Jak można zabić Adolfa Hitlera?
Zobacz też: Zamach na Adolfa Hitlera 20 lipca 1944 roku: jak przebiegała operacja „Walkiria”?
Siedemnastego października Josef Müller otrzymał odpowiedź od papieża. Strażnik krypt watykańskich monsignore Ludwig Kaas poinformował go o woli Ojca Świętego, a stało się to prawdopodobnie w tawernie nieopodal willi Piusa XII. Na drugi dzień, kiedy Müller leciał do Berlina, poczuł bolesne brzemię tajnego agenta, który choć przynosi dobre wieści, to nie może ich przekazać właściwie nikomu.
Müller założył, że jego prowadzący będą postępowali równie dyskretnie. Był cywilem, a oni byli zawodowcami. Dlatego zaszokowało go, kiedy dowiedział się w piątek 20 października, że pewien dopuszczony do tajemnicy oficer Abwehry zapisał wszystko w notatkach.
Major Helmuth Groscurth otworzył sejf, wyciągnął swój dziennik i położył go na biurku. Był łącznikiem między komórką Canaris–Oster a antyhitlerowskimi generałami. Miał już przygotowane ładunki wybuchowe potrzebne do zamachu i spisał rezultaty misji Müllera nie z germańskiego przymusu utrzymywania porządku w notatkach, ale z dwóch innych powodów. Po pierwsze, oficerowie wojskowego wywiadu zostali tak wyszkoleni. Spisywali relacje swoich kontaktów i przechowywali je w bezpiecznym miejscu na przyszłość, gdyż pamięć lubi płatać figle. Po drugie, niektórzy ze spiskowców chcieli zachować dla potomności fakt, że istnieli przyzwoici Niemcy. Założyli więc, że jeśli nie uda im się zabić Hitlera, to wciąż będą mogli pokazać wolę walki z tyranem. Tym samym porażka wiodłaby do zwycięstwa.
„Papież jest bardzo zainteresowany i uważa, że honorowe zawarcie pokoju jest możliwe — napisał Groscurth. — Osobiście gwarantuje, że Niemcy nie zostaną oszukani, tak jak w Lesie Compiègne [gdzie podpisano zawieszenie broni, które zakończyło pierwszą wojnę światową — M.R.]. W tych propozycjach testujących granice, do których mogą posunąć się w negocjacjach, napotyka się kategoryczne żądanie usunięcia Hitlera”.
Tego samego dnia Pius XII podpisał w swojej willi pierwszą encyklikę. Choć oficjalnie ukończył ją 8 października, „New York Times” oznajmił dziesięć dni później, że jej publikacja została odłożona w czasie. Dziennik nie podawał przyczyn, ale jego korespondent napisał artykuł, który ukazał się 17 października — w dniu, w którym Pius poparł niemiecki spisek. Notatka Josefa Müllera z czasów wojny sugerowała, że jawne działania Piusa XII chwilowo wstrzymano, zmieniono i w końcu wytłumiono jego publiczne stanowisko na temat hitlerowskich zbrodni. To spiskowcy prosili papieża, by nie protestował. Z dokumentu znalezionego wśród papierów prezydenta Franklina Roosevelta wynika, że spiskowcy nalegali, by Pius „unikał wszelkich publicznych wypowiedzi piętnujących nazistów — jak Müller przekazał amerykańskiemu dyplomacie — ponieważ niemieccy katolicy będą jeszcze bardziej podejrzani, niż byli, i ich swoboda działania na rzecz oporu będzie mocno ograniczona”.
Czekając więc na opóźnioną publikację encykliki, Pius XII złagodził swe słowa. Osłabił bądź wykreślił frazy krytykujące niemiecki „niepohamowany ekspansjonizm”, koncepcję „stosunków międzyludzkich przedstawionych jako walka” oraz „rządy siły”. Zachował jednak przestrogę, że gdy mowa jest o prawach człowieka, „nie ma ani katolika, ani żyda”. I to był właśnie ostatni raz, kiedy podczas wojny użył słowa „Żyd”.
Tymczasem w kwaterze Abwehry mentorzy Müllera zaczęli planować jego watykański „pokaz”. W żargonie szpiegowskim „pokaz” oznaczał całość złożoną z dwóch części — tajną operację i przykrywkę. Canaris mógł „przykryć” watykańskie kontakty Müllera jako część operacji Abwehry. Pomimo spodziewanego ataku Hitlera na Zachód — obecnie odłożonego na listopad — celem spiskowców były nie szybkie rezultaty, ale trwała zdolność do podejmowania działań pod skutecznym przykryciem. Spiskowcy nie liczyli na łut szczęścia, ale też nie planowali działań, zakładając wyłącznie jego brak. Hitleryzm mógł okazać się problemem na lata i tak długo, jak tego będą wymagały okoliczności, działania musiały mieć trwałe podstawy, by można je było kontynuować.
Kamuflaż był możliwy dzięki hitlerowskim uprzedzeniom. Führer uważał Włochów za sojuszników dość chwiejnych i spiskowcy postanowili zagrać na jego obawach. Abwehra wysyłała Müllera do Rzymu, by monitorował pacyfistyczne nastroje w mieście. Będzie udawał agenta zawiedzionych Niemców szukających drogi do utrzymania pokoju przez włoskie kontakty. Pozwoli mu to na pozorne sondowanie gadatliwych Włochów poprzez wprowadzonych w sprawę watykańskich dygnitarzy. Abwehra poinformuje zawczasu gestapo, że Müller udaje spiskowca. Canaris będzie nawet mógł wysyłać Hitlerowi raporty o nieodpowiedzialnych Włochach. W świetle wszystkich biurokratycznych źródeł Müller będzie wspomagał wysiłek militarny, udając, że nawołuje do pokoju.
Tekst jest fragmentem książki Marka Rieblinga Kościół szpiegów. Tajna wojna Papieża z Hitlerem (przeł. Jarosław Rybski). Premiera 15 września 2016:
Będzie wyłącznie udawał, że udaje. W rzeczywistości będzie spiskowcem, którego ma udawać. Stanie się spiskowcem pod przykrywką szpiega udającego spiskowca. Müller stawał się tym samym potrójnym agentem, i robił to bez mrugnięcia okiem. To był klasyczny gambit Canarisa. Chowanie prawdy na widoku było dlań dość charakterystyczne. Wykorzystywał tę taktykę wielokrotnie, by wydostać spiskowców z tarapatów, choć nigdy w dokładnie ten sam sposób. O tym, jak dobrze działała przykrywka Müllera, mogła świadczyć jej późniejsza ocena dokonana przez CIA. Amerykańscy agenci oszacowali, że na potrzeby przyszłych zamachowców Müller w pierwszych trzech latach wojny odwiedził Watykan przynajmniej sto pięćdziesiąt razy, zawsze za zgodą i wiedzą rządu, który starał się obalić.
Przed wyjazdem pod koniec października 1939 roku do Rzymu Müller spotkał się z Canarisem. Kiedy tylko wszedł do gabinetu admirała, poczuł się jak w domu. Zobaczył stary perski dywan, a w rogu w koszyku spał jamnik. Na poplamionym atramentem dziewiętnastowiecznym biurku stał model małego krążownika „Dresden”. Canaris wyciągnął dłoń, jakby witał się ze starym przyjacielem, i poprosił Müllera, żeby się rozgościł.
Rozmawiali o Hitlerze. Canaris uważał go za „największego przestępcę wszech czasów”. Ostrzegał Führera, że zachodnie potęgi staną za Polską, ale Hitler i tak rozpoczął wojnę. Co gorsza, planował także blitzkrieg w Holandii, Belgii i we Francji. Pogarda Hitlera dla prawa międzynarodowego, jak mówił Canaris, wiązała się z niedbałością przestępcy pewnego własnej bezkarności.
Ale wszystko to bledło, jak mówił admirał, w porównaniu z wydarzeniami w Polsce. Całe regiony kraju były dewastowane przez hołotę przypominającą stado kruków podążających za maszerującą armią. Niczym zgraja piratów esesmani działali całkowicie ponad prawem. A mimo to było jasne, że partia i przede wszystkim Hitler zachęcali ich do tego i prowokowali do jeszcze większych niegodziwości.
Canaris wiedział o wszystkim od swoich szpiegów w aparacie bezpieczeństwa partii. Szef Gestapo, główny inspektor kryminalny Arthur Nebe, zdjęty wyrzutami sumienia, wysłał bowiem admirałowi wiele tajnych raportów. Stąd właśnie wiedza Canarisa o planowanych akcjach przeciwko Kościołowi — nie tylko w Niemczech, ale również w Rzymie. Cztery różne organizacje rywalizowały w szpiegowaniu papieża, kręgu jego najbliższych doradców oraz watykańskiego Sekretariatu Stanu. Rząd III Rzeszy złamał papieskie szyfry dyplomatyczne i instytucje religijne Rzymu zaroiły się od informatorów. Canaris obiecał, że dostarczy dodatkowych dowodów, by okazać papieżowi swoją chęć współpracy.
Następnie admirał przeszedł do omówienia przyszłych misji Müllera. Podkreślił trzy aspekty. Po pierwsze, nie chciał, aby tajna praca Müllera była dla niego zbyt dużym obciążeniem. Müller nie będzie dostawał żadnych rozkazów, chyba że zgłosi się na ochotnika do jakiegoś zadania.
Po drugie, Müller poprosi papieża, by ten kontaktował się wyłącznie z Brytyjczykami. Aby za wszelką cenę uniknąć podejrzenia, że Müller rozgrywa aliantów przeciwko sobie, spiskowcy nie będą negocjować z więcej niż jednym rządem naraz. Jeśli mają mieć jeden kontakt, musi to być Londyn. Anglicy byli odpowiedzialnymi dyplomatami. Choć byli twardymi negocjatorami, to zawsze dotrzymywali słowa.
W końcu Canaris poprosił Müllera, żeby w każdym raporcie z Rzymu znajdował się akapit zatytułowany Bieżące możliwości zawarcia pokoju. Müller mógł zamieszczać zaszyfrowane wiadomości na temat usunięcia Hitlera wyłącznie w tej części. Canaris będzie wydzielał wszystko, co zapisano pod tym tytułem, i przekazywał w tajemnicy innym. To dawało pewną ochronę, jeśli raport kiedykolwiek wpadłby w niepowołane ręce.
Następnie Canaris mówił z szacunkiem o Piusie XII. Zaskoczyło to Müllera, ale też sprawiło mu przyjemność. Wyczuwał, że Canaris i Oster, choć byli protestantami, uważali papieża za najważniejszego przedstawiciela chrześcijaństwa na świecie i pokładali w nim ufność. Nie szukali u Ojca Świętego jedynie wsparcia dla swych tajnych działań, lecz także pocieszenia i nadziei. Canaris przywołał zawoalowane papieskie ostrzeżenie dla Hitlera, które ujrzało światło dzienne na tydzień przed wybuchem wojny: „Imperia nieopierające się na pokoju nie mają błogosławieństwa bożego. Polityka odarta ze sprawiedliwości zdradza tych, którzy tego pragną”. Admirał powtarzał słowa papieża, nalewając sznapsa do kieliszków i zaproponował toast: Wir gedenken des Führers — uns zu entledigen! (Za Führera, którego możemy się pozbyć!).
Udział papieża w planach zamachu stanu dodał spiskowcom energii. Szczególnie w komórce cywilnych konspiratorów pod wodzą byłego burmistrza Lipska Carla Goerdelera ta wiadomość wywołała euforię. Goerdeler już przygotował wystąpienie radiowe do narodu niemieckiego i zaczął obsadzać stanowiska w gabinecie cieni. Müller uważał te zabiegi za co najmniej przedwczesne. Kiedy Oster przekazał mu listę ministrów i sekretarzy, zwrócił ją bez czytania. „Zatrzymaj to, Hans — westchnął. — Jeśli nam się powiedzie, będziemy mieć więcej ministrów i sekretarzy stanu, niż potrzeba. Teraz potrzebujemy kogoś, kto go zabije”.
Tekst jest fragmentem książki Marka Rieblinga Kościół szpiegów. Tajna wojna Papieża z Hitlerem (przeł. Jarosław Rybski). Premiera 15 września 2016:
Kwestią otwartą pozostawało nie tylko kto, ale też w jaki sposób ma zgładzić Hitlera. Spory dotyczyły aspektu etycznego zamachu, pomysłów uwięzienia, postawienia dyktatora przed sądem, czy też orzeczenia o jego chorobie psychicznej. Niektórzy protestanccy spiskowcy sprzeciwiali się zabójstwu z powodów religijnych. Nawet generałowie i generałowie w stanie spoczynku, dla których przemoc była chlebem powszednim, nie chcieli używać siły. „Szczególnie luteranie w łonie opozycji wojskowej odmówili poparcia zamachu z powodów religijnych — wspominał Müller. — Odwoływali się do wyroku świętego Pawła, zgodnie z którym „cała władza pochodzi od Boga, tym samym on [Hitler] mógł domagać się posłuszeństwa”. Opierając swoją argumentację na trzynastym rozdziale Listu do Rzymian, Marcin Luter i Jan Kalwin sprzeciwiali się stosowaniu przemocy wobec rządzących. „Wolę raczej znosić księcia, który źle postępuje, niż naród, który postępuje słusznie”, pisał Luter, bowiem „nieposłuszeństwo jest większym grzechem niż morderstwo”.
Katolicy czerpali z innej tradycji. Idąc za głosem świętego Tomasza z Akwinu, jezuiccy teolodzy uważali, że polityczna przemoc jest nie tylko czasem dopuszczalna, ale wręcz konieczna. „Tylko jedno jest zakazane ludowi — pisał francuski Jezuita Jean Boucher w 1594 roku — właśnie zaakceptowanie heretyckiego króla”. W takich przypadkach, jak mówił hiszpański jezuita Martín Anton del Río, chrześcijanin musi „sprawić, by krew króla stała się ofiarą ku czci Boga”. Posługując się taką samą logiką, spiskowcy szukali w Rzymie moralnej sankcji i swego zamachowca znaleźli wśród laikatu. Katolicy weszli na teren, na który protestanci bali się wkroczyć. Dlatego też kontakt Müllera z Abwehry prosił go, by uzyskał formalne błogosławieństwo papieża dla zabicia tyrana.
Müller wiedział, że Watykan nie funkcjonuje w ten sposób. Otworzył oczy swoim katolickim współpracownikom, wyprowadzając ich z błędu — papież otwarcie nie poprze przemocy. Zmartwiony, jak mówił później, „nadużywaniem papieskiej władzy i pozycji”, określił zabicie tyrana jako „indywidualną sprawę sumienia”. Naciskany, czy podniesie ten problem w rozmowie ze swoim spowiednikiem, Müller odparł, że woli zastrzelić Hitlera jak wściekłego psa i zapomnieć o całej sprawie.
Tymczasem jeden z ważniejszych generałów, katolik, wyrażał najwyraźniej chęć dołączenia do spiskowców. Wiedząc, że zarówno głównodowodzący armii, jak i szef sztabu sprzeciwiają się planom Hitlera zaatakowania Zachodu, generał armii Wilhelm Ritter von Leeb zapewniał: „Jestem gotów, by w najbliższych dniach stanąć przy was osobiście, ze wszystkimi tego konsekwencjami”. Ponieważ jednak bogobojny von Leeb raz publicznie upokorzył Alfreda Rosenberga, hitlerowskiego apostoła antykatolicyzmu, Himmler teraz bacznie go obserwował. Uniemożliwiło to wtajemniczenie generała w plany spiskowców.
Pod koniec października plany przewrotu zaczęły się krystalizować. Katoliccy duchowni z Niemiec, którzy znali Müllera, zaczęli przebąkiwać o rychłym końcu Hitlera. Po długiej wizycie w domu Müllera 24 października benedyktyński opat Corbinian Hofmeister powiedział znajomemu księdzu, że wojna skończy się przed Bożym Narodzeniem, ponieważ na skutek dużego militarnego spisku kraj pozbędzie się Hitlera. Pod koniec miesiąca jeden z katolickich spiskowców w Ministerstwie Spraw Zagranicznych doktor Erich Kordt postanowił skrócić życie Adolfa Hitlera.
Na podjęciu przez Kordta tej niewzruszonej decyzji zaważyła jedna, rzucona od niechcenia, uwaga. „Gdyby tylko [generałowie] nie złożyli przysięgi wierności, która wiąże ich z Hitlerem…”, powiedział Oster, kiedy wychodzili z tajnego spotkania. Kordt doszedł do wniosku, że śmierć Hitlera zwolni generałów z przysięgi. Nie podzielał rozterek swych protestanckich kolegów odnośnie do zabicia tyrana. Jego mottem stała się fraza świętego Tomasza z Akwinu: „Kiedy nie ma wyjścia, ten, kto uwalnia swój kraj od tyrana, zasługuje na najwyższą pochwałę”.
Pierwszego listopada Kordt ponownie spotkał się z Osterem. „Nie mamy nikogo, kto rzuciłby bombę, by generałowie pozbyli się skrupułów”, psioczył Oster. Kordt powiedział, że właśnie przyszedł prosić go o bombę. Jako asystent w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Joachima von Ribbentropa Kordt miał dostęp do przedpokojów Hitlera. Znał jego zwyczaj wychodzenia gościom na powitanie albo żeby wydać jakiś rozkaz.
Oster obiecał dostarczyć mu materiał wybuchowy do 11 listopada. Hitler zaplanował atak na Zachód na 12 maja. Kordt zaczął odwiedzać kancelarię pod różnymi pretekstami, by przyzwyczaić wartowników do swego widoku.