Edward Herzbaum - „Między światami. Dziennik Andersowca 1939–1945” - recenzja i ocena
Wyobraź sobie, że jesteś młodym chłopakiem lub dziewczyną, która ma swoje marzenia. Poza tym lubisz chodzić na imprezy oraz marzysz o wielkiej miłości. Ale nagle, wszystkie wymienione plany przerywa wojna, która sprawia, że musisz walczyć o swoje życie. Nie możesz odnaleźć się w nowej rzeczywistości, która na każdym kroku pokazuje ci, że nic nie znaczysz. Twoją jedyną pociechą i ucieczką od szarych realiów są krótkie notatki, które sporządzasz z wielkim strachem. Na kartach małego kalendarzyka dzielisz się swoimi najbardziej osobistymi przeżyciami. Przemierzasz pół świata, spotykając na swojej drodze różnych ludzi, z którymi nie umiesz nawiązać szerszych kontaktów. Odnajdujesz ulgę w pisaniu oraz malowaniu akwarel, na których utrwalasz migawki z tego, co w życiu zobaczyłeś. Udaje ci się przeżyć wojenną zawieruchę, która pozbawia cię wszelkich patriotycznych ideałów, jesteś obojętny. Po wojnie nie wracasz do swojej ojczyzny i decydujesz się pozostać na emigracji. Kończysz studia, udaje ci się nawet założyć rodzinę. Rzucasz gdzieś w kąt swój notatnik z czasów wojny, chcąc o nim zapomnieć. Bierzesz za pewnik, że nikt nie będzie czytał twoich wspomnień. W końcu pisałeś/aś je tylko dla siebie …
Tak w wielkim skrócie można opisać „Między światami” Edwarda Herzbauma. Autor dziennika, jako 19 letni chłopak brał udział w wojnie obronnej Polski. W 1940 roku został złapany przez NKWD i wywieziony na Sybir, gdzie ledwo wiązał koniec z końcem. Pomimo beznadziejnej sytuacji wierzy w zmianę swojego losu, którą upatruje w wybuch wojny pomiędzy III Rzeszą a ZSRR, co następuję w 1941 roku. Herzbaumowi udaje się dostać do formowanej w ZSRR, Armii Polskiej. Przemierza z nią cały szlak bojowy, a resztę życia spędza na emigracji w Wielkiej Brytanii. Jak już wcześniej wspomniałem, Herzbaum przez cały ten czas (choć bardzo nieregularnie) prowadził dziennik, w którym na bieżąco relacjonował to co przeżywał w danej chwili. Wspomnienia, które przeleżały dziesiątki lat w rodzinnym domu, odnalazła jego córka Krystna Mew, która zdecydowała się wydać wspomnienia ojca i przełożyć je na język angielski. Po kilku latach od angielskiego wydania, dzięki ośrodkowi „Karta” polski czytelnik ma sam okazję poznać ciekawe losy jednego z tysięcy Polaków, któremu było dane przejść „szlak nadziei”.
We wspomnienia Herzbauma, największy nacisk jest położony na osobiste odczucia. Autor w swoim dzienniku koncentruje się przede wszystkim na sobie. Mało go interesują współwięźniowie w łagrze, koledzy z jednostki, napotkana ludność cywilna czy wojskowi przełożeni. Dla autora ważniejszy jest uśmiech ładnej pielęgniarki z lazaretu w łagrze, piękne widoki w Iranie czy wspomnienia z czasów przedwojennych, które choć nieliczne, też zagoszczą na kartach dziennika. Próżno w recenzowanej książce szukać jakichkolwiek patetycznych opisów działań wojennych II Korpusu czy patriotycznego uniesienia. Zamiast tego jest obojętność, niemalże mechaniczne wykonywanie obowiązków oraz ogromny żal, który objawia się np. na cmentarzu wojennym w Acquafondatcie:
Za co to oni leżą? Żaden z nich nie lubił szumnego gestu, wzniosłych słów, po prostu szli swoją drogą … Więc dlaczego? Łatwo powiedzieć „Płacili za sławę!” albo „Polegli, by stworzyć legendę!” Ale on nie chcieli legendy i stworzyli ją dla nas, a nie dla siebie. Ponurą legendę o Cassino. Nie znam się na polityce, nie rozumiem się na patriotyzmie, ale widzę jedno – straszną, niepowetowaną i niemożliwą do naprawienia krzywdę ludzką.
Pytania: „za co?” „dlaczego?” „w jakiej sprawie?”, bardzo często pojawiają się na kartach książki. Herzbaum nie kryje się ze swoimi uczuciami. To co ślina mu na język przyniesie od razu przelewa na papier. Bywa wulgarny, bywa filozoficzny, ale przede wszystkim pozostaje zagubiony. Nie wie jak poradzić sobie z otaczającymi go brutalnym światem. Dlatego ucieka w pisanie dziennika. Dziennika, który traktuje jako odskocznię od swoich problemów. Do dziennika, do którego ciągle wraca. Sam autor przyrównuje swoje notatki do „marnej fotografii, która na oślep, na prawo i lewo trzaska zdjęcia, myśląc, że po powrocie z urlopu może coś z tego będzie”. Faktycznie, czytelnik doświadcza pewnego niedosytu czytając jego wspomnienia. Wiele ciekawych wątków mogłoby zostać opisanych szerzej, ale nic takiego nie ma miejsca.
Herzbaum nie tylko pisał. Miał również talent artystyczny. Dużo malował oraz rysował. Na kartkach papieru utrwalał napotkanych ludzi, odwiedzane miejsca czy najważniejsze wydarzenia w których chcąc nie chcąc uczestniczył. Cześć prac autora wraz z kilkoma fotografiami zostały dołączone na końcu książki. Szkoda, że ośrodek „Karta” nie zdecydował się na zamieszczenie większej ilości prac Herzbauma, które doskonale komponują się z czytanym tekstem. Zainteresowanych innymi pracami autora, odsyłam pod ten adres.
Po lekturze polskiego wydania wspomnień Herzbauma, mimo wszystko czuję pełen niedosyt. Wydaje się, że „Karta” nie zdecydowała się na pełny przedruk wspomnień z angielskiego wydania - i trudno zrozumieć taką decyzję. W tekście w zbyt wielu miejscach pojawia się nawias kwadratowy […], który skraca czytany tekst. Poza tym w angielskim wydaniu książki pojawiło się również słowo wstępne córki Herzbauma, które w polskim wydaniu nie występuje. Zamiast tego, polski czytelnik otrzymuje posłowie napisane przez profesora Normana Daviesa, który dzieli się swoimi refleksjami na temat dziennika „Między światami”.
Czy można w jakiś sposób podsumować wspomnienia Harzbauma? Myślę, że nie zrobi tego nikt lepiej jak tylko sam autor:
Myślę ciągle. Przeważnie o sobie albo, chociaż w związku z sobą – ostatecznie jestem egocentrykiem. Zresztą jak człowieka na długi czas zamykają w więzieniu, czy nie będzie on musiał wyłącznie myśleć o sobie – żeby nie zamknąć się we wspomnieniach? Chociaż nie, przecież zostają marzenia. Jednak marzyć trzeba umieć, takie marzenia trzeba zbudować jak powieść. I później sobie przeczytać. Ale to tak jak z akwarelą – czasem wychodzi, a czasem nie – najczęściej nie, i wtedy zostaje przykre uczucie niesmaku