Wyrzucanie korespondentów amerykańskich z nazistowskich Niemiec w latach 1933–1941 w świetle wybranych wspomnień
Profesja korespondenta zagranicznego pojawiła się w USA w I połowie XIX wieku, kiedy amerykańscy wydawcy prasowi postanowili uniezależnić się od periodyków brytyjskich czy francuskich. Informacje na temat wydarzeń rozgrywających się na Starym Kontynencie mieli przekazywać centrali mieszkający w Europie rodacy.
Po zakończeniu I wojny światowej liczba agencji prasowych oraz gazet amerykańskich utrzymujących biura w państwach europejskich znacznie wzrosła. Jednym z krajów budzących zainteresowanie opinii publicznej USA była Republika Weimarska. Owa ciekawość była w dużej mierze związana ze znacznymi pożyczkami i inwestycjami Amerykanów w Niemczech.
Wraz z powstaniem państw niedemokratycznych w Europie pojawił się problem wyrzucania z nich korespondentów zagranicznych. Już w latach dwudziestych XX wieku zdarzały się pojedyncze przypadki tego typu, jednak nie na taką skalę, jak w późniejszej nazistowskiej Rzeszy. Z tego względu korespondent amerykański Vincent Sheean nie zawahał się stwierdzić, iż wydalenia publicystów z Niemiec stanowiły swoiste novum w świecie dziennikarstwa.
W latach 30. w III Rzeszy przebywali korespondenci takich amerykańskich gazet i agencji prasowych jak: Associated Press, „Chicago Daily News”, „Chicago Tribune”, „Christian Science Monitor”, „Daily News”, International News Service, „New York Post”, United Press czy „The New York Times”. Pracowali też w Niemczech korespondenci radiowi, przede wszystkim NBS (National Broadcasting System). W drugiej połowie lat 30. w Berlinie stworzono placówkę Columbia Broadcasting System, będącą główną konkurentką dla NBS.
Artykuł został podzielony na trzy części. W pierwszej zaprezentowałam zmiany, jakie zaszły po 30 stycznia 1933 roku w sferze polityki niemieckiej wobec korespondentów zagranicznych. W drugiej ukazałam problem wydaleń dziennikarzy amerykańskich z Niemczech w czasie pokoju. Trzecia część została poświęcona wspomnianemu zagadnieniu w okresie 1939–1941, poprzedzającym włączenie się Stanów Zjednoczonych do wojny.
Polityka niemiecka wobec korespondentów zagranicznych
Po 30 stycznia 1933 roku rozpoczął się nowy etap w dziejach funkcjonowania dziennikarstwa zagranicznego w Niemczech. Władze Rzeszy utworzyły Ministerstwo Oświecenia i Propagandy Rzeszy (PROMI) z Josephem Goebbelsem na czele. Niemieccy dziennikarze zostali szybko podporządkowani wytycznym nowego resortu, a ponadto likwidacji uległo wiele tytułów prasowych.
W Niemczech pojawiła się swoista cenzura prewencyjna. Rząd podporządkował sobie trzy agencje: Biuro Telegraficzne Wolffa, Kontynentalną Kompanię Telegraficzną oraz Unię Telegraficzną. W ten sposób zmonopolizowano dostęp do informacji.
Formalnie rząd Rzeszy nie mógł narzucać obcym publicystom sposobu przedstawiania wydarzeń, jednak czynił wszystko, by uzyskać na nich wpływ. W ramach PROMI istniał Departament Prasy Zagranicznej, którego pracownicy analizowali zawartość periodyków zagranicznych (tzw. biały wywiad) oraz opiekowali się korespondentami. W ramach tego ostatniego zadania organizowali dla dziennikarzy wycieczki po Rzeszy oraz spotkania na gruncie towarzyskim. Ważnym elementem pracy Departamentu była inwigilacja środowiska dziennikarskiego; podlegał mu także Niemiecki Klub Zagraniczny. Nieoficjalnie kierował nim wywiad i kontrwywiad Rzeszy.
Kolejnym krokiem w stronę podporządkowania sobie korespondentów były liczne konferencje prasowe. W Republice Weimarskiej oznaczały one nieregularne spotkania dziennikarzy z władzami, ale Goebbels postanowił uczynić z nich narzędzie propagandowe. Dla korespondentów urządzano codzienne spotkania. Minister propagandy rzadko się na nich pojawiał, gdyż jego przekłamania i arogancja spotykały się z ostrymi reakcjami uczestników. Przed korespondentami stawał szef prasowy Rzeszy Otto Dietrich, najczęściej jednak obowiązki gospodarza pełnił dyrektor Departamentu Prasy Zagranicznej dr Karl Bömer. Korespondenci uzyskiwali poza tym informacje od Auswärtiges Amt (niemieckiego ministerstwa spraw zagranicznych). Dziennikarze starali się filtrować dane serwowane im przez władze niemieckie. Opierali się na własnych doświadczeniach i siatce zaprzyjaźnionych „szpiegów” przdstawiających im prawdziwą wersję wydarzeń. Korespondent USA William Shirer z przekorą pisał o urzędniku niemieckim, niejakim Zallattcie, oddelegowanym do działu prasy amerykańskiej w MSZ Rzeszy. Publicysta twierdził, iż „nie przejmował się nim żaden amerykański korespondent”.
Przybywający do Niemiec dziennikarze zrzeszali się w Stowarzyszeniu Korespondentów Zagranicznych, którego siedziba mieściła się w Berlinie, a początki sięgały 1906 roku. Warto podkreślić, iż w okresie dwudziestolecia międzywojennego Amerykanie ogrywali w stowarzyszeniu istotną rolę. W roku 1928 i 1930 oraz w latach 1934–1936 Louis Lochner z Associated Press pełnił funkcję prezesa organizacji. W latach 1932–1933 na stanowisku tym zasiadał też Edgar Mowrer z „Daily News”, a w 1940 roku Frederick Oechsner z United Press.
Okres pokoju 1933-1939
Rząd niemiecki nie wahał się wydalać opornych i zbyt dociekliwych korespondentów amerykańskich. Termin persona non grata naziści traktowali jako swoistą pogróżkę dla środowiska zagranicznych publicystów, władze Rzeszy musiały jednak brać pod uwagę stanowisko rządów ich państw ojczystych. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na sytuację dziennikarzy francuskich i radzieckich po 30 stycznia 1933 roku. Władze Rzeszy dążyły do wyrzucenia korespondentów ze wspomnianych państw, jednak w odpowiedzi zarówno rząd Francji jak i Rada Komisarzy Ludowych ZSRR zapowiedziały, iż w konsekwencji usuną ze swojego terytorium dziennikarzy niemieckich. Z tego względu władze Rzeszy zrezygnowały z nadawania sprawie dalszego biegu.
Znamienitym przykładem amerykańskiego korespondenta zmuszonego do wyjazdu z Rzeszy w 1933 roku jest Edgar A. Mowrer, przewodniczący Stowarzyszenia Dziennikarzy Zagranicznych w Berlinie. Naraził się on partii narodowosocjalistycznej książką pt. Niemcy cofają wskazówki zegara. Publikacja ta została zakazana w Rzeszy. Również tematy, jakimi zajmował się Mowrer w swych reportażach (np. kwestią napaści na cudzoziemców w Rzeszy), drażniły władze niemieckie.
Do kolejnego incydentu doszło w sierpniu 1934 roku. Niemcy uznały za persona non grata dziennikarkę Dorothy Thompson, żonę pisarza Sinclaira Lewisa. Punktem spornym była książka I Saw Hitler, pokłosie wywiadu z führerem Rzeszy przeprowadzonego w 1932 roku. Na wyjazd z Niemiec dano jej zaledwie 24 godziny. Powiadomiony o całej sytuacji ambasador amerykański William Dodd konstatował, iż wydalenie Thompson „przyczyni się do nadania rozgłosu jej wypowiedziom w całym demokratycznym świecie”. Należy wspomnieć, iż tak się faktycznie stało. Thompson do 1934 roku była postrzegana jako żona Sinclaira Lewisa i dziennikarka, która nie potrafiła prawidłowo zanalizować postaci führera. Po wydalenia jej kariera nabrała tempa. Ostatecznie stała się bardziej rozpoznawalna niż jej mąż.
Do ambasady amerykańskiej od początków 1934 roku docierały informacje o możliwości wydalenia z Rzeszy korespondentów zagranicznych przybyłych z USA. Napięta sytuacja spowodowała falę wyjazdów dziennikarzy z Niemiec. Jej apogeum przypadło na rok 1935, kiedy to 27 korespondentów z różnych państw zdecydowało się opuścić Rzeszę ze względu na możliwość wydalenia. Część amerykańskich korespondentów uważała, iż dobrowolne opuszczenie granic Niemiec było lepsze niż zostanie uznanym za persona non grata, na wyjazd zdecydował się chociażby John Elliott z „New York Herald Tribune”. Stowarzyszenia prasowe w USA nieprzychylnym okiem patrzyły na wydalonych korespondentów.
Obawa przed usunięciem z terytorium Niemiec skłoniła korespondentów amerykańskich do konsultacji z ambasadą USA w Berlinie oraz Departamentem Stanu. W grudniu 1935 roku, podczas wizyty podsekretarza stanu Williama Phillipsa w Berlinie, W. Dodd zorganizował spotkanie tego pierwszego z dziennikarzami amerykańskimi. Korespondentów zajmowała kwestia postawy Departamentu Stanu wobec ich ewentualnego usunięcia z Rzeszy. Niestety, dyplomata nie miał dla nich dobrych informacji. Departament Stanu nie posiadał podstaw prawnych, by wydalić niemieckich korespondentów w reakcji na analogiczną decyzję niemieckich władz. Ambasador Dodd doradził jedynie dziennikarzom, by zachowywali umiar w swej działalności i wystrzegali się czynów mogących ściągnąć na nich kłopoty.
Dopiero rok 1936 przyniósł détente w kwestii dziennikarzy zagranicznych, co było związane z lutowymi igrzyskami zimowymi w Garmisch-Partenkirchen i z olimpiadą letnią w Berlinie. Z uwagi na ruch bojkotu Niemiec na forum światowym, naziści zaczęli dbać o poprawę wizerunku swego kraju. Wydalenia uniknął m.in. przewodniczący Stowarzyszenia Dziennikarzy Zagranicznych, Louis Lochner. Bardziej skomplikowaną była sytuacja Fredericka Birchalla. Po napisaniu „niepoprawnych politycznie” artykułów o Hitlerze stał się on w Niemczech persona non grata. Pomimo tego faktu przyjechał do Rzeszy i nikt nie wiedział, co z tym fantem zrobić. Ostatecznie kilka proniemieckich artykułów Birchalla załagodziło sprawę.
Nagonka na zagranicznych korespondentów powróciła po zakończeniu Olimpiady. W konsekwencji część amerykańskich dziennikarzy zdecydowała się na dobrowolny wyjazd z Rzeszy. Po 1936 roku władze niemieckie unikały wyrzucania z Rzeszy korespondentów z USA. Wiązało się to z tym, iż po powrocie do Stanów Zjednoczonych korespondenci znajdowali się w centrum zainteresowania opinii publicznej, a tym samym wydalenia stawały się porażką propagandową Niemiec. Władze Rzeszy rozpoczęły więc akcję skłaniania korespondentów do wyjazdu, m.in. poprzez utrudnianie im pracy. Naziści nie zawahali się nawet wplątywać korespondentów w szpiegostwo, jednak zaprawieni w bojach dziennikarze amerykańscy ostrożnie podchodzili do propozycji otrzymywania tajnych dokumentów od antynazistowskiej opozycji. Sigrid Schultz z „Chicago Tribune” otrzymała kopertę z projektem silnika samolotowego. Niezwłocznie zniszczyła dowody. Po wyjściu z domu spotkała idących do niej funkcjonariuszy tajnej policji którzy ze względu na refleks dziennikarki nie byli w stanie niczego jej udowodnić.
