerza stanowił zatem człowiek czynu, który za życia zdobywa sławę, a po śmierci – zbawienie. Dokładnie tak, jak germański heros miał wykazać się mężnymi dokonaniami, aby po śmierci (najczęściej z bronią w ręku) zająć poczesne miejsce w zaświatach. Nic zatem dziwnego, że rycerska pobożność łączyła się z wojaczką – choć w żadnym razie nie była to jej jedyna forma. Ale Kościół potrzebował czasem wyszkolonych rębajłów i ich brutalnej siły.
Sława, bogactwo czy życie wieczne?
Kiedy w 853 roku Rzymowi zagrażali Saraceni, papież Leon IV ogłosił, że każdy, kto przyjdzie Stolicy Piotrowej z pomocą i zginie w bitwie, będzie mógł liczyć na Królestwo Niebieskie. Podobny ton znaleźć można w pontyfikale z X wieku, gdzie zawarto formułę wypowiadaną podczas błogosławienia sztandarów:
Pobłogosław i uświęć ten sztandar wzniesiony dla obrony świętego Kościoła przed nienawistną furią, aby wierni i obrońcy ludu Bożego, którzy za nim podążą, mogli uzyskać tryumf i zwycięstwo nad wrogiem, w Twoim imieniu i dzięki sile krzyża.
Popularność zyskiwała też liturgia błogosławienia miecza. Ponadto w tym okresie na zachodzie Europy zaczął się rodzić kult świętych, związanych z rzemiosłem wojennym. Szczególnymi względami darzono św. Michała Archanioła – hetmana niebiańskiego „pospolitego ruszenia” czy św. Jerzego – pogromcę smoka. W 1064 roku papież Aleksander II zaoferował odpusty wszystkim rycerzom, którzy wezmą udział w hiszpańskiej kampanii przeciw muzułmanom. Urban II, rozpoczynając krucjaty podczas słynnego synodu w Clermont w 1095 roku, jedynie podsumował więc poczynania poprzedników i nastroje kształtujące się od wielu wieków. Przygotowane było też podłoże społeczne. Masy rycerstwa dostały okazję, by zdobyć sławę, zbawienie oraz majątek – i to nie wyrzekając się swojego dotychczasowego zajęcia.
Rycerska pobożność była nieustannie podsycana przez Kościół. Duchowni, już na początku kształtowania się stanu rycerskiego, dokładali starań, by świeckim ceremoniałom nadać chrześcijańskie rysy. Tak stało się w przypadku ceremonii pasowania na rycerza. Pierwotnie stanowiła ona rytuał inicjacyjny, podczas którego młody człowiek wchodził do grona pełnoprawnych wojowników. Wraz z rosnącym wpływem chrześcijaństwa ewoluowała także sfera symboliczna. Duchowny przypasywał nowemu rycerzowi błogosławiony miecz, czyniąc go tym samym miles Christi – żołnierzem Chrystusa, zobowiązanym do obrony wiary.
Polecamy e-book Antoniego Olbrychskiego – „Pojedynki, biesiady, modlitwy. Świat średniowiecznych rycerzy”:
Książka dostępna również jako audiobook!
Podobne starania były podejmowane w odniesieniu do wypraw krzyżowych. Propagowana przez Kościół idea krucjatowa zakładała, że udział w świętej wojnie jest powinnością każdego rycerza, a sprawie wyzwolenia Jerozolimy należy poświęcić się całkowicie. Zdążający do Ziemi Świętej pielgrzymi składali przysięgę w kościele, następnie zaś kapłani przyozdabiali ich szaty znakiem krzyża. Dla rycerzy perspektywa zdobycia zbawienia była niewątpliwie wyjątkowo silną motywacją. Ale nie jedyną. Wyprawa na Wschód znakomicie przecież komponowała się z rycerskim pragnieniem wędrówki, sławy, bogactwa. Konon de Bethune (zm. ok. 1220 roku), uczestnik trzeciej i czwartej wyprawy, zaznaczał: „Właśnie tam [w Syrii] wielcy i pomniejsi rycerze dokonują rycerskich czynów. Dlatego też mężczyzna zdobędzie tam raj i zaszczytną chwałę, a także miłość i uznanie ukochanej”. Warto też przypomnieć słowa Tybalda z Szampanii: „Ślepy jest ten, kto choć raz w życiu nie wyrusza na wyprawę z odsieczą Bogu i z tak niewielkiej przyczyny traci chwałę świata”. Ten krótki fragment pokazuje, że autor pojmował ideę krucjaty inaczej, niż czynił to Kościół. Tybald nie zamierzał całkowicie oddać się sprawie świętej wojny i pozostać w Jerozolimie, by strzec jej przed muzułmanami. Krucjatę traktował jako daleką wyprawę, z której zamierzał jednak powrócić. Podobny pogląd był popularny wśród rycerstwa. Wyprawa krzyżowa stanowiła ważne przedsięwzięcie, ale nie każdy chciał poświęcić całe życie na walkę z muzułmanami.
Niezbyt licznie pociągnęło do Ziemi Świętej rycerstwo z Polski. Piastowskich książąt bardziej pochłaniała walka z „lokalnymi” poganami – Prusami, Jaćwingami, Pomorzanami i Słowianami połabskimi. Nie oznacza to, że Polakom obojętna była idea krucjatowa i wyzwolenie Jerozolimy. Udział w wyprawie krzyżowej wzięli między innymi Henryk Sandomierski i Jaksa z Miechowa, a rycerstwo zgodnie spłacało specjalne dziesięciny, narzucane przez papieża na rzecz krucjat. Na zaproszenie Piastów przybywały również zakony rycerskie. Pierwsi na ziemiach polskich pojawili się joannici, którzy osiedlili się w małopolskiej Zagości około 1156 roku. Wspieranie zakonników traktowano równoznacznie z poparciem dla idei krucjatowej. Europejskie filie joannitów, templariuszy czy krzyżaków stanowiły bowiem początkowo wyłącznie zaplecze dla ich działalności w Ziemi Świętej. Polscy rycerze odpowiadali więc na papieskie apele włączenia się w ruch krucjatowy, chociaż sami rzadko wyprawiali się do Jerozolimy. Spotykało się to ze zrozumieniem Rzymu, a papieże przysyłali bulle, że uczestnicy wyprawy na Bałtów lub Słowian połabskich otrzymają taki sam odpust, jak gdyby udali się do Ziemi Świętej.
Cena zbawienia
Nie każdemu było dane udać się na krucjatę. Z kolei wielu z tych, którzy dołączyli do wyprawy krzyżowej i nie polegli w boju, powróciło w końcu na swe włości. Inni osiedlali się w Ziemi Świętej. Po latach tułaczki przychodził więc spokój. Ale przerwa w wojowaniu nie znaczyła, że feudał tracił szansę na przysłużenie się Bogu. Istniały inne formy rycerskiej pobożności możliwe do zrealizowania bez dobywania miecza.
Prostym, choć kosztownym, sposobem na zapewnienie duszy zbawienia było ufundowanie klasztoru mniszego bądź prywatnego kościoła. Z realizacji takiego przedsięwzięcia płynęły liczne korzyści. Przede wszystkim rycerze postrzegali Boga jako pana feudalnego, seniora. Za złamanie ustalonych przepisów (grzechy) należała mu się rekompensata, a tę mogło stanowić wybudowanie świętego przybytku. W powyższym toku rozumowania tkwi kolejny element pobożności – wiara, że otrzymanie zbawienia jest formą transakcji, która zakończy się dla człowieka pomyślnie, jeśli suma jego dobrych uczynków przeważy nad niegodziwymi. Ufundowanie klasztoru stanowiło więc inwestycję mającą zwrócić się w niebie.
Uposażony przez feudała klasztor rychło zasiedlali zakonnicy. Do ich obowiązków należała regularna modlitwa za fundatora i jego rodzinę, co oczywiście przybliżało dobroczyńców do życia wiecznego. Po śmierci możnowładcy mógł on zostać pochowany w murach klasztoru. Miejsce pochówku stanowiło kolejną rzecz, na którą św. Piotr zwracał uwagę u bram niebios. Zdecydowanie przychylniejszym okiem spoglądał na osoby, którym dane było spoczywać w pobliżu prezbiterium. Zmarły fundator mógł też liczyć na nieustanne wsparcie ze strony duchownych, którzy odprawiali msze w jego intencji.
Ale fundacja przynosiła także doczesne korzyści. Hojność uważano w kręgach rycerstwa za jedną z głównych cnót. Uposażenie i wspieranie klasztoru, bądź kościoła, stanowiło zaś niebagatelny wydatek. Im większa inwestycja, tym bardziej wzrastał prestiż fundatora manifestującego ówczesnym i potomnym rozmiar swego bogactwa. Dla monarchów był to jeden ze sposobów na legitymizację władzy i przekonania poddanych o jej nadprzyrodzonym charakterze. Fundacja nie stanowiła bowiem wyłącznego kaprysu ludzi – zamieszane w nią były również moce pozaziemskie. Wedle dzieła „Fundatio monasteri Brunwilarensis”, powstałego pod koniec XI wieku, we śnie fundatorowi ukazało się miejsce założenia klasztoru, oświetlone przez słup światła spływający z nieba. Tym samym hojny feudał stawał się wybrańcem bożym realizującym zalecenia sił niebieskich. Pozycja pośrednika między sacrum a profanum wydatnie podnosiła jego prestiż.
