Wyznania na Świętej Helenie

opublikowano: 2024-10-25, 15:46
wszelkie prawa zastrzeżone
O zesłaniu Napoleona nieco inaczej… W hiszpańskiej pamięci cesarz Francuzów to raczej Karypel lub Le Petit Coutafon…
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Arturo Péreza-Revertego „W cieniu orła”.

Napoleon na Św. Helenie (mal. Francois-Joseph Sandmann, ok. 1820 roku)

Wiele lat później, już po Rosji, Lipsku i Waterloo, na Wyspie Świętej Heleny, niedługo przed uderzeniem w kalendarz, Kurdupel wyznał swojemu wiernemu towarzyszowi wygnania, hrabiemu Las Cases, że pod Swobodinem ukazała mu się Najświętsza Panienka. No bo, Las Cases, jak inaczej wytłumaczyć sobie coś takiego: batalion, który nawet nie jest złożony z Francuzów, nagle zmienia losy bitwy, daje ruskim popalić i do wiwatu, to znaczy wiesz, jak dziadkiem do orzechów miażdży ich armaty na drobne kawałki, a przy okazji cztery czy pięć regimentów z księciem Rudolfowskim łącznie. Wedle swych ostatnich biografów Jaśnie Oświecony czynił takowe wyznania, jednocześnie wbijając szpilki w laleczkę z wosku symbolizującą jego strażnika więziennego, sir Hudsona Lowe’a, nikczemnego Anglika, któremu rząd Jego Królewskiej Mości zlecił zamknięcie na tej wysepce atlantyckiej, przekształconej w zakład karny, i ostateczne zniszczenie tego, który przez dwadzieścia lat pogrywał w kręgle koronami europejskimi. I tam właśnie, podczas długich zimowych wieczorów, otoczony przez ostatnich wiernych towarzyszy, Petit Coutafon przeglądał swe chwalebne memuary, a w tym czasie Las Cases i Bertrand opróżniali flaszki porto i zapełniali kajety zapiskami czynionymi dla potomności. Część jego osądów rzuca światło na mroczne zakamarki Historii bądź też ujawnia nieznane oblicza sławnych osobistości.

Na przykład że Wellington to prosty sierżant, któremu się pofarciło. A że Fouché to lizus i karierowicz, Talleyrand to szczur z rynsztoka, Metternich zaś – ciul, jakich mało. Jaśnie Oświecony wspominał także kwestie bardziej osobiste. Chociażby, Las Cases, nogi Désirée, cóż za chwalebne błogosławieństwo, niewiasta pierwszorzędna, jak mawiają ci, co wiedzą to i owo o rzędach. Szkoda, że dostał jej się za męża ten cały Bernadotte, choć w sumie wylądowała nieźle, prawda? Król Szwecji, a na dodatek tęgi szklany hejnalista, znaczy się opój. Niektórzy to mają szczęście. Co się zaś tyczy księcia Ferdynanda, syna Karola IV, to też niezły aparat, Bertrand. Po wojnie hiszpańskiej obmyśliłem wielką zemstę i odesłałem go z powrotem rodakom. Nie chcecie Ferdynanda VII? A, to smacznego. Wiesz, Las Cases, że kiedy trzymałem go w Valençay, długo nie mogłem dostrzec w nim królewskiej postury, bo do mojego gabinetu zawsze wchodził na kolanach?… Błyskotliwy chłopaczek, ten cały Ferdynand. Pewnie już powystrzelał połowę Hiszpanii. Co, przecież krzyczeli: „Niech żyją kajdany!”. No to macie swoje kajdany. „Perła w koronie”, tak go określił ten wielki sympatyczny gość, pamiętasz pan, Bertrand? Godoy mu chyba było. Ten, co mu mamusię obrabiał.

