„Ziemia obiecana” w reżyserii Andrzeja Wajdy na ekranach kin
Samo nakręcenie filmu na podstawie powieści polskiego noblisty w zasadzie nie leżało w kręgu zainteresowań Andrzeja Wajdy. Dopiero wyraźna sugestia Andrzeja Żuławskiego oraz wskazanie przez niego filmu Leszka Skrzydły –„Pałace ziemi obiecanej”, gdzie zostały ukazane wnętrza budynków, salonów, gabinetów oraz całe bogactwo dziewiętnastowiecznej łódzkiej architektury – natchnęło Wajdę do sfilmowania „Ziemi obiecanej”, który nie znał „miasta włókniarzy” od tej reymontowskiej strony.
„Ziemi obiecana” – filmowe przeobrażenie
Zachowana łódzka infrastruktura stanowiła doskonałe tło do zekranizowania wątku o historii tradycji przemysłowej z jej charakterystyczną przemocą i walką robotniczą. Wbrew pozorom nie było to jednak takie łatwe – adaptacja „Ziemi obiecanej” była na tyle obszerna, iż zdecydowanie bardziej nadawała się na serial, niż na pełnometrażowy film. Zresztą obok wersji kinowej powstał czteroodcinkowy serial, który ujrzał światło dzienne rok po lutowej premierze.
Drugim problemem była ideowa wymowa materiału, jaki Władysław Reymont przygotowywał na zamówienie polityczne Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego. W końcu główną osią powieści było pokazanie Karola Borowieckiego, którego narodową misją miało być przeciwstawienie się Żydom i Niemcom, dominującym w łódzkim przemyśle. Jego przyjacielscy wspólnicy – Żyd Moryc Welt oraz Niemiec Maks Baum – zdecydowali się zdradzić Borowieckiego i w efekcie musiał ożenić się on z mało atrakcyjną córką niemieckiego milionera oraz porzucić ukochaną narzeczoną.
Dlatego też Andrzej Wajda w trakcie tworzenia scenariusza zdecydował się na znaczne „przeobrażenie” tego, co można znaleźć w książce Reymonta. W powieści przyjaciele zdradzają Borowieckiego, z kolei na ekranie możemy zaobserwować sytuację odwrotną – stają oni w bezgranicznej obronie bohatera.
Same postaci fabrykantów w „Ziemi obiecanej” to najczęściej dorobkiewicze w pierwszy pokoleniu, którzy zanim doszli do zbudowania swojej pozycji byli wprawdzie zwykłymi ludźmi pracy, ale wyróżniającymi się z tłumu swoimi silnymi charakterami i chęcią osiągnięcia sukcesu, bez względu na wszystko. Generalnie główna fabuła filmu Wajdy to przedstawienie wspomnianej trójki bohaterów: Karola, Maksa i Moryca, którzy zakładają fabrykę. Ten swoisty polsko-niemiecko-żydowski konglomerat pokazuje całą zawiłość trudnych ówcześnie wyborów i motywacji, jakimi kierowali się w tamtych czasach ludzie – w myśl zasady „wolność należy do tego, kto ma pieniądze.”
Oprócz trudności w zaprezentowaniu ciekawej dramaturgii, dość sporym wyzwaniem było zwieńczenie reymontowskiej powieści. Książkowa fabuła kończy się monologiem bogatego Karola Borowieckiego, który mówi – „Przegrałem własne szczęście… Trzeba je stwarzać dla drugich – szepnął wolno i mocnym, męskim spojrzeniem, jak ramionami niezłomnych postanowień, ogarnął miasto uśpione i te obszary nieobjęte, wyłaniające się z mroków nocy”. Po latach Wajda przyznał, że wybrałby właśnie takie zakończenie, ale wtedy ekscytowało go coś, co będzie miało wymiar politycznego tła.
Wśród kilku nakręconych scen, ostatecznie zostało wybrane ujęcie pokazujące upadającego robotnika, postrzelonego przez funkcjonariuszy porządkowych w momencie, gdy w siedzibie Karola Borowieckiego odbywał się bal i za jego zgodą podjęto decyzję, aby rozgonić protest – strzelając z broni palnej do strajkujących. Co ciekawe, jednym z pomysłów była wersja śmierci Borowieckiego od przypadkowej kuli, która dosięga go podczas balu. Powyższy fragment zakończenia znajduje się w archiwum Wajdy i według wybitnego artysty, scena mogłaby mieć ciąg dalszy. „Myślę, że Karol wylizawszy się z rany zadanej mu przez polskich robotników, byłby już kimś innym…” – wspominał Andrzej Wajda.
„Ziemi obiecana” – Premiera w erze gierkowskiej propagandy sukcesu
Okres produkcji trwał wiosną i latem 1974 roku, zaś montaż ukończono w listopadzie – co sam Wajda skwitował jako jeden z najszczęśliwszych dni w swojej reżyserskiej karierze. Sukces miał wielu ojców i warte podkreślenia jest, że ani wcześniej, ani później Andrzejowi Wajdzie nie udało się zgromadzić do swojej pracy przy filmie tak wielu wybitnych ludzi złotego ekranu. Zdecydowały o tym nie tylko genialne role Wojciecha Pszoniaka, Daniela Olbrychskiego i Andrzeja Seweryna, a także całej reszty obsady. Do owego sukcesu przyczyniła się również wspaniała scenografia Tadeusza Kosarewicza i Macieja Putowskiego, praca operatorów w osobach Witolda Sobocińskiego, Edwarda Kłosińskiego, Wacława Dybowskiego czy choćby przepiękna muzyka skomponowana przez Wojciecha Kilara.
