Jan III Sobieski – ze zbiorów Muzeum w Tarnowskich Górach – recenzja i ocena wystawy

opublikowano: 2016-02-05, 19:43
wolna licencja
Ile eksponatów można zmieścić w tureckim namiocie? Okazuje się, że całkiem sporo, co udowodniło Muzeum w Tarnowskich Górach. I przy okazji w wyśmienity sposób wypromowało historię swojego miasta.
reklama
Jan III Sobieski – ze zbiorów Muzeum w Tarnowskich Górach
nasza ocena:
7/10

O co chodzi z namiotem? To po prostu nietypowy sposób uatrakcyjnienia wystawy poświęconej królowi Janowi III Sobieskiemu. Ściany pokoju, w którym umieszczono ekspozycję, wyściełane są materiałem, a żeby wejść do środka należy uchylić połę. Dzięki temu zabiegowi zwiedzający ma poczuć się tak, jakby przeniósł się do tureckiego obozu Anno Domini 1683.

Zobacz także:

Ale zacznijmy od początku, od całej otoczki. Wystawa „Jan III Sobieski – ze zbiorów Muzeum w Tarnowskich Górach" ma charakter stały, nie trzeba więc się spieszyć ze zwiedzaniem. Miejscowe muzeum kusi bardzo łatwym dojazdem, ponieważ znajduje się w tzw. Domu Sedlaczka, przy samym rynku.

Gdy wejdziemy na piętro tego zabytkowego, XVI-wiecznego budynku, czekać na nas będzie miła niespodzianka. Otóż w cenie jednego biletu (3, 6 bądź 12 zł) mamy zapewnione zwiedzanie całości zbiorów muzeum. Przy okazji możemy więc zobaczyć m.in. kolekcję malarstwa europejskiego (z XVI-XX wieku) czy też wystawy czasowe. Nas interesuje jednak przede wszystkim tzw. sobiesciana, czyli zbiory poświęcone słynnemu władcy.

Dlaczego zdecydowano się właśnie na taki temat? Pretekstem było, wydawać by się mogło niepozorne, zdarzenie: oto w trakcie marszu na Wiedeń król zatrzymał się w Tarnowskich Górach w dniach 20-22 sierpnia 1683 roku. Tutaj pożegnał swoją żonę, Marię Kazimierę d'Arquien, czyli słynną królową Marysieńkę, oraz młodsze dzieci i wyruszył w dalszą podróż, zabrawszy ze sobą jedynie najstarszego potomka, Jakuba.

Jak widać nie mamy tu doczynienia z wielką bitwą, podpisaniem traktatu czy jakąś inną spektakularną sytuacją. Ot, wydawać by się mogło zwykły przystanek w przemarszu wojsk. W tarnogórskim muzeum zbudowano jednak wokół tego zdarzenia bardzo interesującą otoczkę i stworzono z niego istotny element tożsamości historycznej miasta, co oczywiście zasługuje na sporą pochwałę.

Zygmunt Grimer, Powitanie króla Jana III Sobieskiego przez wiedeńczyków, Tarnowskie Góry (Tarnowitz) 1840 rok, olej/ płótno, fot. P. Rubacha (źródło: materiały Muzeum w Tarnowskich Górach)

Obszar przeznaczony sobiescianom jest naprawdę niewielki. Nie znaczy to, że został źle zagospodarowany. Kiedy już znajdziemy się we wnętrzu „namiotu", pierwszą rzeczą która przykuje naszą uwagę będzie przeszklony fragment podłogi znajdujący się dokładnie naprzeciwko wejścia. Znajdziemy tam podświetlony plan bitwy wiedeńskiej – „trójwymiarowy", z oznaczonym ruchem wojsk. Tuż obok ustawiono rzeźbę z brązu autorstwa Jana Raszki, przedstawiającą Sobieskiego na koniu. Umiejscowienie rzeźby może nieco dziwić - wydaje się trochę zaburzać układ całego pomieszczenia, jednak niewielki rozmiar salki nie pozostawia dużego wyboru.

Na ścianie za posążkiem, w dwóch gablotkach, umieszczono kolekcję medalionów, monet i odlewanych wizerunków władcy. Do ich stworzenia użyto różnorakich materiałów: cyny, mosiądzu, białego metalu, blachy itp. Wiele z nich powstało przy okazji kolejnych rocznic wiktorii wiedeńskiej lub bezpośrednio w roku słynnej bitwy.

reklama

Z lewej strony pomieszczenia znajdziemy portret władcy nieznanego autorstwa, pochodzący prawdopodobnie z wieku XVII. Obok kolejne wizerunki – m.in. litografie, miedzioryty i brązowe popiersie autorstwa braci Łopieńskich. Znalazło się też miejsce dla paru starodruków oraz szarfy Towarzystwa im. Jana III Sobieskiego z New Jersey. Najciekawiej w tej części prezentują się jednak fragmenty zbroi husarskiej, konkretnie szyszak i napierśnik. Tuż obok zobaczymy m.in. nóż kaukaski i jatagan (również rodzaj broni białej) a także XVIII-wieczny pas kontuszowy. Na uwagę zasługują też litografie Marcina Altomontego ukazujące bitwę wiedeńską i bitwę pod Parkanami.

Teraz możemy skupić uwagę na przeciwległej stronie pokoju – „namiotu". Po raz kolejny naszym oczom ukaże się kilka obrazów. Będzie to kolejny wizerunek króla Jana pędzla Niedzielskiego, a następnie dwa epizody związane z odsieczą wiedeńską – scena batalistyczna Łuczyńskiego i powitanie Sobieskiego przez wiedeńczyków autorstwa Grimera. Te malunki odgrywają przy zwiedzaniu jeszcze jedną, bardzo ważną rolę, lecz o tym za chwilę.

Co jeszcze oferuje nam Muzeum w Tarnowskich Górach? Parę żeliwnych odlewów (w tym niewielka armata wiwatówka!) oraz szable: husarską, a także typu kilidż i szamszir. Uwagę przykuwa kolczuga i misiurka (hełm), a w rogu znajdziemy chyba najciekawszy eksponat, zbroję husarską. Jest to tzw. zbroja kombinowana, stworzona z dwóch zbroi. W komplecie mamy hełm pappenhemier, kolczugę, napierśnik, naplecznik, naramienniki i karwasze.

Są to już w zasadzie wszystkie eksponaty, ale oferuje się nam jeszcze jedną, ostatnią atrakcję. Otóż w trakcie zwiedzania możemy zobaczyć ciekawy seans; po uruchomieniu systemu i wygaszeniu świateł z głośników umieszczonych w pomieszczeniu zaczyna wydobywać się głos narratora, odgłosy przemarszu, życia obozowego itp. Wkrótce potem jeden z portretów Sobieskiego zostaje zasłonięty przez ekran projekcyjny, na którym wyświetla się animacja, złożona przede wszystkim z obrazów i starych grafik. Animacja przybliża dzieje przemarszu wojsk królewskich, ich postój w Tarnowskich Górach i późniejsze starcie z siłami Kara Mustafy. W tym samym czasie, gdy prowadzona jest narracja, podświetlone zostają odpowiednie obrazy – portret monarchy, bitwa i powitanie w Wiedniu. Robi to całkiem ciekawe wrażenie.

Gdy animacja się skończy, na ekranie pojawiają się dwie „zjawy" – odgrywane przez prawdziwych aktorów postacie Jana Sobieskiego i Marysieńki. Recytują słynne listy, które para wysyłała do siebie, odgrywają scenę spotkania po rozłące, a król nawet raz zwraca się bezpośrednio do widza.

„Jan III Sobieski – ze zbiorów Muzeum w Tarnowskich Górach" to godne uwagi przedsięwzięcie. Oprócz interesujących eksponatów udało się zorganizować także niezwykłą otoczkę, która na pewno spodoba się zwłaszcza młodszym odbiorcom, przychodzącym do Domu Sedlaczka w ramach wycieczki szkolnej. Muzeum starało się w jak najlepszy sposób ukazać krótki, ale jakże ciekawy epizod z historii miasta. Wyszło naprawdę dobrze, a poważniejszych defektów nie stwierdzono.

Redakcja: Agnieszka Woch

Lubisz czytać artykuły w naszym portalu? Wesprzyj nas finansowo i pomóż rozwinąć nasz serwis!

reklama
Komentarze
o autorze
Paweł Czechowski
Ukończył studia dziennikarskie na Uniwersytecie Śląskim. W historii najbardziej pasjonuje go wiek XX, poza historią - piłka nożna.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone