Bezinteresowna solidarność z „Solidarnością”
Przeczytaj też fragment książki
Tomasz Leszkowicz: Na czym polegała wyjątkowość francuskiego środowiska „Solidarności”?
Magdalena Heruday-Kiełczewska: Możemy tutaj mówić o trzech aspektach. Pierwszy to sami ludzie. W Komitecie Koordynacyjnym znaleźli się działacze, np. Seweryn Blumsztajn i Mirosław Chojecki, którzy mieli bardzo bogatą kartę opozycyjną, ponieważ byli zaangażowaniu już w 1968 roku i w Komitecie Obrony Robotników. Mieli więc duże doświadczenie chociażby w organizowaniu wydawnictw (Chojecki jako szef NOW-ej a Blumsztajn Agencji Prasowej „Solidarność”). Poza tym funkcjonowało tam spore grono osób, nie tylko dwaj wspomniani panowie, które znały się wcześniej z działalności w Polsce. To powodowało, że istniało wśród nich duże zaufanie. Drugi aspekt to niesamowicie prosolidarnościowe francuskie związki zawodowe, które nie tylko zajęły się regulacją spraw pobytowych Polaków, składały się na wynagrodzenie za pracę w Komitecie, ale i wyraźnie pomogły w organizacji manifestacji, spotkań i popularyzacji samej „Solidarności”. Trzeci aspekt to francuskie społeczeństwo – tak mocno kibicowało ono przemianom, które zaczęły się w Polsce w sierpniu 1980 roku, że uważało, że trzeba je na wszelkie możliwe sposoby wspierać. Dzięki temu Komitetowi udało się zebrać sporo pieniędzy na „Solidarność” w Polsce.
T.L.: W jaki sposób układała się współpraca „starej” i „nowej” Polonii we Francji?
M.H.-K.: Bardzo dobrze, chociaż była to współpraca na różną skalę i raczej konkretne, osobiste kontakty, niż współpraca instytucjonalna. Np. niektóry członkowie Komitetu kontaktowali się z Leszkiem Talko, który pracował w Radio France Internationale i kierownictwie Biblioteki Polskiej, ale nie było wspólnych przedsięwzięć Komitetu i Biblioteki. Podobnie rzecz się miała z „Kulturą” i Jerzym Giedroyciem, który dofinansował sporo działań Komitetu, np. kupował książki i czasopisma, które miały być wysłane do Polski. Kupił nawet dwie ciężarówki, które woziły pomoc charytatywną i zakamuflowany sprzęt poligraficzny.
Co ciekawe jednak, Giedroyc bardzo narzekał, że nie wiadomo było komu dawać pieniądze na rzecz „Solidarności”, które przychodziły do „Kultury”. Później to się rozwiązało, ale to były już bardziej oficjalne relacje pomiędzy Instytutem Literackim a Biurem Koordynacyjnym w Brukseli. Giedroyc zainspirował również powstanie pisma „Kontakt”, którego redaktorem był Chojecki. Stwierdził, że każda emigracja ma swoje czasopismo – powojenna ma „Kulturę”, pomarcowa „Aneks”, więc solidarnościowa też powinna mieć.
T.L.: Specyfika Francji w tym okresie polegała m.in. na tym, że mocna była tam Francuska Partia Komunistyczna, posiadająca swoje związki zawodowe. Czy utrudniało to działalność Komitetu Koordynacyjnego?
M.H.-K.: To był ostatni moment, kiedy FPK była we Francji mocna. Stan wojenny wywołał kryzys rządowy (4 ministrów z FPK zasiadało w rządzie Pierre’a Mauroy), po którym ta partia została zmarginalizowana. Myślę, że jej istnienie nie utrudniało Komitetowi jego działalności. Po pierwsze dlatego, że nie bardzo miała jak, po drugie szeregowi członkowie i tak przychodzili na manifestacje przeciwko stanowi wojennemu, a po trzecie inne związki były na tyle silne, że wystarczająco wspomagały Komitet. Komunistyczna Confédération Générale de Travail odmawiając wspólnych działań mających wspierać polskie społeczeństwo na własne życzenie „wypisała się” z akcji, które Francuzom przypomniały o istnieniu związków zawodowych.
T.L.: Wśród ludzi, którzy tworzyli francuskie środowisko „Solidarności” znaleźli się m.in. bard Jacek Kaczmarski oraz aktor Andrzej Seweryn. Dlaczego ci artyści zaangażowali się w działalność polityczną? Jakie znaczenie miał ich akces do tego środowiska?
M.H.-K.: Myślę, że taka działalność była dla nich w pewnym sensie naturalnym następstwem rozwoju wydarzeń. Andrzej Seweryn zresztą podkreślał w wywiadzie w książce „Komiedianci. Rzecz o bojkocie”, że taka działalność była dla niego ważna również ze względu na kolegów aktorów, którzy w Polsce nie chcieli oficjalnie występować, sprzeciwiając się w ten sposób stanowi wojennemu. Zresztą jeszcze przed 13 grudnia angażował się w różne formy poparcia „Solidarności”. Przez pierwszych kilka miesięcy członkowie Komitetu często występowali na różnego rodzaju mitingach i spotkaniach. Występujący podczas nich artyści – Seweryn recytował wiersze, Jacek Kaczmarski zawsze występował z gitarą – robili duże wrażenie i przyczyniali się do emocjonalnego odbioru spotkań, a wtedy, w tym pierwszym okresie emocje grały bardzo dużą rolę. Przy tym artyści ci pomagali w komunikacji z Francuzami. Andrzej Seweryn mówił po francuski z bardzo pięknym akcentem, co Francuzom bardzo się podobało. Jacek Kaczmarski również był jedną z niewielu osób w Komitecie, która znała francuski, więc to była bardzo duża pomoc w codziennej działalności.
T.L.: W jakim stopniu książka ta pełni też funkcję upamiętnienia pewnej grupy aktywistów „Solidarności”, działających na emigracji trzy dekady temu?
M.H.-K.: Nie wiem, czy pełni funkcję upamiętnienia, raczej chce pokazać „Solidarność” w trochę innym wymiarze, bardziej międzynarodowym.
T.L.: Pytam o to, ponieważ odnoszę wrażenie, że w obiegu społecznym historia „Solidarności” staje się coraz bardziej historią kombatancką i wsobną – rozumieją ją i interesują się głównie dawni działacze. Czy historia „Solidarności nad Sekwaną” może nauczyć czegoś młodych Polaków?
M.H.-K.: Tą historią zainteresowali się również Francuzi, którzy pamiętają tamten czas, dlatego, że czuli wtedy, że to jest coś co wymaga ich udziału – jakiegoś protestu albo organizacji pomocy materialnej. To jest trochę opowieść o faktycznej solidarności z „Solidarnością”, o sile pewnej idei i też o bezinteresowności, o tym, że zwyczajnie warto pomagać. Być może książka wyjaśni trochę dlaczego w wielu miejscach na świecie do dzisiaj się to zjawisko pamięta i pokaże, że „Solidarność” to nie jest raptem parę nazwisk i trzy daty, ale również ruch, który wpływał na wiele relacji, także tych między społeczeństwami. A na marginesie myślę, że może nauczyć rzeczy trochę nieoczywistych – możliwe, że przełamie różne stereotypowe myślenia np. o Francuzach, że pokaże, jak duże znaczenie może mieć to czy interesujemy się innymi społeczeństwami. Dla mnie, że względu na to, że zrobiłam prawie dwadzieścia wywiadów pracując nad książką, niesie ona też naukę o tym, ile historii kryje się za każdą osobą, jak fascynujące mogą być takie spotkania, nawet jeżeli trzeba do tych relacji pochodzić ostrożnie.