Premiera filmu miała miejsce w czasie szczytu gierkowskiej propagandy sukcesu i pewnie mało kto spodziewał się, że kilkanaście miesięcy później zaprotestują „warchoły z Radomia i Ursusa” przeciwko „dobrobytowi” jakim raczyło ludzi niezapomniane hasło – „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”. Andrzej Wajda w jednej ze scen ukazał, jak na tle rozpoczynającego się dnia, tuż obok idących do pracy robotników, wyłania się obraz trzech modlitw – polskiego nowobogackiego Wilczka, niemieckiego potentata bawełnianego Bucholca oraz trzech żydowskich mieszkańców Łodzi, wznoszących modły pod wodzą Grünspana. Miało to pokazać (w pewnym odniesieniu do Polski czasów Gierka(, że ci ludzie wcale nie modlili się do Boga, a do tak zwanego „złotego cielca”, mając gdzieś wszelkie wartości, zaprzedając się „mamonie, cywilizacji wyzysku i niewolniczego traktowania ludzi”.
Jakby tego było mało, władza komunistyczna usiłowała nadać filmowi aspekt „klasowej interpretacji historii”. Również przed premierą, Wydział Pracy Ideowo-Wychowawczy KC PZPR nadał instrukcję dla cenzorów, aby podkreślać dzieło Wajdy jako przychylne dla władzy – z pominięciem samego autora. Po premierze mnożyły się nagrody dla reżysera, w tym pojawiła się też nominacja do Oscara w kategorii dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.
Polecamy e-book Agaty Łysakowskiej – „Damy wielkiego ekranu: Gwiazdy Hollywood od Audrey Hepburn do Elizabeth Taylor”:
Antysemityzm made in Poland
Ostatecznie statuetka Amerykańskiej Akademii Filmowej trafiła do rąk Akiry Kurosawy, natomiast po raz pierwszy przy kinie Andrzeja Wajdy pojawił się zarzut o „antysemickiej wymowie” polskiego twórcy, co było wysunięte przez przedstawicieli społeczności żydowskiej z Kalifornii. „Robiłem wtedy po raz pierwszy film o pieniądzach, o ludziach, którzy do nich dążą za każdą cenę. Zawsze chciałem zrobić taki amerykański film. Nic dziwnego, że nominacja do Oscara budziła nadzieję na zainteresowanie filmem w Stanach Zjednoczonych. Prędko miałem się rozczarować. Konferencja prasowa w Hollywood sprowadziła się do dyskusji wokół polskiego antysemityzmu, a zakończyła się dość absurdalnie. Pewien dziennikarz przybyły z Izraela, który najostrzej atakował film, na pytanie, gdzie go obejrzał, odpowiedział: >>Ja wcale nie muszę go oglądać, wystarczy, że ten film pochodzi z Polski<<. Zrozumiałem wtedy, że tragicznego spadku po zagładzie Żydów na polskich ziemiach nie może skwitować żaden film, a już z całą pewnością polski. Żydzi w USA nie chcą się wywodzić od tych bezwzględnych w interesach twórców >>Ziemi obiecanej<<, oni raczej wolą pochodzić od sympatycznego >>Skrzypka na dachu<<” – podsumował po latach Andrzej Wajda.
„Ziemia obiecana” wiecznie żywa
W 1995 roku, podczas 50-lecia miesięcznika „Film”, czytelnicy uznali dzieło Wajdy za najwybitniejszą polską ekranizację w historii. Niezwykle prawdziwym i dosadnym podsumowaniem Andrzeja Wajdy były słowa, iż „Polak oglądając >>Ziemię obiecaną<< poczuł patriotyczną satysfakcję, że umiemy i możemy w Polsce zrobić taki amerykański film – tak jakby chciał, żebyśmy umieli wyprodukować porządny angielski zamek do drzwi czy niemiecki samochód”.
Zaś epilogiem do tych słów może być doskonała anegdotka, gdy w pierwszych latach III Rzeczypospolitej na łamach postkomunistycznego dziennika „Trybuna” niejaki Jan Kasak, który zasiadał niegdyś w KC PZPR, domagał się od Andrzeja Wajdy, aby nakręcił kontynuację „Ziemi obiecanej”, pokazując narastającą niesprawiedliwość społeczną, jaka nastąpiła w Łodzi w okresie transformacji ustrojowej.
Andrzej Wajda odpowiedział listem – „Domaga się Pan filmu o Łodzi dziś, widząc w tym mieście skrajną nędzę proletariatu. Ocena słuszna, ale to Pan przecież, mając głos w Komitecie Centralnym, jako jeden z tych, którzy kierowali naszym krajem, powinien był (…) – przekazać towarzyszom, że polityka eksploracji zastosowana przez partię wobec przemysłu włókienniczego w Łodzi doprowadzi do katastrofy. Miał Pan wraz ze swoją partią dziesiątki lat na wykonanie tego zadania. To wy byliście przez czterdzieści lat eksploratorami tych biednych kobiet, zmuszając je do pracy na maszynach z XIX wieku w warunkach poniżej godności człowieka”.
Bibliografia:
- Bereś Witold, Burnetko Krzysztof, Andrzej Wajda podejrzany, Agora, Warszawa 2013.
- Lubelski Tadeusz, Historia kina polskiego. Twórcy, filmy, konteksty, Videograf II, Katowice 2009.
- Lubelski Tadeusz, Wajda, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2006.
- Wajda Andrzej, Kino i reszta świata, Znak, Kraków 2013.
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/