Wyższy gatunek
Wideoteka. Przed wejściem wielki neon zapraszający do „Świata DVD”. W środku w każdym wolnym miejscu wisi plakat reklamujący najnowszy hit z USA. Pomieszczenie wypełnia labirynt półek zastawionych setkami opakowań płyt DVD i kaset VHS. Witamy w gatunkowym raju!
Zobaczmy, jak podzielono tu filmy. Na samym początku rzuca się w oczy duży napis „bajki”. Zaraz obok widać „fantastykę”, przed „obyczajowymi”. Po bokach rozciągają się półki z komedią i sensacją. Na samym końcu znajdziecie horrory. Jest też specjalny, zabezpieczony dział „filmy pornograficzne”. No i jedyny, którego szufladki gatunkowe nie obowiązują – „nowości”. Po co piszę o rzeczach oczywistych? Wystarczy zerknąć na jakąkolwiek półkę, by przekonać się, że te podziały są bezsensownie głupie i zależą tylko od widzimisię dystrybutora i szefa wideoteki. Bo jak wytłumaczycie to, że zaraz obok „Aguirre, gniew boży” Herzoga znajdziecie „Dyskretny urok burżuazji” Bunuela i „Love story” Hillera?
Nie o taki podział chodzi. On raczej prowadziłby do stwierdzenia o przenikalności gatunkowej i niemożliwości klasyfikacji jakiegokolwiek filmu. A przecież gatunki filmowe istnieją i mają się bardzo dobrze. Zmieniają się, ewoluują, prowadzą ze sobą dialog – polemizując, nawiązując, dekonstruując. Przyjrzyjmy się zatem gatunkom w stanie czystym.
— Żelazne gatunki opierają się na tym właśnie [proces projekcji/identyfikacji – przyp. Red.] typie odbioru. Wspólne im wszystkim i charakterystyczne dla „maszynerii gatunkowej” jest przestrzeganie wszystkich właściwości stylu zerowego. Każdy z gatunków ma zatem specyficzne, jemu tylko właściwe sposoby komunikowania się z emocjami odbiorcy – twierdzi Mirosław Przylipiak w swojej książce „Kino stylu zerowego”.
Co zatem łączy filmy jednego gatunku? Przede wszystkim mają bardzo podobną kompozycję. Mówi się, że zobaczyć jeden taki film, to jakby zobaczyć je wszystkie. To prawda, że schemat jest bardzo podobny. Dlatego fani określonego gatunku tak lubią kolejne podobne produkty.
Idealny przepis na melodramat: poznają się przypadkowo, flirtują. Już blisko do zauroczenia, zakochania, miłości. Potem pojawia się przeszkoda, która ich rozdziela i z którą muszą walczyć. Idąc do kina na horror, kryminał, komedię romantyczną doskonale wiemy, czego się spodziewać. Wybieramy film nie z powodu nazwiska reżysera. Kierujemy się tym, czy chcemy bać się, śmiać czy płakać. Czujemy się bezpieczni, bo nic nie jest w stanie nas zaskoczyć.
Gorszy gatunek?
Istnieją dwa spojrzenia na kwestię gatunku w znaczeniu filmowym. Pierwszy sposób myślenia, nazwijmy go całościowym, zakłada, że wszystkie filmy można posegregować. — Do każdego gatunku można wyodrębnić listę cech typowych o znamiennym stopniu reprezentatywności. Gatunkowość jest rodzajem jakości przysługującej w sposób konieczny samym filmom — Alicja Helman opisuje ten punkt widzenia w pracy opublikowanej w zeszytach naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Można też stworzyć opozycję – kino gatunków versus kino artystyczne. Od razu dochodzi to wartościowania. Z jednej strony mamy do czynienia z kinem osobnym, twórczym, kreatywnym, z drugiej z czymś odtwórczym. — A przecież sam podział na gatunki wydaje się całkowicie neutralny wobec wartości [dzieła – przyp. Red] — uważa Alicja Helman. — Gatunkowość jest zatem rodzajem specyficznej relacji zrodzonej w komunikacyjnym obiegu dzieła, relacji wiążącej intencje nadawania z horyzontem oczekiwań odbioru — dodaje.
Innymi słowy: idziemy do kina z wizją tego, co zobaczymy. Chcemy prerii, kowbojów, konfliktu szeryfa ze złoczyńcami – wybierzemy western. Wiemy, kto na końcu zginie. To trochę jak z [roller coasterem]. Lubimy niebezpieczeństwo, ale tylko takie, które jesteśmy w stanie kontrolować. Lubimy tylko te piosenki, które słyszeliśmy. A producenci to wykorzystują.
Doszliśmy więc do wniosku, że kino gatunków przetwarza znane wzorce, zmieniając tylko pewne elementy, by uzyskać efekt nowości. Powtarzalność jest słowem kluczem.
