„Zaolzie. Polsko-czeski spór o Śląsk Cieszyński 1918 – 2008” (red. Grzegorz Gąsior) – recenzja i ocena
By ostatecznie przekonać ją do tego, potrzebny był decydujący wkład Grzegorza Gąsiora – doktoranta Uniwersytetu Warszawskiego, młodego historyka z zaolziańskiej Karwiny. Na marginesie warto przypomnieć, że w tym samym mieście urodził się bodaj największy zaolziański historyk, Józef Chlebowczyk (1924-1985), który wszedł do światowych antologii, dotyczących problematyki narodowościowej. Celem publikacji, będącej pierwszym książkowym podsumowaniem projektu „XX wiek na Zaolziu”, prowadzonego przez Ośrodek KARTA, jest przybliżenie enigmatycznego ciągle Zaolzia Polakom, jak również – nareszcie! – Czechom. To ostatnie założenie realizowane jest na razie z wielkim trudem, gdyż ze względu na miejsce wydania czeska wersja książki dostępna jest znacznie łatwiej w Polsce niż w Republice Czeskiej, gdzie można ją nabyć tylko w księgarni polskiej (!) w Czeskim Cieszynie lub też w Konsulacie Generalnym RP w Ostrawie.
Pasmo materiałów źródłowych
Ponad połowa pracy znana była już czytelnikowi kwartalnika Karta z jego wcześniejszych numerów (53/2007 i 55/2008). W najnowszej publikacji obraz konfliktu czesko-polskiego dotwarzają przede wszystkim wydarzenia roku 1938. Podobnie jak w przypadku „Stawiania granicy” (1918-1920), chodzi o chronologicznie ułożone pasmo materiałów źródłowych – w dużej mierze opublikowanych po raz pierwszy. Ich wybór jest pod każdym względem reprezentatywny, tak w odniesieniu do narodowości, kwestii społecznych czy geograficznych. W celu uniknięcia konieczności użycia pojęcia wartościującego, z góry zakładającego jakąś interpretację dziejów, sięgnięto tu po ostrożny, nie budzący emocji termin „Rektyfikacja”. Ze zrozumiałych względów w części tej szerzej reprezentowane są wspomnienia żyjących świadków historii, których uratowanie od niebytu, drogą licznych nagrań, należy do największych zasług Gąsiora. Niektóre cenne świadectwa ocalono dosłownie w ostatniej chwili, gdyż niektórzy ich autorzy nie dożyli momentu publikacji.
Bezstronna publikacja?
Niewątpliwą zaletą książki jest fakt, że nie jest ona podporządkowana żadnej tendencji ideowej. Zazwyczaj, gdy krytycznie ocenia się książki, poświęcone polsko-czeskim sporom o Zaolzie, zwraca się uwagę na stronniczość i nieobiektywność ujęcia. Polacy krytykują Czechów, Czesi Polaków. Tradycjonalistyczna interpretacja problemu Zaolzia charakteryzuje się przemilczaniem win własnego narodu. Kiedy niedawno czeski historyk Jiří Friedl, zapytany przez „Rzeczpospolitą” o miejsce roku 1938 w pamięci zbiorowej Czechów, odpowiedział „Myślę, że już dawno wam wybaczyliśmy”, podrażniony tym polski politolog Paweł Hut ripostował: „W świetle historycznych faktów Czesi w sprawie Zaolzia nie mieli i nie mają niczego do wybaczania Polakom. Wręcz winni są sami przeprosin (…)”. Podobnie funkcjonuje to w drugą stronę. Po lekturze omawianej książki chyba dla każdego stanie się wreszcie jasne, że powody do wybaczania znalazłyby obie strony. Należy docenić wyważone ujęcie Gąsiora, który nie waha się powiedzieć wprost: „Ciemną stroną polskich rządów na Zaolziu były bezwzględne represje wobec ludności czeskiej, stanowiące akt krótkowzrocznego odwetu (…)”, co wydatnie ilustrują przytoczone źródła, podobnie jak wcześniejszy ucisk ze strony czeskiej. Generalnie wydawca stara się nie wgłębiać w kwestię winy tej lub innej strony. Pozwala mówić samym źródłom. Na ich podstawie można chyba wysnuć uogólnienie, że represje strony czeskiej względem ludności polskiej były bardziej długofalowe, podczas gdy polskie względem Czechów skupiły się w jednym – niespełna rocznym – okresie, były za to bardziej zdecydowane. Na Zaolziu dobrze znany jest fakt, że okres rządów czeskich charakteryzował się brakiem swobody w posyłaniu dzieci do polskich szkół, natomiast prawie nigdy nie wspomina się o zamknięciu szkół czeskich po październiku 1938. Historycy polscy – w tym ci z Zaolzia – wybierają czasem drogę niedomówień, wspominając np. że w szeregu miejscowości nie otwarto czeskich szkół, bo nikt się do nich nie zapisał lub że zasadniczą przesłanką do wyjazdów nauczycieli w głąb republiki był brak uczniów czeskich. Zapominają przy tym dodać, że gdzieniegdzie zamykano szkoły czeskim uczniom i nauczycielom prosto przed nosem. Odwrotnie, historycy czescy, nieraz przymykają oko na przeszkody stawiane przez państwo czechosłowackie miejscowym Polakom w latach 20-tych i 30-tych. Niniejsza publikacja nie boi się pokazać obu stron medalu. Takie podejście nie jest niestety powszechne.
Ciekawie jest obserwować, jak różni się podejście polskich historyków, broniących zazwyczaj poczynań państwa polskiego, od reakcji społeczeństwa polskiego na hasło wywoławcze „Zaolzie”. Uczestnicy warszawskiej debaty na temat Zaolzia w październiku 2008 roku wspominali, jak mieszkańcy stolicy sypali sobie popiół na głowę, czy wręcz przepraszali za coś, co w ich mglistym odczuciu oznaczało fatalny współudział w rozbiorze demokratycznej Czechosłowacji ramię w ramię z Hitlerem. Czasem podobnie rozumie to także publicystyka polska. Jakże inaczej postrzegali „powrót na łono Ojczyzny po sześciuset latach niewoli” ówcześni Polacy z Zaolzia, o tym najlepiej świadczą entuzjastyczne relacje, zamieszczone w omawianej książce.
Czy jednak nie brakuje komentarza?
Zgodnie z metodą wydawniczą Karty, współczesnemu historykowi przyznano jedynie niewielką przestrzeń do komentarza. To czasem skutkuje negatywnie. Nie zajmuje on stanowiska odnośnie czeskiej interwencji zbrojnej z roku 1919 i nie opisuje jej przyczyn, nie wyjaśnia zagadnienia plebiscytu, o którym tak często mowa jest w źródłach. Gdy jest mowa o tym, że Czesi powoływali się po I wojnie światowej na prawo historyczne, brak wskazania głównego polskiego kontrargumentu, czyli prawa samostanowienia narodów. Brak też wyraźniejszego podkreślenia, że Polacy na Zaolziu są ludnością autochtoniczną. Autor pisze co prawda, że „kilkusetletnia przynależność do ziem korony czeskiej (…) nie zmieniła etnograficznego charakteru kraju”, lecz nie przypomina, jaki on właściwie był przed XX wiekiem. Podając dane narodowościowe z początku XX wieku, zauważa, że Polacy we Frydeckim (najbardziej zachodnia część Śląska Cieszyńskiego), to przede wszystkim przybysze z Galicji, nie równoważąc tego jednoznacznym wskazaniem, że na samym Zaolziu było inaczej. Tam ludność śląsko-polska siedziała z dziada pradziada. To, co dla autora było oczywistością, nie musi nią być dla czytelnika, a czasem nawet historyka. Zacytujmy np. słowa Lubomíra Kubíka z książki Těšínský konflikt: „Aż do drugiej połowy 19. wieku reprezentowane były tu dwie narodowości, czeska i niemiecka. Dopiero wraz z narastającą industrializacją i rozwijającym się wydobyciem węgla kamiennego w Cieszyńskiem zaczęli osiedlać się Polacy z sąsiednich obszarów Śląska i Galicji, zwabieni możliwością podjęcia pracy na kopalniach i w hutach”. Fakt imigracji galicyjskiej (od drugiej połowy XIX wieku) zwodzi czasem na manowce również historyków zachodnich. W fachowej publikacji spotkałem się np. ze stwierdzeniem: „Polska delegacja w Paryżu rościła sobie prawa do obszaru cieszyńskiego na podstawie zasady samostanowienia narodów, ponieważ wciągu XIX wieku przyprowadziła się tam znaczna liczba polskich górników”. Nieświadomość na temat autochtoniczności Polaków na Zaolziu zauważalna jest i w dzisiejszej Polsce, gdy np. studenci zaolziańscy utożsamiani są z Czechami albo odwrotnie, wypytywani są, kiedy przeprowadzili się do Republiki Czeskiej.
Miejmy nadzieję, że po lekturze omawianej książki kresy południowe zajmą w świadomości zbiorowej Polaków przynajmniej po części takie miejsce, jakie zajmują w niej kresy wschodnie. Powinna przyczynić się do tego ta atrakcyjnie skomponowana książka, którą warto polecić nie tylko fachowcom – ze względu na cenny materiał źródłowy – lecz przez wzgląd na nie lada dramaturgię także szerokim rzeszom czytelników.
Zobacz też
Zredagował: Kamil Janicki