Po 1936 roku władze niemieckie wykorzystywały wydalenia jako formę odwetu za wyrzucanie niemieckich korespondentów. Przykładem może być historia brytyjskiego dziennikarza Normana Ebbutta z „The Times”. W 1937 roku rząd brytyjski wydalił za szpiegostwo kilku niemieckich korespondentów, w odpowiedzi Ebbutt otrzymał w Rzeszy „wilczy bilet”.
Warto zaznaczyć, iż amerykańscy korespondenci traktowali swych wyrzucanych lub zmuszanych do wyjazdu kolegów z wielką atencją. Dziennikarze organizowali dla kończących pracę w Rzeszy pożegnalne przyjęcia. Następnie tłumnie towarzyszyli kolegom w drodze na dworzec kolejowy. Tam spotykali zazwyczaj agenta Gestapo spisującego ich nazwiska i robiącego im zdjęcia.
Część korespondentów amerykańskich nie mogła wrócić do Rzeszy ze względu na fakt bycia uznania za persona non grata. Istniała również grupa osób wpisanych na „listę śmierci” Gestapo. Znalazł się na niej John Gunther. Powodem była książka tego ostatniego pt. Inside Europe, nota bene, zakazana w Niemczech. We dziele tym autor scharakteryzował Hitlera jako osobę nieracjonalną, zakompleksioną, nieprzewidywalną i przekorną. Ponadto kanclerz Rzeszy był według Gunthera niesłowny, nielojalny oraz tchórzliwy. Również prace wspomnianego wcześniej Vincenta Sheeana nie spotkały się z uznaniem Niemców. Swoistego zaszczytu znalezienia się na wspomnianej liście dostąpił on w 1940 roku.
Niemieccy urzędnicy dokładnie analizowali zagraniczne wystąpienia korespondentów. Osoby, które wyrażały nieodpowiednie poglądy nie mogły podjąć pracy w Niemczech. Przykładem może być wizyta w Berlinie Hansa Kaltenborna, który przyleciał on do stolicy Rzeszy z Londynu w sierpniu 1939 roku. Początkowo władze nazistowskie wyraziły zgodę na jego przyjazd, jednak gdy znalazł się w Niemczech, urzędnicy zmusili go do powrotu do Londynu. Powodem miało być antynazistowskie wystąpienie Kaltenborna w Oklahoma City.
Do września 1939 roku środowisko amerykańskich korespondentów można było podzielić na dwie grupy. Z jednej strony plasowały się osoby ostrożne w wypowiedziach, z drugiej zaś dziennikarze poruszający niewygodne tematy lub niekryjący antynazistowskich poglądów. Ci ostatni z wiadomych przyczyn szybko byli wydalani lub zmuszani do wyjazdu. Szef berlińskiego Associated Press Louis Lochner był przykładem pierwszej postawy. Przyjechał do Niemiec na początku lat dwudziestych XX wieku. W czasie pracy w Berlinie pozyskał wielu przyjaciół na najwyższych szczeblach władzy, obracał się wśród elit, ponadto jego żona miała pochodzenie niemieckie. Nie narzekał również na kwestie finansowe. Z tego względu Lochner pragnął jak najdłużej pozostać w Rzeszy. Szefowie Associated Press utwierdzali korespondenta w jego postawie. Miał on pisać prawdę, ale w taki sposób, by nie narazić się na wydalenie. Warto nadmienić, iż macierzyste gazety, starając się chronić swych korespondentów, często drukowały ich artykuły pod pseudonimami. Tak czyniło np. czasopismo „Chicago Tribune”, które pod nazwiskiem John Dickson opublikowało szereg artykułów o nazistowskiej dyktaturze autorstwa Sigrid Schultz.
