Zwykły film albo eksplozja krwi. Tarantino kręci śmierć żony Polańskiego
Zobacz też:
- Quentin Tarantino: 7 najlepszych filmów
- Marilyn Monroe – skłócona z życiem
- „Psychoza” Hitchcocka: film, który zmienił kino
Emocje wokół tematu powoli stygną. Media przetrawiły już pierwsze informacje o nowym dziele twórcy m.in. „Pulp Fiction” i „Wściekłych psów”. Po sieci krążą plotki na temat ewentualnej obsady aktorów (Brad Pitt, Jennifer Lawrence, Margot Robbie), ale na więcej informacji będziemy musieli trochę poczekać. Prawdopodobnie kolejnym wstrząsem będą dopiero zdjęcia z planu i zwiastun, które albo znowu potwierdzą, że Tarantino to największy świr Hollywood, albo pokażą, że Amerykanin poszedł w zupełnie inną stronę.
Bądźmy szczerzy – temat jest niezwykle delikatny. Tate zginęła w wyjątkowo okrutny sposób, od kilkunastu ciosów nożem. Tej samej nocy w domu należącym do niej i Polańskiego zginęli także ich przyjaciele, Wojciech Frykowski, Abigail Folger, Steven Parent i Jay Sebring. Zbrodni dokonali członkowie sekty „Rodzina”, której przewodził Charles Manson (był inspiratorem mordu, choć sam w posiadłości się nie pojawił).
Sharon Tate była młodą aktorką, piękną kobietą, mogła jeszcze wielu rzeczy dokonać. Zginęła we własnym domu, będąc w zaawansowanej ciąży. Jedna z morderczyń napisała jej krwią „świnia” na drzwiach wejściowych budynku.
Tutaj pojawia się pytanie, jak ten temat chce ugryźć Quentin Tarantino. Facet jest dla mnie absolutnym wariatem, a jego filmy często zioną przerysowaną przemocą i eksplozjami krwi. Uwielbiam go. Jest jak szalony naukowiec, który jednocześnie prowadzi odpychające eksperymenty i wzbudza podziw dla swojego intelektu. Nie ukrywam, że koncepcja jego nowego filmu mnie elektryzuje. Bo czy z Sharon Tate też wybuchnie fontanna krwi?
Byłoby mi naprawdę dziwnie oglądać jatkę na ekranie bez żadnego głębszego kontekstu. Znając straszny koniec aktorki i jej przyjaciół, film mógłby mnie odrzucić, a dla Tarantino mogłaby być to zawodowa śmierć, gdyby stworzył absolutnie oderwany od rzeczywistości scenariusz, w którym okrucieństwo całej sytuacji sprowadzone zostałoby do jakiegoś czarnego żartu. I piszę to jako osoba o czarnym poczuciu humoru. No ale są też inne opcje.
Druga brzmi tak, że reżyser odwróci bieg historii. W „Bękartach wojny” Hitler zginął w kinie od serii z pistoletu maszynowego, a jego czaszka była podziurawiona od kul niczym sito. Ale czy jest możliwe, że Quentin znowu „poprawi” bieg dziejów i zmieni losy zbiorowego morderstwa dokonanego przez ludzi z „Rodziny”? Taka wizja: Tate uwalnia się z więzów, wyrywa nóż napastnikowi i sama go zabija. Brzmi to jednak niedorzecznie i byłoby to z pewnością obrazą pamięci ofiar. A już w ogóle bolesne, niczym sypanie soli na ranę, okazałoby się to dla ich krewnych.
Opcja numer trzy to zwykły film. Najzwyklejsze aktorskie odwzorowanie wydarzeń, tak jak to było. Bez udziwnień, bez zmian, bez czarnego poczucia humoru. Obraz zwykły, również okrutny, ale prawdziwy. Dramat, sensacja, może dreszczowiec. Tylko po co Tarantino miałby to robić, skoro nie do tego nas przez lata przyzwyczajał? Czemu miałby nagle schować swój charakterystyczny pazur, swoją niebanalna koncepcję kina? Równie dobrze mógłby w ogóle nie podejmować tematu, albo stworzyć film o fikcyjnych bohaterach, luźno opierający się o historyczną prawdę. Kto wie, może tak to się skończy.
Informacje o tym filmie mnie elektryzują, bo jestem niesamowicie ciekaw, która koncepcja wygra i w jaki sposób twórca pokaże tak trudną tematykę. Mam szczerą nadzieję, że film w końcu ujrzy światło dzienne i będzie mi dane się z nim zapoznać, choćby okazało się to nieprzyjemne. Ale sądzę, że się nie okaże. Filmoznawcą nie jestem, nie widziałem też wszystkich filmów Tarantino, do czego przyznaję się bez bicia, choć z lekkim smutkiem. Wierzę jednak w tego reżysera.
Wypaczone przedstawienie przemocy i sikająca z kikutów krew to nie jest bowiem u niego jakaś tania sensacja, marny zabieg który ma służyć tylko rozładowaniu złych emocji u widza przez pokazanie mu ekranowej brutalności. Nie, przemoc u Tarantino to świadomy zabieg i groteskowa zabawa formą, zagranie w pełni inteligentne. Oczywiście, oferuje on znacznie więcej, niż tylko wspomniane wyżej rzeczy, zwłaszcza patrząc pod kątem fabularnym. Skupiłem się na aspektach brutalnych, bo to one najbardziej nie współgrają (na pewno nie mnie jednemu) z historią biednej Sharon i czwórki innych, młodych ludzi.
Kiedy do kin wchodziła „Nienawistna ósemka”, naczytałem się trochę opinii, że to najsłabszy film Q.T. od lat. Że to może najsłabszy jego film w ogóle. Cóż, chciałbym, aby mój najsłabszy tekst, najmierniejsze działanie i najgorsza decyzja w życiu trzymały poziom „ósemki”. I dlatego wierzę, że i tym razem największy świr przemysłu filmowego nie zepsuje roboty.
Ja czekam. Niecierpliwie.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz