Zapobieganie nawiązywaniu kontaktów seksualnych Niemców i Polaków w polityce III Rzeszy
Jednym z najistotniejszych elementów zniemczania terenów wschodnich było stworzenie reżimu realizującego politykę podziału ludności na niemiecką i nieniemiecką. Abstrahując od ludności żydowskiej, która od lata 1940 r. nie mogła się swobodnie przemieszczać, ofiarami posunięć dyskryminacyjnych byli przede wszystkim polscy mieszkańcy terenów wschodnich. Kontakty pomiędzy Polakami i Niemcami były dopuszczalne jedynie w ramach relacji służbowych.
W sposób szczególny zakazane było obcowanie płciowe. Rasistowska ideologia zakazywała mieszania niemieckiej krwi z zakwalifikowaną jako podrzędna krwią „narodowo obcą”. Niemiecki urzędnik utrzymujący intymny związek z Polką musiał się liczyć z postępowaniem służbowym. Zgodnie ze stanowczym życzeniem Führera kończyło się ono zwolnieniem urzędnika wraz z utratą praw emerytalnych. Niebezpieczeństwo pociągnięcia do odpowiedzialności za intymny związek z Polką było jednakże niewielkie, choć takie związki były zapewne powszechne już z tej racji, że urzędnicy często przyjeżdżali na tereny wschodnie bez żon. Nieznane są przypadki, by sędziowie lub prokuratorzy zostali zwolnieni z pracy za utrzymywanie kontaktów seksualnych z Polkami.
Folksdojcze i Niemcy z Rzeszy za seksualne kontakty z Polakami ryzykowali zesłaniem przez Gestapo do obozu koncentracyjnego. Groziło to zarówno mężczyznom, jak i kobietom. W stosunku do terenów wschodnich wcielonych do Rzeszy odpowiednie zarządzenie miało jednakże charakter raczej teoretyczny. Istniejący przekaz poświadcza, że do stosownych posunięć tajnej policji państwowej doszło jedynie w rejencji ciechanowskiej. Nie można jednak z pewnością twierdzić, że dotknięte tym osoby objęte zostały „aresztem ochronnym”.
Dla niektórych przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości na terenach wschodnich pozostawienie tych spraw jedynie w rękach policji było rozwiązaniem niezadowalającym. Szczególnie prezydent Wyższego Sądu Krajowego w Poznaniu naciskał, by przekazać je w gestię wymiaru sprawiedliwości. Ustawodawstwo nie dawało jednak podstaw do rozpatrywania kwestii kontaktów seksualnych przez sądy. Rozwiązania Froböß upatrywał w analogicznym zastosowaniu ustawy o ochronie krwi niemieckiej i niemieckiej czci (Blutschutzgesetz) z 1935 r., na podstawie której pozamałżeńskie kontakty seksualne niemieckich mężczyzn z Żydówkami były zagrożone więzieniem lub ciężkim więzieniem karnym. Ustawa ta nie przewidywała jednak karania kobiet, toteż prezydent Wyższego Sądu Krajowego w Katowicach Johannes Block uznał analogiczne jej zastosowanie za niedostateczne i proponował stworzenie odrębnych przepisów karnych.
Kroki represyjne wobec ludności polskiej podejmowało przede wszystkim Gestapo. Od września 1940 r. mogło ono umieszczać polskie kobiety z Kraju Warty w domach publicznych. Polskich mężczyzn oczekiwała natomiast egzekucja z rąk Gestapo bądź deportacja do obozu koncentracyjnego. Inaczej niż w wypadku polskich robotników przymusowych w Starej Rzeszy, nie ma żadnych materiałów potwierdzających przeprowadzanie takich egzekucji na terenach wschodnich wcielonych do Rzeszy. Jedyną górnośląską jednostką zajmującą się karaniem wykroczeń seksualnych był od lata 1942 r. sąd doraźny Gestapo w Katowicach. Jeżeli niemiecka kobieta zaszła z Polakiem w ciążę, wówczas ojciec dziecka był poddawany badaniu rasowemu. W wypadku pozytywnego wyniku był on przymusowo zniemczany.
