Wyścigi konne, czyli „futbol” XIX wieku
Wyścigi konne miały w XIX wieku status podobny do futbolu. Przeczytaj więcej o historii piłki nożnej
Najwięcej informacji zamieszczanych w „KW” w rubryczce „Ze sportu” dotyczyło wyścigów konnych. Publikowano zapowiedzi i wyniki gonitw rozgrywanych zarówno w Warszawie, w innych miastach na terenie Królestwa Polskiego (w Lublinie, Łodzi, Piotrkowie, Radomiu) i Cesarstwa Rosyjskiego (w Moskwie, Petersburgu i Wilnie), jak i w innych krajach europejskich: w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech czy Austro-Węgrzech (również na terenie Galicji, np. w Krakowie).
Ówczesną popularność wyścigów konnych można porównać do tej, jaką dzisiaj cieszy się piłka nożna. Informacje o rekordowych sumach kupna koni to niczym obecne hity transferowe na rynku piłkarskim. Zilustrować to można cytatem:
Niedawno p. J. Mantaszew ustanowił w swoim rodzaju rekord, płacąc za konia dwuletniego ni mniej, ni więcej jak… siedemdziesiąt pięć tysięcy rubli! (…) Właśnie tego „Brave-Boya” od ks. Wołkońskiego nabył p. Józef Mantaszew za 75.000 rb. [rubli – przyp. aut.] Aby wrócić nowemu właścicielowi sumę powyższą, koń ten musiałby wygrać w r. p. [rok przyszły – przyp. aut.] przychówek i derby w Moskwie oraz przychówek i nagr. Najjaśniejszej Pani w Petersburgu.
Na łamach prasy faworyzowano niektórych właścicieli i ich konie, np. „Mości Księcia” należącego do Władysława ks. Lubomirskiego. W ten sposób kreowano ówczesne „gwiazdy sportu”.
W 1841 roku powstało Towarzystwo Wyścigów Konnych i Wystawy Zwierząt Gospodarskich w Królestwie Polskim. Postawiło sobie za cel organizowanie wyścigów i wspieranie hodowli koni rasowych. Towarzystwo wstrzymało swoją działalność w latach 1863–1864, ponieważ w trakcie powstania styczniowego wszelkie imprezy, w tym także wyścigi konne, zostały zawieszone przez Rosjan. Nie wpłynęło to negatywnie na rozwój tej dyscypliny – jej popularność wśród mieszkańców Kongresówki systematycznie rosła.
W Warszawie wyścigi konne od 1887 roku rozgrywano na torze znajdującym się na ulicy Polnej w miejscu, gdzie obecnie znajduje się Rondo Jazdy Polskiej. Wtedy to zostały przeniesione z innej części Pola Mokotowskiego, aby tor mieścił się bliżej miasta. Plac był oparkaniony, a od 1895 roku widzowie mogli zasiadać na krytych trybunach. Dużą popularnością wśród publiczności cieszył się totalizator, który działał od 1880 roku. Nagrody były dosyć pokaźne. Wówczas zakłady przyciągały też osoby chcące się łatwo wzbogacić dzięki swojej intuicji i przebiegłości. W 1911 roku doszło do przebudowy części trybun i odbudowania tarasu nad trybuną główną.
Konie rosyjskie – najlepsze czy faworyzowane?
W czasie sezonu, który trwał na warszawskim torze od maja do listopada (z przerwą wakacyjną), informacje o gonitwach dominowały w rubryce „Ze sportu”. Publikowano szczegółowe zapowiedzi i wyniki gonitw. Na przykład w „KW” z 26 maja 1913 roku możemy przeczytać:
Wyniki 7-go dnia gonitw na torze mokotowskim były następujące: I) Bieg „dodatkowy” dżentelmeński o nagrodę rb. 400 dla 3-latków i starszych koni krajowych. Dystans 1½ wiorsty. 1) „Łyska” S. Ułaszyna (K. ks. Awałow), 2) „Nida” E. Muchanowa, 3) „Gwandolina” ks. Golieyna, 4) „Sally Snape” A. Pugowocznikowa. Wygrane w min. 1 sek. 50, o 1½ dług. II) Bieg o nagrodę „Krasne” rb. 2000 dla 3-letnich i starszych koni wszystkich krajów. Dystans 2 wiorsty. 1) „Dargot” E. i M. Łazarewów (Dugan), 2) „Mars” E. i M. Łazarewów, 3) „Polar Fox” E. i S. Białobłockich. Wygrane w min. 2 sek. 24½, o 8 dług. III) Bieg o nagrodę „Lubelską” rb. 1200 dla trzylatków wszystkich krajów. Dystans 1½ wiorsty. 1) „Amiphares” E. i M. Łazarewów (Górecki), 2) „Princess Magdalen” L. Mantaszewa, 3) „Virginal” L. Mantaszewa. Wycofana: „Selika” F. Jurjewicza i A. hr. Wielopolskiego. Wygrane w min. 1 sek. 43, o 1½ dług. IV) Bieg dodatkowy (dżentelmeński płaski) o nagrodę rb. 400 dla 3-latków i starszych koni krajowych. Dystans 2 wiorsty. 1) „Guize” W. Bukrejewa (K. ks. Awałow), 2) „Lago Maggiore” S. Bibikowa, 3) „Girofla” B. Matowa, 4) „Łupina” P. Bogdanowa, 5) „Braganzetta” A. Benois. Wygrane w min. 2 sek. 29, o dług.
Oto zaś fragment relacji z 7 maja 1912 roku:
Bieg o nagrodę „Foscari” rb. 800 dla 4-letn. i st. koni wszystkich krajów. Dystans 2 wiorsty 100 sążni [wiorsta – dawna rosyjska jednostka długości; na początku XX wieku: 1 wiorsta = 500 sążni = 1,0668 kilometra; 2 wiorsty i 100 sążni to prawie 2 kilometry 350 metrów; Sążeń - niemetryczna, antropometryczna jednostka długości; miara miała długość rozpostartych ramion dorosłego mężczyzny.; sążeń rosyjski = 2,133561 m = 1/500 wiorsty – przyp. aut.]. 1) „Dzielna” F. Jurjewicza i A. hr. Wielopolskiego (ż. [dżokej – przyp. aut.] Łaks II), 2) „Chrapka” D. Porchowskiego. Wygrane w min. 2 sek. 51, o 2 dług.
Jak widać w powyższych cytatach, każdego dnia zawodów podawano ilość mających się odbyć gonitw we właściwej kolejności. Przy każdej gonitwie figurowała nazwa nagrody i jej wysokość, limity wiekowe i krajowe dla koni, dystans do pokonania, a także nazwy startujących koni, ich właścicieli, często również dżokejów. W ciągu jednego dnia wyścigowego zaplanowanych było około dziesięciu gonitw – takich dni w Warszawie przewidziano ponad 20 w skali roku. Po każdym cyklu pojawiały się podsumowania, np. w numerze z 1913 roku:
Rezultat cyfrowy dwunastodniowego sezonu wiosennego, ukończonego wczoraj, przedstawia się w liczbach następujących: Nagród w 95 wyścigach żokiejskich i 26 dżentelmeńskich rozegrano na sumę rb. 110,875 (z r. z. [rok zeszły – przyp. aut.] w przeciągu dni 13, w 104 wyścigach rb. 90,467). Na liście zwycięskich stajen, które wygrały więcej niż 2,000 rb., figurują: pp. E. i M. Łazarewowie z sumą nagród rb. 31,793, F. Jurjewicz i A. hr. Wielopolski rb. 10,753, M. Berson rb. 9,179, W. ks. Lubomirski rb. 6,170, „Spółka Warszawska” rb. 5,054. (…) Z żokiejów więcej niż pięć pierwszych nagród wygrali: Dugan 14 wyścigów, Kozłowski 10, Hoar 10, Osłajszuk i Roupnel po 9 i Łaks 6.
Polecamy e-booka Łukasza Jabłońskiego pt. „Sportowa Warszawa przed I wojną światową”:
Ciekawe były także fachowe analizy dokonywane w „Sporcie Powszechnym”. W numerze z 1 maja 1913 roku możemy przeczytać:
Konie wszystkich prawie stajni są ogromnie „fit”. Dziwnie pogodny i ciepły marzec sprzyjał bardzo robotom treningowym i jeżeli rolnicy narzekają na powrót zimy w kwietniu, to sportsmani powinniby chyba być z tego faktu zadowoleni. Śniegi i słota wstrzymały robotę. Teoretycznie rzecz biorąc, powinnoby to wyjść na dobre stajniom, które osiągnęły już wysoką kondycję. Konie, które były przed nadejściem obecnego okresu śnieżnej niepogody zupełnie już gotowe, albo prawie gotowe, nie tylko nie stracą na zatrzymaniu ich w robocie, ale powinnyby nawet zyskać to, że nie będą z nadejściem sezonu „przyrobione”. Zbytek wyścigowej „fitness” zdobywa się zwykle kosztem wysiłku całego organizmu, a następstwo tego jest najczęściej takie, że po pierwszych dniach sezonu koń cofa się z kondycji i dość trudno go znów do niej doprowadzić, nie ryzykując ścięgień i ogólnego zasobu sił jego organizmu.
