„Wyprawa na jeżyny” generała Scotta
Ten tekst jest fragmentem książki Jarosława Wojtczaka „Fallen Timbers 1794”.
Kampania Harmara w Ohio nie rozwiązała problemu i zwiększyła tylko napięcie pomiędzy Indianami i białymi osadnikami. Z nadejściem nowego roku ataki Indian w dolinie Ohio znacznie się nasiliły. Na początku stycznia 1791 roku Szaunisi napadli na dwie osady w pobliżu Marietty i Cincinnati, zabijając i porywając ponad 20 osób. Po klęsce Harmara indiańska konfederacja wydawała się silna jak nigdy, a państwo amerykańskie praktycznie nie miało armii. Mimo to zły i zakłopotany Waszyngton był zdecydowany bardziej niż kiedykolwiek pokazać Indianom z Ohio siłę Stanów Zjednoczonych.
22 stycznia Knox poinformował Kongres, że Stany Zjednoczone toczą otwartą wojnę na Północnym Zachodzie i potrzebna jest nowa ekspedycja przeciwko Indianom z Ohio z udziałem 3 lub 4 tys. żołnierzy. W marcu rząd powierzył dowództwo wojskowe generałowi St. Clairowi, a Kongres, który po apelu Knoxa domagał się szybkiej i zdecydowanej akcji odwetowej, przyznał dodatkowe fundusze na cele wojenne. Mimo słabości armii Waszyngton polecił St. Clairowi przygotować nową kampanię w nadziei, że ten, dzierżąc jednocześnie władzę polityczną i wojskową na Północnym Zachodzie, pomści klęskę swojego poprzednika.
Podobnie jak Harmar, Arthur St. Clair (1837–1818) był weteranem wojny z Francuzami i Indianami oraz zasłużonym żołnierzem wojny o niepodległość, podczas której dosłużył się stopnia generała brygady. Miał opinię jednego z najbardziej zaufanych dowódców Waszyngtona, walczył razem z nim m.in. w bitwach pod Trenton i Princeton. W lutym 1787 roku został wybrany na prezydenta Kongresu Kontynentalnego, i to za jego kadencji uchwalono słynną ustawę o Terytorium Północno-Zachodnim. Po złożeniu urzędu w listopadzie 1787 roku został wybrany na pierwszego gubernatora nowo utworzonego terytorium. Jednym z najbardziej palących problemów, przed jakimi St. Clair stanął jako gubernator federalny Terytorium Północno-Zachodniego, było ułożenie stosunków z Indianami, którzy się uważali za prawnych właścicieli tych ziem. W styczniu 1789 roku, stosując na przemian groźby użycia siły i przekupstwo, zdołał przekonać niektórych wodzów: Irokezów, Wyandotów, Delawarów, Czipewejów, Ottawów, Potawatomich i Sauków do podpisania traktatu w forcie Harmar. Na jego mocy Indianie mieli odstąpić Amerykanom większość ziem we wschodnim i w południowym Ohio i otworzyć region dla osadnictwa białych w zamian za niewielką rekompensatę pieniężną. Traktat nie doprowadził do pokoju, ale oznaczał zmianę w dotychczasowej amerykańskiej polityce indiańskiej. Polegała ona na powrocie do tradycyjnej praktyki płacenia im za ziemię, tak jak w przypadku innych suwerennych narodów. Wielu Indian, głównie Miamisów i Szaunisów, których nie dopuszczono do udziału w negocjacjach, odmówiło honorowania zobowiązań przekupnych wodzów i nie zaprzestało napadów na osiedla białych.
W marcu 1791 roku Waszyngton spotkał się z St. Clairem w Filadelfii. Omawiając plan kampanii, dał mu kilka rad, wynikających z jego własnych, bolesnych doświadczeń z walk z Indianami. Prezydent podsumował tak: „Strzeż się zaskoczenia”. Potem dodał jeszcze: „Nie ufaj Indianom, ani na chwilę nie odkładaj broni, a kiedy będziesz się zatrzymywał na noc, zawsze umacniaj swój obóz, za każdym razem. Tak generale, strzeż się zaskoczenia”.
Zlecając 21 marca St. Clairowi zorganizowanie nowej ekspedycji przeciwko Indianom w Ohio, Waszyngton i Knox byli przekonani, że generał wyruszy w środku lata, ale różne problemy logistyczne, trudności z rekrutacją żołnierzy i braki w zaopatrzeniu znacznie opóźniły rozpoczęcie kampanii. Groźba ataków Indian, którzy zachęceni zwycięstwem nad Harmarem „mogli najechać nasze osiedla w dolinie Ohio i popełnić straszne mordy na tutejszych mieszkańcach”, skłoniła Knoxa i gubernatora Wirginii Beverleya Randolpha do zorganizowania wyprawy prewencyjnej przeciwko Wea, Kikapu i Potawatomim w dolinie Wabash. Sekretarzowi wojny zależało szczególnie na pojmaniu jak największej liczby kobiet i dzieci, aby pokazać Indianom, że „możemy ich dosięgnąć wszędzie i są na naszej łasce”. Wyprawą miał dowodzić generał Charles Scott, dowódca milicji z Kentucky i weteran wojen indiańskich (jego syn Merritt, kapitan milicji, zginął, walcząc pod rozkazami Harmara). Knox powiadomił go, że prezydent życzy sobie „zrobić na Indianach wrażenie mocnym pokazem siły Stanów Zjednoczonych”. W maju Scott poprowadził brygadę 750 konnych ochotników przez rzekę Ohio do dawnego francuskiego fortu Quiatenon w Indianie. Zastępcą dowódcy był podpułkownik James Wilkinson, a w jego oddziale znaleźli się liczni weterani ekspedycji Harmara, którzy chcieli pomścić ubiegłoroczną klęskę nad Maumee.
Wbrew przypuszczeniom Amerykanów skonfederowani Indianie wcale nie zamierzali najeżdżać osadników. Z powodu wyjątkowo śnieżnej i mroźnej zimy w lasach Illinois padło wiele dzikiej zwierzyny, a na domiar złego w Miastach Miamisów stracono zapasy kukurydzy. To sprawiło, że plemiona indiańskie były zmuszone bardziej do walki o przetrwanie niż atakowania białych. Indianie wiedzieli, że Amerykanie już wkrótce zechcą się zrewanżować za klęskę Harmara i chcieli się lepiej przygotować do nowej konfrontacji. W tym celu Mały Żółw i Le Gris zaraz po zwycięstwie nad Harmarem udali się do Detroit, aby szukać tam pomocy Brytyjczyków. Jednocześnie Miamisi, Delawarowie i Szaunisi zaczęli odbudowywać swoje zniszczone wioski u źródeł Maumee. Wielu Indian przeniosło się dalej w dół rzeki i osiedliło przy ujściu Auglaize, w pobliżu dzisiejszego Defiance w Ohio, gdzie mieszkali już agenci McKee i Elliot ze swoimi indiańskimi rodzinami.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Jarosława Wojtczaka „Fallen Timbers 1794” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki Jarosława Wojtczaka „Fallen Timbers 1794”.
Kiedy wieści o wyprawie Scotta dotarły nad Auglaize, setki tamtejszych wojowników, przekonanych, że jej celem ponownie będą Miasta Miamisów, natychmiast ruszyło w górę Maumee. W końcu maja w Kekiondze i okolicznych wsiach zgromadziło się prawie 2 tys. Indian gotowych znowu bronić swojej „twierdzy” u źródeł Maumee. Blisko 500 z nich pochodziło z wiosek nad Wabash, które były rzeczywistym celem wyprawy Scotta. Oficerowie armii federalnej określili ją potem jako chaotyczny rajd, który miał zmiękczyć Indian przed właściwą wyprawą St. Claira w końcu roku, ale wbrew ich opinii okazała się ona sporym sukcesem.
Ekspedycja Scotta wyruszyła z fortu Washington 23 maja i idąc przez zalesione tereny południowej Indiany pomiędzy rzekami White i Wabash, po przebyciu w ciągu ośmiu dni 250 km dotarła w pobliże Quiatenon. Trudne warunki terenowe i zła pogoda zmęczyły Amerykanów, którzy stracili dużą część zaopatrzenia. Głodni milicjanci musieli żywić się rosnącymi obficie w lesie jeżynami, co sprawiło, że później wyprawa przeszła do historii pod nazwą wyprawa na jeżyny (Blackberry Expedition). 1 czerwca Amerykanie wynurzyli się nagle z lasów nad Wabash w pobliżu dwóch małych wiosek Indian Wea i Kikapu. Scott rozdzielił swoje siły i wysłał 200 ludzi z pułkownikiem Hardinem do wsi Kikapu po drugiej stronie rzeki, a sam ruszył na wioskę Wea w Quiatenon. Zaskoczeni Indianie rzucili się do swoich kanu z zamiarem przeprawienia się na drugi brzeg Wabash, skąd osłaniali ich ogniem Kikapu. Zdążyli uciec, zanim milicjanci ich zaatakowali. Szerokość koryta nie pozwalała na sforsowanie rzeki w tym miejscu, więc Scott wysłał oddziały Wilkinsona i majora Thomasa Barbee w górę i w dół Wabash na poszukiwanie brodu. Wilkinson nie znalazł przeprawy, ale jego ludzie zabili kilku Indian uciekających łódkami w górę rzeki. Za to Barbee odnalazł bród i po sforsowaniu Wabash dotarł do wsi Kikapów. Następnego dnia główne siły Scotta doszczętnie zniszczyły obie wioski i otaczające je pola niedojrzałej kukurydzy. W tym czasie Wilkinson z oddziałem 320 ludzi wyruszył do leżącej prawie 30 km dalej na północny wschód nad Eel wsi plemienia Wea o nazwie Kenapacomaqua. Duża, licząca ok. 120 chat osada została spalona, a wielu jej mieszkańców, którzy nie zdążyli uciec, wymordowano.