Rozporządzenie o prawie karnym dla Polaków stworzyło w grudniu 1941 r. możliwość, by oprócz policji w mechanizm karania włączyły się także sądy. Sądy specjalne rozpatrywały jednakże tylko nieliczne przypadki kontaktów seksualnych, co zapewne wiąże się z tym, że sprawy te przejmowała tajna policja państwowa. Zarządzenie poznańskiego Gestapo z 18 października 1941 r. zabraniało przekazywania ich sądownictwu. Przypadki rozpatrywania spraw kontaktów seksualnych przez sądy wynikały w późniejszym czasie jedynie z samowoli niektórych funkcjonariuszy policji, którzy przekazywali osoby podejrzane do prokuratury. Znanych jest dwanaście takich przypadków z Łodzi, dotyczyły one po połowie: polskich mężczyzn i polskich kobiet. Podobne sprawy rozpatrywał też Sąd Specjalny w Ciechanowie. Nie da się stwierdzić, czy przy wymierzaniu kar realizowano jakąś jednolitą linię. Oscylowały one między kilkoma miesiącami pozbawienia wolności aż po karę śmierci, kobiety traktowano łagodniej niż mężczyzn. Istniały też sprzeczne stanowiska co do tego, czy Polki w ogóle powinny być karane. Toteż Ministerstwo Sprawiedliwości Rzeszy w kwietniu 1942 r. przeprowadziło sondaż wśród prezydentów wyższych sądów krajowych i prokuratorów generalnych terenów wschodnich. Jego wynik nie był jednoznaczny. Respondenci z Królewca oraz prezydent Wyższego Sądu Krajowego w Gdańsku Wohler wypowiedzieli się przeciw karaniu polskich kobiet. Natomiast Block z Katowic oraz poznański prokurator generalny Drendel byli zdania, że absolutnie konieczne jest karanie polskich kobiet przez sądy.
Rozwiązywanie małżeństw polsko-niemieckich
Z punktu widzenia narodowosocjalistycznych polityków rasowych małżeństwa między partnerami niemieckimi i polskimi stanowiły problem, podobnie jak niemiecko-żydowskie małżeństwa mieszane, gdyż w rozumieniu nazistowskim istota małżeństwa polegała na płodzeniu dzieci „nieskazitelnych rasowo”. Toteż gdy w 1938 r. w życie weszła nowa ustawa o małżeństwie, wprowadzono zasadę, że podstawą do rozwiązania tego związku może być błąd co do przynależności rasowej. Niemieccy partnerzy będący w związku małżeńskim z Żydami bądź Żydówkami na podstawie tego przepisu mogli się ubiegać w sądzie o unieważnienie związku, jeżeli podczas jego zawierania mylili się co do „okoliczności dotyczących drugiego małżonka, o których wiedza w przeciwnym wypadku powstrzymałaby ich od zawarcia tego związku”. Jako że trudno było jednak założyć, że podczas zawierania małżeństwa niemiecki partner nie miał świadomości przynależności zaślubionej osoby do żydowskiej gminy wyznaniowej, Sąd Najwyższy Rzeszy orzekł, że podstawą unieważnienia małżeństwa mogą być również nieprzewidziane konsekwencje różnej „przynależności rasowej”. Anulowane zostało przez to zawarte w ustawie o małżeństwie ograniczenie: przewidywała ona termin jednego roku, jaki mógł upłynąć między rozpoznaniem własnego błędu i złożeniem wniosku o unieważnienie małżeństwa.
Organy prowadzące Niemiecką Listę Narodowościową stosowały różne naciski, aby wpisane na nią kobiety zakwalifikowane jako folksdojcze składały wnioski o unieważnienie małżeństwa z Polakami niespełniającymi kryteriów do przyjęcia ich na folkslistę. Grożono im gorszym zaszeregowaniem na folksliście lub odmową przyjęcia na tę listę, co miało dalekosiężne skutki: osobom niewpisanym na folkslistę groził nie tylko gorszy status społeczny, lecz także dyskryminacja pod kątem praw pracowniczych, utrata całego majątku i wypędzenie do GG względnie deportacja do pracy przymusowej w Starej Rzeszy.
Wyższy Sąd Krajowy w Poznaniu rozpatrywał pozytywnie wnioski kobiet o unieważnienie małżeństwa. Za początek terminu do składania tych wniosków uznano dzień otrzymania powiadomienia od organu prowadzącego Niemiecką Listę Narodowościową. W wypadku pewnej niemieckiej wnioskodawczyni, której polski mąż uzyskał negatywny wynik kontroli rasowej, wskutek czego nie mógł być wpisany na folkslistę, wyższy sąd krajowy zdecydował 19 czerwca 1942 r. o zwolnieniu jej z kosztów procedury rozwodowej, antycypując tym niejako unieważnienie jej małżeństwa. W uzasadnieniu sąd podał, że kobieta dopiero po otrzymaniu zawiadomienia organu prowadzącego Niemiecką Listę Narodowościową dowiedziała się, iż jej mąż został zaklasyfikowany jako Polak. W grudniu 1941 r. organ ten przesłał jej bowiem pismo z informacją, że z powodu małżeństwa z Polakiem grozi jej wykluczenie z drugiej grupy folkslisty. Poznański sąd uznał, że jej wniosek wpłynął w dopuszczalnym terminie, gdyż dopiero po otrzymaniu wyżej wymienionego pisma kobieta uzmysłowiła sobie, jakie następstwa może jej przynieść małżeństwo z Polakiem. „Wnioskodawczyni, mając niski stopień wykształcenia, nie umiejąc się nawet podpisać, z pewnością nie mogła przewidzieć, jakie będą skutki stwierdzenia przynależności jej męża do narodowości polskiej”. Podobny wyrok Wyższy Sąd Krajowy w Poznaniu wydał 14 października 1942 r. Kobieta, której on dotyczył, również motywowała swój wniosek obawą przed gorszym zaszeregowaniem na Niemieckiej Liście Narodowościowej. Sędziowie unieważnili jej małżeństwo.
Ten tekst jest fragmentem książki Maximiliana Beckera „Sądownictwo niemieckie i jego rola w polityce okupacyjnej na ziemiach polskich wcielonych do Rzeszy 1939–1945”:
Jednak nie wszystkie sądy na terenach wschodnich tak postępowały. W wymienionych tu dwóch wypadkach Sąd Krajowy w Łodzi odmówił unieważnienia małżeństwa, wskutek czego sprawy zostały przekazane do rozpatrzenia przez Wyższy Sąd Krajowy w Poznaniu. Wniosek kobiety mającej status folksdojcza w sierpniu 1940 r. odrzucił również Sąd Krajowy w Bydgoszczy (okręg Wyższego Sądu Krajowego w Gdańsku). Kompetentna instancja (poprzednik powstałego dopiero w marcu 1941 r. urzędu prowadzącego Niemiecką Listę Narodowościową) poinformowała ją, że legitymację folksdojcza otrzyma dopiero wtedy, gdy przeprowadzi rozwód ze swoim polskim mężem. Aby umotywować swój wniosek o unieważnienie małżeństwa, kobieta podała, że jej mąż demonstrował postawę antyniemiecką i wypowiadał się pogardliwie o Rzeszy. Twierdziła, że „cechy charakteru Polaków” uzmysłowiła sobie dopiero po krwawej niedzieli oraz po wojnie polsko-niemieckiej i stąd dopiero teraz pojmuje swój błąd co do osobistych „okoliczności” dotyczących jej męża. Sędziowie odrzucili jednakże jej wniosek, gdyż kobieta jeszcze w październiku 1939 r. napisała do znajdującego się w niemieckiej niewoli małżonka „utrzymany w serdecznym tonie” list. Zarzucono jej ponadto, że jako osoba wykształcona już przed wojną musiała mieć jasność co do polskiego charakteru narodowego.
Werdykt sądu w Bydgoszczy wywołał protest sztabu Zastępcy Führera. W piśmie skierowanym do ministra sprawiedliwości zamieszczono żądanie, aby wnioski folksdojczów o rozwiązanie małżeństwa traktować „z jak największą wielkodusznością”. Do osiągnięcia pożądanych celów „polityki ludnościowej” było niewskazane oddzielne badanie okoliczności każdego wniosku. Autorzy pisma podkreślali, „że każda kropla niemieckiej krwi musi zostać bezwzględnie uratowana dla niemieckości”. W celu uzyskania opinii o tym, czy polsko-niemieckie małżeństwo powinno być zachowane, sądy miały się zwracać do kreisleiterów NSDAP, w których gestii leżało orzeczenie, czy polski małżonek stanowi właściwy materiał dla „pożądanego przyrostu ludności”. Od ministra żądano, aby powyższe punkty zawarł w okólniku skierowanym do sądów. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy stosowny okólnik faktycznie ujrzał światło dzienne. W żadnych przepisach ani też dokumentach nie znajdujemy ponadto potwierdzenia tego, by sądy otrzymały zalecenie uproszczonego rozwiązywania mieszanych małżeństw bez oddzielnego wgłębiania się w każdy przypadek.
Organ prowadzący Niemiecką Listę Narodowościową nie wywierał natomiast większych nacisków na mężczyzn żonatych z Polkami. Fakt, że kierował swoje pogróżki jedynie do niemieckich kobiet, odpowiadał motywowanemu rasowo wyobrażeniu o kobiecie jako nosicielce „niemieckiej krwi”, co znalazło swoje odbicie już w ustawach norymberskich. Ślady tego odnajduje się także w orzecznictwie. Rokowania niemieckich mężczyzn na unieważnienie ich małżeństw mieszanych były mniejsze. Wbrew żądaniu sztabu Zastępcy Führera senat cywilny Wyższego Sądu Krajowego w Poznaniu w trakcie rozpatrywania wniosku niemieckiego mężczyzny o unieważnienie małżeństwa stwierdził, że „w każdym pojedynczym przypadku należy sprawdzić, jakie konkretne skutki przyniosło przebywanie w małżeństwie z małżonkiem narodowości polskiej”. Sąd odrzucił wniosek, gdyż mężczyzna także po uświadomieniu sobie wrogiej wobec Niemców postawy swojej żony nadal próbował ratować małżeństwo. Nie ma potwierdzenia, aby to i dalsze tego typu orzeczenia Wyższego Sądu Krajowego w Poznaniu trafiły na sprzeciw ze strony partii lub SS. W ramach sterowania wymiarem sprawiedliwości rozesłano je w każdym razie do wszystkich sądów krajowych Kraju Warty.
Narodowosocjalistyczna ustawa o małżeństwie wprowadzała z jednej strony zasadę rozkładu pożycia małżeńskiego, mającą we właśnie opisanym przypadku umożliwić rozwiązanie małżeństwa, a z drugiej strony zachowywała tradycyjną zasadę winy, pozwalającą na przeprowadzanie rozwodów w wypadku poważnych przewinień, takich jak niewierność małżeńska. W jednej z rozpatrywanych spraw kobieta ze statusem folksdojcza wniosła o rozwód z wyłącznej winy jej męża, również folksdojcza, który przez lata wymagał od niej „perwersyjnego obcowania płciowego”. W ramach powództwa wzajemnego mężczyzna żądał rozwodu z winy swojej żony, gdyż ta nawiązała pozamałżeńskie stosunki z Rosjaninem. 5 listopada 1940 r. Sąd Krajowy w Łodzi rozwiązał to małżeństwo, przypisując winę obydwu stronom, jako przeważającą uznał jednakże winę małżonki. Obie strony od wołały się od wyroku. Nowymi argumentami żony było to, że jej mąż uczęszczał na polskie msze święte, należał do polskich stowarzyszeń, a ich wspólne dzieci wychował w polskości. Mężczyzna ripostował, że żona sabotowała jego przyjęcie do Niemieckiej Listy Narodowościowej i że podane przez nią informacje sprawiły, iż został zakwalifikowany jedynie do grupy czwartej. W uzasadnieniu wyroku poznańscy sędziowie odnoszą się obszernie do obopólnych zarzutów, dochodząc jednak do wniosku, że małżonka w niczym nie uchybiła obowiązkowi udzielania informacji urzędowi. Pośrednio sędziowie uznali tym samym za dowiedziony „przyjazny stosunek do Polaków” ze strony mężczyzny, lecz okoliczność ta nie odegrała w procedurze rozwodowej żadnej roli. Propolskość męża prowadziła co prawda do kontrowersji w kwestii wychowania dzieci, lecz nie było to dla żony czynnikiem podkopującym ich małżeństwo. Poznańscy sędziowie doszli do wniosku, że naruszenie obowiązków małżeńskich należy przypisać obydwu stronom: winą męża było żądanie anormalnego współżycia, winą żony: kontakty z Rosjaninem. Ponieważ jednak ostateczny rozkład pożycia małżeńskiego wynikł z niewłaściwego zachowania kobiety, to jej przypisano główną winę. W przeciwieństwie do tego, co twierdzi Diemut Majer, „przyjazny stosunek do Polaków” nie stanowił (przynajmniej w wypadku mężczyzn) automatycznej podstawy do rozwiązania małżeństwa. Otwarta pozostaje kwestia sędziowskiej oceny „przyjaznego stosunku do Polaków” ze strony kobiet. Panujący wówczas tradycyjny obraz roli kobiety każe zakładać, że taka okoliczność była uwzględniana przez sędziów w większym stopniu niż w przypadku mężczyzn.
Do często rozpatrywanych spraw należały małżeństwa pozorne przesiedlonych folksdojczów z nieniemieckimi partnerami. Przesiedlenie do Rzeszy uzyskać chcieli tą drogą przede wszystkim Ukraińcy, Łotysze, także Rosjanie, co uwalniało ich np. od niebezpieczeństw grożących ze strony stalinowskiej tajnej policji. Cudzoziemscy małżonkowie Niemców zasadniczo uzyskiwali prawo do przesiedlenia, lecz małżeństwa pozorne od lata 1941 r. na wniosek prokuratury zaczęto uznawać za niebyłe. Nie udało się stwierdzić, czy nieniemiecki małżonek był wówczas deportowany do Związku Radzieckiego czy też ponosił inne konsekwencje, np. zesłanie do obozu koncentracyjnego. Podstawą prawną dla wniosku prokuratora, który występował właściwie jedynie jako oskarżyciel w procesach karnych, była ustawa o współudziale prokuratora w cywilnych sprawach prawnych. Istniejące przekazy nie zawierają żadnych wniosków prokuratorskich o rozwiązanie polsko-niemieckich małżeństw mieszanych, choć polityka państwa wobec tych małżeństw stanowiła dla takich wniosków podatny grunt.