Autorami najokazalszych fundacji byli monarchowie. Ich działania stanowiły zaś inspirację dla książąt, możnowładców, a nawet uboższego rycerstwa. Fundowanie budowli sakralnych stanowiło taki sam element naśladowania królów ([imitatio regni]) jak wznoszenie zamków, pałaców czy utrzymywanie zbrojnej drużyny.
Warto też pamiętać o dobroczynnym wpływie klasztoru na okoliczne ziemie. Przedsiębiorczy zakonnicy mądrze gospodarowali swoimi majątkami. Karczowali puszcze, sprowadzali osadników, wznosili młyny. Ponadto klasztor stawał się centrum kultury i oświaty. To tutaj potomstwo pana feudalnego mogło udać się na naukę, tutaj też przepisywano manuskrypty i składowano księgi. Dla okolicznej ludności kościół lub klasztor stanowiły zaś miejsce schronienia w wypadku najazdu. Fundacja dawała więc rozmaite korzyści, a rycerstwo mocno zaangażowało się we wznoszenie obiektów sakralnych.
Polecamy e-book Marcina Sałańskiego pt. „Wielcy polskiego średniowiecza”:
Ideał ze skazą
Średniowiecze doby krucjat pozostawało pod wielkim wpływem monastycyzmu. Nie każdy zdobywał się na porzucenie życia doczesnego i wstąpienie do klasztoru, ale właśnie to uważano za największy krok w drodze do zbawienia. Niektórzy rycerze na stare lata zamieniali jednak zbroję na habit. Gobert z Aspremont (zm. w 1263 roku), uczestnik krucjaty przeciw albigensom (1226 rok), dołączył do grona mnichów w cysterskim opactwie Villers. Podobnie postąpił Jan z Montmirail (zm. w 1217 roku), który cysterskim konwersem został w wieku 40 lat. Rycerze ci zrealizowali więc średniowieczne ideały ubóstwa, pokory i powrotu do apostolskiego trybu życia.
Wyrazem fascynacji rycerstwa ruchem monastycznym było powstawanie zakonów rycerskich. Wstęp do nich wymagał złożenia ślubów czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Nie trzeba było jednak rezygnować z wojaczki, bowiem zakonnicy za główny cel obrali sobie ochronę pielgrzymów, zdążających do Ziemi Świętej. Ale na tym zakres obowiązków się nie kończył. Bracia musieli uczestniczyć w nabożeństwach i modlić się nawet kilkadziesiąt razy dziennie. Templariusze, tylko podczas porannej Godziny Czytań ([matutinum]), odmawiali po trzynaście razy „Ojcze nasz” i Modlitwę Pańską ku czci Matki Bożej. Wiele uwagi poświęcano też duszom zmarłych, za które każdy z braci modlić się miał trzydzieści razy dziennie. Z kolei po śmierci współbrata należało odmówić w jego intencji sto razy Modlitwę Pańską, a do tego przez czterdzieści dni żywić ubogą osobę, która zasiadała przy stole templariuszy na miejscu zmarłego. Za pozostałych członków zakonu odmawiano trzydzieści razy „Ojcze nasz”, aby wspomóc ich w walce z grzechem. Posiłki spożywano w milczeniu, słuchając słów Pisma Świętego. Templariusze nie mogli też posiadać żadnej własności. Jeśli jednego z braci przyłapano na przechowywaniu pieniędzy, wówczas pozostali zakonnicy byli zwolnieni z modlitwy za jego duszę.
Wśród templariuszy panował podział na rycerzy, kapłanów i braci służebnych – serwientów. Ci pierwsi stanowili trzon sił zbrojnych zakonu i najbardziej wpływową grupę. Serwienci spełniali przeważnie funkcję giermków lub oddziałów pomocniczych. Kapłani zaś mieli czuwać nad przestrzeganiem reguł życia duchowego i organizacją nabożeństw. Surowe zasady konwentu zniechęcały wielu możnych, przyzwyczajonych do życia w przepychu. Dlatego istniała też możliwość przyłączenia się do zakonników tylko na określony czas – bez składania rygorystycznych ślubów. Ochotnicy wspomagali rycerzy zakonnych w walce, licząc, że w ten sposób zdołają szczególnie przypodobać się Bogu.
Obyczaje panujące za murami często odbiegały jednak od ideału. Rola kapłanów w zarządzaniu konwentem była mniejsza niż rycerzy. Nieliczni duchowni mieli więc problem z utrzymaniem dyscypliny. Co zuchwalsi rycerze opuszczali msze lub rezygnowali z odprawiania modlitw. Z kolei w zakonie krzyżackim świeckim braciom zakazano nauki czytania i pisania. Pogłębianie religijności w oparciu o literaturę nie wchodziło więc w grę. Ekspansywna polityka krzyżaków prowadziła też do dużych strat w ludziach, a nowoprzybyli nie zawsze odznaczali się gorliwą wiarą. W latach 1255–1258, na prośbę wielkiego mistrza Poppona von Osterna, papież Aleksander IV przyznał krzyżakom liczne przywileje. Umożliwiały one złagodzenie dotychczasowej reguły i przyjmowanie przestępców w szeregi zakonu. Militarne możliwości krzyżaków wzrosły, jednak kosztem kultury duchowej.
Z podobnymi problemami borykały się również inne zakony. Wojownicza natura rycerzy przeważała, a czynnik duchowy (dążenie do zbawienia przez ubóstwo i pokorę) był spychany na dalszy plan przez czynnik militarny (walkę z niewiernymi). Kultura duchowa zakonów rycerskich była bez wątpienia uboższa niż zakonów żebrzących (dominikanie, franciszkanie) czy kontemplacyjnych (benedyktyni, cystersi). Połączenie dwóch ideałów średniowiecza – mnicha i rycerza – nie udało się więc w pełni. Ale już sam fakt, że dokonano takiej próby, wiele mówi o kulturze średniowiecza i nastrojach tej epoki.
Rozterki wrocławskiego księcia
Rycerska duchowość miała różne oblicza. Kształtował ją z jednej strony klimat epoki, przepełnionej fascynacją do pokory, ubóstwa i klasztornego trybu życia. Z drugiej – etos wojownika, żądza sławy, ale też przemożne pragnienie przypodobania się Bogu i osiągnięcia zbawienia. Szykujący się do wyprawy krzyżowej rycerz liczył na zdobycie ziemi, dóbr i zaszczytów. Równie mocno motywowała go jednak wizja odpustu, przysłużenia się niebiosom i wyzwolenia Świętego Miasta. Różne odcienie rycerskiej pobożności można zaobserwować na przykładzie konfliktu Henryka IV Probusa z biskupem wrocławskim Tomaszem II. Spór przerodził się w walkę o zasadniczą kwestię – czy władza świecka, czy duchowna powinna być w księstwie wrocławskim władzą zwierzchnią. W tej rywalizacji obie strony nie przebierały w środkach. Probus uciekał się do przemocy, w odwecie zaś Tomasz, uzyskawszy zgodę papieża, obłożył go ekskomuniką. Wieloletnia walka z Kościołem fatalnie wpłynęła na wizerunek księcia. W 1287 roku rozpoczął więc starania o załagodzenie konfliktu. Postanowił ufundować we Wrocławiu kolegiatę św. Krzyża, a prawo do obsadzania prałatur i kanonii scedować na Tomasza. Na zamiar ten duży wpływ odcisnęły względy polityczne – chęć załagodzenia stosunków z biskupem. W dokumencie z 11 stycznia 1288 roku Probus deklarował też, że uznaje zwierzchność Boga nad sobą. Ten akt pokory mógł być konieczny do odpuszczenia grzechów i przywrócenia poddanym wiary, że buńczuczny książę wciąż liczy się z Kościołem.
Kilka lat później Henryk Probus objął krakowski tron. Pojednanie mogło więc stanowić wynik kalkulacji – szykując się do tak poważnego przedsięwzięcia, a może nawet marząc o koronie królewskiej, książę wolał wygasić dotychczasowe konflikty. Trzeba jednak pamiętać, że budowa kolegiaty wpisuje się również w charakterystyczne dla średniowiecza rozumowanie, iż ziemskie wydarzenia nie są dziełem wypadku. Kierują nimi bowiem moce niebiańskie. Książę słał więc przesłanie do samego Boga, licząc na uzyskanie jego przychylności. Jej wynikiem miał być nie tylko sukces polityczny. Sędziwy książę (Probus zmarł w 1290 roku) musiał zdawać sobie sprawę, że konflikt z duchownym wydatnie utrudni mu uzyskanie zbawienia. Budowa kolegiaty stanowiła więc jego ostatnią nadzieję na dostąpienie życia wiecznego. Z tych licznych motywów wyłania się obraz rycerskiej duchowości – pełnej kalkulacji, ale też gorliwej wiary.