„Dyktator” Chaplina: nadzieja na lepszy świat

opublikowano: 2015-10-15, 08:30 — aktualizowano: 2023-10-15, 05:00
wolna licencja
„Dyktator” Chaplina to jedno z najważniejszych dzieł w dorobku tego artysty. Nakręcenie filmu o Hitlerze zasugerował mu Aleksander Korda. Pomysł wziął się stąd, że zarówno przywódca III Rzeszy jak i reżyser „Dzisiejszych Czasów” mieli podobny wąsik.
reklama

Oczywiście, Korda nie był jedyną osobą, która zauważyła podobieństwo Hitlera do Chaplina. Wielokrotnie nawiązywali do tego karykaturzyści (jak chociażby David Low), komentowano to także w prasie. I nie chodziło jedynie o „ten wąsik”. W 1939 roku „Spectator” donosił:

Opatrzność była w ironicznym nastroju, gdy pięćdziesiąt lat temu zarządziła, aby Charles Chaplin i Adolf Hitler przyszli na świat w odstępie czterech dni… Każdy na swój sposób wyrażał idee, uczucia, aspiracje milionów miażdżonych pomiędzy górnym i dolnym kamieniem społeczeństwa. (…) Każdy jest zniekształcającym zwierciadłem – jeden ku dobru, drugi ku nieopisanemu złu.

Nikt jednak z komentujących nie spodziewał się, że to podobieństwo stanie się dla Chaplina inspiracją do nakręcenia jednego z najsłynniejszych obrazów w dziejach kina. „Dyktator” nie był zwykłym projektem – w drugiej połowie lat trzydziestych jego realizacja wymagała niezwykłej odwagi. Wiele lat później Chaplin wyznał:

Gdybym wiedział o okropnościach niemieckich obozów koncentracyjnych, nie byłbym w stanie zrobić „Dyktatora”. Nie mógłbym kpić z ludobójczego obłędu hitlerowców.
Charlie Chaplin jako Adenoid Hynkel (domena publiczna).

Przeciw bogactwu, przeciw ciasnocie poglądów…

Chaplin był uważnym obserwatorem rzeczywistości. Śledził z niepokojem wydarzenia na świecie, które miały miejsce w latach trzydziestych. Poruszony wydarzeniami w Hiszpanii napisał nowelę, która opowiadała o egzekucji hiszpańskiego pisarza lojalisty. W osobistych notatkach zachował się nawet jego wiersz pt. „Do żołnierza lojalisty, który padł na polach Hiszpanii”. Żywo interesował się także konfliktem japońsko-chińskim. Impulsem do powstania „Dyktatora” była dla Chaplina informacja, że w III Rzeszy jego obrazy są zakazane. Postanowił na to zareagować – oczywiście w swoim stylu.

Pierwszy raz planami powstania filmu o fikcyjnym państwie Tomanii Chaplin podzielił się w 1938 roku. Wówczas podczas wypoczynku w Pebble Beach poznał Dana Jamesa – pisarza i zagorzałego marksistę. To jemu Chaplin opowiedział o filmie, który miałby wyśmiewać Adolfa Hitlera. Ponieważ James wykazał entuzjazm dla projektu, Chaplin zdecydował się go zatrudnić.

Mężczyzna pojawiał się codziennie w domu Chaplina, gdzie ten dyktował mu pomysły na fabułę. Jak opowiadał potem:

Bez względu na to, jakie były naprawdę jego przekonania polityczne, Charlie przede wszystkim buntował się przeciw bogactwu i ciasnocie poglądów. Prawdziwie współczuł pokrzywdzonym… Bronił wolności człowieka. Bardzo wcześnie oceniał Stalina jako niebezpiecznego dyktatora i mieliśmy z Bobem Meltzerem wielkie trudności, aby go skłonić do niewspominania Stalina w końcowym przemówieniu w „Dyktatorze”. Był oburzony paktem sowiecko-niemieckim.