Okres wojny 1939–1941
W czasie wojny korespondenci amerykańscy zaczęli odgrywać w środowisku dziennikarskim w Niemczech pierwszoplanową rolę. Ilość publicystów zagranicznych uległa przetrzebieniu ze względu na postępujący proces rozszerzania się konfliktu zbrojnego. Część z pozostałych w Niemczech korespondentów zagranicznych pochodziła z państw zagrożonych agresją niemiecką i musiała uważać, by nie zostać szybko wydalonymi lub aresztowanymi. W takiej sytuacji Amerykanie byli postrzegani jako ci, którzy mogą pozwolić sobie na niewygodne pytania. Konferencje prasowe dla dziennikarzy zagranicznych okresu wojny charakteryzowały się niezwykłą dociekliwością korespondentów z USA. To zainteresowanie Amerykanów całą Europą wynikało m.in. z próśb dziennikarzy Starego Kontynentu nie mogących samodzielnie zadać kłopotliwych pytań.
Po wrześniu 1939 roku liczba konferencji prasowych uległa zwiększeniu. W 1938 roku na stanowisku ministra spraw zagranicznych doszło do rotacji personalnych. Następcą Konstantina von Neuratha został Joachim von Ribbentrop, który powołał w 1939 roku cztery nowe departamenty, w tym prasowy. Początkowo organizował on jedynie sporadyczne spotkania z prasą, jednak szybko przekształciły się one w codzienne konferencje. Prowadził je dyrektor Departamentu Prasy Auswärtiges Amt dr Paul Karl Schmidt lub jego zastępca Gustav Braun von Stumm. Louis Lochner przytoczył w swych wspomnieniach opis jednego z takich spotkań. Zapadło mu ono w pamięć ze względu na adekwatność użytych wówczas słów. Wspomniany Gustav Braun von Stumm zaczął dyktować: „Prasa ma dzisiaj napisać…”, zrozumiawszy jednak, z kim ma do czynienia, po chwili umilkł. Następne zdanie rozpoczął słowami: „Panowie, niemiecki punkt widzenia na tą kwestię to…”. Korespondenci dwa razy dziennie udawali się również na konferencje do Ministerstwa Propagandy.
Dociekliwi dziennikarze z USA byli dla władz nazistowskich niczym cierń, stąd znów doszło do licznych wydaleń Amerykanów z Rzeszy. Taki los spotkał Beacha Congera z „Herald Tribune”, który w listopadzie 1939 roku po miesięcznym pobycie Niemczech został zmuszony do wyjazdu. W lipcu 1940 roku wydalony został kolejny korespondent, Ralph Barnes z „New York Herald Tribune”, za prognozowanie rozpadu koalicji niemiecko-radzieckiej. Pod koniec tego samego miesiąca wyrzucono niejakiego kapitana Corpeninga z chicagowskiego „Tribune”. Chciano również uczynić to samo z reprezentantką tejże gazety Sigrid Schultz, jednak nie znaleziono wystarczających dowodów jej antynazizmu. Schultz sama wyjechała z Niemiec na początku 1941 roku, jednak gdy chciała po kilku miesiącach wrócić, rząd niemiecki nie wydał na to zgody, pozbywając się w ten sposób problemu, jakim była świetnie znającą niemieckie realia korespondentka. William Shirer zauważył, iż korespondenci radiowi byli w lepszej sytuacji niż prasowi. Skrypty audycji były przeglądane przez cenzora, dzięki czemu relacje nie mogły być wykorzystywane przeciwko autorowi. Dziennikarze prasowi teoretycznie mogli dyktować przez telefon co chcieli.
Wśród amerykańskich dziennikarzy istniała również obawa przed oskarżeniem o szpiegostwo. William Shirer dowiedział się w październiku 1940 roku od zaprzyjaźnionej niemieckiej urzędniczki, iż znalazł się pod obserwacją Gestapo. Ministerstwo Propagandy wraz z Ministerstwem Spraw Zagranicznych preparowało dowody świadczące o szpiegowskiej działalności korespondenta. Shirer przyspieszył z tego względu swój wyjazd z Niemiec. Władze Rzeszy szybko znalazły innego kandydata. Przykładem dla ogółu został korespondent United Press Richard Hottelet. Gestapo aresztowało go w marcu 1941 roku pod zarzutem szpiegostwa. Insynuowano, iż przekazywał tajne informacje swojej dziewczynie, byłej pracownicy brytyjskiej ambasady w Berlinie. Zatrzymanie Hotteleta wywołało ferment w USA. Protesty rządu amerykańskiego przyniosły wymierny skutek. Korespondent został wypuszczony z więzienia Moabit cztery miesiące po aresztowaniu, 8 lipca 1941 roku. Został wymieniony na niemieckiego obywatela oskarżonego w USA o szpiegostwo.
