„Zezowate szczęście” – reż. Andrzej Munk – recenzja i ocena filmu
„Zezowate szczęście” – reż. Andrzej Munk – recenzja i ocena filmu
„Dopiero tu nie prześladuje mnie to moje zezowate szczęście”
Prace nad filmem „Zezowate szczęście” rozpoczęły się w 1959 roku równolegle z wydaniem powieści „Sześć wcieleń Jana Piszczyka” autorstwa Jerzego Stefana Stawińskiego, odpowiadającego też za scenariusz do nowo powstającej produkcji. W fotelu reżysera zasiadł Andrzej Munk, do tej pory znany głównie jako dokumentalista, posiadający jednak na swoim koncie kilka fabularnych hitów. Twórca „Eroiki” i „Człowieka na torze” musiał zmierzyć się z kilkoma przeciwnościami przed rozpoczęciem pracy na planie „Zezowatego szczęścia”. Film od początku wzbudzał kontrowersje, scenariuszowi zarzucano ośmieszanie polskiej historii oraz trywialną fabułę. Czy Munk wybrnął z tych zarzutów obronną ręką?
Głównego bohatera filmu, Jana Piszczyka, poznajemy w sytuacji dość paradoksalnej – prosi on naczelnika więzienia o pozwolenie na dalsze pozostanie w zakładzie. Pomysł wydaje się irracjonalny, jednak Piszczyk ma mocne przesłanki, aby więzienia nie opuszczać. Mężczyzna zaczyna opowiadać naczelnikowi o prześladującym go od wczesnych lat życia pechu, od którego uwolnił się dopiero za więziennymi murami.
Życie Piszczyka można określić mianem serii niefortunnych zdarzeń. Od dziecka starał się zaaklimatyzować i dostosować do panujących realiów, mimo to wszystkie jego sukcesy obracały się w porażki. Piszczyk ze względu na swój wygląd brany był za osobę pochodzenia żydowskiego, co skutkowało prześladowaniami ze strony władz. Lata akademickie bohatera przypadają na czas przemian w międzywojennej Polsce. Wojna przyniosła z kolei dalsze niepowodzenia – Piszczyk nie dotarł nawet na front, został aresztowany po drodze i omyłkowo trafił do Oflagu, gdzie próbując ukryć fakt braku udziału w wojnie podawał się za kogoś, kim nie jest. Wszelkie matactwa bohatera wychodziły na jaw i kończyły się kolejnymi porażkami, które wieńczyło aresztowanie Piszczyka w czasach PRL-u.
Połączenie Chaplina z Gombrowiczem
Za spory atut filmu uznać można zabawę formą, którą Munk sukcesywnie uskuteczniał. Film jest nie tylko komedią, ale również dramatem. Dramatem zwykłych ludzi, którzy zmuszeni są do ciągłego dostosowywania się do nowych realiów. Utożsamia ich Jan Piszczyk, który spokój i bezpieczeństwo poznaje dopiero tracąc wolność. Wątki komediowe wiodą jednak prym. Dzieciństwo Piszczyka przedstawione jest w klimacie kina niemego, gdzie przygody bohatera dopełnia muzyka i gagi sytuacyjne rodem z filmów Chaplina. Andrzej Munk sprawnie operuje groteską, stąd odbiorcy na myśl nasuwa się Gombrowicz – dorosły Piszczyk w swej naiwności przypomina bowiem dziecko, które nie uczy się na błędach. Przy całym tragizmie historii człowieka, który wiecznie musi walczyć ze zmieniającym się światem i wciąż ponosi porażki, film jest po prostu zabawny, a sam humor nie należy do banalnych.
Analiza polskiej rzeczywistości w XX wieku z przymrużeniem oka
Kolejną zaletą, o której warto wspomnieć, jest nie tylko ciekawa historia, którą możemy oglądać na ekranie. Stawiński stworzył świat będący jedną wielką retrospekcją. Całe życie Piszczyka toczy się na tle zawirowań historycznych, które w dużej mierze odpowiadają za niepowodzenia głównego bohatera. Doświadczenie dokumentalisty pozwoliło Munkowi na trafne wyeksponowanie polskiej rzeczywistości począwszy od lat 20., aż do czasów PRL-u. Świat Munka nie jest wyidealizowany, reżyser ukazuje tempo społecznych przekształceń w Polsce. Szybkie przekształcanie się polskiej rzeczywistości zmusza Piszczyka do ciągłego „biegu”. Bohater nie nadąża za zmianami, co ma swoje konsekwencje podczas konfrontacji z otaczającym go światem. Pokazana przez Munka Polska daje sporo możliwości interpretacyjnych. Film stawia odbiorcy pytania o to czym jest wolność, a czym zniewolenie i czy człowiek jest odpowiedzialny za prześladujące go fatum.
Polecamy e-book Agaty Łysakowskiej – „Damy wielkiego ekranu: Gwiazdy Hollywood od Audrey Hepburn do Elizabeth Taylor”:
Konformista czy bohater autentyczny?
Jednym z zarzutów stawianych Munkowi było przedstawienie Polaka jako głupka, który ośmieszać miał polską historię. Prawdą jest, że Jan Piszczyk nie jest typem bohatera, który jest w stanie poświęcić wszystko dla dobra ojczyzny. Jego zachowania podyktowane są konformizmem i próbą uchronienia siebie przed zmieniającą się rzeczywistością. Piszczyk bywa naiwny, często też głupi, jego pomysły wydają się irracjonalne i nierozważne, a w większość kłopotów wpada przez swoje matactwa. Munk skupił się na pokazaniu losów przeciętnego, szarego bohatera. Film pokazuje, że nie każdy stworzony jest do roli herosa i nie każdy musi nim być. Piszczyk jest autentyczny nie dlatego, że jest głupi, tylko dlatego, że jest przeciętnym bohaterem, którego życie toczy się na tle najbardziej przełomowych dla Polski wydarzeń, nie z jego woli.
Reżyser stanął w opozycji do panującego w dobie odwilży poststalinowskiej trendu bohaterskości. Munk w produkcji punktuje polskie słabości, obnaża fałsz narodowego, romantycznego mitu o wielkich bohaterach. Reżyser tworzy tym samym antybohaterską wizję głównej postaci. Andrzej Munk zrywa z patosem zastępując go groteską i dużą dozą humoru.
Rola życia Bogumiła Kobieli
Mówiąc o Janie Piszczyku, nie można nie wyróżnić aktora wcielającego się w tę rolę. Bogumił Kobiela jest z całą pewnością najjaśniejszą gwiazdą filmu. Wcześniej współpracował z Andrzejem Munkiem na planie „Eroiki”, jednak to kreacja Piszczyka przyniosła mu największy rozgłos. Aktor pasował do roli idealnie, oddając naiwność głównego bohatera i jego zagubienie. Kobiela wspiął się na wyżyny aktorstwa nie tylko jako komediant – w jego głosie słychać smutek i zrezygnowanie po kolejnych porażkach Jana Piszczyka. Widać, że aktor zżył się z bohaterem, przez co jest w swojej roli bardzo autentyczny.
Popularny pechowiec
Jan Piszczyk zagościł w polskiej kulturze, a jego przygody cieszyły się tak dużą popularnością, że zdecydowano się na dalsze adaptacje. W 1989 roku odbyła się premiera filmu „Obywatel Piszczyk” w reżyserii Andrzeja Kotkowskiego. Za scenariusz, tak jak w przypadku pierwowzoru, odpowiadał Jerzy Stefan Stawiński, a w rolę tytułowego Piszczyka wcielił się Jerzy Stuhr. Tragikomiczne losy największego polskiego pechowca rozgrywały się także na deskach wielu polskich teatrów.
Fatum nie tylko na ekranie
W dalszych adaptacjach przygód Piszczyka zabrakło osób najbardziej odpowiedzialnych za jego sukces. Znając dalsze losy Andrzeja Munka i Bogumiła Kobieli można odnieść wrażenie, że tytułowe „zezowate szczęście” spadło również na nich. Munk w 1957 roku powrócił do macierzy – zaczął wykładać w łódzkiej szkole filmowej, której był absolwentem. „Zezowate szczęście” i „Eroika” odbiły się szerokim echem w świecie filmu, nie tylko w Polsce. Twórca zginął jednak tragicznie i zdecydowanie za szybko. Pracę na filmem „Pasażerka” przerwała śmierć Munka w wypadku samochodowym w 1961 roku, reżyser zmarł w wieku zaledwie 40 lat. Bogumił Kobiela będąc u szczytu kariery podzielił los Andrzeja Munka, zmarł w 1969 roku w wyniku obrażeń będących wynikiem zderzenie jego samochodu z autobusem.
Autentyczność zwyciężyła nad patosem
Czytając powyższą recenzję można dojść do wniosku, że jest ona bardziej laurką wystawioną Munkowi i Kobieli. Film „Zezowate szczęście” jest jednak w moim odczuciu produkcją kultową. Trudno znaleźć wady, które przeszkadzałyby w jego odbiorze. Nie każdemu przypadnie do gustu forma narracji, zabawa groteską czy łączenie stylów, jednak nie można odmówić obrazowi Munka ponadczasowości. Dzieło, które w latach 60. XX wieku podzielił świat polskiego filmu, oddawało trudny los przeciętnych mieszkańców Polski ubiegłego stulecia. Twórcy stanęli w opozycji do popularnego wówczas kreowania heroicznych bohaterów, pozostawiając to zadanie chociażby Andrzejowi Wajdzie. W „Zezowatym szczęściu” nie znajdziemy brawury i patosu, znajdziemy za to prawdziwość i ludzkość. Każdy człowiek próbował chociaż raz dopasować się do otaczającego go świata czy pójść trochę na skróty, tak jak robił to Jan Piszczyk. Największą zaletą „Zezowatego szczęścia” jest właśnie wspominana autentyczność, która pokazuje, że nie każdy musi być bohaterem.
Redakcja: Paweł Czechowski
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/