Purytański gatunek
Teraz zaczynamy jazdę bez trzymanki. Podstawy już mamy i przechodzimy do trudniejszych problemów. — Punktem wyjścia dla teorii amerykańskiego kina gatunków musi być stwierdzenie faktu, że przeciętny produkt hollywoodzki jest formą rozrywki. Przywołać pojęcie rozrywki to rzucić wyzwanie naszej purytańskiej tradycji, zgodnie z którą to, co nie jest pracą, nie ma wartości — Charles F. Altman zaczyna od takiego stwierdzenia w artykule „W stronę teorii gatunku”. Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu. Purytanizm to skrajne przejawianie surowych zasad moralnych i obyczajowych. W Stanach rozwinęła się purytańska etyka pracy, która spychała na margines wszelką rozrywkę. Wszystko, co dążyło do zwiększenia wydajności pracy, było uznawane za pożądane społecznie. Tańce i zabawa spotykały się z sankcjami. Były wypychane poza margines.
To stworzyło lukę. Jeśli społeczeństwo wyklucza istotne zachowania ze swojej struktury wartości, powracają one w innej formie. — Im bardziej podkreślamy frywolny charakter rozrywki, jej pustkę i brak wartości, tym bardziej wzrasta jej zdolność do wypełnienia luk stworzonych przez etykę pracy — twierdzi Charles F. Altman. Kultura amerykańska nie przypisuje rozrywce żadnej funkcji, co pozwala jej na przefiltrowywanie wielu emocji, uczuć, atawizmów, które są nieakceptowane. Poprzez nią uciekamy od ograniczeń narzuconych przez społeczeństwo.
Powoli dochodzimy do meritum. Jeszcze tylko zdanie o Freudzie, Huizingu i Cassirerze.. Stworzyli oni koncepcje mitu, zabawy i snów – wydawałoby się bezinteresownych i bezideowych zachowań, które jednak wpływają na równowagę jednostki i społeczeństwa. Spróbujmy teraz zobaczyć, jak blisko tych koncepcji jest kino gatunków.
Kultury i kontrkultury
— Rozrywka równie dobrze utwierdza, jak i kontestuje etykę pracy — to jedno z najważniejszych stwierdzeń Altmana. Weźmy filmy gangsterskie. Co pokazują? Życie mafii – grupy, która jest wyrzucona poza nawias społeczeństwa. W jaki sposób opowiadają o organizacjach przestępczych? W taki, że czujemy sympatię do całego środowiska. Co ciekawsze, historie opowiedziane w tych filmach zwykle nie różnią się niczym od każdej innej opowieści o sławie i bogactwie w państwie perspektyw, jakim są Stany Zjednoczone. Charles Altman: Kino gatunków należy zarazem do rejonu kultury i kontrkultury; równocześnie wyraża pragnienia i potrzeby nie dopuszczone przez dominującą ideologię, jak i odzwierciedla główne zasady tej ideologii. Każdy widz może przejść na „ciemną stronę mocy”, może utożsamić się z przestępcą. I dostaje na to pełne przyzwolenie! Bo przecież bohater filmu nigdy nie jest odpychający, raczej przyciąga uwagę, fascynuje.
Klasyczny film gangsterski rozgrywał się w latach trzydziestych XX wieku – czasach prohibicji, ograniczenia wolności obywateli. Gangster buntuje się przeciwko temu stanowi rzeczy. Widz, oglądając film, czuje, że nie jest opuszczony w swym sposobie myślenia. Po wyjściu z sali nie zacznie działać i kontestować, ale samo uczestnictwo w wyimaginowanym oporze mu wystarczy.
Dziwki, narkotyki, seks. Tak żyje każdy gangster. Czyżby więc kino gatunków podcinało skrzydła etyce purytanizmu, na której wyrosło? W musicalu mężczyzna, tańcząc, zaprasza dziewczynę do świata nocnych imprez, beztroskiej zabawy i niezobowiązującej miłości, w horrorach fascynację wzbudzają postacie takie jak predator czy obcy. To właśnie owo przeniesienie wartości marginalnych dla purytanizmu w formę bezwartościowej dla niego rozrywki. Ale zakończenia filmów nie zdradzają ideałów narzucanych amerykańskiemu społeczeństwu. Złoczyńcę, mimo że darzonego sympatią, zawsze spotyka kara – wieloletnie więzienie bądź śmierć. Publiczność może odetchnąć. Jej zapędy do zachowań kontrkulturowych zostały powstrzymane przez siły prawa lub po prostu dobra.
— Ten proces działa w odniesieniu do wszystkich głównych gatunków — pisze Altman. Oprócz tego kino gatunków tworzy rytuał...