Louis Lochner zauważył, iż sytuacja uległa pogorszeniu w 1941 roku. Wykorzystując termin persona non grata, Ministerstwo Propagandy prowadziło wojnę nerwów z zagranicznymi dziennikarzami. Stopniowo zmniejszano im pole manewru. Coraz więcej tematów znajdowało się na liście zakazanych. Amerykańskie centrale tylko w sytuacjach bez wyjścia decydowały się na zamykanie biur w Berlinie i wycofywanie swego personelu, większość starała się wymuszać na korespondentach dalszą pracę. Louis Lochner wspominał, iż w czasie wojny w Berlinie pozostało piętnastu najbardziej wytrwałych dziennikarzy amerykańskich.
W drugiej połowie 1941 roku rząd niemiecki uważał wybuch wojny z USA za pewnik. Amerykanie byli zaczepiani na ulicach, dochodziło do pobić oraz eksmisji z hoteli. Lochner wspominał, iż na konferencjach organizowanych dla zagranicznych dziennikarzy padały obraźliwe słowa pod adresem rządu i obywateli USA. Gdyby korespondent AP zachował się niczym dyplomata i ostentacyjnie wyszedł z sali w ramach protestu, następnego dnia czekałaby na niego decyzja o wydaleniu.
Pod koniec 1941 roku sytuacja wymusiła na części korespondentów przyspieszenie wyjazdu z Niemiec. Ostatnim, któremu udało się wyjechać z Rzeszy przed dołączeniem Stanów Zjednoczonych do wojny był Howard Smith z CBS. Już od listopada uznawano go w Rzeszy za persona non grata, jednak wyjazd owlekał się z powodu postawy niemieckich władz, które pomimo zamknięcia biura CBS w Berlinie nie chciały wypuścić Amerykanina z terenu Niemiec. Ostatecznie Smithowi udało się 5 grudnia uzyskać wizę wyjazdową. Zaprzyjaźniony urzędnik niemiecki radził mu jak najszybciej wyjechać z Rzeszy, co też Amerykanin uczynił 7 grudnia 1941 roku. Jak się okazało, wsiadł do ostatniego pociągu wyjeżdżającego z Berlina przed dołączeniem USA do wojny.
Kiedy Niemcy wypowiedziały wojnę USA, obywatele amerykańscy przebywający na terytorium Rzeszy zostali internowani. Wśród nich znaleźli się m.in.: Louis Lochner, Edwin A. Shanke oraz Alvin Steinkopf z Associated Press oraz Glen Stadler z United Press. Istniały jednak wyjątki od reguły. Guido Enderis z „New York Times” wykorzystał po wejściu USA do wojny swoje drugie obywatelstwo (szwajcarskie), by uniknąć więzienia i kontynuować pracę w Berlinie. Internowani Amerykanie przebywali w obozie w Bad Nauheim niedaleko Frankfurtu nad Menem. W maju 1942 roku zostali wypuszczeni w ramach wymiany więźniów.
Znaczna ilość korespondentów amerykańskich charakteryzowała się krytycyzmem wobec systemu nazistowskiego. Część dziennikarzy z USA sprzyjających początkowo ruchowi narodowosocjalistycznemu przechodziło ewolucję poglądową po zderzeniu wyobrażeń z realiami III Rzeszy. Dociekliwi korespondenci amerykańscy byli dla władzy nazistowskiej problematyczni, dlatego starano się ich w różny sposób pozbywać. Władze niemieckie wykorzystywały status persona non grata, by zmusić do wyjazdu wybranych Amerykanów. Naziści utrudniali też korespondentom pracę i szykanowali ich, starając się skłonić ich do dobrowolnego opuszczenia granic Rzeszy. Władze nazistowskie nie wahały się również preparować dowodów szpiegostwa wybranych Amerykanów.
