Kreta - twierdza Morza Śródziemnego
Kreta była zasiedlona od epoki neolitu. Pierwsi osadnicy przybyli tu podobno z Anatolii. Na wyspie można odnaleźć pozostałości pałaców z różnych epok. Największy i najwspanialszy został odkopany w Knossos przez sir Arthura Evansa na początku XX wieku. Evans nazwał kulturę, która zbudowała te pałace, „minojską”, od imienia pierwszego władcy tej wyspy, mitycznego króla Minosa, syna Zeusa i Europy. Z jego badań wynurza się obraz Krety, która za czasów Minosa była potęgą morską, a to dzięki flocie, która pozwalała jej niepodzielnie panować na Morzu Śródziemnym. Z Kretą wiąże się legenda o „byku” Minosa – Minotaurze. Ten pół człowiek, pół byk, żyjący w labiryntach pod pałacem w Knossos, żądał ofiar z młodych dziewcząt i chłopców, przez co zakłócał rytm spokojnego życia mieszkańców wyspy. Tego legendarnego potwora pokonał równie legendarny heros – Herkules.
Kreta: koniec cywilizacji
Cywilizację tę zniszczyły trzęsienia ziemi i wybuch wulkanu Thira w archipelagu Santoryn w XVI wieku p.n.e., następnie najazdy Mykeńczyków. W czasach rzymskich lasy wyspy dostarczały drewna na budowę okrętów. Na ogołoconych zboczach gór ludzie sadzili oliwki oraz hodowali owce i kozy. Na wyspie nie było żadnych zwierząt niebezpiecznych dla człowieka. Jedna z legend podaje, że była to zasługa Herkulesa, który pragnął uczynić miejsce narodzin Zeusa bezpiecznym dla ludzi.
Przez stulecia Kreta stanowiła pomost kulturowy i gospodarczy między Europą, Azją i Afryką. Potem dla mieszkańców wyspy nadeszły ciężkie czasy. Przez prawie tysiąc lat przechodziła ona z rąk do rąk – okupowana była przez Rzymian, Arabów, Wenecjan i Turków.
Kreta pod panowaniem weneckim
Na początku XIII w. wyspa dostała się w ręce Wenecjan, których twarde rządy wywołały w połowie XVII w. powstanie i ogłoszenie niepodległości Krety, którą Kreteńczycy cieszyli się jedynie 5 lat. Wenecjanie po ciężkich walkach odzyskali swoją pozycję na wyspie, jednak w 1669 roku utracili ją definitywnie na rzecz Turcji. Kreta stała się częścią Imperium Ottomańskiego. Potem nastąpiło 200 lat konfliktów między chrześcijanami i muzułmanami. Pod koniec XIX w. o losach Krety zdecydowały światowe mocarstwa. Na skutek ich interwencji Turcy w 1897 roku opuścili wyspę, a w 1898 r. Kreta stała się autonomiczną republiką pod protektoratem Imperium Osmańskiego. [Niepodległość ogłosiła 6 października 1908 roku, ogłaszając się Republiką. 30 maja 1913 roku Kreta została włączona do Grecji – red.]
Kreta: krajobraz
Każda opowiedziana o Krecie historia ma od wieków tych samych czterech groźnych świadków, równie niebezpiecznych, jak ich mieszkańcy. To góry. Ciągną się one przez całą wyspę, poprzecinane wąwozami o niemal pionowych ścianach, pilnowane przez ptaki drapieżne – orły, sokoły i pustułki. Na najwyższych szczytach przez cały rok leży śnieg. Na niżej położonych stokach, w ciepłych, urodzajnych dolinach, pachnie rozmarynem, szałwią, oregano i tymiankiem, które rosną wśród stokrotek, maku, dzikich orchidei i fiołków, w cieniu kasztanów, dębów, oliwek, sosen, platanów i tamaryszków.
