Jeremy Dronfield, Lee Trimble – „Ocalić jeńców!” – recenzja i ocena
Książka jest historią oficera amerykańskiego lotnictwa, który pod koniec wojny otrzymał dość nietypowy przydział – sowieckie lotnisko w Połtawie. Może to trochę dziwić. Mogłoby się wydawać, że spośród wszystkich frontów II wojny światowej Front Wschodni nie zaznał obecności chłopców spod Gwiaździstego Sztandaru. Było jednak inaczej.
Głównym autorem książki jest Lee Trimble. Głównym bohaterem opowieści jest bowiem jego ojciec – Robert Trimble. Po wylataniu swojej tury liczył on na powrót do domu, ale zamiast biletu za wielką wodę, dostał propozycję nie do odrzucenia. Albo po trzytygodniowym urlopie wróci do bombowego obiegu albo przyjmie „lekki, łatwy i przyjemny przydział w Moskwie”. Wydaje się, że lepszym pomysłem jest to drugie. Jednak na miejscu szybko okazuje się, że lotnik spadł z deszczu pod rynnę.
Wszystko dlatego, że zamiast bombardować niemieckie miasta Robert Trimble musi organizować transport jeńców amerykańskich znajdujących się w obozach wyzwalanych przez Armię Czerwoną. Ale wszystko to dzieje się nieoficjalnie, pod przykrywką oficera lotnictwa odpowiedzialnego za odbieranie amerykańskich samolotów zestrzelonych czy uszkodzonych nad terenami pod kontrolą ZSRR (zwłaszcza tych nowszych konstrukcji). Sprawa wcale nie była błaha. Demokracjom zachodnim – oczywiście ze względu na opinię publiczną – bardzo zależało, aby każdy ich żołnierz wrócił do domu.
Nie miejsce tu na odmawianie zasług dzielnemu amerykańskiemu pilotowi. Ale trzeba przyznać, że poziom niebezpieczeństwa, w jakim znajdowało się jego życie był stosunkowo niewielki. I odwrotnie proporcjonalny do nastroju budowanego przez obu autorów. Oczywiście nawet aliantom zachodnim groziły reperkusje, jeśli tylko zaczęli się za bardzo interesować pewnymi sprawami. Wciąż jednak był czas wyjątkowy. ZSRR za bardzo potrzebował amerykańskich konserw, żywności, samochodów, części zamiennych czy butów. Represje wobec amerykańskich wojskowych byłyby dla Moskwy wyjątkowo niewygodne.
Praca opiera się na wspomnieniach Roberta Trimble, stanowiących główne źródło tej pracy. Pozostałe dokumenty, wspomnienia czy opracowania służą raczej nakreśleniu tła oraz, z pewnością niezrozumiałych dla zachodniego czytelnika, okoliczności towarzyszących przygodom amerykańskiego oficera. Paradoksalnie, wzmacnia to wartość pracy. Pozwala nam bowiem zobaczyć jak nie mający nic wspólnego z dziejami Europy Środkowej Amerykanie postrzegają wydarzenia na terenie naszego kraju, które można wszak uznać za preludium do przyszłego starcia dwóch wielkich bloków politycznych.
Dla autorów to co działo się na terenach zajętych przez czerwonoarmiejców nie jest wcale takie niezrozumiałe. Postępowanie żołnierzy radzieckich od najwyższych do najniższych stopni jest dla przedstawiciela Zachodu nieracjonalne i zbrodnicze. Ale gdy pozna się i zrozumie cele czy mentalność radzieckich organów władzy, sprawa wydaje się jaśniejsza. Całą tę aberrację da się zrozumieć – jeśli tylko przez chwilę pobędzie się u boku Sowietów. „Ocalić jeńców!” była w zamierzeniu pełną akcji i sensacji opowieścią szpiegowsko-przygodową. I spełnia tę rolę. Przy okazji stała się również ciekawą relacją Amerykanina z jego zetknięcia się ze schizofrenią ustroju radzieckiego. A ponieważ jest to jeszcze relacja pozbawiona uprzedzeń i stereotypów, tym bardziej warto się nad nią pochylić.