Działania niemieckie nie zniechęcały dziennikarzy z USA. Przeciwnie, przyjeżdżali oni do Rzeszy, szukając kolejnych kontrowersyjnych tematów. Ilość korespondentów amerykańskich w Niemczech ulegała zmianie. W szczytowym okresie w połowie lat trzydziestych XX wieku było ich około pięćdziesięciu. Podczas wojny w Niemczech przebywało piętnastu najbardziej wytrwałych.
Zobacz też:
- Obraz propagandy nazistowskiej w III Rzeszy w świetle wspomnień ambasadora USA w Niemczech Williama E. Dodda (1933–1937).
- Stosunki handlowe między USA i III Rzeszą w latach 1933–1937 w świetle wspomnień ambasadora amerykańskiego w Berlinie Williama Dodda i innych źródeł.
Bibliografia
Źródła
- Dodd William Edward, Dziennik ambasadora 1933–1938, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1972.
- Hottelet Richard C., Guest’ of the Gestapo: Sour Food, Threats of Klieg Light Treatment, Cold, And Endless Monotony — U.S. Newsman Tells of 4 Months in a Nazi Prison, „San Francisco Chronicle Sunday”, August 3, 1941.
- Lochner Louis Paul, What About Germany?, Dodd, Mead & Co., New York 1942.
- Schimitzek Stanisław, Drogi i bezdroża minionej epoki. Wspomnienia z lat pracy w MSZ (1920–1939), Interpress, Warszawa 1976.
- Shirer William L., Dziennik berliński. Zapiski korespondenta zagranicznego 1934–1941, Bellona, Warszawa 2007.
- Tenże, 20th Century Journey. A memoir of a Life and the Times, vol. 2, The Nightmare Years 1930–1940, Little, Brown and Company, Boston–Toronto 1984.
Opracowania
- Cloud Stanley, Olson Lynne, Chłopcy Murrowa. Na frontach wojny i dziennikarstwa, A.M.F. Plus Group, Warszawa 2006.
- Fiedor Karol, Opinia zagraniczna wobec wydarzeń w Niemczech w latach 1933–1939, „Dzieje Najnowsze”, r. 7 (1975), nr 1, s. 81–108.
- Fischer Heinz Dietrich, The Pulitzer Prize Archive: International reporting, 1928–1985, K.G. Saur Verlag GmbH, New York 1987.
- Hamilton John Maxwell, Journalism’s Roving Eye: A History of American Foreign Reporting, Louisiana State University Press, Louisiana 2009.
- Hohenberg John, Foreign Correspondence: The Great Reporters and Their Times, Syracuse University Press, Columbia 1995.
- Jonas Manfred, The United States and Germany. A diplomatic History, Cornell University Press, Ithaca, New York 1984.
- Kiwerska Jadwiga, Niemcy w polityce Stanów Zjednoczonych (1919–1929), [w:] Niemcy w polityce międzynarodowej 1919–1939, t. 1, Era Stresemanna, pod red. Stanisława Sierpowskiego, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 1990, s. 221–241.
- Król Eugeniusz Cezary, Propaganda i indoktrynacja narodowego socjalizmu w Niemczech 1919–1945, Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 1999.
- Lambert Bruce, John Elliott, 95, a Correspondent Who Foresaw the Threat of Hitler, „The New York Times”, 6 stycznia 1992 [dostęp: 4 grudnia 2012], <["http://www.nytimes.com/1992/01/06/world/john-elliott-95-a-correspondent-who-foresaw-the-threat-of-hitler.html"]>.
- Nagorski Andrew, Hitlerland. Jak naziści zdobywali władzę, Rebis, Poznań 2012.
- Price-Groff Claire, Extraordinary Women Journalists, Children’s Press, New York 1997.
- Rosenbaum Robert A., Waking to Danger: Americans and Nazi Germany, 1933–1941, Praeger, Santa Barbara, Calif. 2010.
Redakcja: Roman Sidorski