reklama

W takich momentach, kiedy wspominał lata swej chwały, Karypel wpatrywał się w ogień w kominku, po czym się uśmiechał do swoich ostatnich wiernych. Pamiętał, że kiedyś coś tam czytał na temat Hiszpanii, zabijając czas w oczekiwaniu, aż kawaleria polska oczyści mu Somosierrę. Przekład na temat Pieśni o moim Cydzie czy jakoś tak. Las Cases, teraz niełatwo sobie przypomnieć, dużo wody upłynęło od Somosierry i tego niesamowitego wyczynu Poniatowskiego, pamiętasz? Jego jazda szarżuje pod górę, Hiszpanie złapani za tyłek, a Madryt na wyciągnięcie ręki, wydawało się nam, że wszystko rozstrzygnięte, a tu o, jak wyszło. Po czym Jaśnie Oświecony popadał w zadumę i wzdychał ze wzrokiem wbitym w kominek. Przeklęty niech będzie dzień, kiedy postanowiłem wplątać się w cały ten pasztet. Ani to wojna była, ani nie wiadomo co. Koszmar, tyle wam powiem, do tego skwar, muchy, księża uzbrojeni po zęby, partyzanci polujący na nas na każdym gościńcu, garstka Aragończyków z jedną flaszką wina i jedną gitarą masakrowała mi wojska pod Saragossą, a Anglicy jak zwykle piekli własną pieczeń. Ilekroć patrzę na jakąś rycinę tego całego Goi, przypominają mi się owi nieszczęśnicy z desperacją w oczach, oszukiwani przez królów, generałów i ministrów przez całe stulecia głodu i nędzy, anarchiczni analfabeci, których jedynym dziedzictwem są duma i mordercza furia. I te ich noże, Las Cases, sam widok był przerażający!

Moim generałom do dzisiaj się śnią wyskakujące klingi z napisem „Niech żyje mój pan” i robiące siedem razy „klak” przy otwieraniu. Te dzikusy, śmiertelnie ranne, oślepłe od własnej krwi, a jeszcze po omacku szukające szczelin w naszych pancerzach, byleby tam wcisnąć po rękojeść ostrze długie na dwie piędzi i zabrać żołnierza ze sobą do piekła. W Hiszpanii nieźle umoczyliśmy, Bertrand. Popełniłem błąd, bo dałem tym typkom jedyne, co miało szansę przywrócić im dumę i godność – wroga, przeciwko któremu mogli się zjednoczyć, dziką wojnę, obiekt, ku któremu zdołali obrócić swoje oburzenie i wściekłość. W Rosji pokonała mnie zima, ale w Hiszpanii zrobili to ci mali ciemni wieśniacy, co to pluli nam w twarze, kiedy ich rozstrzeliwaliśmy. Zapewniam pana, te sk...synki potężnie wyprowadziły nas w pole. Hiszpania to bardzo pechowy kraj.

Triumfalny wjazd Bonapartego do swego nowego królestwa. Mieszkańcy Św. Heleny uciekają na jego widok. Karykatura francuska z 1815 roku

No nic, w każdym razie na Świętej Helenie Karypel wspominał. Powracał myślą do Hiszpanów i do Cyda, wygłaszając coś w rodzaju „tak zacny wasal lepszego godzien pana”. A jest się czym przejmować, Las Cases, niekiedy prawda zapisana wali jak pięść. Pomyśl pan o tych ludziach, u nich nawet kobiety pomagały przy armatach i wyciągały noże, by podrzynać gardła Francuzom – a kto nimi rządził przez całą tę ich nieszczęsną historię? Przyszły Ferdynand VII lizał mi podeszwy w Valençay, a w tym czasie jego rodacy albo patroszyli Francuzów, albo hurmem zdobywali Swobodino, jak ten batalion, który to był? Drugi z trzysta dwudziestego szóstego liniowego. Piękny to był dzień tam pod Moskwą, Bertrand, chwalić Boga. Ostatni lot orła. Dziś jeszcze zdaje mi się, że jestem tam na wzgórzu i wdycham zapach prochu dopływający od strony pola bitwy i tak dalej – tu Kurdupel krzywił usta w nostalgicznym uśmiechu, a odblask z kominka przywoływał mu na oblicze cienie podobne do wspomnień. Ten aromat prochu, Las Cases. Nic tak nie pachnie. To aromat chwały.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Arturo Péreza-Revertego „W cieniu orła” bezpośrednio pod tym linkiem!

Arturo Pérez-Reverte
„W cieniu orła”
cena:
44,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
ArtRage
Tłumaczenie:
Filip Łobodziński
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
104
Seria:
Przeszły/Ciągły
ISBN:
978-83-68191-29-5
EAN:
9788368191295
reklama

– I wiesz pan co, Las Cases? Tej zabawy nikt mi nie odbierze, pies z nimi tańcował.

W tym momencie Petit Coutafon na skrzydłach wyobraźni jeszcze raz przenosił się na szczyt wzgórza pod Swobodinem, skąd miał widok na całe pole bitewne, na właśnie zdobytą przez Neya zagrodę nad brodem na Woroszyku, na wieś przejętą przez Francuzów dzięki zawziętej postawie malowniczego batalionu hiszpańskiego, a wszyscy marszałkowie, generałowie i adiutanci nuże wychwalać w Sztabie Generalnym wielki czyn imperatorski, wybornie, Sire, dzień to chwalebny i w ten deseń, gratulowali Jaśnie Oświeconemu, jakby Swobodino zdobył on sam osobiście, a nie czterystu nieboraków działających w jego imieniu.