Przed „Dyktatorem” stało zadanie wyjątkowe – nie dość, że poruszał trudny temat, to jeszcze miał być pierwszym dialogowym obrazem Chaplina. Było to o tyle szczególne, iż jeszcze kilka lat wcześniej reżyser deklarował, że nienawidzi filmów mówionych.

reklama

Dyktator – Chaplin na planie

Adolf Hitler w początku lat dwudziestych

Kiedy we wrześniu 1939 roku III Rzesza napadła na Polskę, Chaplin miał już skończony liczący ponad trzysta stron scenariusz. Jednak wiele wątków modyfikowano już podczas kręcenia zdjęć. Pierwotnie Chaplin zamierzał przedstawić dwóch, rywalizujących ze sobą dyktatorów. Inaczej miała także wyglądać słynna scena z globusem. Początkowo Hynkel miał się bawić tylko mapą – obcinać ją nożyczkami wedle swojego upodobania.

Z Chaplinem nie pracowało się łatwo – był wymagający zarówno wobec siebie, jak i wobec swoich współpracowników. Już podczas realizacji filmów niemych wielokrotnie powtarzał ujęcia, szukając najlepszego rozwiązania. Nie znosił zmian w sposobach realizacji filmów. Wpadał więc w szał, kiedy technicy prezentowali mu nowe rozwiązania techniczne. Walczył także ze „script girl” – nie rozumiał, dlaczego wytwórnia zatrudnia sekretarki planu, skoro przy wcześniejszych produkcjach potrafił obejść się bez nich. Wbrew pozorom nie oznaczało to jednak, że nigdy niczego nie zmieniał w swojej ekipie. Do pracy nad „Dyktatorem” zdecydował się zaangażować operatora Karla Strussa, a Rolliego Totherona, z którym wcześniej pracował, Dan James wspominał:

Wojował ze wszystkim pracownikami technicznymi… nie był zadowolony z tego, co dawał mu Rollie; ale potem uważał, że Karl nie daje zdjęciom dość światła. Wchodził na drzewa i robił różne rzeczy, aby uzyskać „nastrój”. Może i „nastrój” był, ale nie o to chodziło Chaplinowi.

Na planie trwała też inna wojna – pomiędzy państwem Chaplin. Do roli Hanny reżyser zdecydował się zatrudnić swoją żonę. Zaoferowano jej 2500 dolarów tygodniowo. Wkrótce jednak do Chaplina dotarła informacja, że agent Paulette przybył do wytwórni, by negocjować dla niej wyższe wynagrodzenie. Aby udowodnić żonie, że nie jest warta więcej niż suma przewidziana w pierwszym kontrakcie, Chaplin wielokrotnie kazał powtarzać jej zdjęcia. Jak zdradzał jego współpracownik:

Stawał na jej miejscu i próbował, podawał jej ton i gesty. Była to metoda, którą mógł stosować przy filmach niemych; nie sprawdzała się jednak przy filmach z dialogiem.

Były jednak osoby, z którymi Chaplinowi pracowało się naprawdę miło. Do roli dyktatora Bacterii, Napaloniego, reżyser zaangażował Jacka Oakie’go. Udało mu się przekonać aktora do przyjęcia roli, mimo iż ten miał wątpliwości, czy Amerykanin szkocko-irlandzkiego pochodzenia powinien grać karykaturę Mussoliniego. Bardziej niż pochodzenie Oakiego Chaplinowi przeszkadzał fakt, że aktor był na diecie. Reżyserowi tak bardzo zależało na tym, by Jack przypominał fizycznie duce, że sprowadził do wytwórni swojego kucharza, który specjalnie dla odtwórcy Napaloniego przygotowywał wysokokaloryczne posiłki.

reklama

Chaplin był perfekcjonistą w każdym calu. Aby jak najlepiej sparodiować Hitlera, przez wiele godzin oglądał niemieckie kroniki filmowe. Jeszcze we wrześniu 1940 roku zorganizował kilka pokazów przedpremierowych dla swoich znajomych, po których zdecydował się przemontować „Dyktatora”. Chciał mieć pewność, że na październikowej premierze widzowie zobaczą perfekcyjny film.

