Zbigniew Staniewicz: tragiczny koniec amanta z Dzikich pól
Znakomite warunki fizyczne i przyjemny dla ucha głos, a do tego życzliwy stosunek do ludzi i miła powierzchowność – te cechy predestynowały Zbigniewa Staniewicza do roli pierwszorzędnego filmowego amanta. Aktor zagrał między innymi w filmach Dzikie pola, Przybłęda i Zamarłe echo oraz w operetce Kobieta, która wie, czego chce. Znakomicie sprawdzał się w filmach, których akcja rozgrywała się wśród stepów i pól, odpowiadały bowiem jego dzikiej naturze. Staniewicz nie znosił wielkomiejskiej atmosfery, a jego największym marzeniem było zamieszkać w lesie w Brazylii i wieść życie osadnika. Nagła i tragiczna śmierć uniemożliwiła mu zrealizowanie życiowych planów.
Zbigniew Staniewicz: Niedoszły żołnierz i… ksiądz
Zbigniew Staniewicz urodził się 16 września 1906 roku w Petersburgu jako jedno z trojga dzieci urzędnika Zygmunta Staniewicza i Marii z Sachsów. Pochodził ze znanego rodu szlacheckiego herbu Gozdawa, którego korzenie sięgały XVIII wieku. Dziadkiem aktora był oficer rosyjski, publicysta i statystyk Jan Onufry Staniewicz, współpracujący z dziennikiem „Vest” i zaprzyjaźniony między innymi z rodziną książąt Zubowów. Stryjami Zbigniewa byli zaś ceniony elektrotechnik profesor Leon Jan Staniewicz i zasłużony matematyk profesor Wiktor Emeryk Staniewicz.
Pierwsze lata życia Zbigniew Staniewicz spędził w Petersburgu, jednak spokojne życie Staniewiczów w Rosji przerwał wybuch rewolucji bolszewickiej. W 1920 roku Zygmunt i Maria Staniewiczowie, podobnie jak wiele polskich rodzin, przybyli z dziećmi do Warszawy. Kilka lat po przyjeździe do Polski ojciec Zbyszka stał się bohaterem sprawy kryminalno-obyczajowej. 21 czerwca 1926 roku Zygmunt Staniewicz, będący administratorem należącego do skarbu państwa pasażu Simonsa, stanął przed sądem okręgowym jako oskarżony o przywłaszczenie 77 790 złotych pieniędzy skarbowych. Zrozpaczony Staniewicz tłumaczył przed sądem, że do przestępstwa „doprowadziła go kobieta, którą w tak późnym wieku spotkał na drodze swego życia”. Sąd skazał go na półtora roku domu poprawy i zasądził kwotę 77 790 złotych na rzecz skarbu państwa. Dowiedziawszy się o zdradzie i wynikłym z jej powodu skandalu, Maria Staniewiczowa odeszła od męża.
Tymczasem po przybyciu rodziny Staniewiczów do Warszawy Zbyszek wstąpił do Korpusu Kadetów i planował związać swoją przyszłość z wojskowością. Po kilku latach odkrył w sobie jednak zupełnie inne powołanie – zaczął studiować teologię i wstąpił do seminarium. Na drodze do zostania księdzem stanęła jednak miłość. W 1928 roku Zbigniew ożenił się z młodszą o cztery lata Melanią Paluchowską (według innych źródeł: Teodorowicz). Mniej więcej w tym samym czasie zatrudnił się jako urzędnik w Polskich Kolejach Państwowych, lecz nie była to praca w pełni spełniająca jego oczekiwania.
Nowy amant filmowy
W marcu 1929 roku „Wieczór Warszawski” we współpracy z wytwórnią Forbert-Film zorganizował konkurs na głównego bohatera filmu Józefa Lejtesa Z dnia na dzień, do którego zgłosiło się aż 567 mężczyzn z całej Polski. Staniewicz zdecydował się wziąć w nim udział z nadzieją, że kariera filmowa poprawi jego sytuację finansową. Dzięki znakomitym warunkom fizycznym udało mu się trafić do finałowej ósemki, która zaprezentowała się przed reżyserem Lejtesem w siedzibie wytwórni Danny Kaden Studio na Wolskiej 42. 30 marca 1929 roku pisano na łamach „Wieczora Warszawskiego”, że „Staniewicz chwyta za serce słowiańską, szlachetną urodą i rasą”. Oto jak opisywano popisy Zbigniewa przed obiektywem Seweryna Steinwurzela:
Smuga światła rzeźbi jak z marmuru jego cudny profil. Chwila – i zwraca się ku nam całą twarzą. Teraz znów – tak każe rola, zadana przez reżysera Lejtesa – twarz Staniewicza rozjaśnia się uśmiechem. Błyszczą białe zęby, śmieją się oczy. – Ma pieprzyk! – mówi ktoś z obserwatorów. To prawda. Ma pieprzyk. Ten jego uśmiech oczaruje każdą kobietę. Ale nie tylko uśmiech. Staniewicz rusza się również doskonale i swobodnie – pomimo zrozumiałej tremy.