– Wielki dzień, Sire.

– P-pięk-kny wyczyn, Sire.

– Z masłem, Sire. Teraz Moskwa to już brioszka z masłem.

I poszły w ruch dłonie, plask-plask, ordynansi już śpieszyli z szampanem, cały cesarski korpus marszałkowski i generalski wznosił ku Jaśnie Oświeconemu klakierskie toasty za zwycięstwo pod Swobodinem. Aląząfą, Sire. Z carem Aleksandrem to jużeśmy pozamiatali i takie tam.

Wtedy z doliny wyłania się Murat. Sprawy mają się następująco: dopiero co był przecież durnowatym pyszałkiem, bufon jeden, cały w kędziorkach, wyszykowany jak Cygan do operetki, a o stroju do jazdy pojęcie miał takie, że szarżował po lewej w obcisłych pantalonach huzarskich, złotych kolczykach i w wykwintnym kapelutku. Ale trzeba przyznać, że on i Ney, oddajmy im to, dysponowali największymi jajami na metr kwadratowy w całej Grande Armée. No i gdy wszyscy marszałkowie zgodnie celebrują chwałę Mikrusa, nadjeżdża czarny od prochu Murat, pelisa cała w strzępach, dolman z trzema dziurami po pociskach i to spojrzenie w sam raz dla kogoś, kto właśnie ścigał się z czwartym jeźdźcem Apokalipsy, wiecie, wstajesz i wio, dźgasz konia ostrogami, by przebyć najdłuższe sto metrów na świecie, nie wiedząc, czy osiągniesz metę, czy w połowie drogi cię skasują. Bo Murat zszedł był do bramy piekieł, a teraz powracał z trofeum w postaci pęku rosyjskich sztandarów.

reklama

– Przybyłem, zobaczyłem i zwyciężyłem, Sire.

Murat nie należał do tych, których postawilibyśmy za wzór skromności. Co do erudycji, to nigdy nie posunął się dalej niż przeliterowanie, i to ze sporym wysiłkiem, obowiązującego w wojsku francuskim Podręcznika taktyki dla kawalerii, który też nie był Krytyką czystego rozumu imć Immanuela Kanta. „Podstawowa broń kawalerii – brzmiały pierwsze słowa – składa się z dwóch elementów: konia i jeźdźca…”, i tak dalej przez dwieście pięćdziesiąt stron. Co się tyczy słów „przybyłem i zobaczyłem”, to Murat przywłaszczył je sobie z książki z rycinami należącej do jego dzieci – stało tam o jakimś generale greckim, a może rzymskim, co właśnie tak się odezwał pod murami Troi, kiedy to taka jedna wywłoka zwiała od męża z niejakim Wergiliuszem, ukryta w koniu z drewna. A może na odwrót. Murat bardzo był dumny, że zapamiętał sobie to zdanie, które – obok „A jednak się kręci” słynnego condottiere florenckiego, generała Leonarda da Vinciego, wynalazcy armaty – stanowiło syntezę jego wiedzy w zakresie literatury, wojskowej i tej drugiej.

Bunt mieszkańców Św. Heleny przeciwko Napoleonowi. Karykatura francuska z 1815 roku

Otóż więc Murat dotarł na szczyt wzgórza, rzucił Kurduplowi do stóp pęk rosyjskich sztandarów, które jego huzarzy i kirasjerzy pozbierali z pola bitwy po srogiej szarży trzysta dwudziestego szóstego regimentu piechoty liniowej, wyrzekł to swoje „przybyłem, zobaczyłem i tak dalej”, generałowie i marszałkowie jęli z zawiści gryźć epolety i szydzić zeń pod wąsem, nie przejmuj się tak, Duroc, tym dzwońcem patentowanym. Każdy głupek może się przejechać konno po polu bitwy i potem gadać, że samodzielnie wygrał wojnę. Chore czasy, Morand, ale jeszcze przyjdzie pora, by Historia doceniła wysiłek intelektualny Sztabu Generalnego, pomyślałby kto, że na wojnie liczy się tylko ganiać i strzelać jak, nie przymierzając, jakiś kapral z kwatermistrzostwa. A ten typ jeszcze tu przyjeżdża i młóci frazesami, przybył i zobaczył, coś takiego, patafian musi mieć niezłe parantele. Zastanawiam się, co takiego widział w nim Jaśnie Oświecony, że obdarzył go takimi względami. Kto wie, taki ładniutki, pupcia zgrabna… Rozumiesz pan, Lafleur, aczkolwiek nie sądzę, by Jaśnie Oświecony zapuszczał się na pełnej w takie akweny, zauważyłem wszak wczoraj na popasie tę rosyjską damę, którą żeś mu pan podsunął, tak, tę z wielkimi cycami, przebraną za oficera kirasjerów, żeby łatwiej było przemycić ją do namiotu. Przednio uzbrojona, Lafleur, he, he. Udany egzemplarz. Wszyscy się domyśliliśmy, że mógł mieć na kwaterze mało miejsca. No nic, a tu masz pan Murata, który triumfuje razem ze swoimi kędziorkami, sztandarami i veni, vidi, vici. Szkoda, że mu ruska artyleria nie zrobiła przedziałka na środku jakimś przyzwoitym granatem.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Arturo Péreza-Revertego „W cieniu orła” bezpośrednio pod tym linkiem!

Arturo Pérez-Reverte
„W cieniu orła”
cena:
44,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
ArtRage
Tłumaczenie:
Filip Łobodziński
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
104
Seria:
Przeszły/Ciągły
ISBN:
978-83-68191-29-5
EAN:
9788368191295
reklama

Tak to marszałkowie sotto voce wymieniali próbki wojskowego koleżeństwa, a tymczasem Murat zsiadł z konia i, napuszony jak paw, stanął przed Karyplem na baczność.

– Zadanie wykonane, Sire.

– Raduje mnie to, Murat. Dobra robota. Chwalebny czyn bitewny. Heroiczna szarża i w ogóle.

– Dziękuję, Sire.

Petit znów przyłożył lunetę do lewego oka i skierował ją na Swobodino. W obliczu załamania rosyjskiego lewego skrzydła dywizja Neya wreszcie parła naprzód od strony zagrody nad Woroszykiem. Po przeciwnej stronie rzeki piechota carska masowo wycofywała się w nieładzie traktem moskiewskim, nękana przez francuskich szwoleżerów, a na samym skraju wsi, tuż przy moście, niebieściła się mikroskopijna z tej odległości grupa trzysta dwudziestego szóstego regimentu piechoty liniowej, odpoczywająca po niewiarygodnej szarży na bagnety. Było to zwycięstwo bardziej spektakularne niż tamto pod Samotraką. Jaśnie Oświecony, wielce kontent, uśmiechnął się leciutko, przekazał lunetę marszałkowi Lafleurowi i rozpiąwszy mundur strzelców Gwardii, wsunął dłoń między guziki kamizelki.

– Opowiedzże mi wszystko, Murat. Powoli i bez nerwów, rozumiesz pan. Podmiot, czasownik i orzeczenie.

Murat z wysiłkiem uniósł brew i jął opowiadać. Niesłychana rzecz, Sire. Sygnał do szarży, tysiąc dwustu konnych patataj-patataj, znaczy się, coś nieopisanego, znaczy się. I tak żeśmy dotarli do tych czterystu Hiszpanów z trzysta dwudziestego szóstego piechoty liniowej, a byli już o kilka sążni od artylerii rosyjskiej, znaczy się, jak by to powiedzieć, Sire, no i wyszło, że. Gotowi byli rzucić się na nich na łeb, na szyję, Sire, chyba sprawa jest jasna. No nic, my szarżowaliśmy, wiwatując na cześć ich odwagi, a tu oni na nas patrzą się jak wryci, znaczy się. A nawet robili wrażenie oburzonych, jakbyśmy im tam coś spieprzyli. Nie wiem, czy jasno się wyrażam.

– Owszem, wyrażasz się pan, Murat. Jak zwykle z niejakim trudem. Ale wyrażasz się pan. Proszę kontynuować.

I Murat kontynuuje ze swą przesławną potoczystością, znaczy się, Sire, ten trzysta dwudziesty szósty w ogóle nie spodziewał się żadnej pomocy, gotowi byli, tak jak stali, całą robotę odwalić sami ze swoimi bagnetami. No więc tego i ten. Na czysto. Jakby byli jednostką automatyczną, Sire.

Napoleon na Świętej Helenie (rys. Paul Delaroche, 1858 rok)

– Autonomiczną, Murat – poprawił go Kurdupel.