Po dwóch dniach odpoczynku, 4 czerwca, Scott uwolnił 16 jeńców, którzy byli zbyt starzy lub chorzy, i ruszył w drogę powrotną. Przed odejściem ostrzegł Indian: „Jeśli nie zechcecie żyć w pokoju, wasi wojownicy zostaną pozabijani, wasze miasta i wsie złupione i zniszczone, wasze żony i dzieci zabrane w niewolę, a ci, którzy uciekną przed furią naszych potężnych wodzów, niech będą pewni, że nie zaznają spokoju po tej stronie Wielkich Jezior”.
15 czerwca Scott wrócił triumfalnie do fortu Steuben. Nazajutrz przeprawił swoich ludzi przez Ohio i po dotarciu do Louisville rozpuścił ich do domów. W raporcie napisał, że tylko w Quiatenon jego oddziały spaliły 70 domów, „wiele z nich bardzo dobrze wykończonych”, razem z zapasami żywności, skórami i innym dobytkiem. Podczas wyprawy milicjanci Scotta zabili 32 Indian i wzięli do niewoli 58 kobiet i dzieci, w tym żonę i dziecko Williama Wellsa, białego wychowanka Miamisów. Straty własne wyniosły tylko pięciu rannych. Scott chwalił się potem, że jego ludzie okazali się lepiej wyszkoleni oraz bardziej efektywni i zdyscyplinowani niż wojsko Harmara, a cała wyprawa kosztowała „tylko ok. 20 tys. dolarów z funduszy federalnych”.
1 sierpnia podpułkownik Wilkinson poprowadził z fortu Washington 493 konnych milicjantów z Kentucky i 32 żołnierzy regularnych na jeszcze jedną wyprawę przeciwko Indianom Wea i francuskim kupcom w górze Wabash. 8 sierpnia ponownie zaatakował wioskę Kenapacomaqua przy ujściu Eel, którą niedawno zniszczył podczas wyprawy generała Scotta. W walce poległo dwóch milicjantów, jeden został ranny. Zginęło ośmiu Indian, w tym sześciu wojowników, kobieta i dziecko. Milicjanci wzięli do niewoli 34 kobiety i dzieci, uwolnili także jednego amerykańskiego jeńca. Potem Wilkinson pomaszerował na zachód do rzeki Tippecanoe, zamierzając zniszczyć leżące na prerii za rzeką wioski plemienia Kikapu. Nie pozwoliło mu na to zmęczenie koni. W ciągu dwóch dni zrównał z ziemią wszystkie wioski na południowym brzegu Tippecanoe, spalił nagromadzone w nich zapasy żywności i wyciął kilkaset akrów kukurydzy. 12 sierpnia ruszył w drogę powrotną dawnym szlakiem Scotta w dół Wabash. 21 sierpnia, po przejściu 725 km z fortu Washington, wrócił do Louisville nad Ohio, tracąc po drodze 270 ochwaconych koni.
W ciągu roku Indianie z Ohio i Indiany trzykrotnie stali się obiektem ataków Amerykanów. Wyprawy Scotta i Wilkinsona udowodniły wyższość dobrze zorganizowanej kawalerii amerykańskiej nad indiańskimi wojownikami. Chociaż główny cel tych wypraw – całkowite usunięcie Indian z północno-zachodniego Ohio i doliny Wabash – nie został osiągnięty, przyniosły one pewne rezultaty. Na początku lipca Indianie z Miast Miamisów zebrali się w dole Maumee na naradzie, podczas której Alexander McKee przekonał niechętnych Miamisów i Szaunisów do uznania rzeki Muskingum jako granicy ze Stanami Zjednoczonymi i porzucenia oporu na linii Ohio. Było to właściwie równoznaczne z uznaniem postanowień traktatów z fortów McIntosh i Harmar, w których Amerykanie wymusili na Indianach zrzeczenie się ziem w południowym i wschodnim Ohio.