Ostatecznie konkurs na nową gwiazdę filmową wygrał Adam Brodzisz, który w kolejnych latach stał się jednym z czołowych polskich amantów. Zbigniew Staniewicz zajął drugie miejsce, lecz i jemu udało się zaistnieć na wielkim ekranie. 2 października 1929 roku miał swoją premierę film Henryka Szary Mocny człowiek, w którym Zbyszek zagrał epizodyczną rolę. Prawdziwą karierę aktorską zaczął dopiero rok później, kiedy trafił na plan filmu Ostatnia eskapada w reżyserii Wacława Serafinowicza. Młody aktor wcielał się w główną rolę wachmistrza Stanisława. Część zdjęć plenerowych kręcono w Czarnogórze i na Saharze, więc praca na planie nie należała do najłatwiejszych.
Pracowaliśmy w niesłychanie ciężkich warunkach zarówno terenowych, jak i klimatycznych. W Czarnogórzu robiliśmy zdjęcia w najdzikszych kotlinach, pięliśmy się po stromych ścianach, nieraz tak gładkich, że prawie żadnego nie dawały oparcia dla rąk i nóg i to wszystko wśród szalonego upału. Niemałą plagę stanowiły żmije, z którymi prowadziliśmy zaciętą walkę…
– opowiadali w listopadzie 1930 roku na łamach „Kina” aktorzy Ostatniej eskapady. Film, chociaż został nakręcony w latach 1930–1931, miał swoją premierę dopiero 14 marca 1933 roku.
Zbigniew Staniewicz - amant inny niż wszyscy
W 1931 roku Zbigniew Staniewicz trafił na plan Dzikich pól Józefa Lejtesa, który zresztą już po konkursie „Wieczoru Warszawskiego” obiecał mu, że obsadzi go w swoim kolejnym filmie.
Gram porucznika, Polaka, który wraz z dziesięciu towarzyszami niedoli ucieka z sowieckiego obozu koncentracyjnego. Zatrzymujemy się w małym dworku, który się zwie „Miłojec”. Tu w nasze życie wchodzi kobieta – piękna Basia…
– opowiadał o roli Zbiga w Dzikich polach w rozmowie z dziennikarzem „Kina” w marcu 1932 roku. W postać jego ukochanej Basi wcieliła się debiutująca aktorka Danuta Arciszewska. Dzikie pola były kolejnym filmem Staniewicza rozgrywającym się w malowniczych plenerach, zdjęcia kręcono bowiem na Polesiu.
Co prawda deszcz leje jak z cebra i powinien właściwie budzić odruchy pesymizmu, ale barometr idzie w górę i zespół zachowuje pogodę ducha. Urządziło się bowiem bractwo tak dowcipne i tyle wniosło humoru z miejsca do codziennego życia, że humor ten można by chyba porównać tylko z życiem legionowym.
– pisał dla „Kina” jeden z grających w filmie aktorów, być może nawet sam Staniewicz (relację podpisano M., lecz opatrzono jego fotografią).
Film Dzikie pola pojawił się w kinach 18 marca 1932 roku, lecz nie spotkał się z dobrymi opiniami ze strony recenzentów, przede wszystkim ze względu na „nieudolny montaż i kompromitującą ścieżkę dźwiękową”, utrudniającą zrozumienie wypowiadanych przez aktorów kwestii. Sam Staniewicz był jednak bardzo zadowolony z pracy na planie.
Mogę oświadczyć dziś po kilku miesiącach pracy na Polesiu i w atelier, że miałem do czynienia z wybitnym reżyserem. Rola ta przylega w zupełności do mojego charakteru. Z prawdziwym zadowoleniem wczuwałem się w swoją postać.
– opowiadał na łamach „Kina” w styczniu 1932 roku. W wywiadzie opowiedział również o kulisach swojej pracy:
Nie wyobrażałem sobie, że praca aktora filmowego może być tak przyjemna i pełna uroku. Pomimo złych warunków atmosferycznych (więcej deszczu niż słońca) wszyscy czuliśmy się świetnie. Wraz z kilku kolegami mieszkałem w kurnej chacie, zwanej przez nas „Splendid Palace”. Najważniejszym sprzętem był olbrzymi piec, który służył jednocześnie za lokum Morfeusza. Codzienna pobudka budziła nas na ranne zajęcia, na które jechaliśmy łodziami. To było życie! Z dala od gwaru i hałasu, kabaretów i dancingów, spokojne i ciche!
Dziennikarze i dziennikarki magazynów filmowych zachwycali się zjawiskową urodą i atletyczną sylwetką Staniewicza, a przy tym jego niezwykłą odwagą i męstwem. Oto jaki opis wyglądu aktora zamieściło „Kino” w styczniu 1932 roku: „Twarz wyciosana klasycznie, jasne błyszczące oczy, piękna czupryna, atletyczna budowa. Cała postać zdradza rasowego sportowca”. Zwracano też uwagę na jego „olśniewające białe zęby” i podkreślano, że „jest „w życiu” jeszcze piękniejszy niż na ekranie”. W wywiadzie z marca 1932 roku zdradził, że ma 184 centymetry wzrostu, waży 75 kilogramów i uprawia wszystkie możliwe sporty. Rok później „Kino” precyzowało, że do jego ulubionych sportów należą tenis, pływanie i jazda konna. Spośród zwierząt Zbyszek najbardziej lubił psy i konie, a z kwiatów goździki. Lubił też polować, a w trakcie prac nad filmem Dzikie pola „każdą wolną chwilę spędzał z psem na moczarach”. Ulubionym pisarzem Staniewicza był amerykański filozof Prentice Mulford, autor Przeciw śmierci. Za swój filmowy autorytet uznawał amerykańskiego aktora Miltona Sillsa, znanego między innymi z nominowanego do Oscara filmu The Barker, zaś z aktorek najbardziej podobały mu się Lillian Harvey i Norma Talmadge. W maju 1933 roku pisano na łamach „Kina”, że Staniewicz „jest zabobonny i wierzy w trzynastkę”. 4 czerwca 1933 roku karykaturzysta „Kina” i grafolog z zamiłowania Sławomir Szpakowski tak charakteryzował artystę na podstawie jego charakteru pisma:
Nastrojowy, łatwo popada w depresję, pracowity, naturalny. Dość uczuciowy, ale skryty. Zupełny brak fantazji. Ma dobre serce. Jest pesymistą i brak mu siły, aby swe zamierzenia doprowadzić do końca. Dużo uroku w swej prostocie.
Polecamy e-book Michała Przeperskiego „Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Między teatrem a kinem
Znakomite warunki fizyczne Zbyszka sprawiły, że 14 stycznia 1933 roku otrzymał on tytuł króla mody na Balu Mody w Hotelu Europejskim w Warszawie.
Pan Staniewicz zyskał ten tytuł arbitra elegantiarum dzięki pięknie skrojonemu frakowi. A należy zaznaczyć, że frak jego wykonał najwytworniejszy magazyn ubiorów męskich Piotr Borkowski i Syn, ul. Żórawia 17.
– relacjonował dziennikarz „Światowida”. W prasie zaczęto go wówczas nazywać „polskim Garym Cooperem”, a wielbicielki regularnie wypytywały dziennikarzy, kiedy znów zobaczą swojego ulubieńca na ekranach kin. Sukces Staniewicza na Balu Mody zbiegł się zresztą w czasie z jego debiutem na deskach teatru. Leopold Brodziński zaangażował go bowiem do warszawskiego Teatru 8.30. 27 stycznia 1933 roku odbyła się premiera sztuki Kobieta, która wie, czego chce w reżyserii Witolda Zdzitowieckiego, w której Zbigniew wystąpił u boku popularnej aktorki Heleny Makowskiej.
Tremę miałem srogą, ale reż. Zdzitowiecki umiał wytworzyć atmosferę, w której zapał do pracy uciszył lęk. A partnerować Helenie Makowskiej – to prawdziwa rozkosz.
– chwalił się amant w rozmowie z „Kinem” w marcu 1933 roku. 19 lutego 1933 roku Henryk Liński pisał na łamach „Kina” o grających w operetce Zbigniewie Staniewiczu i Jerzym Marrze, że „obaj wywiązali się ze swojego zadania wybornie i ściągają co wieczór do teatru przy ul. Mokotowskiej liczne tłumy swych wielbicielek”. Za otrzymane za występ w Teatrze 8.30 pieniądze Zbyszek kupił sobie swój pierwszy motocykl. Ze względu na rozpoczęcie zdjęć plenerowych do filmu Przybłęda musiał jednak po kilku tygodniach zrezygnować z roli i zastąpił go Harry Cort.
Artysta wielokrotnie podkreślał w wywiadach, że męczy go życie w stolicy i bywanie na salonach. „Nie cierpi miast i źle się w nich czuje; lubi przestrzeń, łąki, lasy, rzeki: przyrodę” – opisywała go w maju 1933 roku dziennikarka „Kina” o pseudonimie „Bella”. Z wielką radością przyjął więc rolę Jura w filmie Jana Nowiny-Przybylskiego Przybłęda, którego akcja toczyła się na huculskiej wsi. W rolę zakochanej w nim Maryjki wcieliła się Ina Benita, która rok wcześniej zadebiutowała na wielkim ekranie w filmie Puszcza. „Wiadomości Filmowe” tak opisywały Staniewicza przy okazji promocji Przybłędy: „Przyznać należy, że Zbigniew Staniewicz może wywołać mocniejsze bicie serduszka nie tylko „przybłędy”… W tym stroju huculskim jest on zaprawdę czarujący. Młodość, męskość i piękno – to atuty Zbigniewa Staniewicza. Rasowa sylwetka nieczęsto wśród polskich aktorów spotykana”. Przybłęda pojawiła się na ekranach kin 16 listopada 1933 roku. Staniewicz stworzył z Iną jedną z najpiękniejszych przedwojennych par filmowych, a sam film spotkał się z wieloma pozytywnymi opiniami ze strony krytyków. „Wiadomości Filmowe” stwierdziły w recenzji, że „Zbigniew Staniewicz, jak zawsze był przystojny, może zbyt powściągliwy w swej roli włóczęgi i mimowolnego mordercy”. Najwięcej uwagi poświęcił mu natomiast dziennik „ABC”:
Zbigniew Staniewicz dał wiele z siebie. Zagrał z dużym uczuciem swoją bardzo trudną rolę. Potrafił wżyć się w rolę Hucuła i dał nam postać pełną szlachetnego wyrazu oraz prawdziwą. Nie był to malowany amant lub bohater z nieprawdziwego zdarzenia, jakich oglądamy tak często na ekranie.
Znacznie mniejszym sukcesem okazał się kolejny film z udziałem Staniewicza, czyli Zamarłe echo w reżyserii Adama Krzeptowskiego, który miał swoją premierę 15 lutego 1934 roku. Aktor zagrał u boku młodziutkiej debiutantki Dziny Oleńskiej, która – jak pisało „Kino” – „nie była wcale speszona amantem p. Staniewiczem, który grał grzecznie, z licznymi uśmiechami”. Młody aktor wcielił się w postać turysty Zbigniewa Relińskiego, spacerującego po Tatrach w towarzystwie granej przez Oleńską Hanki Liptowskiej. Chociaż Staniewicz znów miał okazję pracować w pięknych plenerach, krytyka nie pozostawiła na filmie suchej nitki. Swoje niezadowolenie wyraził nawet zazwyczaj dość łagodny redaktor naczelny „Kina” Leon Brun:
Zamarłe echo mogło być świetnym reportażem tatrzańskim z bardzo prostą osnową: dwoje młodych turystów (Staniewicz i Oleńska) podczas wspinania się na Zamarłą Turnię, zaskoczeni burzą, spędzają noc na skarpie ponad przepaścią. Nazajutrz ratuje ich pogotowie i sprowadza do schroniska, gdzie wre wesoła zabawa. Gdybyż na tem poprzestano! Ale nie! Ktoś wypocił „scenariusz”, wzorowany na romansidłach prasy brukowej; sensu tam niewiele, ale za to dużo zbrodni; gwałt, usiłowanie zabójstwa, dwa trupy…
Pochwalił natomiast sceny rozgrywające się na tle malowniczych Tatr, dzięki którym „widz zapomina o tych okropnościach i zachwyca się szczerze pięknymi widokami, grozą gór, szaloną odwagą turystów, brawurowymi scenami nad przepaścią”. Kolejny raz Zbigniew Staniewicz wystąpił w zjawiskowym wizualnie, lecz słabym technicznie i scenariuszowo filmie, co z pewnością było dla niego dużym zawodem.
Marzenie o Brazylii
Ostatnim filmem z udziałem Zbigniewa Staniewicza była Hanka w reżyserii Jerzego Tesławskiego, który z miernym skutkiem próbował swoich sił na różnych polach działalności filmowej. Akcja Hanki rozgrywała się na Wołyniu, a aktor wcielił się w rolę kłusownika Zbycha zakochanego w tytułowej Hance Berezie, którą zagrała Ina Benita. Ponownie stworzyli piękny duet, chociaż sam film spotkał się właściwie z samymi negatywnymi recenzjami. Redaktor naczelny „Kina” stwierdził, że choć scenariusz był na ogół znośny, „nie do zniesienia jest niski poziom realizacji i gry, przypominającej teatr amatorów”. W recenzji wymienił tylko dwa nazwiska jako godne uwagi – Inę Benitę i Zbigniewa Staniewicza. Jego rolę skwitował jednak słowami: „malowniczy jak zawsze, niewiele ma do powiedzenia”. Była to i tak najłagodniejsza recenzja filmu, który na łamach „Pionu” nazywano „podfilmem”, a w „Naszym Przeglądzie” przyrównano do „przedstawienia amatorskiego w szopie strażackiej”.
W wywiadach dziennikarze bardzo często pytali Zbigniewa Staniewicza o jego życie osobiste. Pod koniec 1932 roku artysta rozwiódł się ze swoją żoną Melanią, a po kilku miesiącach związał się z aktorką Jagą Borytą (Jadwigą Nowakowską), z którą występował w filmie Przybłęda. „Nie kocham się [w nikim] i nie ożenię się, byłem zresztą przez pięć lat żonaty i nieprędko zrobię to po raz drugi, chyba że…” – mówił w maju 1933 roku w rozmowie z „Bellą”, sugerując, że w jego życiu pojawiła się nowa kobieta. Kiedy w kwietniu 1934 roku udzielał wywiadu Leonowi Brunowi, był już bardziej konkretny:
Przede wszystkim żenię się. Z kim. Z Jagą Borytą, moją partnerką z Przybłędy. Później wybieramy się razem do Norwegii, na fiordy, gdzie mamy grać w nowym filmie reż. Krzeptowskiego; podobno prócz nas wyjadą jeszcze Cybulski i Sielański… Następnie chcę występować w teatrze i w chwili obecnej studiuję poważnie grę sceniczną.
Staniewicz planował również wyjazd z narzeczoną do Kurytyby, aby zobaczyć z bliska życie brazylijskiej Polonii. Od dłuższego czasu wspominał o tym zresztą w wywiadach prasowych, lecz wcześniej chciał wieść w Brazylii życie samotnika. W kwietniu 1933 roku mówił w rozmowie z dziennikarką „Kina” Theą Weinberg:
Nie przesłyszała się pani – będę kwakrem. Na wiosnę, o, niedługo już wiosna. Pojadę do południowej Ameryki, kupię parcelę w lesie i będę karczował puszczę, będę żyć sam i tak, jak mi się będzie podobało. (…) Nie wierzę, by ta moja kariera stała się karierą. Zbyt wiele przeszedłem w życiu, zbyt wiele przecierpiałem, by chcieć się jeszcze łudzić. Wolę pojechać tam i żyć właśnie tak, jak marzę. Zapomnieć o Europie, żyć blisko natury, w sposób prosty i pewno piękny. Wszystko, co robię teraz, to tylko po to, by być bliżej celu.
Z wywiadu wynikało więc, że Staniewicz traktował aktorstwo jedynie jako przygodę, umożliwiającą mu zarobienie pieniędzy na upragniony wyjazd do Brazylii. Niestety tragiczna przedwczesna śmierć nie pozwoliła mu na zrealizowanie życiowego celu.
Tajemnicza śmierć
6 maja 1934 roku Zbigniew Staniewicz wyszedł rankiem z mieszkania przy ulicy Marszałkowskiej 9, które wynajmował u urzędniczki Marii Jadwigi Zawadzkiej i nie wrócił na noc. Jak się później okazało, udał się do mieszkania swojego ojca Zygmunta przy Alejach Niepodległości na Mokotowie. Tam doszło do tragicznego zdarzenia, którego okoliczności do dziś budzą kontrowersje. W każdym razie następnego dnia rano Jaga Boryta udała się do mieszkania Zawadzkiej i powiedziała jej, że aktor uległ wypadkowi. Ranny Zbigniew trafił do szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie, gdzie oględziny lekarskie stwierdziły „ranę postrzałową piersi od kuli rewolwerowej, która przeszła na wylot, przebijając lewe płuco”. Aktor był przytomny, więc został przesłuchany przez policję. Oświadczył wówczas, że oglądając rewolwer służbowy spowodował przez nieostrożność wystrzał. W kwietniu 1934 roku aktor zatrudnił się bowiem jako technik przy budowie warszawskiego węzła kolejowego i posiadał broń z racji wykonywanego zawodu.
Wobec takiego oświadczenia złożonego protokolarnie i zeznań personelu szpitalnego, któremu ranny przedstawiał całe zajście nie jako samobójstwo, a jako wypadek – dochodzenie policyjne umorzono
– pisano między innymi na łamach „Głosu Porannego”. Chociaż aktor zaczynał dochodzić do siebie i wiele wskazywało na to, że wyzdrowieje, wywiązało się zastoinowe zapalenie płuc. 14 maja 1934 roku o godzinie czwartej nad ranem artysta zmarł w warszawskim szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie w wieku zaledwie 28 lat.
Polecamy e-book Agaty Łysakowskiej – „Damy wielkiego ekranu: Gwiazdy Hollywood od Audrey Hepburn do Elizabeth Taylor”:
Po śmierci Staniewicza policja ponownie zajęła się sprawą domniemanego wypadku z bronią. Okazało się, że aktor napisał pożegnalny list do ojca, a zatem przyczyną zgonu było jednak samobójstwo. Tematem żywo interesowała się również przedwojenna prasa. Zaczęto mówić o tym, że aktor targnął się na życie z powodu „przewrażliwienia nerwowego na tle niepowodzeń artystycznych i ciężkiej sytuacji materialnej”. Rozprzestrzeniano plotkę, jakoby padł ofiarą porachunków osobistych, a nawet tak zwanego „pojedynku amerykańskiego” – makabrycznego zakładu, w którym ten, kto wyciągnie czarną kulkę, ma popełnić samobójstwo. W wywiadzie z 1986 roku Maria Malicka, która zatrudniała ojca Staniewicza jako dyrektora artystycznego swojego teatru, wspominała, że Zbigniew „zastrzelił się z powodów rodzinnych”.
Wyjaśnienie zagadki śmierci aktora można odnaleźć w artykule „Polski Zbrojnej” z 17 maja 1934 roku:
Dochodzenie policyjne w sprawie tajemniczej śmierci artysty filmowego Zbigniewa Staniewicza ustaliło, że Staniewicz, dowiedziawszy się od lekarzy, iż jest chory na gruźlicę płuc, sam odebrał sobie życie. Wobec tego władze umorzyły śledztwo, cofając jednocześnie nakaz przeprowadzenia sekcji zwłok samobójcy.
Jeszcze kilka dni przed śmiercią Staniewicz rozmawiał ze swoim przyszłym szwagrem Zbigniewem Sawanem o planowanym ślubie z Jagą Borytą i chwalił się swoją nową pracą, zatem musiał zdecydować się na dramatyczny krok zaraz po usłyszeniu druzgocącej diagnozy. Nie chciał być ciężarem dla swojej ukochanej Jagusi, z którą planował przecież wspaniałą i pełną przygód przyszłość.
Pogrzeb tragicznie zmarłego artysty odbył się 18 maja 1934 roku na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie. Oprócz rodziny i przedstawicieli środowiska artystycznego wzięło w nim udział wielu wielbicieli aktora, przede wszystkim zaś tłumy młodych dziewcząt pragnących pożegnać swojego ulubieńca. „Ilustrowany Kurier Codzienny” pisał o uroczystościach pogrzebowych:
Wyróżniał się wieniec cały z białych kwiatów z szarfą z napisem „Zbyszkowi – Jagusia”. Ponadto widziało się wiele osób z publiczności, a w tym wiele dzieci, dorastających dziewcząt, które składały na trumnie po kilka kwiatów, jak i skromne wiązaneczki fiołków, konwalii, kilka róż. (…) Za karawanem postępowała najbliższa rodzina: staruszkowie rodzice, dwie siostry, stryjostwo oraz żona zmarłego. Spośród kolegów filmowych śp. Zbigniewa Staniewicza widzieliśmy: Jagę Borytę, Marię Bogdę, Inę Benitę, Adama Brodzisza, Zbyszka Sawana, Lecha Owrona i innych. W orszaku pogrzebowym wzięła również udział znana artystka dramatyczna p. Maria Malicka. Stawił się w komplecie cały zespół aktorski, który brał udział w nakręcaniu filmu Dzikie pola z reżyserem Lejtesem na czele. Przybył również reżyser Jan Nowina-Przybylski, który zrealizował ze Staniewiczem w głównej roli film Przybłęda. Widzieliśmy również kilku krytyków filmowych.
Dziennik wspomniał też o tragicznym zbiegu okoliczności towarzyszącym śmierci aktora. Otóż dwa dni po śmierci Staniewicza jeden z reżyserów, nieświadomy zaistniałej sytuacji, zgłosił się z zapytaniem o adres artysty, pragnąc obsadzić go w głównej roli w swoim najnowszym filmie. Podobno Zbyszek miał zagrać jedną z ważniejszych postaci w Przeorze Kordeckim – obrońcy Częstochowy Edwarda Puchalskiego.
Zapomniany gwiazdor
Po śmierci lubianego aktora na łamach prasy pojawił się szereg wspomnień na jego temat.
Ś.p. Staniewicz był skryty i nie zwierzał się wobec bliskich ze swoich przeżyć. Słynął jako człowiek niezwykłej siły woli: znany był z tego, że nie pił alkoholu i nie wypalił ani jednego papierosa. Ta rzadko spotykana wstrzemięźliwość w kołach aktorskich ściągała na niego nieraz żarty ze strony kolegów.
– opisywał go „ABC”. Redakcja „Kina” pisała z kolei 27 maja 1934 roku w pożegnalnym tekście na jego temat:
Żałujemy go szczerze. Ś.p. Staniewicz bywał częstym i mile widzianym gościem w naszej redakcji. Lubiliśmy jego smukłą, rasową junacką sylwetkę, sympatyczny uśmiech, miłe obejście.
Wspominano też, jak jesienią 1933 roku po ukończeniu prac nad Przybłędą przyjechał pod redakcję „Kina” z ukochaną Jagą Borytą „bezpośrednio z Podkarpacia, przebywszy autem 600 bez mała kilometrów”, dodając, że „oboje byli pełni werwy, opaleni słońcem huculskim”. Osobne wspomnienie o aktorze opublikował 15 lipca 1934 roku dziennikarz Jerzy R. G.:
Wpadł z radością i śmiechem do redakcji, wołając coś od progu. Był wysoki, jasny, jak piękna gąbka, w którą wsiąkło dużo słońca. Miał na sobie płócienną wiatrówkę, a na dole czekał na niego motocykl, którym przyjechał. (…) Staniewicz nie usiadł nawet. Wpadł na chwilę i przyniósł jakąś fotografię, fotografię, którą potem ludzie będą oglądali i wypłynie do nich słońce tych źrenic, młodych, radosnych i zadumanych.
Mimo wielu opublikowanych po śmierci Zbigniewa Staniewicza artykułów i wspomnień poświęconych jego osobie, aktor w niedługim czasie popadł w zapomnienie. Jego nazwisko wróciło na chwilę na łamy prasy za sprawą jego byłej żony Melanii, która 8 maja 1937 roku została postrzelona przez swojego drugiego męża, technika budowlanego Bazylego Prozorowa. Prozorow był o żonę chorobliwie zazdrosny, w szczególności zaś o relację łączącą ją niegdyś z filmowym amantem.
Zbigniew Staniewicz popełnił samobójstwo. Gdy p. Prozorowa chciała iść na pogrzeb, mąż kategorycznie się temu przeciwstawił. Na tym tle wynikła ostra kłótnia, posiadająca zasadniczy charakter. Małżonek podarł na żonie suknię żałobną i doprowadził ją do takiego wzburzenia, że opuściła dom i zamieszkała przez pewien czas u swoich rodziców
– pisał 15 grudnia 1937 roku dziennik „Dzień Dobry”. Prozorowowi z trudem udało się namówić małżonkę do powrotu i pojednania. Czara goryczy przelała się jednak, kiedy Melania oznajmiła mu, że chce go opuścić i zamieszkać w Grodzisku Mazowieckim, gdzie objęła stanowisko instruktorki w Obozie Związku Strzeleckigo. Dowiedziawszy się o jej planach, Bazyli strzelił do żony dwukrotnie z rewolweru: jedna kula raniła Melanię w głowę, a druga zaplątała jej się we włosy. Sąd Okręgowy skazał Prozorowa na sześć lat więzienia, lecz wyrokiem Sądu Apelacyjnego z 15 grudnia 1937 roku złagodzono karę do dwóch lat.
Kiedy 4 sierpnia 1954 roku w wieku 84 lat zmarła matka Zbyszka, Maria Staniewiczowa, rodzina zdecydowała się symbolicznie umieścić jej nazwisko na grobie syna, chociaż została ona pochowana na innym cmentarzu. Obecnie grób Zbigniewa Staniewicza na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie (kw. 47G, rząd 1, grób 7) jest zniszczony i zaniedbany, a tylko nieliczne grono wielbicieli starego kina kojarzy jeszcze nazwisko popularnego na początku lat 30. amanta.
Bibliografia:
Opracowania:
- Słownik biograficzny teatru polskiego 1765–1965, t. 2, pod red. Zbigniewa Raszewskiego, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1973.
- Gacek Piotr, Ina Benita. Za wcześnie na śmierć, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2018.
- Maśnicki Jerzy, Stepan Kamil, Pleograf. Słownik biograficzny filmu polskiego 1896–1939, Staromiejska Oficyna Wydawnicza, Kraków 1996.