Polecamy e-book Agaty Łysakowskiej – „Damy wielkiego ekranu: Gwiazdy Hollywood od Audrey Hepburn do Elizabeth Taylor”:

Agata Łysakowska
„Damy wielkiego ekranu: Gwiazdy Hollywood od Audrey Hepburn do Elizabeth Taylor”
cena:
Wydawca:
Michał Świgoń PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Liczba stron:
87
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-04-4

Klaun zmienia się w proroka

Najważniejszą sceną całego filmu była finalna przemowa, opisana w notatkach scenariuszowych komentarzem: „klaun ziemia się w proroka”. W czasie, w którym wojska III Rzeszy zaatakowały Francję, Chaplin pracował nad tekstem przemówienia. Chciał, by było to coś monumentalnego – zbywał więc swoich asystentów, którzy radzili mu, by powiedział coś „krótko i zwyczajnie”. Brak weny potęgowały wiadomości z wytwórni: United Artist doniosła Chaplinowi, że przez kontrowersyjny temat film może mieć problemy z cenzurą. Niepokoiły się również agencje odpowiedzialne za dystrybucję filmu w Anglii. Chaplina jednak to nie zrażało. W autobiografii napisał: „Byłem zdecydowany robić swoje, ponieważ Hitlera należało wyśmiać”. Nie zniechęciły go nawet obraźliwe listy, w których obiecywano demonstrację przed kinami wyświetlającymi „Dyktatora”, a także rzucanie śmierdzącymi bomb podczas seansów.

Ostatecznie scenę finałowego przemówienia Chaplin nagrał 24 czerwca. Współpracownicy byli podzieleni – część z nich doceniała wydźwięk treść przemowy, jednak część zarzucała reżyserowi, że uprawia propagandę. Dystrybutor powiedział wprost: „Stracicie milion dolarów, że to dajecie”. Chaplin był jednak nieugięty – mowa została. I choć niektórzy krytycy kręcili na nią nosem, dziś apel robi tak samo wielkie wrażenie, jak siedemdziesiąt pięć lat temu.

Uroczysta premiera filmu odbyła się 15 października 1940 roku. Dzień wcześniej odbyły się pokazy dla prasy w Nowym Jorku oraz Los Angeles. Po jednym z nich do Chaplina podszedł Harry Hopkins, doradca Franklina Roosevelta. Powiedział: „Wspaniały film. Warto było go zrobić, ale nie ma żadnych szans. Przyniesie straty pieniężne”.

Tajemna broń morderczego śmiechu

Krytycy nie potrafili jednoznacznie ocenić najnowszego filmu Chaplina. Niektórzy czuli niesmak, że z najgroźniejszego wówczas człowieka na świecie przedstawia się jako komedianta. Ale jedną z najbardziej wartościowych recenzji „Dyktatora” napisał Rudolph Arnheim – człowiek, który sam uciekł z III Rzeszy:

reklama
Charles Chaplin jest jedynym artystą, który włada tajemną bronią morderczego śmiechu. Nie śmiechem powierzchownego szyderstwa, które nie docenia wroga i lekceważy niebezpieczeństwo, lecz raczej głębokim śmiechem mędrca, który gardzi fizyczną przemocą, nawet groźbą śmierci, ponieważ dostrzega w tym duchową nicość, głupotę i fałsz przeciwnika. Chaplin mógł był otworzyć oczy światu urzeczonemu magią siły i sukcesu materialnego. Ale zamiast zdemaskować wspólnego wroga – faszyzm, Chaplin demaskuje pojedynczego człowieka – Dyktatora. I dlatego myślę, że ten dobry film powinien był być lepszy.

Lepiej niż krytyka amerykańska przyjęli najnowszy obraz Chaplina krytycy brytyjscy. Anglicy, zmęczeni wojennymi trudami („Dyktator” wszedł do kin krótko po bitwie o Anglię) z entuzjazmem przyjęli produkcję. Gazeta „New Statesman and Nation” donosiła, że film jest „najlepszym środkiem podnoszenia nas na duchu, czy wojna przycichała, czy wzmagała się, czy uderzała w nas”.

Scena z globusem (domena publiczna).

Mimo obaw wytwórni, jednym z najmocniejszych elementów całego filmu okazało się być finałowe przemówienie. Sam Chaplin został zaproszony do odczytania swojej filmowej przemowy podczas audycji radiowej, a reżyser Archie L. Mayo poprosił go o zgodę na jej przedrukowanie w swoich życzeniach świątecznych. Opatrzył go takim komentarzem:

Gdybym żył za czasów Lincolna, zapewne przesłałbym wam jego mowę gettysburską, ponieważ było to najwspanialsze, natchnione przemówienie jego epoki. Dzisiaj stoimy w obliczu nowych kryzysów i inny człowiek przemówił z głębi swego gorącego i szczerego serca. Aczkolwiek znam go mało, to, co powiedział, poruszyło mnie głęboko. Pragnę wam przesłać pełny tekst mowy napisanej przez Charlesa Chaplina, ażebyście i wy także mogli poznać słowa nadziei.

Myślimy za wiele i czujemy za mało…

Przez wiele lat „Dyktator” Chaplina docierał do ludzi na całym świecie. W 1946 roku dzieło obejrzeli widzowie w Berlinie. Dziennikarz czasopisma „Film” donosił wówczas, że Niemcom szczególnie podobała się rola Jacka Oakie’go:

Amerykanie byli tym bardzo zaskoczeni, ale jeden z widzów. wytłumaczył im ten fakt w sposób niespodziewany. „Włosi nas zdradzili, możemy się z nich śmiać do woli”.

Natomiast w Hiszpanii „Dyktator” z wejściem na ekrany musiał czekać aż do śmierci Franco – film ten swoją premierę miał dopiero 30 kwietnia 1976 roku.

Mimo siedemdziesięciu pięciu lat, „Dyktator” Chaplina nie osiwiał. Wprost przeciwnie – wciąż daje do myślenia, a końcowa mowa nie straciła nic ze swojej aktualności. Jest wiele prawdy jest w słowach: „Myślimy za wiele i czujemy za mało. Bardziej niż maszyn potrzebujemy ludzkich uczuć. Bardziej niż inteligencji potrzeba nam dobroci i życzliwości. Bez tych wartości życie będzie brutalne i wszystko będzie stracone”.

Polecamy e-book Michała Beczka – „Wikingowie na Rusi”

Michał Beczek
„Wikingowie na Rusi”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
135
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-37-2

Książka dostępna również jako audiobook!

Bibliografia:

  • Balcerak Jacek, Niemcy śmieją się z „Dyktatora”, „Film” 1946, nr 4;
  • Chaplin Charles, Autobiografia, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2011;
  • Robinson David, Chaplin, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1995;
  • Toeplitz Jerzy, Kartki z kalendarza. 1 stycznia 1939. Walczymy o nowy świat, „Film” 1964, nr 1
reklama
Komentarze
o autorze
Agata Łysakowska-Trzoss
Doktorantka na Wydziale Historycznym oraz studentka filmoznawstwa na Uniwersytecie im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Interesuje się historią życia codziennego, rozwojem miast w XIX wieku oraz historią filmu. Miłośniczka kultury hiszpańskiej i katalońskiej oraz wielbicielka filmów z Audrey Hepburn. Choć panicznie boi się latać samolotami, marzy o podróży do Ameryki Południowej.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone