Zatopienie „City of Benares”
Kretschmer, niemal całkowicie opróżniwszy wyrzutnie torpedowe, postanowił posprzątać resztki pozostałe po bitwie z konwojem HX.72. Uszkodzonych statków nie zaliczano do osiągnięć dowódcy; jedynie te, które zatonęły. U-99 zawrócił więc do Invershannona i Kretschmer wystrzelił serię pocisków z pokładowego karabinu maszynowego, licząc na przebicie kadłuba. Gdy nadzieje okazały się płonne, kapitan wysłał porucznika Klausa Bargstena w pontonie załadowanym materiałami wybuchowymi. Ten jednak wywrócił się niemal natychmiast i trzeba było ściągnąć go z powrotem na pokład.
Kretschmer nienawidził dobijać ofiar kolejną torpedą. Chełpił się swoim motto „jedna torpeda, jeden okręt”. Zbliżał się jednak świt, a wraz z nim ryzyko wykrycia przez aliantów z powietrza. Podwodniacy bardziej bali się samolotów niż niszczycieli, ponieważ sprawny pilot był w stanie zaatakować U-Boota, zanim ten zdołał zanurzyć się na głębokość około osiemdziesięciu metrów, aby uniknąć ładunków głębinowych.
Z ponurą miną Kretschmer wystrzelił w kierunku statku torpedę. Zbiornikowiec, wydając potężny jęk, pękł na połowy. Dziób i rufa powędrowały do góry, nieomal do pionu, a stykające się maszty utworzyły olbrzymią, jakby gotycką bramę. Gęste kolumny dymu buchnęły w niebo i wrak w majestatycznej ciszy pogrążył się w wodzie.
Odpływając, Kretschmer zwrócił uwagę na samotną tratwę ratunkową. Stojący na niej mężczyzna ubrany był w samą bieliznę. Opierał się o wiosło, które ustawił jak maszt. Przywiązana doń biała koszula łopotała na wietrze. Kapitan wspominał później, że żałosna absurdalność tej sceny przywiodła mu na myśl rysunek z „Puncha”. Podpalił jeszcze drewniany pokład Elmbanka pociskami fosforowymi, po czym zrównał się z tratwą. Kretschmer, który przez krótki czas studiował na Uniwersytecie Exeter, powitał rozbitka po angielsku, a gdy ten skwapliwie przeszedł na pokład U-Boota, zaprosił go, aby się osuszył, i polecił, by przyniesiono mu coś do picia.
Niemiec nie po raz pierwszy udzielił pomocy wrogowi. Wcześniej tego lata zbliżył się do szalupy ratunkowej wypełnionej marynarzami z kanadyjskiego parowca Magog. Gdy jeden z matów wyszedł na kiosk, wymachując pistoletem maszynowym, Kretschmer zrugał go i odesłał pod pokład, nakazując nie pokazywać się więcej. Następnie przekazał rozbitkom butelkę brandy oraz koce i pokierował ich w stronę irlandzkiego wybrzeża.
Nie był jedynym dowódcą U-Boota pomagającym nieprzyjaciołom, choć podczas wypoczynku we francuskich portach marynarze często gorąco spierali się o właściwy sposób postępowania. Wielu młodszych uważało za niedorzeczność, iż strzela się do ludzi, póki stoją na pokładzie własnego statku, a okazuje się im litość, gdy tego pokładu zabraknie. Starsi natomiast trzymali się dawnej marynarskiej zasady, zgodnie z którą pierwszą powinnością żeglarza jest otoczenie opieką rozbitków.
Werner Hess, który służył na U-530, utrzymywał, że Dönitz rozkazał wszystkim załogom nieść pomoc ocalonym. W pierwszym tygodniu wojny U-48, którego ofiarą padł później City of Benares, zatopił brytyjski frachtowiec Firby. Załoga U-Boota wyłowiła jego kapitana. Mężczyzna, hamując łzy, wyznał Niemcom, że wbrew radzie żony zabrał na rejs własnego syna.
– Weźcie go ze sobą – błagał, wypychając chłopca.
Kapitan okrętu, Schultze, sam miał dwoje dzieci, bliźniaków, a swoją załogę otaczał niemal ojcowską opieką. Otwartym tekstem nadał radiodepeszę skierowaną do samego Churchilla:
„Do pana Churchilla. Zatopiłem brytyjski parowiec Firby, pozycja 59°40N/13°50W. Proszę, ocalcie załogę. Niemiecki okręt podwodny”. Cała załoga frachtowca, w tym także dziecko, została uratowana. Podobna życzliwość, coraz rzadsza w miarę przebiegu wojny, nie była do końca bezinteresowna. „Zawsze istniała możliwość, że któregoś dnia to nasz okręt zostanie zatopiony” – zanotował Hess.
Tamtej nocy samotnym człowiekiem z tratwy zaopiekował się operator hydrofonu na U-99. Rozbitek nie pamiętał własnego nazwiska ani nazwy statku, przypomniał sobie natomiast, że przewoził on rudę żelaza. W rzeczywistości obaj mężczyźni – Niemiec Josef Kassel i Anglik Joseph Byrne – byli imiennikami. Napojony brandy Byrne siedział owinięty w koce, mamrocząc do siebie. Kassel podejrzewał u niego wstrząśnienie mózgu. Po godzinie takiego majaczenia Anglik ocknął się i poprosił o coś do jedzenia. Kassel podał mu puszkę ananasów zrabowaną z brytyjskich magazynów w Dunkierce; z rozkazu Hitlera konserwy rozdysponowano wśród załóg U-Bootów.
Pałaszując ananasy, Byrne przysłuchiwał się prowadzonej po angielsku rozmowie Kretschmera z innym członkiem załogi. Był to dowódca włoskiego okrętu podwodnego, który towarzyszył Kretschmerowi podczas rejsu, aby zapoznać się z niemiecką sztuką dowodzenia. Niemiec nie mówił po włosku, a Włoch po niemiecku, porozumiewali się więc w języku angielskim. Kiedy Kassel przyniósł Byrne’owi kawę, zdumiony usłyszał od niego:
– Dzięki, kolego. Przeklęty U-Boot storpedował nasz statek, ale ta cholerna nazistowska świnia mnie nie dorwała.
Cierpiący na łagodne wstrząśnienie mózgu, zbity z tropu rozmową oficerów i puszką ananasów Byrne przypuszczał, że został uratowany przez brytyjski okręt podwodny. Zamiast wyprowadzać jeńca z błędu, Niemiec zabandażował mu głowę, planując przekazać go na inną szalupę z rozbitkami, którą Kretschmer wypatrzył na horyzoncie. Byrne zaprotestował i powiedział, że na okręcie podwodnym jest mu całkiem wygodnie.
Zirytowany Kassel kazał mu się przyjrzeć swastyce widniejącej na czapce kapitana, kiedy następnym razem znajdzie się w kiosku.
– Jesteśmy niemieckim okrętem – powiedział wreszcie, starannie akcentując każde słowo.
Anglik roześmiał się tylko. U-99 zbliżył się do szalupy i Byrne wdrapał się po drabince. Dopiero gdy stanął naprzeciw Kretschmera i ujrzał insygnia na jego czapce, pojął swój błąd i słowa protestu uwięzły mu w gardle.
– Życzę panu zdrowia – odezwał się Kretschmer, wyciągając rękę.
Milczący i blady Byrne potrząsnął nią i przeskoczył do szalupy pełnej rozbitków z Invershannona.
Niemiecki dowódca rozdał bułki i wodę mężczyznom, których statek kilka godzin wcześniej osobiście zatopił. Następnie wskazał angielskiemu bosmanowi kurs na Irlandię. Zanim łódź odepchnięto, bosman sięgnął do schowka i rzucił Kretschmerowi w podziękowaniu karton z dwustoma papierosami.
Bitwa o konwój HX.72 się zakończyła. Niemcy odnieśli przygniatające zwycięstwo. W ciągu trzech dni stado U-Bootów zatopiło jedenaście statków i uszkodziło trzy kolejne, pozbawiając Wielką Brytanię dziesiątków tysięcy ton cennego zaopatrzenia. Zwycięstwo dowiodło słuszności założeń Dönitza, który od ponad dwóch lat prosił przełożonych o zasoby niezbędne do wcielenia koncepcji wilczych stad w życie. Bitwa dowiodła również przydatności stosowanej przez Kretschmera taktyki atakowania z wnętrza konwoju. Dziesięć spośród jedenastu alianckich statków zatopili właśnie Kretschmer i Schepke, pionierzy tej metody.
Dzień później, w drodze do Francji, załoga U-99 nastawiła radioodbiornik na niemiecką rozgłośnię. Z wielkim wzburzeniem słuchali słów berlińskiego prezentera, który przypisywał zasługę za zatopienie Elmbanka i Invershannona Kapitänleutnantowi Bleichrodtowi, również powracającemu obecnie do Lorient. W pracy, w której skuteczność oceniano za pomocą zimnych, niepodważalnych wielkości zatopionego tonażu, błąd w przypisaniu zasług wpływał nie tylko na ego, lecz także pozycję człowieka. Mimo to Milczący Otto, zgodnie ze swoim przydomkiem, nie zdecydował się wystosować sprostowania do dowództwa. Zapewnił podkomendnych, że wyjaśni nieporozumienie po powrocie do portu. 25 września 1940 roku, gdy Colin powrócił do rodziny, napastnik Bleichrodt i Kretschmer wpływali do portu w Lorient. Marynarze U-48 i U-99 stali na górnych pokładach swoich okrętów – brodaci, bladzi, o zapadniętych oczach spozierających spod przekrzywionych czapek, odziani w poplamione solą mundury. Na uniesionych peryskopach obu okrętów powiewało po siedem białych chorągiewek oznaczających zatopione statki; każda z nich była ciosem wymierzonym w brytyjskie dostawy żywności, a w przypadku City of Benares także w rodziny.
Ten tekst jest fragmentem książki Simona Parkina „Ptaki i wilki. Tajna gra, która odwróciła losy II wojny światowej”
Siedemdziesięcioro siedmioro spośród dziewięćdziesięciorga dzieci płynących na City of Benares nie wróciło do domów. Czy w swoich ostatnich chwilach zastanawiały się, dlaczego muszą umierać? Czy ktokolwiek z nas mógł wówczas lub może dzisiaj udzielić odpowiedzi na to pytanie? Wojny dorosłych są zrozumiałe chyba tylko ze stratosferycznego punktu widzenia. Tam, gdzie groteskowy szczegół jej ludzkiego oblicza – zbombardowane żłobki, histeryczne telefony matek, szalupy wypełnione bosymi zwłokami – staje się niewidoczny, wojna może być postrzegana jako konflikt idei. Z bliska jednak jest bezsensowna. Dla cywilów życie staje się serią nakładających się na siebie skandali i paroksyzmów gniewu, a każdy z nich jest reakcją na jakąś nową, przypadkową tragedię. Mimo to śmierć tak wielu dzieci wywołała powszechne oburzenie. Zatonięcie City of Benares należy do tej rzadkiej kategorii katastrof, które są w stanie zmienić nie tylko nastroje społeczne, ale i postawę całego narodu.
Przed zatopieniem City of Benares U-Booty nie były w Wielkiej Brytanii całkiem nieznane. Wręcz przeciwnie, wielu ludzi miało okazję jeden z nich zwiedzić. Dwadzieścia lat wcześniej, 2 grudnia 1918 roku, przejęty okręt podwodny Deutschland zaholowano w górę Tamizy i zacumowano, dosyć prowokacyjnie, w pobliżu Tower Bridge. Weterani wojenni i przypadkowi turyści mogli za jednego szylinga myszkować po wnętrzu okrętu stanowiącego na wpół trofeum, na wpół obiekt chorobliwej wręcz fascynacji. Przysadzisty, baryłkowaty Deutschland rozpoczął służbę jako statek handlowy. Natychmiast wyróżnił się jako pierwszy niemiecki okręt podwodny, który pokonał Atlantyk. Podczas swojej dziewiczej podróży w 1916 roku przewiózł warty półtora miliona dolarów ładunek kamieni szlachetnych, cennych barwników i leków z Europy do Baltimore (przy protestach spanikowanych Brytyjczyków, którzy błagali Amerykanów, aby nie uznawali U-Bootów za statki handlowe, ponieważ okręty podwodne trudno zatrzymać w poszukiwaniu nielegalnej broni).
W lutym następnego roku Deutschland przebudowano na okręt wojenny, wyposażając go w sześć rufowych wyrzutni torpedowych i dwa działa morskie zapożyczone z pancernika. Skierowano go do służby wojennej, podczas której zatopił czterdzieści dwa statki alianckie. Po zawieszeniu broni poddano go Brytyjczykom. Deutschland znalazł się w grupie około stu U-Bootów, które po zakończeniu pierwszej wojny światowej odholowano do Anglii i zezłomowano, odzyskując metal i niezawodne niemieckie silniki dieslowskie, wykorzystane potem w fabrykach.
Nawet w czasie pokoju Deutschland sprawiał mniejsze lub większe problemy. Podczas podróży w górę Tamizy zderzył się z przepływającym parowcem. (Był to już drugi taki wypadek tego okrętu – jeszcze przed wojną, wypływając z portu New London, Deutschland staranował holownik. Zginęła cała pięcioosobowa załoga). Po pobycie w Londynie wycofany ze służby okręt eksponowano w brytyjskich portach Great Yarmouth, Southend, Londynu, Ramsgate, Brighton i Douglas na wyspie Man, dodatkowo popularyzując jego sylwetkę w świadomości narodu. We wrześniu 1921 roku zaholowano go ostatecznie do Birkenhead tuż obok Liverpoolu i zezłomowano. Podczas rozbiórki w eksplozji zginęło pięciu młodych czeladników, lecz była to już ostatnia krzywda wyrządzona przez okręt, którego krótkie istnienie wypełniła nieokiełznana żądza niszczenia.
Również w późniejszych czasach brytyjscy cywile zdali sobie sprawę z zagrożenia ze strony U-Bootów, albowiem to właśnie U-Boot przeprowadził pierwszy atak w pierwszym dniu wojny. Kilka godzin po tym, jak o jedenastej 3 września 1939 roku Wielka Brytania wypowiedziała Niemcom wojnę, porucznik Fritz-Julius Lemp, dowódca U-30, zauważył na północny zachód od Irlandii pasażerski transatlantyk s/s Athenia płynący z Glasgow do Kanady. Lemp zatopił liniowiec. Czyn ten, wskutek którego śmierć poniosło stu siedemnastu pasażerów i członków załogi, był pogwałceniem konwencji haskiej, zakazującej atakowania nieuzbrojonych jednostek pasażerskich, i sprawił, że już u progu wojny społeczeństwo brytyjskie zrozumiało, jak śmiertelnym zagrożeniem są U-Booty czyhające na szlakach handlowych.
W pierwszych miesiącach wojny Winston Churchill, wówczas pierwszy lord Admiralicji, usiłował rozwiać te obawy. (Później napisał słynne słowa, że terror U-Bootów był „jedyną rzeczą, jaka naprawdę wzbudzała moje przerażenie”). W przemówieniu wygłoszonym w Mansion House 20 stycznia 1940 roku, gdy siły brytyjskie zatopiły dziewięć spośród pięćdziesięciu siedmiu niemieckich okrętów podwodnych, Churchill ogłosił zniszczenie „połowy U-Bootów, z którymi Niemcy przystępowały do wojny”.
