Christopher Macht – „Spowiedź Hitlera. Szczera rozmowa z Żydem” – recenzja i ocena
Jedną rzecz chciałbym wyjaśnić na samym początku – „Spowiedź” to literacka fikcja. Oparcie książki o wymyślone przez samego autora archiwalia czy relacje świadków nie jest nowym zabiegiem. W taki sposób postąpił Jack Higgins tworząc swą książkę „The Eagle has landed”, a także Charles Whiting (lepiej znany polskiemu czytelnikowi jako Leo Kessler) tworząc serię noweli o wyimaginowanym Batalionie Wotan. Działanie Machta (jak również Bellony, biorącej udział w „mistyfikacji”) nie jest więc niczym nowym. Pozostaje jednak jedno pytanie – jak dobrze zmyślał autor?
Narzędzie iluzjonisty
Omawiana praca liczy sobie 288 stron. 270 z nich to, z grubsza rzecz biorąc, zapis „rozmów” doktora Eduarda Blocha z Adolfem Hitlerem z kwietnia 1945 roku. W rzeczywistości takie spotkanie było niemożliwe, jako że Bloch wyemigrował w 1940 roku do USA. W wizji Machta został jednak zatrzymany na lotnisku i przetrzymywany w hotelu aż do końca wojny.
Książkę urozmaicają rozrzucone po całości pracy cytaty z różnych książek dotyczących samego Adolfa Hitlera, jak również prac opisujących świat w którym funkcjonował. W „Spowiedzi” znajdziemy także kilkadziesiąt zdjęć, szkiców, tabel i innych ilustracji.
Spowiedź
Książka Machta to dość interesująca próba opisania charakteru i motywów postępowania Hitlera w jednej małej książce. Nadając swej pracy formę wieloczłonowego wywiadu, Macht chce wytworzyć między rozmówcami poczucie poufności (bo o szczerości czy równości między Hitlerem a Żydem trudno mówić), co tworzy podatny grunt do zaistnienia szczerych wyznań czy ujawniania bardzo osobistych wspomnień. Dzięki temu Hitler może się (według autora) w pewnym stopniu otworzyć przed „szlachetnym Żydem”, zdradzając sekrety swojego życia.
Założenie przyjęte przez autora książki jest dość kuszące, jednak niesie ze sobą dwie pułapki. Niestety, Macht wpadł w obie. Przede wszystkim nie można uczynić pytającego osobą wszechwiedzącą. Jak wiemy, do uzyskania dobrej odpowiedzi potrzebne jest właściwie ułożone pytanie, a do tego niezbędna jest pewien zasób wiedzy. Macht chce, by Hitler mówił o swoich najgłębszych sekretach, a zatem – siłą rzeczy – Żyd musi mieć odpowiednią wiedzę do zadawania pytań. W pewnym momencie jednak autor traci kontrolę nad stworzonym przez siebie światem. Jak Żyd, zamknięty pod strażą w hotelu od 1940 do 1945 roku, może wiedzieć o niemieckim programie atomowym? W jaki sposób miał kontaktować się z więźniami obozu koncentracyjnego Dachau i znać numerację baraku szpitalnego? Führer i lekarz rozmawiają nawet w pewnym momencie o fabrykach mydła z tłuszczu ludzkiego tak, jakby rzeczywiście takowe funkcjonowały, co (jak wiemy) nie jest prawdą. Podjęta przez Machta próba uczynienia lekarza osobą wszystkowiedzącą (albo przynajmniej znakomicie poinformowaną) kompromituje niestety całą konstrukcję.
Kolejne niebezpieczeństwo związane jest z kwestią odpowiedniego poznania świata, w którym lokuje się swych bohaterów. Niczym agent CIA przygotowujący się do skoku na teren wroga, autor musi bezbłędnie poznać zachowanie miejscowych i język (często slangowy) jakim się posługują. Niestety, Macht miałby problem już przy pierwszej kontroli. Dla przykładu, niemieccy piechurzy idący w 1914 roku na front nie mogliby narzekać na brak hełmów, bo takie pojawiły się dopiero w 1916, a na początku Wielkiej Wojny żadna z nacji biorących udział w tym konflikcie nie przewidywała wyposażania swej piechoty w hełmy. Broń chemiczna pojawiła się już w starożytności, a pierwszy udany atak okrętu podwodnego miał miejsce w 1864 roku. Hitler nigdy nie osiągnął stopnia kaprala, a nie wszystkie jego kwatery nawiązywały swą nazwą do wilków. Takich pomyłek nie jest zbyt wiele, lecz jest ich wystarczająco dużo by uznać, że autor nie do końca odrobił swą „pracę domową”.
Gdzie są granice swobody pisarza?
Sam autor zaręcza w ostrzeżeniu znajdującym się na początku książki, że „wszystkie wypowiedzi bohaterów mają swoje oparcie w opracowaniach historycznych, nie są moimi własnymi wypowiedziami”. Biorąc pod uwagę to, że cała książka powstała w oparciu o fantazję autora, takie zapewnienie należy przyjmować z dystansem. Dosyć sporym, można by dodać. Kiedy jednak autor bierze się za opisywanie ustami Hitlera jego zamiłowania do koprofilii, urofilii i zachowań masochistycznych, nie sposób zapytać – na jakich źródłach się pan opiera, panie Macht?
Podsumowanie
„Spowiedź Hitlera” nie dostarcza nam żadnej nowej wiedzy o kanclerzu III Rzeszy. Nie jest to zresztą jej rolą. Praca Machta to rozrywkowo-sensacyjna opowieść o nierealnym spotkaniu dwóch osób – mordercy i ułaskawionej ofiary – mające stać się wyprawą w głąb jednego z największych zbrodniarzy XX wieku, zaserwowana pod przykrywką pracy opartej na „rękopisie odnalezionym po latach”. Efektem stała się praca spełniająca wymogi lektury na lato, czyli książka o chwytliwym tytule i dosyć lekka w lekturze. Miłośnicy gatunku zapewne sięgną po tę pozycję, jednak nie traktowałbym „Spowiedzi” jako pozycji obowiązkowej dla pasjonata historii XX wieku.