Na zachodzie wyspy znajdują się największe góry Krety – Góry Białe, których szczyty dochodzą do 2500 metrów nad poziomem morza. Niektóre miejsca należą do najbardziej dzikich w Europie. Góry te od zawsze stanowiły schronienie dla wszelkiego rodzaju desperatów. W czasach okupacji tureckiej były domem dla tych, za których głowy wyznaczano nagrody. W okresie okupacji niemieckiej chronili się tu partyzanci. Centralną część wyspy zajmuje Płaskowyż Nida ze szczytem Ida (2456 m n.p.m.), z którego rozpościera się widok na całą wyspę. Z górą Ida związana jest legenda o ojcu bogów greckich, Zeusie. Poniżej jej szczytu znajduje się pieczara, w której, według mitologii greckiej, urodził się Zeus. Na południowy zachód od Idy stoi góra Kedros (1777 m n.p.m.). Była ona świadkiem masakry ludności wyspy w 1944 roku, a na wschód od Kedros znajduje się ostatnie pasmo górskie – Dikti (2148 m n.p.m.).
Góry Krety skrywają szereg wysoko położonych równin. Na ich łąki zapuszczają się jedynie pasterze i to tylko latem. Otoczone wysokimi, pionowymi ścianami, zimą stają się zupełnie niedostępne i niebezpieczne. I dlatego właśnie przez setki lat były schronieniem dla wszelkiej maści bandytów, ale też i „bohaterów” rodzinnych wendett, co zmuszało miejscową ludność do chodzenia po górach z bronią. Także poza górami prawie każdy mężczyzna na wyspie posiadał jakąś broń, nawet jeśli była to antyczna i niepewna strzelba, odziedziczona po pradziadkach.
Wiele górskich miejsc zapisało się w historii wyspy. Jednym z nich jest Równina Omalos, położona wysoko w Górach Białych, która od czasów panowania tureckiego była świadkiem wielu krwawych zdarzeń i bohaterką piosenek. Występowała także w piosenkach „rodzinnych mścicieli”, o czym świadczy poniższy tekst, przepojony chęcią zemsty:
Kiedy będziemy mieli bezchmurną, gwiaździstą noc?
Kiedy nadejdzie luty?
Wtedy wezmę swoją strzelbę
I mój pas na naboje
I zejdę do Omalos
po drodze do klanu Mousouro. Pozbawię matek ich synów,
Pozbawię żon ich mężów,
Zostawię za sobą sieroty,
Dzieci, które płaczą, bo straciły matki,
Dzieci, które wołają o wodę w nocy,
Dzieci, które wołają o mleko o świcie,
Dzieci, które wołają matkę, gdy nadchodzi dzień.
Och, kiedy będziemy mieli bezchmurną, gwiaździstą noc!
Och, kiedy będziemy mieli bezchmurną, gwiaździstą noc!
Tekst jest fragmentem książki Ricka Strouda „Porwanie na Krecie. Prawdziwa historia porwania nazistowskiego generała”:
Miejscem, które szczególnie zapisało się na kartach historii Krety, jest leżąca na południowym zachodzie Gór Białych wyżyna Sfakia. To jedno z najbardziej górzystych miejsc na Krecie, które być może właśnie dzięki takiemu ukształtowaniu nigdy nie znalazło się pod okupacją obcego państwa. W przeszłości Sfakia była ośrodkiem oporu zarówno przeciwko Grekom, jak i Turkom. Stąd pochodził przywódca powstania przeciwko Turkom z 1770 roku, kreteński bojownik Daskalojannis, uznany potem za bohatera narodowego. Pojmano go w 1771 roku i skazano na obdarcie żywcem ze skóry. Podobno zniósł te męczarnie w milczeniu. Jeszcze przed II wojną światową na Krecie popularne było powiedzenie: „Ludzie ze Sfakii, filary rewolucji kreteńskiej, ciągle należą do innego świata”.
Właściwie niewiele jest miejsc na Krecie, które nie zapisałyby się jako miejsca schronienia dla walczących przez wieki o wolność bojowników. Na tej liście jest Anogia, wioska położona wysoko w górach, na północ od Płaskowyżu Nida, a na południe od Nidy znajduje się trudno dostępna Dolina Amari. Przez jakiś czas w okresie II wojny światowej dolina ta była tak bezpiecznym schronieniem dla brytyjskich agentów, że nadali jej nazwę „Kraina Lotosu”.
Inwazja na wyspę w czasie II wojny światowej była dla jej mieszkańców całkiem nieznanym doświadczeniem. Pod koniec 1940 roku wojska Hitlera przetoczyły się przez Europę i szykowały do wojny w Afryce Północnej. Generał Franz Halder, szef niemieckiego Sztabu Generalnego, przekonywał, że „skuteczne panowanie nad wschodnią częścią Morza Śródziemnego zależy od zdobycia Krety” i dodawał, że „najłatwiej można to osiągnąć przy użyciu desantu lotniczego”. 28 kwietnia 1941 roku Hitler ostatecznie zatwierdził „Dyrektywę nr 28”, w której rozkazał okupację Krety, „by uzyskać bazę do prowadzenia działań lotniczych przeciwko Anglii we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego”.
Alianci zdawali sobie sprawę, że inwazja niemiecka na Kretę jest kwestią czasu. Człowiekiem, który miał przygotować wyspę do tego wydarzenia, był John Pendlebury, brytyjski archeolog, zafascynowany Kretą. W Winchester School i na uniwersytecie w Cambridge studiował filologię klasyczną i specjalizował się w archeologii. W 1929 roku, jako 25-latek, został mianowany kustoszem stanowiska archeologicznego w Knossos na Krecie i dyrektorem wykopaliska w Amarna w Egipcie.
Pendlebury był człowiekiem o wielu pasjach i urzekającym usposobieniu. W dzieciństwie stracił oko, co nie było przeszkodą w uprawianiu sportu, w którym odnosił sukcesy. Pasjonowała go szermierka i lekkoatletyka. Był rekordzistą świata w skoku wzwyż i biegał przez płotki „z szybkością geparda”. Miał niesamowitą kondycję. Opowiadano, że w czasie jednego tylko sezonu archeologicznego na Krecie pokonał pieszo ponad półtora tysiąca kilometrów. Prawdopodobnie każdy, kto spotkał Johna Pendlebury’ego, ulegał jego urokowi. Patrick Leigh Fermor, przyszły kolega z Kierownictwa Operacji Specjalnych, opisywał go tak: „wyglądał trochę jak pirat i hulaka, częściowo być może z powodu szklanego oka”, które „podczas wojny wyjmował i kładł na biurku, by pokazać kolegom, że wykonuje jakieś zadanie”.
Pendlebury był „swoim człowiekiem”. Bratał się z miejscowymi i wszędzie miał przyjaciół. Nie przepuścił żadnej okazji do zabawy. O zorganizowanych przez siebie obchodach dnia Świętego Jana napisał potem: „To były najlepsze dotąd obchody. Poczułem się naprawdę ojcem wioski! Było prawie 1000 osób, które tańczyły od 9 do 3! Pełny koszt imprezy dla całej wsi wyniósł dokładnie 7 funtów!”.
Tekst jest fragmentem książki Ricka Strouda „Porwanie na Krecie. Prawdziwa historia porwania nazistowskiego generała”:
Manolaki Akoumianakis opowiadał, że Pendlebury „trzymał się blisko pasterzy i górali. Znał wszystkie dialekty, jakimi się posługiwali. W piciu mógł dorównać każdemu Kreteńczykowi”. Na Krecie Pendlebury mieszkał w Willi Ariadna, wielkim, niskim, kwadratowym budynku, zbudowanym z żółtego i brązowego kamienia, który przez lata był centrum prac archeologicznych w Knossos. Kiedy Pendlebury nie wędrował po wyspie, kręcił się po kawiarenkach i restauracjach na Placu Lwa w Heraklionie, po rynku, gdzie królowała Fontanna Morosini, składająca się z ośmiu białych, marmurowych zbiorników oraz misy stojącej na kolumnie, podpieranej przez lwy. Kiedyś był tam największy targ niewolników we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego.
Często przesiadywał w cukierni Reginaki, zwanej „High Life”, zajadając słodkie ciastka i popijając kawę, albo sącząc wino w „Maximie”, restauracji wciśniętej w jeden z bizantyjskich łuków otaczających fontannę. Kiedy już tak siedział, to słuchał toczących się wokół niego rozmów. Dzięki temu dowiedział się o istnieniu tajnej siatki sympatyków nazistów, którzy po cichu gromadzili informacje wywiadowcze oraz werbowali osoby, które mogłyby się przydać po niemieckiej inwazji. Jedną z nich była Austriaczka Myro Bauritz, nauczycielka języków obcych, która jako niezależna dziennikarka redagowała „biuletyn handlowy” dla firm greckich, handlujących z Francją. Kiedy nie udzielała lekcji języków, pilnie sporządzała listy niemieckojęzycznych studentów w mieście. Tym samym zajmował się Jan Knoch, niemiecki turysta, którego pasją były wędrówki po wyspie i rysowanie. W rzeczywistości robił on rozpoznanie terenu dla celów wojskowych. Najchętniej przebywał w małej wiosce Pitsidia na Równinie Messara, niedaleko wybrzeża. Miejscowi ludzie dość dobrze znali Knocha i jego ulubione wzgórze, gdzie spędzał całe godziny, szkicując krajobraz. Wzgórze to wybrał nieprzypadkowo. Widać z niego było Tymbaki, miejsce, które świetnie nadawało się na niemieckie lotnisko na wyspie. Knoch zniknął tuż przed inwazją, pojawił się na wyspie ponownie w 1942 roku, już jako inżynier Wehrmachtu w randze majora. Trzecim szpiegiem był Hans Kruger, nauczyciel języków w ekskluzywnej Szkole Handlowej w Heraklionie. On również zniknął tuż przed inwazją. Jego nazwisko widnieje na rozkazach znalezionych po wojnie w niemieckiej komendanturze.
W momencie wybuchu wojny 35-letni Pendlebury zaproponował swoje usługi wywiadowi Marynarki Brytyjskiej. „Znam dobrze Kretę i większość wysp na Morzu Egejskim”, napisał w podaniu o przyjęcie do służby. „Mam szerokie kontakty osobiste w całym basenie Morza Egejskiego, które powinny stanowić dobre źródło informacji, szczególnie na Krecie, gdzie większość ludzi mnie zna”.
Prowadzący z nim rozmowę oficer uznał, że jest on „twardy i ogólnie się nadaje”. Miesiąc później Pendlebury był już oficerem wywiadu i pracował w obskurnej piwnicy Ministerstwa Wojny w Londynie w Dziale Analiz, który był częścią Wywiadu Wojskowego [Military Inteligence, czyli MI-6 – red.]. Jego przyjaciel i kolega z pracy, Nick Hammond, pamięta go, jak „rzucał się w odmęty planowanych akcji z niepohamowaną energią i zapałem. Rozmawiał ze mną o laskach z ukrytą szpadą, o sztyletach, pistoletach, mapach; o klephtes z Lasithi i Sfakii (górale trudniący się złodziejskim fachem; w trudnych czasach tworzyli bandy, które napadały na żyzne niziny i wybrzeża), o górskich kryjówkach i wąwozach, o pieczarach na południowym wybrzeżu; o potędze kontaktów osobistych, okrzepłych przez lata wędrówek, o geografii Krety, o kreteńskich mułach i o tradycyjnych łodziach rybackich kaikach ([caïque]), pływających po wodach jońskich i Morzu Egejskim, a także o niebezpiecznych punktach na drogach”. Obaj, Hammond i Pendlebury, w rozmowach przez telefon posługiwali się greckim – Pendlebury dialektem kreteńskim, Hammond mówił żargonem używanym w północnej Grecji. W czerwcu następnego roku, po odbyciu podstawowego przeszkolenia wywiadowczego, Pendlebury znalazł się z powrotem na Krecie, zamieszkał ponownie w Willi Ariadna, podając się – choć zupełnie bez przekonania – za brytyjskiego wicekonsula.
Tekst jest fragmentem książki Ricka Strouda „Porwanie na Krecie. Prawdziwa historia porwania nazistowskiego generała”:
Tymczasem sytuacja militarna w Grecji i na Bliskim Wschodzie pogorszyła się na tyle, że w listopadzie 1940 roku na front albański wysłana została 5. Dywizja Kreteńska, uważana za najlepszą jednostkę w greckiej armii. I choć działała tam w fatalnych warunkach, przy złej pogodzie i niedostatecznie wyposażona, jej akcja pod Górą Trebesina na początku 1941 roku zmusiła wojska Mussoliniego do wycofania się na terytorium Albanii.
Lukę po 5. Dywizji miały wypełnić oddziały angielskie i Wspólnoty Brytyjskiej, w tym oddział pięćdziesięciu komandosów z Middle East Commando [Bliskowschodniej Jednostki do Zadań Specjalnych – red.]. Było to jednak za mało, by Kreta mogła czuć się bezpieczna. Pendlebury zdawał sobie sprawę, że jeśli państwa Osi zajmą Grecję, następna padnie jego ukochana Kreta. Błyskawicznie przystąpił do organizowania sił zbrojnych, mających zastąpić 5. Dywizję.
Oficjalna funkcja Pendlebury’ego w brytyjskim wywiadzie wojskowym stawiała go w roli oficera łącznikowego między wojskami aliantów na Krecie a władzami greckimi. To dało mu możliwość przyjrzenia się, jak działali komandosi, i zastanowienia się, jak zorganizować ruch oporu. Komandosi nie mieli pojęcia, że Pendlebury pracuje dla wywiadu wojskowego, ale byli wyraźnie pod wrażeniem Anglika. W ich ocenie „jego wiedza o Krecie i Kreteńczykach była nieoceniona. Tak sądzili zarówno oficerowie wyżsi rangą, jak i my – pokazał nam, gdzie zdobyć najlepsze wino i jajka. Wszędzie miał dobrych przyjaciół, więc każda wyprawa z nim była jak prawdziwe bachanalia”.
Jedno z zadań Pendlebury’ego polegało na ustaleniu, czy elita kreteńska trzyma z Wielką Brytanią, Niemcami czy z Włochami. Opinie na ten temat zbierał, wędrując po wysoko położonych równinach, zwłaszcza tych nad Omalos, Anogią i Nidą. Wniosek z tych wędrówek był jeden – „sympatia do Anglii była powszechna”. Pendlebury wiedział, że jeśli Niemcy opanują wyspę, równiny te, jak to bywało w przeszłości, znów staną się schronieniem dla uciekinierów i członków ruchu oporu. W razie niemieckiej inwazji Pendlebury planował schronić się na Płaskowyżu Nida – na wysokości 1500 metrów nad poziomem morza, około 65 km na południowy zachód od Heraklionu, w trudnodostępnej pieczarze Zeusa. Droga na ten płaskowyż prowadziła przez postawione tu w przeszłości twierdze i bastiony powstańców w Anogii i Krousonas. Pendlebury zakładał też, że samoloty nieprzyjacielskie mogą podjąć próbę lądowania na równinie i dlatego tam, gdzie to było możliwe, stwarzano dla nich przeszkody, kładąc na łąkach ogromne głazy.
Pendlebury przygotowywał nie tylko teren do przyszłej walki z Niemcami, ale również ludzi. Wiedział, że rodziny, które żyły na równinach, chwycą za broń i staną się w razie konieczności partyzantami, bojownikami ruchu oporu. Znał dobrze ich potencjalnych przywódców, zwanych kapitanami [każdy z nich dowodził pewną grupą ludzi – red.]. Pierwszy to kapitan Antonis Grigorakis – o przezwisku Satanas. Przezwisko to wynikało z przeświadczenia, że „podobno tylko sam diabeł wiedział, ile razy był on ranny i ile kul ciągle nosi w sobie”. Pendlebury opisywał go jako dystyngowanego, starszego pana, o wyglądzie pirata z czasów elżbietańskich. Następną ważną postacią był kapitan Georgios Petrakoyiorgi, właściciel przetwórni oliwy z oliwek. Uważany był za urodzonego przywódcę, który wiedział, czego chce, emanował spokojem i wzbudzał zaufanie. Zakładając nieunikniony konflikt z Niemcami, zbroił swoich ludzi na koszt własny. Jemu Pendlebury nadał kryptonim Selfridge [wzorem był Harry Gordon Selfridge – elegancki, dystyngowany właściciel luksusowych domów towarowych w Wielkiej Brytanii – red.]. Trzeci i najbardziej nieobliczalny z tych kapitanów to Manolis Bandouvas – hodowca owiec, człowiek o sylwetce niedźwiedzia, „ze smutnymi oczami wołu i o głęboko chrapliwym głosie”, z zakręconymi wąsami i o wysokim mniemaniu o sobie. Budził ogromny postrach, zwłaszcza kiedy wypowiadał tak katastroficzne sentencje, jak: „Chłopaki, każda walka krwi wymaga”. I właśnie dlatego ten olbrzym, który nie lubił, jak mu rozkazywali Brytyjczycy, otrzymał kryptonim Bo-Peep, czyli „Pastereczka”.
Ci trzej kapitanowie stanowili filar powstającej siatki Pendlebury’ego. Wszyscy byli dumni, niezależni i wpływowi. Mieli też taką charyzmę, że dokąd oni szli, tam za nimi podążali inni. Ludzie ci robili niezwykłe wrażenie, podobnie jak ich podwładni górale w swych ciemnoniebieskich, luźnych bryczesach, butach do kolan, haftowanych kamizelkach i czarnych chustkach na głowie. Zawsze ze sztyletem zatkniętym za purpurową, jedwabną szarfą, przywiązaną w pasie. Noszenie broni było dla nich absolutnie oczywiste, niejako automatyczne. Po inwazji Niemcy nazywali ich „oprychami Pendlebury’ego”. Pendlebury zaopatrywał ich w broń, amunicję i sprzęt.
Z czasem Pendlebury zaczął wywierać nacisk na innych ludzi, by pomagali mu w zbieraniu informacji. Wielu z nich nigdy dokładnie nie znało jego planów. Do nich zaliczał się były funkcjonariusz ochrony, starszy szeregowy Ralph Stockbridge, który wyspecjalizował się w zbieraniu informacji wywiadowczych. Mając cząstkowe informacje, same w sobie bez znaczenia lub nieważne, umiał je połączyć w większy i bardziej wartościowy przekaz.
W początkowych miesiącach 1941 roku Pendlebury kontynuował rozpoznanie plaż i lądowisk, poszukując potencjalnych członków ruchu oporu, i wykłócał się o broń z brytyjskimi szefami w Centrali SOE w Kairze. Miał tajne kryjówki w Heraklionie i niedaleko Zatoki Suda, gdzie magazynowane były flary, karabiny, amunicja, zapalniki i środki medyczne. Szkolił ludzi, jak używać broni palnej i materiałów wybuchowych, uczył ich zasad organizacji. W miastach werbował agentów, tworząc dla nich legendy przykrycia i szukał miejsc na radiostacje. Określał, jakie strategiczne obiekty należałoby zniszczyć, zanim wpadną w ręce Niemców, włączając w to telegraf, port, elektrownię i centralę telefoniczną. Zorganizował wysyłkę w góry trzech radiostacji – jednej na górę Ida, drugiej na górę Dikti, a trzeciej na wschodnią Kretę.
Jego wysiłków nie doceniono w SOE w Kairze, co spowodowało, że kiedy Kreta została zajęta przez Niemców, nie było z nią łączności radiowej.