Churchill niecnie wyolbrzymił liczbę, dodając do dziewięciu faktycznie zatopionych jednostek szesnaście kolejnych U-Bootów, które zdaniem Admiralicji być może zniszczono. Do tego dołożył jeszcze dziesięć okrętów wyssanych z palca, uzyskując liczbę przekraczającą połowę stanu niemieckiej floty podwodnej wedle szacunków brytyjskiego wywiadu. Zgodnie ze słowami autora tajnego raportu dotyczącego rozgłosu towarzyszącego bitwie na Atlantyku, sporządzonego natychmiast po zakończeniu wojny, takie wyolbrzymienie przewag i umniejszanie strat, przypadkowe czy też zaplanowane, wywarło „krzepiący wpływ na brytyjską opinię publiczną”. Prawdopodobnie, gdyby w tamtym okresie ujawniony został pełny żałosny zakres działań aliantów w bitwie o Atlantyk, mogłoby to wywrzeć ożywczy wpływ na koordynację wysiłków na rzecz znalezienia pilnego rozwiązania. Autor raportu, wiceadmirał Godfrey, doszedł jednak do wniosku, że Wielka Brytania „nigdy w całości nie ujawniła postępów wojny na morzu”. Niczemu nie dało się już jednak publicznie zaprzeczyć, kiedy gruchnęła wieść o City of Benares. Dyskutowano na ten temat w gazetach i pubach. Geoffrey Shakespeare, kierownik programu ewakuacji, który rozmawiał z Colinem na nabrzeżu, podczas przemówienia w Izbie Gmin wspomniał o poczuciu „przerażenia i oburzenia” wywołanego tym, że dowolny „kapitan niemieckiego okrętu podwodnego może storpedować statek ponad sześćset mil od wybrzeża, na wzburzonym morzu”. Czyn ten, zaznaczył, „wstrząśnie światem”.
Gniew Shakespeare’a odbił się zwielokrotnionym echem w nagłówkach wszystkich gazet. „Naziści torpedują statek miłosierdzia, zabijają dzieci” – głosił na pierwszej stronie „Daily Sketch”. A w „Daily Mail”, który zaledwie przed paru laty udzielił faszyzmowi swojego gorliwego poparcia, ukazał się artykuł redakcyjny zachęcający czytelników do szczegółowego zapoznania się z każdym „potwornym” aspektem historii, aby „wrył się w nasze umysły na dowód charakteru, który przysięgliśmy pokonać”. Redaktorzy „Timesa”, wciąż nic niewiedzący o Holokauście, posunęli się wręcz do sformułowania, że żaden akt okrucieństwa nazistów „nie położy się dłuższym cieniem w historii niż zatopienie City of Benares ”.
Podczas gdy Kapitänleutnant Bleichrodt wypoczywał w hotelu w Lorient, propaganda brytyjska zaczęła przedstawiać dowódców U-Bootów jako fanatycznych nazistów dowodzących załogami złożonymi z bezlitosnych morderców. W przyszłości reputacja ta często okazywała się zasłużona. W ciągu pięciu miesięcy od czerwca do października 1940 roku, a więc w okresie, gdy rozegrała się tragedia City of Benares, U-Booty zatopiły dwieście siedemdziesiąt cztery statki handlowe, tracąc zaledwie dwa własne okręty. Do końca roku niemiecka flota podwodna miała już na koncie ponad tysiąc dwieście zatopionych statków, więcej niż pozostałe siły marynarki wojennej i Luftwaffe razem wzięte. W okresie pokoju budowa takiej liczby jednostek zajęłaby około pięciu lat.
W liczbach tych odbijała się jeśli nie cała historia „bitwy o Atlantyk” – jak z charakterystyczną dla niego celnością nazwał ów front Churchill – to w każdym razie jej najistotniejszy punkt: Brytyjczycy zmierzali ku katastrofie.