„Dziennik księdza Franza Pawlara. Górny Śląsk w 1945 roku” – oprac. L. Jodliński – recenzja i ocena
O roku 1945 mówi się w naszym kraju coraz więcej. I to nie tylko pod kątem wydarzeń z wielkiej historii, takich jak kapitulacja III Rzeszy, zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki czy instalowanie władzy komunistycznej w Polsce. Coraz częściej odsłaniamy zapomniane karty historii regionalnej. Górny Śląsk, tak jak inne ziemie w 1939 roku wcielone do tzw. Starej Rzeszy, głośno mówi wreszcie o tym, co przyniosło mu wkroczenie Armii Czerwonej. Wciąż jednak brakuje relacji świadków, które pozwalają dobrze oddać skalę tego dramatu. Dlatego dziennik księdza Pawlara jest tak wyjątkowo cennym źródłem.
Ksiądz Franz Pawlar urodził się w Benkowitz (dzisiaj Bieńkowice), a II wojna światowa zastała go w parafii w Flössingen (Pławniowicach) w majątku Mikołaja hrabiego von Ballestrem. Ponieważ nie czynił różnicy pomiędzy swoimi polsko- i niemieckojęzycznymi parafianami, w 1939 roku został osadzony w więzieniu gliwickim. Dzięki wstawiennictwu hrabiego von Ballestrem i opłaceniu przez niego kaucji, po trzech miesiącach kapłan został uwolniony. Gdy w styczniu 1945 roku front znajdował się coraz bliżej majątku Ballestremów, ksiądz Pawlar ponownie podjął decyzję o pozostaniu wśród swoich wiernych. Wtedy też, zaczął potajemnie spisywać to, co działo się na jego oczach.
Choć we wstępie, tłumacz dziennika Leszek Jodliński podkreśla, że „opinia historyków [go] nie interesuje”, to jednak czy sam tego chce czy nie, zapiski księdza Pawlara pozostają ważnym źródłem historycznym. I to źródłem bardzo cennym. Nie tylko potwierdza ono „z pierwszej ręki” fakt stacjonowania marszałka Iwana Koniewa w pławniowickim majątku von Ballestremów, ale także zdobywa się na bolesny rozrachunek nie z nacjami, warstwami społecznymi czy wyznaniami, ale z mentalnością ludzi w okresie gdy przetacza się po nich walec historii. Majątek hrabiów rozgrabiali nie tylko czerwonoarmiści czy robotnicy przymusowi, ale także ludzie, którzy od pokoleń zamieszkiwali Pławniowice i uważali arystokratów za swoich dobrodziejów. Nawet dzieci kradły z pałacu zabawki. Nie pomagały sążniste napomnienia księdza Franza, niejednokrotnie wsparte użyciem dyscypliny.
Często w ramach anegdotki historycznej opowiada się jak to żołnierze Armii Czerwonej paradowali w piżamach, bonżurkach i nocnych koszulach uważając je za luksusowe „pańskie” ubrania. Z zapisków księdza Pawlara poznamy też inną historię – o tym jak nawet jego parafianka udała się na wielkanocne nabożeństwo w niebieskim szlafroku i białym futrze należącymi wcześniej do hrabiny von Ballestrem.
Bardzo cennym wspomnieniem zawartym w dzienniku jest opis wysiedleń ludności, a także obozów, do których kierowano zarówno jeńców wojennych, jak i cywilów. Z opisu księdza Pawlara wynika m. in., że obóz-więzienie ulokowane w byłym zakładzie psychiatrycznym w Toszku mógł funkcjonować wcześniej niż wiemy z oficjalnych źródeł. Ksiądz wspomina także o obozie w Gliwicach-Łabędach oraz o gwałtach i morderstwach dokonywanych przez Sowietów. Nie szczędzi także gorzkich słów byłym gorliwym nazistom, którzy właściwie jako pierwsi zbratali się z NKWD i często denuncjowali sąsiadów.
Zapiski księdza Franza Pawlara, choć kreślone w pośpiechu i nie zawierające odniesień do sytuacji w innych miejscowościach (poza pogłoskami o zamordowanych księżach), są unikalnym świadectwem. Pokazuje on w zbliżeniu moment przejścia przez Pławniowice frontu, zachowań zarówno Sowietów, robotników przymusowych, jak i mieszkańców. Być może należałoby jednak pomyśleć o krytycznym wydaniu dziennika, uzupełnionym obszernym aparatem naukowym.