- Patek Artur, Staniewicz (Gozdawa-Staniewicz) Zbigniew (1906–1934), aktor filmowy, [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. 41, Towarzystwo Naukowe Societas Vistulana, Kraków 2002.
Artykuły:
- 8 kandydatów na bohatera filmu, „Wieczór Warszawski” 1929, nr 76.
- Ameryka żąda nowych twarzy, Europa również, „Kino” 1931, nr 51.
- Kronika żałobna. Pogrzeb śp. Zb. Staniewicza, „Ilustrowany Kurier Codzienny” 1934, nr 137.
- Mąż za strzały do żony skazany na dwa lata więzienia, „Dzień Dobry” 1937, nr 347.
- Moda i elegancja w stolicy, „Światowid” 1933, nr 5.
- Nasze okładki: II. Zbigniew Staniewicz, „Kino” 1932, nr 13.
- Nasze okładki: II. Zbigniew Staniewicz, „Kino” 1933, nr 13.
- „Przybłęda”. Nowa rewelacja polskiej produkcji, „Wiadomości Filmowe” 1933, nr 8.
- Głosy prasy o „Przybłędzie”, „Wiadomości Filmowe” 1933, nr 16.
- Samobójczy zgon znanego artysty filmowego, „Dzień Dobry” 1934, nr 134.
- Samobójstwo czy pojedynek amerykański?, „Słowo Polesia” 1934, nr 52.
- Staniewicz, Brodisz (sic!), Piotrowski w świetle jupiterów Kaden-Studio, „Wieczór Warszawski” 1929, nr 76.
- Strzały do żony na schodach kliniki stomatologicznej, „Dobry Wieczór” 1937, nr 127.
- Ś.p. Zbigniew Staniewicz, „Kino” 1934, nr 21.
- Ś.p. Zbigniew Staniewicz, „Mały Przegląd” 1934, nr 20.
- Ś.p. Zbigniew Staniewicz, „Wiadomości Filmowe” 1934, nr 11.
- Tragiczna śmierć artysty, „ABC” 1934, nr 133.
- Zagadkowa śmierć artysty, „Głos Poranny” 1934, nr 133.
- Z Balu Mody w Hotelu Europejskim, „Świat” 1933, nr 3.
- Z sądów. Przywłaszczenie 77.790 zł, „Kurier Warszawski” 1926, nr 170.
- Z. Staniewicz popełnił samobójstwo, „Polska Zbrojna” 1934, nr 133.
- Zbigniew Staniewicz z „Dzikich pól”, „Kino” 1932, nr 3.
- Bella, Zbigniew Staniewicz, piękny samotnik, „Kino” 1933, nr 22.
- Brun Leon [L. B.], „Hanka”, „Kino” 1934, nr 18.
- Brun Leon [L. B.], Nasze okładki: II. Zbigniew Staniewicz, „Kino” 1934, nr 17.
- Brun Leon, Trzy nowe filmy polskie Parada Rezerwistów–Zamarłe Echo–Pieśniarz Warszawy, „Kino” 1934, nr 10.
- J. M., Wśród żmij, rekinów i pożogi słońca, „Kino” 1930, nr 38.
- Jaga, Gwiazdy filmowe na Balu Mody, „Kino” 1933, nr 5.
- Jerzy R. G., Wspomnienie o Zbigniewie Staniewiczu, „Kino” 1934, nr 28.
- Krzyżanowski M., „Zamarłe echo”, „Kino” 1934, nr 6.
- Liński Henryk [H. L.], Gwiazdy filmowe na scenie, „Kino” 1933, nr 8.
- M. [Staniewicz Zbigniew?], Jak się nakręca „Dzikie pola”, „Kino” 1931, nr 43.
- Nowak Maciej, Po tylu latach wszystko wraca. Rozmowa z Marią Malicką (2), „Teatr” 1986, nr 3.
- S. J., Przybłęda, „Wiadomości Filmowe” 1933, nr 16.
- [Szpakowski Sławomir], Zgadujemy charaktery gwiazd filmowych, „Kino” 1933, nr 23.
- T. Mic., „Przybłęda” w kinie Casino, „ABC” 1933, nr 335.
- Weinberg Thea [Thea Incognito], Czym chcielibyście być?, „Kino” 1933, nr 15.
- Zast., Na świetlnej scenie. „Dzikie pola…”, „5-ta Rano” 1932, nr 84.
Dokumenty:
- Metryka zgonu Zbigniewa Staniewicza, Księga zgonów parafii św. Barbary w Warszawie, nr 686/1934.
redakcja: Mateusz Balcerkiewicz