Z innej beczki: Noc żywych trupów
Nieco przewrotnie można powiedzieć, że zmarli wyczuli niezły interes i wstali z grobów. Jeśli spojrzeć na świat kina, książki, komiksu czy gier komputerowych, trudno im się dziwić. Tym bardziej, że żywe trupy to już postacie kultowe. Nawet jeśli nasze wyobrażenia o nich są nieco rozmyte.
Zgodnie z przyjętą definicją, żywe trupy to ożywieńcy, umarlaki, nieumarli lub po prostu poruszające się ciała zmarłych ludzi (i nie tylko). Mogą zostać przywrócone do życia za sprawą przeróżnych czynników: od naturalnych, po chemiczne i biotechnologiczne, aż do czarów, kosmicznych technologii czy wpływu obcych. W kulturze popularnej bardzo często spotykamy zombie, chodzące szkielety, wampiry, ghule, mumie, licze, allipy, strzygi i całą gamę różnych nieumarłych stworów, łącznie z martwymi kosmitami.
Rzecz jasna większość z tych postaci ma swoje historyczne korzenie osadzone w tradycji i wierzeniach, gdzie ich opisy często odbiegają od kinowego wcielenia. Wiele z nich zatraca za sprawą kultury masowej swoje pierwotne charakterystyki. Doskonałym przykładem są tu wampiry czy zombie. Coraz częściej ich pojawianie się scenarzyści przypisują wszelkiej maści wirusom.
W niczym nie zmienia to faktu, że dziś trudno wyobrazić sobie świat grozy, horroru, a nawet komedii, bez żywych trupów. Często stają się tłem wielu ważnych wydarzeń, a nierzadko same w sobie stanowią wcielone zło. Są wysłannikami demonów, naukowymi pomyłkami i skutkami eksperymentów, które wydostały się spod kontroli. Bywają także bohaterami z poczuciem humoru, a nawet przedsiębiorczymi geniuszami walczącymi z podłym światem.
Inny świat
Tymczasem do końca lat 60. XX wieku horror był najczęściej dość schematycznym i poukładanym gatunkiem, w którym określona przyczyna znajdowała ściśle określony skutek, a całość opierała na typowej walce dobra ze złem, w której najczęściej wygrywało to pierwsze. Nie chcę przez to powiedzieć, że działo się tak w każdym przypadku. Był to jednak przyjęty kanon, z którego mało kto chciał się wówczas wyłamać. A przecież widzowie znali już wtedy filmy z żywymi trupami. Pojawiały się ekranizacje historii o Drakuli, Frankensteinie, Mumiach i innych.
Dwa lata przed pojawieniem się Nocy żywych trupów, powstał film zatytułowany Plaga żywych trupów w reżyserii Johna Gillinga. Postacie w nim ukazane wstawały z grobów za sprawą rytuałów voodoo. George Romero podszedł do tematu inaczej i zaproponował nową wersję zombie, tym razem niezwiązaną z haitańskim kultem. Do dziś kojarzymy je właśnie tak, jak zostały przedstawione w październiku 1968 roku.
Noc żywych trupów uchodzi za obraz przełomowy dla kina grozy, choć są opinie, że zmienił on kino w znacznie szerszym zakresie. Powszechnie uznawany jest za ikonę nowożytnego horroru, w którym widz ma okazję odnaleźć obok rozrywki nowe, krytyczne spojrzenie na społeczeństwo, politykę, naukę i samego człowieka.
Film ukazuje grupę ludzi starających się schronić w domu na odludziu przed pojawiającymi się znikąd chodzącymi trupami. Sceny przedstawione przez Romero odbiegały od dotychczasowej konwencji horroru. W filmie pojawia się wiele chaosu i niedomówień. Widz nie znajduje wyjaśnienia dla wszystkich wątpliwości związanych z grozą dotykającą bohaterów. Pojawiają się sugestie, że umarli zostali przywróceni do życia za sprawą promieniowania, którego źródłem był zestrzelony przez NASA satelita powracający z misji wokół planety Wenus. Film jest także niezwykle krwawy i dosadny jak na kino końca lat 60. Co więcej, głównym bohaterem jest czarnoskóry mężczyzna, co było w tym gatunku nowością i dość rzadkim przypadkiem na ekranach ówczesnych kin.
Po pokonaniu grupy nieumarłych główny bohater zostaje w końcu zastrzelony przez innego człowieka, który bierze go za żywego trupa. Bezsensowna śmierć, co oczywiste, przekreśla szansę na szczęśliwe zakończenie, potęgując u oglądającego wrażenie, że sytuacja coraz bardziej wymyka się spod kontroli. Pojawia się poczucie bezsilności wobec narastającego zagrożenia.
Film to nie wszystko
W dobie wszechobecnych filmów i seriali z wszelkiej maści umarlakami żywe trupy – pod dowolną postacią – nie stanowią już dla nas żadnej nowości. Co więcej, często utożsamiamy je z filmami niższej klasy. Wyjątkiem mogą być książki, gry i komiksy, które rządzą się innymi prawami.
Mimo to rocznica premiery Nocy żywych trupów sprzed kilku dni (minęła 1 października) to doskonała okazja do przyjrzenia się historii wstających z grobu zmarłych, widzianych z punktu widzenia różnych kultur i wierzeń. To także doskonały sposób na to, by spojrzeć na nie w zupełnie inny sposób. Mało kto pamięta dziś o słowiańskich wąpierzach i strzygach, niewielu szuka zombie w Afryce, podobnie jak ghuli na Bliskim Wschodzie czy w Indiach. Tymczasem historia uczy, że w przypadku ożywieńców ludzka wyobraźnia ma się wcale dobrze i chętnie przekracza granicę śmierci. W przyszłości temat ten będę jeszcze na „Histmagu” rozwijał.
Bibliografia
- John A. Russo, The Complete Night of the Living Dead book, Imagine, Inc., Pittsburgh 1985.
- Kevin Thomas, Review of „Night of the Living Dead”, „Los Angeles Times”, 10 stycznia 1969 [przedruk w: The A-List: The National Society of Film Critics’ 100 Essential Films, ed. Jay Carr, Da Capo Press, Cambridge, Mass. 2002, p. 199].
- Wade Davis, The Serpent and the Rainbow, Warner Books, New York 1994.
Redakcja: Roman Sidorski