– Zgoda, Sire, autonomiczną czy jak ją zwał. A niektórzy to nawet nas obrażali, Sire. „Skurwiele”, tak mówili, „czego tu szukacie, nikt was na ten pogrzeb nie zapraszał”.

Petit przybrał minę dostojną i wyrozumiałą.

reklama

– Ależ to logiczne, Murat. Wiesz pan, jakie z tych Hiszpanów są mimozy. Honor i te rzeczy. Bez wątpienia chcieli całą chwałę zagarnąć dla siebie.

– Może i tak, Sire. – Kędzior bez przekonania zmarszczył czoło. – Bo zwyzywali nas od wszystkiego, znaczy się, od wszystkiego. I pokazywali nam takiego wała, no więc tak to jest, za przeproszeniem, Sire. Znaczy się. A niektórzy to nawet celowali do nas z muszkietów, jakby się wahali, czy w nas nie strzelić.

Kolejny uśmiech Mikrusa, którego każde zwycięstwo napawało obrzydliwą pobłażliwością.

– Jakbym ich widział, Murat. Gorąca krew. Słynna hiszpańska furia.

Murat przytaknął bez nadmiernego entuzjazmu. Jego wspomnienia na temat hiszpańskiej furii wiązały się z drugim maja tysiąc osiemset ósmego roku, czyli dniem, kiedy zajmował stanowisko zarządcy wojskowego Madrytu, z której to funkcji zrezygnowałby z dziką rozkoszą, w ciemno biorąc w zamian dniówkę dowództwa wojskowego na Papui-Nowej Gwinei. Na moment pamięć przywołała mu widok kobitek i cwaniaczków wpadających pod końskie kopyta, staruch ciskających z balkonów doniczkami, alfonsów i szemranych królów ulicy zbierających się na Puerta del Sol ze skitranymi w rękawach wielkimi nożami, gotowych zakłuć jego własnych mameluków i kirasjerów. Głośno było wtedy o półtuzinie grenadierów na przepustce, do których nie dotarła wieść o powstaniu i w ogóle o niczym, więc nieszczęśni siedzieli sobie przy wejściu do jednej karczmy w Lavapiés, popijali lemoniadę i rzucali pod adresem szynkarki komplementy w rodzaju: ale ładna Iszpąka, jak ci czeba hozkosz, to ja ci ją zhobię i inne takie. Tam w mieście zaczęło się na ostro, a ci tutaj robili sobie wprawki językowe. Aż tu nagle widzą, że zza rogu wyłania się tłum jakichś pięciuset tysięcy rozwścieczonych miejscowych, którzy nieśli ciało niejakiej Manolity Malasañi.

Gdy parę godzin później koledzy owych grenadierów ruszyli na ich poszukiwanie, największymi ich kawałkami, jakie zdołali znaleźć, był szaszłyk z dwunastu jąder nadzianych na wbity w drzwi karczmy rożen. Tjaa. Muratowi mają tu jeszcze klarować, co to takiego hiszpańska furia.

– No więc, Sire – ciągnął – poszliśmy razem z nimi szarżą na te działa, znaczy się, no tak, a potem, kiedy dokonywałem przegrupowania swoich konnych, to oni na własne ryzyko pognali do wsi, ślad w ślad za ruskimi, przepędzili ich od końca do końca, no po prostu, i startowali dwa szwadrony jazdy kozackiej.

– Stratowali, Murat.

– Zgoda, Sire. Stratowali czy startowali, tak czy owak przeszli się po ruskach jak po bulwarze. To było coś, znaczy się… – Tu Kędzior znów zmarszczył czoło, szukając frazy, która najlepiej odmalowałaby całe widowisko. – To było coś himeryckiego.

– Himeryckiego?

– Tak jest, Sire. Od Himera, tego jednookiego generała, co Troję zdobył. No, tego, co na słoniach.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Arturo Péreza-Revertego „W cieniu orła” bezpośrednio pod tym linkiem!

Arturo Pérez-Reverte
„W cieniu orła”
cena:
44,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
ArtRage
Tłumaczenie:
Filip Łobodziński
Rok wydania:
2024
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
104
Seria:
Przeszły/Ciągły
ISBN:
978-83-68191-29-5
EAN:
9788368191295
reklama
Komentarze
o autorze
Arturo Pérez-Reverte
(Ur. 1951) – hiszpański powieściopisarz, reporter i dziennikarz. Jego powieści wydano w kilkudziesięciu krajach. Na podstawie jego książki pt. Klub Dumas Roman Polański nakręcił film Dziewiąte wrota.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone