Jacques de Saint Victor - „Niewidoczna siła. Mafia w społeczeństwach demokratycznych” - recenzja i ocena
Czy książka jest warta lektury? Na to podstawowe pytanie odpowiedzmy sobie już w tym momencie: Drogi Czytelniku, weź tę książkę i ją po prostu przeczytaj! Ale to oczywiście dość niegrzeczna i zdawkowa odpowiedź. Szczęśliwie, nie po to redakcja Histmaga zaproponowała mi tę pasjonującą pozycję, żebym poprzestał na jednym zdaniu. Tak więc – do dzieła!
Autor nie rozpoczyna od przydługiego opisu tego jak powstawała mafia, kiedy powstała i czy rzeczywiście stało się to w czasie słynnych „Nieszporów Sycylijskich” z roku 1282. Nie dowiemy się też jaka jest etymologia słowa mafia. Autor nie ulega bowiem tajemniczym historyjkom tylko postanawia zacząć swoją historię zgrabnym i wymownym casusem z życia z mafią u boku. Na początek dowiemy się zatem, jak zwykłe kłopoty pomiędzy pracodawcą a pracownikiem mogą doprowadzić tego pierwszego na łono Abrahama i dlaczego.
De Saint Victor nieprzypadkowo za punkt wyjścia swojej analizy wybrał połowę XIX wieku odnośnie. Jego założeniem jest ukazanie najkorzystniejszego środowiska do rozwoju dla zorganizowanej przestępczości. A jak to powiedział w zupełnie innych okolicznościach Rhett Butler: najlepiej zarabia się albo na wojnie lub powojennej odbudowie. W przypadku mafii: wtedy kiedy umiera Stary Porządek a Nowy rodzi się w wielkich bólach.
I tak właśnie rodziła się Cosa Nostra. Stary burboński porządek szybko zniknął z Sycylii dzięki Garibaldiemu, a zanim pojawił się nowy, „włoski” pojawiła się próżnia, wypełniona mafiosami. Nie wzięli się oni znikąd, jednak w starym, sztywnym i – nie oszukujmy się – jasnym systemie społecznym pewnych granic po prostu przekroczyć nie mogli.
Następne rozdziały to niesamowity obraz życia włoskiej mafii w Królestwie Włoch, a później we włoskiej republice. Autor, bazując na najlepszych z możliwych źródeł (m.in. raportów wyspecjalizowanych komisji, zeznań) odtwarza kontakty polityków z mafiosami, ich wzajemne powiązania, dzięki czemu mamy pełen obraz powodzenia mafii. De Saint Victor nie bawi się w hipotezy i spekulacje. Po prostu z brutalną szczerością przedstawia wstydliwy obraz włoskiej demokracji.
Autor zwraca również uwagę Czytelnika na ‘ndranghetę – czyli mafię kalabryjską będącą w cieniu swej sycylijskiej siostry. Jest to o te ciekawe, że świadomość istnienia tej drugiej pojawiła się dopiero w latach 70. XX wieku. O ile Cosa Nostra to wypisz-wymaluj przeniesiony w czasy współczesne specyficzny system klienteli, o tyle Kalabryjczycy opierają się na więzach silniejszych niż honor – a konkretnie na krwi. Oczywiście nie chodzi o świetnie zorganizowany związek wampirów, lecz o szeroko pojęty rodzinny biznes. Stąd „skruszonych” z Kalabrii jest jak na lekarstwo.
Książka traktuje jednak o mafii w społeczeństwach demokratycznych, więc de Saint Victor nie koncentruje się tylko na włoskim podwórku. W efekcie powstaje opis międzynarodowej przestępczości widzianej (może za wyjątkiem rosyjskich worów w zakonie) z punktu widzenia kontaktów i interesów sycylijskich. Jeśli zatem ktoś chciałby zapoznać się z życiem i działalnością Ala Capone i jego wesołej czeredy – tu obejdzie się ze smakiem. Mafia w USA to pięć nowojorskich rodzin i Narodowy Syndykat Salvadore Luciano. Nie ma w tej książce miejsca na nostalgiczne opisy „wesołych czasów prohibicji”.
Na kolejnych kartach książki de Saint Victor nie zajmuje się szczegółowym opisywaniem działalności i historii zorganizowanej przestępczości. Zamiast tego przedstawia jej miejsce w demokratycznym państwie prawa. Próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego demokracja liberalna jest idealnym środowiskiem dla rozwoju przestępczego raka? Dla Autora odpowiedź nie jest wcale jednoznaczna.
Z jednej strony słusznie zauważa, że tam, gdzie istnieją zdrowe i sprawnie działające struktury państwa, tam mafia nie ma szans na rozwinięcie skrzydeł. Państwo nie zdusi jej całkowicie, ale może skutecznie ograniczyć jej działania i zminimalizować ich skutki. Z drugiej strony – jak pokazuje przykład ZSRR – można się oszukiwać i wierzyć w ostateczne zwycięstwo nad przestępczą ośmiornicą. Ta jednak jest niczym mityczna hydra – nie do pokonania.
Trzeba zatem przyznać, że de Saint Victor w na przykładzie mafii – doskonale zresztą dobranym – w gruncie rzeczy ukazuje ułomności liberalnej demokracji. Francuz doskonale punktuje systemowe wady, z naciskiem na koncepcję państwa-żandarma czy – jak to mawiają – państwa-nocnego stróża. Ani żandarm ani nocny stróż nie mają większych szans z mafią. A dobrze zorganizowane społeczeństwo z perspektywami? To już co innego…