Warto zauważyć, że przy okazji rozgrywania wyścigów konnych dochodziło wówczas do różnych skandalicznych wydarzeń. Dowiadujemy się tego chociażby z niżej cytowanego oświadczenia, które napisało grono warszawskich sportsmenów, opublikowanego 3 czerwca 1912 roku w „KW”:
Dziwne czasem dzieją się rzeczy na wyścigach! Omyłki w sądzeniu gonitw, ich wyników i prawidłowości są może nazbyt częste, ale nieuniknione w sporcie, gdzie uwaga sędziów musi być tak naprężona, że w danej chwili zawieść może i dlatego dotychczas w tej materji nie zabieraliśmy głosu. Jednakowoż zdarzają się fakty tak jaskrawe, że zamilczeć o nich niepodobna! Mówimy tu o wczorajszem zdyskwalifikowaniu w „Derby” ogiera „Irona”, który zajął drugie miejsce. Pomijając zupełnie stronę finansową danego przypadku, gdyż stawki w totalizatorze były zwrócone, z punktu widzenia technicznego dyskwalifikacja wydaje nam się zupełnie niesłuszna i niezasłużona. W chwili bowiem kiedy „Iron” zarzucił się od bata, „Grog” był za nim przynajmniej o 5 długości, mowy zatem być nie może, aby zarzucenie się „Irona” mogło mieć jakikolwiek wpływ na szanse „Groga”, co wszak nawet normalna ustawa, jak sprawdziliśmy, jasno przewiduje, a mianowicie, że o ile koń jest o 2 długości przed swym przeciwnikiem – ma prawo dowolnie obierać sobie dogodne miejsce na torze: fakt zresztą, że zarzucenie się „Irona” nie wpłynęło na szanse „Groga” – podobno stwierdzili jednomyślnie sędziowie, kontrolujący prawidłowość gonitw. Nagrody tego rodzaju jak Derby są zbyt poważne, aby w mowie będące niedokładności mogły być tolerowane.
Widać, że już wtedy w trakcie ważnych wydarzeń sportowych zdarzały się kontrowersyjne dyskwalifikacje sportowców. Zajście to miało miejsce przy okazji jednej z budzących spore emocje gonitw – „Warszawskie Derby”, w których walczono o siedem i pół tysiąca rubli dla zwycięzcy. Dalej czytamy:
Zjawiskiem bijącem w oczy na naszym torze jest brak koni, a szczególnie stajni krajowych, które z każdym rokiem topnieją. Wydaje nam się, że tego rodzaju rozstrzyganie gonitw nie może zachęcać nikogo do sportu wyścigowego, przeciwnie, niedokładności te, zakrawające częściowo poniekąd na stronność, mogą prędzej odstraszyć nawet i tych nielicznych hodowców naszych, którzy jeszcze pozostali. Dyskwalifikacja byłaby słuszna, gdyby dowiedziona została zła wola żokieja: zarzucenie się wszakże konia nie ujawnia złej woli żokieja. Tak przynajmniej należy sądzić z podobnego przypadku na „Cherburgu” żokieja Hornera, który wszak za zarzucenie się konia karany nie był.
Poruszony został tutaj istotny problem: większość koni pochodziła wtedy ze stajni rosyjskich, a sędziowie w jakimś stopniu mogli je faworyzować. Konsekwencją tego wydarzenia było wycofanie na jakiś czas wszystkich koni przez Michała Bersona z warszawskiego toru. Widać, że sędziowanie jakichkolwiek zawodów sportowych od dawien dawna budziło dużo zastrzeżeń i w ciągu stulecia niewiele w tej materii się zmieniło.
19 października 1913 roku pojawił się w „KW” dłuższy artykuł napisany przez Janotę pt. „Przeciw nadużyciom”. Pisał w nim:
Biorąc pod uwagę, że zarząd T. W. K. od pewnego czasu ujawnia konkretne dążności do trzebienia nieprawidłowości jazdy, wyrażone w szeregu kar na jeźdźców, kreślę te kilka uwag w nadziei, iż osoby miarodajne zechcą je poddać swojej rozwadze. W każdym sezonie wyścigów konnych w Warszawie nie może się obyć bez kilku lub kilkunastu incydentów na tle oceny przebiegu gonitw. Podczas takich zdarzeń część bezkrytyczna publiczności obiega trybunę członków i dopomina się rektyfikacji [dawniej: wyjaśnienie, sprostowanie – przyp. aut.] sądu o wyścigu. (…) Trzeba przyznać, że kontrola jazdy i ocena jej – jeżeli ma ona być przedmiotowa i gruntowna – jest zadanie [sic – zadaniem] w ogóle b. trudnem, a dla sędziów i moralnie wielce odpowiedzialnem. W ocenie takiej wchodzą w rachubę czynniki do tego stopnia nieobliczalne, jak: forma konia, jego usposobienie, obciążenie wagą, indywidualność jeźdźca, długość dystansu, jakość serca i nerwów, legalna taktyka wyścigu itd., których wypadkowa daje rezultat ostateczny, często zgoła nieoczekiwany – a jednak często jak najprawidłowszy. Na usprawiedliwienie działalności sędziów wyścigów przytoczyć również należy zasadę ogólną, akceptowalną przez sądy koronne wszystkich krajów, iż lepiej 10 winnych uniewinnić, aniżeli potępić jednego niewinnego. To też tylko na uznanie zasługuje powściągliwość w wymierzaniu kar.
Techniki jeździeckie i zasady ich oceniania były różnie interpretowane, zarówno przez publiczność, jak i dziennikarzy.
W „KW” publikowano informacje dotyczące nakładanych kar na dżokejów za naruszanie regulaminu zawodów. Pisano na przykład:
W wyścigu pierwszym jeździec „Gwandoliny” nie przyjął startu, gdy wszystkie konie były dobrze wyrównane. Skazany został za to przez startera na grzywny rb. 50. Po wyścigu szóstym żokiej Thomas, dosiadający klacz „Dame de Beaute”, za przyciśnięcie na finishu kl.[klacz – przyp. aut.] „Lady Williams” skazany został na karę rb. 200. Po wyścigu siódmym jeźdźca Wyżgalskiego, który na „Dargot” pp. Łazarewów pozostał na starcie, skazano na grzywny rb. 100.
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/
Sankcje za poszczególne przewinienia były zróżnicowane i dosyć dotkliwe. Miało to ograniczyć stosowanie nieuczciwych zagrywek przez dżokejów. Jednakże zdarzały się sytuacje, w których nie dało się uniknąć stosowania drakońskich kar:
Zachowanie się podczas gonitwy siódmej żokieja Wyżgalskiego, który dosiadał og. [ogier – przyp. aut.] „Alter-ego” p. Michała Bersona, wywołało głośne niezadowolenie publiczności, widoczne bowiem było, że Wyżgalski na linji prostej wstrzymał swego konia, żeby gonitwy nie wygrać. Wskutek decyzji Tow. W. K. stawki postawione na „Alter-ego”, ogólnego faworyta, totalizator zwracał. Komisja techniczna zastosowała wobec Wyżgalskiego karę najwyższą, jaką, odpowiednio do brzmienia ustawy, może wymierzyć, a mianowicie: grzywny w sumie rb. 300 i wzbronienie jazdy w przeciągu sześciu miesięcy na koniach innych stajen poza końmi pp. Białobłockich, przez których Wyżgalski jest zaangażowany. Ta surowa kara powinna być przykładem dla innych jeźdźców, pozwalających sobie na „kombinacje” ze szkodą publiczności.
Sprawa miała ciąg dalszy, ponieważ okazało się, że dżokej Wyżgalski był w zmowie z trenerem Gąsowskim i innym jeźdźcem Kłodziakiem. Osoby zaangażowane w ten haniebny proceder zostały zdyskwalifikowane na pół roku. Jedynie Wyżgalskiemu zmniejszono karę do trzech miesięcy, ponieważ złożył zeznania i obciążył pozostałych winnych.
W prasie opisywano również wypadki, do których dochodziło w trakcie zawodów. W wydaniu „KW” z 20 października 1913 roku możemy przeczytać:
Wczoraj na starcie wyścigu trzeciego zaszedł smutny, rzadko notowany w kronikach sportowych wypadek. Ogier „Manuel” pp. Łazarewów wpadł na nienaciągnięte jeszcze taśmy maszyny, zaplątał się w nie i cofając się tak nieszczęśliwie stąpnął, że złamał przednią nogę. Zawezwany lekarz weterynarji, p. Koskowski, skonstatował złamanie nogi w dwu miejscach: w łopatce i kolanie. Wobec niemożności zagipsowania nogi, „Manuela” wczoraj po wyścigach stracono.
Koński doping
Wypadki śmiertelne podczas zawodów zdarzały się incydentalnie. Miały natomiast miejsce inne skandaliczne sytuacje, na przykład… karmienie koni substancjami wspomagającymi. 8 grudnia 1913 roku dowiadujemy się z „KW”, iż:
Tegoroczne derby niemieckie wygrał nieznany przedtem koń niemiecki „Turmfalke”, bijąc „Mości Księcia” Lubomirskiego. Zaraz potem w wiedeńskiem czasopiśmie Sportsmann ogłosił zawodowy sprawozdawca z wyścigów, p. Ignacy Albertyński, artykuł, w którym dowodził, że „Turmfalke” był dopingowany i tylko dlatego Derby wygrał. Trener „Turmfalke’a”, Planner, zaskarżył p. Albertyńskiego o oszczerstwo. (…) Wywody p. Albertyńskiego, iż „Turmfalke” był dopingowany, zdają się być przekonywujące. Koń ten ani przedtem, ani potem żadnego biegu nie wygrał, po skończonym biegu Derby był nie zmęczony, ale tak rozszalały, że musiano go wyprowadzić na otwarte pole, a nadto Planner już przedtem był kilkakrotnie podejrzewany o dopingowanie koni.
Mamy tutaj zatem wzmiankę na temat procederu stosowania niedozwolonych środków dopingujących.
W „KW” pojawiały się także informacje dotyczące konkursów hippicznych, ale nie wzbudzały one aż tak dużego zainteresowania jak wyścigi konne. Mimo to 2 czerwca 1914 roku dowiadujemy się, że:
Wczorajsze konkursy hippiczne zebrały liczną publiczność w pięknym parku Agrykola. Popisy te były b. ciekawe, szczególnie interesowano się konkursem na wysokość, który przeznaczał dla zwycięzcy rb. 500 i żeton srebrny oraz za pobicia wszechrosyjskiego rekordu premia rb. 100 i żeton złoty. Zwycięstwo odniósł p. B. Peterjatkowicz na własnym „Kingu”, przeskoczywszy przeszkodę wysokości 2 m. 5 cent. Brawurową jazdę młodego sportsmena przyjęto hucznemi oklaskami. Należy nadmienić, że rekord ustanowiony w Moskwie na 1 m. 92 cent., pobiły również 7 l. kl. [siedmioletnia klacz – przyp aut.] „Marysina” p. M. Romerowej, dosiadana przez p. A. Knaapa, i „Bazyn” p. A. Panczulidżewa, gdyż przeskoczyły przez przeszkodę dwumetrowej wysokości.
Uczestnikami takich zawodów byli przede wszystkim carscy oficerowie, co sprawiało, że jako przedstawiciele armii rosyjskiej nie byli mile widziani przez ogół warszawiaków.
W czasopismach podawano także informacje dotyczące organizacji wystaw koni. W Warszawie takie prezentacje odbywały się na ogół w Łazienkach. 12 czerwca 1913 roku możemy przeczytać w „KW”:
Gospodarzami wystawy są członkowie sekcji chowu koni z przewodniczącym p. Adamem Michalskim na czele. Aktu otwarcia wystawy dla publiczności dokonał wczoraj o godz. 3-ej po południu wiceprezes Tow. wyścigów konnych, p. Fryderyk Jurjewicz. Publiczności, ze względu na zmienną pogodę, przybyło niewiele.
Dwa dni później podano:
Frekwencja zwiedzającej wystawę publiczności, pomimo słoty, jest znaczna – średnio bywa dziennie około 600 osób. (…) Ogółem rozdano nagród rb. 840.
Wyścigi konne cieszyły się tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej wielką popularnością w Warszawie. Również głośno było o nich w innych miastach Kongresówki, jak też w różnych państwach europejskich. Można stwierdzić, iż zawody na ogół stały na wysokim poziomie, choć zdarzały się kontrowersyjne rozstrzygnięcia, które bulwersowały publikę i właścicieli koni. Były to złote czasy tej dziedziny sportu. Obecnie wyścigi konne i inne dyscypliny jeździeckie mają zdecydowanie mniejszą popularność. Mimo to wciąż istnieje grupa pasjonatów starająca się propagować zawody, które odbywają się na Służewcu.