Wykorzystanie pierwotnych ludzkich instynktów, obserwacji i wierzeń w formach kultu

opublikowano: 2011-01-01, 23:13
wolna licencja
Religia oraz wszelkie jej przejawy z pewnością stanowią fenomen nie mający sobie równych w świecie. Jest ona obecna wszędzie. Jej zakorzenienie w kulturze wynika z trwałości pewnych idei w ludzkim umyśle, a to z kolei wypływa z postrzegania świata przez naszych praprzodków.
reklama

Gdy tylko ludzie pierwotni zyskali samoświadomość i zaczęli interesować się tym, co ich otaczało, zauważyli w przyrodzie pewne zależności, których sami nie umieli sobie wytłumaczyć i którym zaczęli przypisywać nadprzyrodzone znaczenie. Pierwotne więc poczucie sacrum bierze się z lęku wobec świata i jego kontemplacji, z uświadomienia sobie miejsca w nim zajmowanego, czy wreszcie: z dostrzeżenia zależności między „ja”, a resztą świata.

Krew zwierzęcia równa jest krwi ludzkiej

Człowiek, z punktu widzenia środowiska naturalnego, jest drapieżnikiem. Przez miliony lat musiał polować, aby przeżyć. Fakt, że żywił się mięsem, sprawił, iż był w stanie w znaczący sposób rozwinąć się w porównaniu z innymi gatunkami. Gdy zyskał samoświadomość, zauważył ten paradoks: aby zachować swoje życie, musi je najpierw odebrać zwierzynie. Dzięki temu między myśliwym a ofiarą zawiązała się specyficzna więź. Krew zwierzęcia jest dokładnie taka sama, jak krew ludzka – przelana staje się ofiarą. W późniejszych kultach, podług tego myślenia, ofiary z ludzi zastępowano ofiarami ze zwierząt i odwrotnie. Kolor krwi pełnił również istotną rolę w rytuale grzebania zmarłych. Być może właśnie ze względu na kulturę myśliwską powstała koncepcja nadprzyrodzonych istot – towarzyszy, bóstw opiekuńczych, duchów gatunków zwierzęcych.

Krwawa ofiara (ilustracja przedstawiająca aztecki rytuał składania ofiar z ludzi, a pochodząca z szesnastowiecznego „Kodeksu Magliabecchiano”)

Nie ulega wątpliwości, że pierwotne instynkty ludzkie i zachowania powodowane były chęcią zjednania sobie sił świata, wobec których człowiek czuł się – i często był – bezradny. Odcisnęło to swoje piętno na przejawach kultów w cywilizacjach znacznie bardziej zaawansowanych kulturowo niż prymitywne wspólnoty. Wykorzystywanie pewnych obserwacji dokonanych przez pierwotnych ludzi czy instynktów w kontekście kultowym jest niejednokrotnie zaskakujące. Niektóre koncepcje są niezwykle trwałe – nawet na tyle, że niejako przystosowywały się do zmieniających się warunków kulturowych, aby zapewnić sobie przetrwanie.

W niniejszym artykule zostanie podjęta próba ilustracji tych rytuałów w wybranych kultach, obrzędach i kręgach kulturowych, które wykorzystują najbardziej pierwotne ludzkie obserwacje czy wierzenia. Jest to tematyka niezwykle szeroka, toteż poruszone zostaną tylko niektóre zagadnienia: najciekawsze, najbardziej godne uwagi, czy też najbardziej aktualne. Na początek zaś warto przyjrzeć się, czym może być religia z czysto biologicznego punktu widzenia (jako że, jak już wspomniano, z czysto biologicznych pobudek wyrasta) oraz jak w ten obraz wpisują się zachowania kultowe.

Zakorzenienie religii w kulturze

Nowozelandzki uczony Kim Sterelny zajmował się badaniem kultury współczesnych Aborygenów z Papui-Nowej Gwinei. Są to przedstawiciele wspólnoty myśliwskiej, potrafiącej poradzić sobie w trudnych warunkach naturalnych panujących na tej wyspie. Badacz nie krył swojego zdumienia swoistą niekonsekwencją, jaką zauważył. Okazało się bowiem, że obok znakomitego rozeznania w środowisku i niezwykłej umiejętności zapanowania nad nim, Aborygeni posiadają też „destrukcyjną obsesję na punkcie menstruacji i czarów”. Ten fakt rzeczywiście może zaskakiwać: lud, który dzięki swojej własnej pracy i wytrwałości okiełznał nieprzyjazny świat, w którym żyje, zajmuje się czynnościami, które, obiektywnie patrząc, nie pomogą mu lepiej poznać świata: rytuałami magicznymi. Na pierwszy rzut oka te czynności mogą się wydawać zwykłą stratą czasu i stanowić przejaw przesądu, któremu nie warto poświęcać uwagi. Jest jednak inaczej.

reklama

Można dostrzec, że w najbardziej prymitywnych kulturach: takich, których przedstawiciele muszą codziennie walczyć o byt, świadomość ludzka rozwija się w dwóch kierunkach. Pierwszy z nich wyznaczany jest przez codzienne potrzeby, czyli przez zwykłą wolę przetrwania. Drugi – to kierunek nieuzasadniony z czysto pragmatycznego, biologicznego punktu widzenia. Pierwotność kultury Aborygenów badanej przez Sterelnego i jej prawdopodobne podobieństwo do najdawniejszych ludzkich społeczności pozwala sądzić, że nie inaczej rzecz się miała w przypadku praczłowieka: obok czynności koniecznych dla przeżycia wykonywał też takie, które tylko w jego mniemaniu mogły mu przynieść powodzenie. Powstaje pytanie: dlaczego? Powyższe wprowadzenie dotyczące pierwotnych ludów myśliwskich było potrzebne, gdyż w trakcie omawiania teorii na ten temat powstałych będzie dobrze ilustrowało stan, w którym mogły narodzić się pierwsze ludzkie uczucia sacrum .

Natura, zgodnie z duchem teorii ewolucji, nieubłaganie faworyzuje na przestrzeni dziejów te zachowania – czy raczej geny za nie odpowiedzialne – które pozwalają osobnikowi przeżyć, a gatunkowi przetrwać. Jednakże z przytoczonego powyżej przykładu papuaskich Aborygenów widać, że ludzie praktykują nie tylko zachowania na pierwszy rzut oka racjonalne, ale też takie, które bezstronnemu obserwatorowi mogą wydać się bezsensowne. Naukowcy w poszukiwaniu przyczyn takiego stanu rzeczy akcentują rolę środowiska, w jakim pierwotny człowiek się poruszał i tego, jakie cechy były u człowieka z ewolucyjnego punktu widzenia „pożądane”, tj. przyjmując jaką postawę, zwiększały się jego szanse na przetrwanie.

Nastawienia fizykalne, konstrukcyjne i intencjonalne

Filozof Daniel Dennett zaproponował trójpodział ludzkich „nastawień”, tzn. sposobów postrzegania, które pozwalają człowiekowi zrozumieć i przewidzieć zachowania obiektów znajdujących się w jego otoczeniu. Są to: „nastawienie fizykalne”, „nastawienie konstrukcyjne” oraz „nastawienie intencjonalne”. Pierwsze z nich dotyczy zgodności zachowania obiektu z prawem natury – dzięki niemu nie jest konieczne wykonywanie skomplikowanych obliczeń matematycznych za każdym razem, gdy chce się przewidzieć, co się z nim stanie. Człowiek pierwotny mógł na przykład dzięki temu, bez rysowania i analizy wykresów czy nawet świadomości prawa ciążenia, być pewnym, że owoc spadający z drzewa może uderzyć go w głowę, a wyrzucona z odpowiednią siłą dzida spadnie w żądanym miejscu. „Nastawienie konstrukcyjne” to takie, dzięki któremu człowiek nie zastanawiał się nad dokładną budową skonstruowanego obiektu, a skupiał się jedynie na jego działaniu.

reklama

Jedno z wyróżnionych przez Dennetta „nastawień” jest najszersze: najlepiej sprawdza się w przewidywaniu zachowań organizmów żywych. Stanowi swoistą strategię interpretacji i przewidywania zachowania danego obiektu tak, jakby był on podmiotem racjonalnym, kierującym się w swych działaniach przekonaniami i pragnieniami. Jest to niezwykle ważne, gdyż dzięki temu człowiek pierwotny nie zastanawiając się długo nad tym, jak wygląda drapieżnik, uciekał przed nim, bądź podejmował walkę. Co za tym idzie, pozostawał bardziej czujny na mogące na niego czyhać niebezpieczeństwo. Osobnicy obdarzeni takimi zdolnościami w sposób nie budzący wątpliwości stali na uprzywilejowanej pozycji wobec tych, którzy takich zachowań nie wykształcili. Dzięki temu geny odpowiedzialne za tę cechę mogły się rozprzestrzenić w populacji. „Nastawienie intencjonalne”, bo o nim mowa, jest dla naukowców punktem wyjścia dla rozważań na temat możliwych źródeł sacrum .

Polecamy e-book Antoniego Olbrychskiego – „Pojedynki, biesiady, modlitwy. Świat średniowiecznych rycerzy”:

Antoni Olbrychski
„Pojedynki, biesiady, modlitwy. Świat średniowiecznych rycerzy”
cena:
Wydawca:
Michał Świgoń PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Liczba stron:
71
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-07-5

Książka dostępna również jako audiobook!

Jak zostało to powiedziane, „nastawienie intencjonalne” pełniło bardzo ważną, a może nawet kluczową rolę w przystosowywaniu pradawnych przedstawicieli naszego gatunku do pełnego zagrożeń środowiska. Należy jednak zwrócić uwagę, że przyjmując nastawienie intencjonalne można przewidywać zachowanie danego obiektu (zwierzęcia, człowieka) niezależnie od tego, czy rzeczywiście posiada on jakiekolwiek stany intencjonalne. Czujność na niebezpieczeństwo człowieka pierwotnego obejmowała cały otaczający go świat. Niekiedy przypisywał on intencjonalność obiektom czy nawet zjawiskom, które w rzeczywistości jej nie posiadały i posiadać nie mogły (wiatr, deszcz etc.) – z pewnością bowiem geny osobników, które wykazywały się większą czujnością, były przez ewolucję faworyzowane, w przeciwieństwie do genów tych, którym tej czujności brakowało. Ewolucja zatem wykształciła w człowieku wrodzoną skłonność do przypisywania podmiotowości obiektom z otaczającego go świata – nawet tym, które tej podmiotowości nie posiadają. Stąd natomiast wzięło się poczucie „celowości” wszystkiego, co nas otacza. Udowodniła to psycholog Deborah Keleman, wykazując w swoim artykule, że dzieci cechuje silna skłonność do przypisywania celowości wszystkim zjawiskom. Nazwała to „intuicyjnym teizmem”. Ilustruje, że małe dzieci w inny sposób zadają pytania o celowość istnienia jakiegoś obiektu, niż dorośli. Mają one bowiem szerszy zakres zadawania pytania: „po co to jest?” („what’s this for?”), stosując je nie tylko do artefaktów czy części ciała, ale też innych obiektów. Dużo łatwiej jest dzieciom przyjąć na przykład, że „chmury są zrobione po to, żeby padał deszcz”, niż że „chmury robią deszcz”. Nie dość więc, że ludzie posiadają, odwrotne do naukowego, wrodzone podejście do wszystkiego, co ich otacza, to jeszcze mają świadomość istnienia jakiejś potężniejszej siły, która „stoi za tym”, że dany obiekt działa w taki, a nie inny sposób. Stąd już tylko krok do szukania i znajdowania przejawów działania niewidzialnych istot nadprzyrodzonych, których domniemanym zadaniem jest zawiadywanie określonymi siłami przyrody. Inną z możliwości jest personifikowanie samych zjawisk.

reklama

Świat nauki obecnie zatem stoi na stanowisku, że poczucie sacrum stanowi swego rodzaju produkt uboczny naturalnych ludzkich odruchów, które powstały w innym celu – po to mianowicie, żeby lepiej przystosowywać się do środowiska i zwiększyć swoje szanse na przetrwanie.

Pierwotne instynkty człowieka a memy: powstanie sacrum

Warto teraz zwrócić uwagę na to, dlaczego i jak takie pierwotne instynkty władające podświadomością ludzi i determinujące ich zachowanie przetrwały w cywilizacjach znacznie lepiej rozwiniętych. W czasie rewolucji neolitycznej (9–7 tys. lat przed Chr.) człowiek porzucił koczowniczy tryb życia i zajął się rolnictwem, zaś łowiectwo i zbieractwo przestało być jego jedynym źródłem utrzymania. W skali całej historii rodzaju ludzkiego jest to okres niebywale krótki. Dlatego, choć „nastawienie intencjonalne” przestało odgrywać w osiadłym życiu pierwszoplanową rolę, ludzie odczuwali i odczuwają jego skutki. Często zdarza się, że jakieś wydarzenia interpretowane są pod kątem tego, kto mógł je spowodować, nawet jeśli jest to zjawisko naturalne. To dlatego – przykładowo – po kataklizmach ludzie, którzy stracili cały dobytek, pytają „dlaczego akurat mnie przyszło tego doświadczyć?”, szukając odpowiedzi w sferze duchowej, a nie znajdując pocieszenia w wyjaśnieniu naukowym: (na przykład) „żyjesz na terenie aktywnym sejsmicznie”, co w istocie jest jedynym racjonalnym wyjaśnieniem. Również pokłosiem pradawnej konieczności uważania na wszystko, co dzieje się dookoła jest wyostrzenie zmysłów ludzkich w ciemności. Jeśli zaś chodzi o poczucie sacrum, to jego rozwój nie mógł już zostać zahamowany przez to, że mechanizm, który je wywołał, przestał stanowić „być albo nie być” dla człowieka. Można powiedzieć, że już dużo wcześniej, także w paleolicie, uczucie to, nawarstwiające się i przyoblekane w najróżniejszego rodzaju wierzenia, zaczęło żyć własnym życiem. Działo się tak dzięki przekonaniu ludzi o słuszności praktyk kultowych oraz temu, że każdy system wierzeń jest ideą. Może więc, jak dowodzą naukowcy, samorzutnie się replikować i rozprzestrzeniać.

reklama

Możliwość dziedziczenia cech nabytych postulował na początku XX w. niemiecki uczony Richard Semon, a jednostce to umożliwiającej nadał nazwę mnemu (od gr. [μιμνῄσκω]). Podobną tezę, ale dotyczącą możliwości rozprzestrzeniania się idei, umiejętności itp., wysunął w latach 70.-tych XX wieku w swojej popularnonaukowej publikacji wzmiankowany Richard Dawkins. Jego teoria zakłada, że proces popularyzacji idei w społeczeństwie przypomina rozprzestrzenianie się genów w puli genowej. Wprowadził on również nową nazwę dla kulturowego odpowiednika genu: jest nim mem (od gr. [μίμησις]). Nośnikiem informacji jest mózg ludzki, a wymiana i rozchodzenie się memów polega na naśladownictwie (stąd nazwa). Według Dawkinsa żaden inny gatunek poza ludzkim nie wytworzył takiej możliwości. Można zatem powiedzieć, że istnienie memów jest pewnym ludzkim uniwersalium, cechą immanentną ludzkiej natury.

Podobnie jak w przypadku „zwykłej”, tj. genetycznej ewolucji, także memetyka zakłada pewne mutacje. Każda idea więc, „przetwarzana” przez każdy mózg, może przybierać inne postacie i prowadzić ludzi do odmiennych wniosków. Postuluje się też to, że ewolucja memowa zachodzi znacznie szybciej, niż genetyczna. Za przykład memu inny, niż idee religijne, może służyć też np. język. Mówi się także o memach konkretnej teorii naukowej (im jej mem jest silniejszy, tym więcej się o niej mówi) czy konkretnego utworu muzycznego (jeśli jego mem jest lepiej przystosowany do warunków, tj. w tym przypadku do gustów słuchaczy, niż inne, to ma większe szanse na zostanie zapamiętanym przez dłuższy czas). Teoria memu jest atrakcyjna z tego względu, że wszystko można uznać za przejaw jej słuszności. Niewątpliwie idea ta jest kontrowersyjna. Niejednokrotnie próby wyprowadzenia ludzkich zachowań – w tym tych związanych z kultem – z biologii, wywoływało ostrą reakcję ludzi, którzy z takim stanem rzeczy nie chcieli się pogodzić. Tak jest i do tej pory. Jednakże słowo „mem” ([meme]) znalazło swoje miejsce w oksfordzkich słownikach języka angielskiego.

reklama

Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:

Tomasz Leszkowicz
„Oblicza propagandy PRL”
cena:
11,90 zł
Wydawca:
Michał Świgoń PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Liczba stron:
116
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-05-1

Książka dostępna również jako audiobook!

Memy, podobnie jak geny, wg zwolenników tej teorii, kierują zachowaniami swoich posiadaczy, celem zyskania dla siebie jak najlepszych możliwości rozprzestrzenienia się. Warto zastanowić się, jakie są implikacje tak postawionej tezy w odniesieniu do systemu wierzeń religijnych. Na przestrzeni wieków silne przekonanie ludzi o słuszności jednego konkretnego kanonu kultowego nieraz prowadziło do sytuacji konfliktowych, czego skutkiem było wykluczanie ze wspólnoty po-szczególnych ludzi: tych, którzy danej ideologii nie wyznawali. Biorąc to pod uwagę, można rzeczywiście przyjąć, że system wierzeń „ukonstytuował” się w społeczności w taki sposób, aby eliminować jednostki stanowiące dlań potencjalne zagrożenie. Zdecydowanie najbardziej spektakularnym spośród starożytnych przykładów procesu wykluczania osoby ze wspólnoty jest sprawa Sokratesa. W platonowej „Obronie Sokratesa” przeczytać można: „Sokrates, powiadają, zbrodnię popełnia, albowiem psuje młodzież, nie uznaje bogów, których państwo uznaje”. Zatem tak naprawdę największą przewiną filozofa była nieumiejętność albo niechęć dostosowania się do panujących w polis norm religijnych, za co został stracony. Wydaje się, że nazywanie procesu Sokratesa czysto politycznym nie oddaje istoty rzeczy. Warto zwrócić uwagę, nawet jeśli przyznać słuszność tezie o politycznym podłożu oskarżeń wobec Sokratesa, iż szukano mimo wszystko pretekstu wśród motywów religijnych. Religia staje się więc z racji swojej ugruntowanej pozycji w społeczeństwie swoistym wytrychem, przy pomocy którego można rozwiązywać wiele problemów, na przykład politycznych. Analogicznie można również traktować działalność Świętej Inkwizycji, uznając jej działanie za próbę wykorzenienia innych wersji wierzeń, która to próba podejmowana była pod wpływem silnej wiary w słuszność jednego konkretnego kanonu.

Kościół Katolicki wobec innych wiar

Warto przyjrzeć się temu, co na temat innowierców bądź niewierzących mówi Katechizm Kościoła Katolickiego. Przeczytać tam można np., że inne religie „odbijają promień owej Prawdy, oświecającej wszystkich ludzi”. Autorzy zapewniają przy tym czytelnika, że dla innych religii należy mieć „szczery szacunek”. Widać zatem, że jeden kanon wierzeń, uznany za przejaw Prawdy, jest w myśl autorów tym, do czego wszyscy ludzie na świecie powinni dążyć. Prowadzi to również do doszukiwania się elementów wspólnych w religiach jako dowód na istnienie tego swoistego wspólnego mianownika, czyli „Prawdy” i do akceptacji tylko tych punktów w obcym kulcie, które w jakiś sposób z własnymi wierzeniami się pokrywają, gdyż to one są bliżej jedynie słusznego poglądu. Pokazuje to, że każdy system religijny, jeśli tylko mocno zakorzeni się w kulturze i cywilizacji, łatwo może zostać uznany przez wyznawców za jedynie słuszny. Wszelkie inne przejawy kultu są interpretowane od strony wyznawanej „Prawdy”.

reklama

Kilka akapitów dalej wyraźnie zostaje zaznaczone, jaką postawę wobec innych religii musi przyjąć ten, kto chce siebie mienić osobą wierzącą: „Pierwsze przykazanie potępia politeizm. Domaga się od człowieka, by nie wierzył w innych bogów poza Bogiem i nie oddawał czci innym bóstwom poza Jedynym Bogiem”. Natomiast stosunek do osób niewyznających tego, ani żadnego innego systemu religijnego, bądź zachowujących wobec kategorycznych sądów na ich temat dalece idącą powściągliwość, jest ewidentnie nieprzyjazny. Warto również wspomnieć o tym, co według wykładni KKK można powiedzieć o wolności religijnej – wydaje się bowiem, że jest to typowe dla systemów wierzeń w ogóle. „Wymaga on [obowiązek społeczny – przyp. S.H.] od nich [chrześcijan – przyp. S.H.] by przyczyniali się do rozpowszechniania jedynej prawdziwej religii, która istnieje w Kościele Katolickim i apostolskim” oraz „W sprawach religijnych nikt nie powinien być przymuszany do działania wbrew swojemu sumieniu, ani nie powinno się przeszkadzać mu w działaniu według jego sumienia”.

O ile przyjąć, że oba zdania dotyczy wyznawców jednej doktryny (tu: chrześcijaństwa), to drugie z nich uzupełnia pierwsze: chrześcijanie powinni szerzyć swoją wiarę. Nie wolno im poddać się indoktrynacji, która doprowadziłaby ich do postępowania niezgodnego z ich sumieniem. Jeśli jednak spróbować przyłożyć do tych stwierdzeń bardziej obiektywną miarę, okazuje się, że zdania te stoją w sprzeczności. Z jednej bowiem strony wymaga się od wierzących szerzenia wiary, a z drugiej stwierdza, że nikt do ingerencji w swoje sumienie i do czynów z nim niezgodnych nie może być przymuszony. Słowo „nikt” wydaje się tu kluczowe. Użyte niezależnie mogłoby sugerować, że chodzi o ludzkość w ogóle. Faktycznie jednak chodzi o tę samą wspólnotę, a więc „nikt” to „nikt spośród wierzących”. Wydaje się, że postawa ta dobrze ilustruje zachodzącą we wszystkich systemach religijnych zależność: szerzenie swojej ideologii pośród wyznawców innych religii jest „dobre”, zaś pozwalanie innym ideologiom na poszerzanie stref swoich wpływów wśród wyznawców swojej religii jest „złe”. Tendencja do przenikania się stwierdzeń ogólnych, tj. dotyczących całej ludzkości i tych, które obejmują tylko członków wspólnoty, prowadzi do utwierdzenia wyznających tę konkretną religię w przekonaniu, że stanowią oś ludzkości, wokół której wszystko się obraca.

reklama

Religia chrześcijańska osią ludzkości?

Warto przyjrzeć się wybranym historycznym przykładom hołdowania takiej postawie, gdzie z silnym przekonaniem o słuszności jednej ideologii i jej wyższości nad innymi łączyło się poczucie silnej podmiotowości we wszelkich przejawach życia. Niektórzy teologowie średniowieczni patrzyli na historię starożytną i zabytki starożytnej kultury jako na proroctwa nadejścia wyznawanej przez nich religii. Miało się to odbywać za sprawą Opatrzności kierującej biegiem historii. Własna ich religia stała się więc swoistą osią, jednak nie tylko w ujęciu synchronicznym, ale i diachronicznym. Doskonale znanym przykładem takiego nadużycia jest interpretacja tajemniczej eklogi IV Wergiliusza. Przeczytać w niej można bowiem:

Wraca na ziemię Dziewica, wraca proroctwo Saturna

I pokolenie nowe z bezkresnych zstępuje przestworzy

Tylko ty, boska Lucyno, wyciągnij rękę nad Chłopcem

Który się zrodzi, by zniszczyć na ziemi wieki żelazne

I złote wieki przywrócić!.

Polecamy e-booka Magdaleny Makówki „Władza, miłość, zdrada. Życie prywatne brytyjskich władców 1714–1837”

Magdalena Makówka
„Władza, miłość, zdrada. Życie prywatne brytyjskich władców 1714–1837”
cena:
16,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
200
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-52-5

Dzięki przepowiedni narodzin dziecka jako zapowiedzi nastania ponownie złotego wieku ludzkości, Wergiliusz został uznany przez wczesne chrześcijaństwo za proroka – narodziny dziecka skojarzono bowiem z przyjściem na świat Chrystusa. Z chrześcijańskich interpretacji starożytnych utworów czynionych pod kątem proroctw w nich zawartych wspomnieć warto także fakt, że dla czynności złożenia Chrystusa do grobu średniowieczny autor posłużył się fragmentem „Bachantek” Eurypidesa, przyrównując jego ciało do szczątków Penteusa. Klemens z Aleksandrii zaś całą historię starożytną widział jako kierowany przez Opatrzność ciąg wydarzeń mający przygotować ludzkość na nadejście chrześcijaństwa. Dostrzegając związki rytuału chrześcijańskiego i niektórych rytuałów antycznych, próbował przyczynę tych podobieństw wyprowadzać z punktu widzenia swojej religii.

W oparciu o stwierdzenie, że jeden konkretny system wierzeń stoi w hierarchii wyżej niż inne, powstaje przekonanie, iż wszelkie czynności i słowa związane z kultem są zrozumiałe tylko dla jego wyznawców jako ekskluzywnej grupy. Co więcej, takie zjawisko powinno występować. Każdy gest w czynności kultowej i każde słowo w świętych przekazach mogą odnosić się do rzeczywistości innej, postronnemu obserwatorowi czy czytelnikowi niedostępnej. Wiąże się to z koniecznością wtajemniczenia w system religijny osoby, która pragnie zgłębiać święte tajemnice.

reklama

Podsumowując, z podanych przykładów widać, że wszelkie przejawy sacrum mają swój początek w zamierzchłej przeszłości. Mogły powstać jako skutek uboczny „nastawienia intencjonalnego”. Poczucie wszechogarniającej siły zdolnej wpływać na wszystko jest niezwykle archaiczne. Stało się ono wrodzoną cechą człowieka i jako takie – ułatwia i konstytuuje zachowanie osób wyznających daną konkretną doktrynę wobec tych, którzy tej doktryny nie wyznają. Powoduje też, że wierni upatrują w swojej własnej religii tej „prawdziwej”. Oprócz tego, że próbują deprecjonować wszystkie inne, interpretują także specyficznie wydarzenia historyczne – tak, aby za wszelką cenę udowodnić słuszność swoich tez.

Przyroda: życiodajna bogini

Człowiek bardzo wcześnie zauważył zmiany zachodzące w przyrodzie i ich wpływ na życie. Dostrzegając, że w jednym okresie jest ciepło i łatwiej o zdobywanie pokarmu, a kiedy indziej wszystko wokoło zamiera, zaczął zastanawiać się, jak te zmiany są możliwe. Zaczęto imitować, w postaci obrzędów, wydarzenia ze świata przyrody, wierząc, że podjęte działania są w stanie przyspieszyć bądź opóźnić naturalne procesy. Magiczne rytuały związane z cyklicznością życia przyrody są niezwykle trwałe w kulturze. Za ich przykład może służyć pomorski zwyczaj, którego wypełnienie ma zapewnić rolnikom obfite plony następnego roku. Wspomina o nim James George Frazer. Stosunkowo wcześnie też człowiek zaczął odbywać obrzędy, które przedstawiały związek sił płodności i śmierci oraz zmartwychwstania – tak były postrzegane coroczne zmiany w środowisku. Przekształciło się to z czasem w obrzędy ku czci konkretnej osoby: boga umierającego i odradzającego się, którego osoba stanowiła ilustrację tego, co się dzieje w przyrodzie. W szczególności taki kult rozpowszechniony był we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Bóg przyjmował imiona Ozyrysa w Egipcie, Tammuza w Babilonie i Syrii czy Attisa we Frygii. W Grecji na skutek pomyłki przejęto ze wschodu imię Adonis, a nie Tammuz. Za imię boga uznano bowiem jego przydomek, oznaczający „mój panie” (fen. [ʾdn], hebr. [ʾādôn], „pan”). Najwcześniejszymi poświadczeniami istnienia na gruncie greckim kultu Adonisa jest twórczość Safony oraz, wg pseudo-Apollodora, Hezjoda.

reklama
Demeter (rzeźba ze zbiorów Muzeum Pergamońskiego, fot. Kevin Gessner , na licencji Creative Commons Attribution 2.0 Generic)

Polecamy e-book Michała Gadzińskiego – „Tudorowie. Od Henryka VIII do Elżbiety”

Michał Gadziński
„Tudorowie. Od Henryka VIII do Elżbiety”
cena:
11,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
115
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-43-3

Kulty tych bogów noszą cechy wspólne. Najbardziej rzucającym się w oczy podobieństwem jest to, że wierni żegnali zmarłe bóstwo, obchodząc coroczną żałobę, oraz święcili jego zmartwychwstanie. Przyjmuje się, że przywrócenie do życia boga Attisa obchodzono w nocy 24/25 marca, po kilkudniowym okresie lamentów. W kręgu kultu Adonisa zaś, być może, w dawnych czasach śmierć tego boga reprezentowana była przez gwałtowną śmierć człowieka, który ginął „w imieniu boga”, tj. jako jego wcielenie. Odradzające się bóstwo czczono zaś, gdy zboże zaczynało kiełkować. Istnienie takiego rytuału jest możliwe, biorąc pod uwagę, że w historii znane jest zastępowanie z czasem krwawego kultu, w którym składano w ofierze ludzi, rytuałem mniej brutalnym, stanowiącym ekwiwalent pełnej ofiary. W Grecji śmierć Adonisa obchodzono poprzez noszenie jego żałobnych wizerunków i wrzucanie ich do morza albo rzeki. Również mity związane z osobami bogów Adonisa i Attisa wykazują cechy wspólne i niejako tłumaczą ich jedność ze światem przyrody. Pierwszy miał narodzić się z drzewa mirry, drugi miał zostać zamieniony w sosnę. Na uwagę zasługuje fakt, że w najbardziej pierwotnych wersjach mitu kult drzew występuje wcześniej, niż kult roślin zbożowych. Również figurki Ozyrysa ryto w pniu drzewa. Być może przebieg rozwoju myśli był następujący: od bóstw drzew, poprzez bóstwa zbóż, po bóstwa płodności i roślinności w ogóle.

Bachus (obraz autorstwa Caravaggia)

Warto zwrócić uwagę, jaką rolę w tym aspekcie odgrywał Dionizos, bóg niesłusznie kojarzony tylko z winem. Także jego kult znajduje swoje źródło w kontemplacji otaczającego świata. Był on pierwotnie bogiem drzewa – w Beocji jeden z jego tytułów brzmiał „Dionizos w drzewie”. Do niego modlono się, aby kazał drzewom rosnąć. Bóg ten więc panował nad życiem w ogóle: stał się bóstwem wszystkich płynów witalnych, „bogiem wilgoci” – tj. tego, co wg pierwotnego człowieka zapewniało organizmom trwanie. Przypisanie jednej osobie tak potężnych mocy spowodowało w ludziach chęć udziału w tej wielkiej tajemnicy. Zaczęto szukać możliwości jak najpełniejszego zjednoczenia się z bóstwem. Znaleziono tę możliwość w rytuale omofagii. Wierni rozszarpywali żywe zwierzę i jedli jego surowe mięso. Miało to zapewnić przeniknięcie boga w ich jestestwo poprzez jeszcze ciepłą krew zwierzęcia, w której tliło się życie. Życie, którego panem był właśnie Dionizos. Upolowana ofiara nie symbolizowała boga – ona była bogiem. Także w tym przypadku, jak się uważa, bardziej pierwotną formą rytuału było złożenie ofiary z istoty ludzkiej. Dopiero później zastąpiono ją zwierzęciem. Ważną rolę odgrywał w tym kulcie byk: według mitu Tytani zabili i spożyli Dionizosa, gdy ten próbował ukryć się przed nimi właśnie w tej postaci.

Mit o narodzinach boga ilustruje, że jest on predestynowany do panowania nad życiem i śmiercią. Został zamordowany i odrodził się; spłonął, a przetrwał; zginął, a żyje – urodził się dwukrotnie. Nie może być zwykłym bogiem ten, którego w udzie donosił sam Dzeus: Dionizos jest „bogiem z boga”. Było to możliwe tylko dlatego, że jego matka Semele, mająca go drugi raz wydać na świat, spłonęła w wyniku pożaru wywołanego przez epifanię ojca bogów. Starożytni musieli zdawać sobie sprawę z tego, że obcując z Dionizosem, dotykają czegoś niepojętego, jakiejś tajemnicy. Sam fakt, że ogień zajmuje tak ważne miejsce w tym micie wydaje się nieprzypadkowy. Bardzo podstawowym zadaniem ognia stosowanego przez ludzi od najdawniejszych lat, z racji swoich właściwości, było oczyszczenie. Musiało zostać to zauważone bardzo wcześnie: rolnicy często wypalają trawy celem uzyskania żyźniejszej gleby. Umożliwia więc, w szerszym ujęciu, zaprowadzenie nowego ładu na tym samym miejscu. Tekst części mszy żałobnej „Libera me” głosi: „gdy przyjdziesz, aby sądzić świat ogniem”.

Ogień odgrywał też doniosłą rolę we wtajemniczeniu w misteria eleuzyjskie. Warto wspomnieć, że same misteria eleuzyjskie odbywały się już w XV w. przed Chr., są zatem rytuałem niezwykle starym, zwłaszcza jak na grunt grecki. Mógł on zatem czerpać z bardziej pierwotnych skojarzeń, niechybnie bowiem osadzenie misteriów w kulturze jest jeszcze dużo starsze. Niektórzy badacze doszukują się świadectw kultu trójcy eleuzyjskiej na tabliczkach z pismem linearnym B. Dyskusja na ten temat jest bardzo aktualna, a propozycja ta wzbudza wiele kontrowersji. Najważniejszym punktem i programowym założeniem wtajemniczenia eleuzyjskiego jest próba odpowiedzi na pytania ostateczne – dotyczące śmierci i tego, co się później z człowiekiem dzieje. Obecność ognia i eschatologicznej tematyki wydaje się nieprzypadkowa i pojawia się niejednokrotnie.

Polecamy e-book „Czy Zygmunt III Waza zasłużył na niesławę?”

Anna Pieńkowska, Maciej Pieńkowski
„Czy Zygmunt III Waza zasłużył na niesławę?”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
63
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-2-2

Religijne rytuały zmartwychwstania

Trzeba wspomnieć, że odradzanie się boga obchodzono bardzo różnie, a niejednokrotnie rytuały mogły mieć charakter inicjacyjny. Warto również zaznaczyć, iż idea, że jestestwo i samo życie organizmu tkwi w jego wnętrznościach: krwi i kościach, jest bardzo archaiczna. To z tej idei czerpie rytuał jedzenia surowego mięsa i picia jeszcze ciepłej krwi ofiarnego zwierzęcia kult grecki. Także obecnie katolicy odmawiają „Litanię do Najdroższej Krwi Chrystusa”. Wierni z całego świata wierzą, że w Neapolu trzy razy do roku skrzepnięta krew św. Januarego „ożywa”, stając się cieczą. Fakt zaś, że kości uważano za coś, dzięki czemu życie może się odrodzić, znajduje wydźwięk w różnych tradycjach. Szamani prahistoryczni byli zdolni „widzieć własny szkielet” jako istotę czy źródło życia. W późniejszych czasach zabraniano łamania kości zwierząt, które zjadano, ponieważ wierzono, że z tych kości zwierzyna może się odrodzić. W Księdze Ezechiela można przeczytać, że Bóg spowodował zrośnięcie się wyschniętych kości i przywrócił życie. Również Pismo Święte mówi, że Chrystusowi po jego śmierci na krzyżu nie łamano goleni.

„Zmartwychwstanie ciał” (obraz autorstwa Luki Signorellego, 1499-1502 r.)

Za ingerencję boga w ludzkie jestestwo uważano także odmienne stany świadomości, tzw. „entuzjazm” rozumiany jako „wejście boga” (gr. [ἐνθουσιασμός]). To dlatego na przykład Pytię oszołomioną trującymi wyziewami ziemi uważano za nawiedzoną przez boga, a podczas święta antesteriów pito wino aż do utraty świadomości. Pełniejszego istotowego zjednoczenia z bogiem, poza wchłonięciem go w swoje ciało, człowiek nigdy nie wynalazł. Motyw ten jest niezwykle trwały i przybiera najróżniejsze formy w różnych kulturach. Ma to silny związek z postrzeganiem boga jako części świata roślinnego – po rewolucji neolitycznej stało się to bardzo istotne: człowiek ścina zboże, przyrządza je i zjada. To tak jakby zjadał boga samego w sobie. W wielu kulturach ważne było (i jest) jedzenie pierwszego lub ostatniego zebranego zboża. To w nim według tradycyjnych wierzeń ma zawierać się „duch zboża”. Czasem przybiera on różne kształty, w postaci wypieczonego z tego zboża pieczywa jest zjadany jako sakrament. Chleb staje się więc ciałem bóstwa i to w dosłownym rozumieniu. W hrabstwie York pierwsze zboże przeznacza się na chrześcijańską komunię.

Przeistoczenie chleba w ciało i jego spożycie, jako zjednoczenie się z bóstwem, jest ideą również niezwykle archaiczną, bardzo rozpowszechnioną i trwałą w kulturze. Aztekowie w maju i grudniu odbywali rytuał zjadania ciała bogów: Vitzilipuztli w maju oraz Huitzilopochtli w grudniu. W przypadku pierwszego trzymane przez pewien czas na osobności dla zachowania czystości rytualnej dziewice przygotowywały posążek boga z buraków, kukurydzy oraz miodu. Kawałki ciasta tak sporządzonego lepiono w kształty kości i zjadano jako ciało i kości Vitzilipuztli. Grudniowy zaś rytuał nosił nazwę teoqualo – „bóg zjedzony”. Ze sporządzonej figury boga wycinano serce i dawano do zjedzenia królowi. Wcześniej wbijano w podobiznę bóstwa włócznię: symbolicznie zabijano go, aby można go było zjeść. W Indiach natomiast bramini przekonywali, że składane w ofierze placki ryżowe mogą stać się żywą istotą.

Koncepcję tę przejęło także chrześcijaństwo. Dla katolików bowiem chleb w rękach kapłana staje się ciałem Chrystusa. Przyjmując komunię, wierni istotowo jednoczą się z nim. Warto zwrócić uwagę, że dla protestantów opłatek jest symbolem ciała bożego, podczas gdy dla katolików jest ciałem bożym. Nie bez znaczenia pozostaje też topos czystości rytualnej. Również w tradycyjnym chrześcijaństwie na godzinę przed przyjęciem sakramentu komunii obowiązuje zakaz spożywania jakichkolwiek pokarmów. Pierwsi chrześcijanie uważali łamanie chleba za najważniejszy akt kultowy. Po pierwsze, aktualizowało obecność Chrystusa, którego ten chleb symbolizuje. Po drugie, było zapowiedzią mesjańskiej uczty na końcu dziejów, gdy zawarte zostanie nowe przymierze. Wierzono bowiem (i wierzy się nadal), że nowe życie religijne może powstać jedynie w wyniku ofiarnej śmierci. Jest to koncepcja bardzo stara. Doskonale ilustruje to przekonanie tekst pieśni kościelnej: „O święta Uczto, na której przyjmujemy Chrystusa, odnawiamy pamięć Jego męki, duszę napełniamy łaską i otrzymujemy zadatek przyszłej chwały”. Trwałość wielu elementów tradycji kultury w obrębie obrządku chrześcijańskiego jest ogromna – z tego też może wynikać trwałość całego systemu. Mircea Eliade pisze: „Dzięki uniwersalnej mitologii i symbolice religijny język chrześcijaństwa stał się ekumeniczny i dostępny poza środowiskiem swego powstania”.

Podsumowując, człowiek bardzo wcześnie zauważył cykliczność w przyrodzie i fakt ten stał się dla niego fundamentem dla całego wachlarza wierzeń. Niezliczone bóstwa, którym oddawano cześć przy żniwach, zasiewach, zmianie pór roku itp., miały zapewnić trwałość rozgrywającego się w przyrodzie rokrocznie dramatu. Mimo ogromnej różnorodności czynności kultowe posiadają pewne cechy wspólne. Za przykład może posłużyć chęć zjednoczenia się z bóstwem zapewniającym nieustanne odradzanie się do życia po tym, gdy wszystko „umiera”. Ponadto jedyną możliwością pełnego zjednoczenia się z bogiem, jest wchłonięcie go: poprzez zjedzenie. Boga zatem trzeba ująć w ramy czegoś, co jest możliwe do zjedzenia: mięsa czy chleba. To zaś, z bóstwem w jakiej postaci ludzie się jednoczą, zależy od rytuału i niejednokrotnie od mitu z tym bóstwem związanego. Koncepcja ta jest niezwykle stara, a zarazem bardzo trwała w kulturze. Jest obecna po dziś dzień nie tylko w ludowych wierzeniach na wsiach, ale i w oficjalnych wielkich religiach świata Zachodu.

Religia wotywna

Wzmiankowana wielokrotnie w niniejszej pracy pradawna skłonność ludzi do przypisywania podmiotowości wszelkim obiektom z otaczającego świata odcisnęła swoje piętno w powstaniu religii wotywnej. Jak stwierdza Walter Burkert, jest to forma religii „podstawowa, szeroko rozpowszechniona i całkiem przyziemna”. Twierdzi także, że z przykładów z greki i sanskrytu rekonstruować można poezję praindoeuropejską, w której bogowie nazywani byli „dawcami dóbr”. Idea, według której bogowie obdarzają ludzkość łaskami, wykracza daleko poza jeden krąg kulturowy. Jest spotykana wszędzie. Często pojawiają się też pytania o sensowność takiej „wymiany handlowej” z bóstwem, skoro człowiek w porównaniu z nim jest taki mały i nic nie znaczący. Platon ustami Sokratesa pytał: „Jaki pożytek mają bogowie z darów, które od nas otrzymują?”, Kochanowski zastanawiał się: „Czego chcesz od nas, Panie za twe hojne dary?”.

Religia wotywna opiera się na prostych postawach: „daję, żebyś dał”, „daj, żebym dał” oraz „daj, bo dałem”. Koncepcje te są bardzo podobne do siebie, z tą wszelako różnicą, że akcentują różną kolejność zdarzeń: złożenia ofiary w jakiejś intencji i uzyskania rezultatu. Ich wspólny mianownik jest jednak bardzo wyraźnie dostrzegalny: człowiek wykonuje czynność kultową, ofiarowując coś istocie nadprzyrodzonej (dary lub trud; KKK mówi: „określony czyn, modlitwę, jałmużnę, pielgrzymkę itd.”]), licząc, że przez wzgląd na to istota ta obdarzy go szczególną łaską. Jest to bardzo trwały sposób myślenia.

Podobny tok rozumowania funkcjonuje dalej w nowożytnych systemach religijnych świata Zachodu. Jednakże obecnie nie ma tradycji składania krwawych, całopalnych ofiar. Ich miejsce zajęło branie na swoje barki dodatkowego trudu i wyrzeczeń. Ludzie mają nadzieję, że przez to, dzięki działalności istoty nadprzyrodzonej, ich życie ulegnie znaczącej poprawie czy też wybłagają konkretne łaski (podług zasady „daję, żebyś dał”). W praktykach religii monoteistycznych zasada „daj, bo dałem” właściwie nie obowiązuje. Przyjmuje się bowiem, że jeśli oczekiwany skutek podjętego działania nie został osiągnięty, to najwidoczniej jego realizacja nie leżała w gestii bóstwa bądź rytuał (czyli modlitwa) był wadliwy. Postawa „daj, żebym dał” w systemach monoteistycznych w zasadzie nie ma racji bytu, gdyż żądanie od bóstwa działania, zanim podjęte zostaną jakieś starania ze strony człowieka, może być odczytane jako zuchwałość. Paradoksalnie jednak składanie ofiar (czyli wszelkie formy oddawania czci bóstwu) może być poprzedzone domniemaną interwencją sił nadprzyrodzonych w życie ludzkie. Jest to możliwe wtedy, gdy przydarzy się w życiu osoby wierzącej coś, co zinterpretuje ona jako niezasłużoną łaskę. Wówczas pojawia się postawa „daję, bo dałeś”.

Dam Ci ja, gdy Ty mi dasz!

Nie jest to jednak jedyna możliwość wcielenia tej zasady. Niejednokrotnie bowiem łączono „daję, żebyś dał” (i „daj, bo dałem”) z „daję, bo dałeś”. Oto bowiem, na przykład, w elegii I 3 Tibullusa podmiot liryczny skarży się, że bogini Izyda nie pomogła mu mimo świętych obrzędów, jakie wypełniła w intencji ukochanego jego partnerka Delia. Pyta on retorycznie:„ Cóż mi dziś, Delio, twoja pomoże Izyda”. Niedługo później sam prosi boginię o pomoc, powołując się na dobrze znane świadectwa: „Dziś mi pomóż, boć umiesz ty leczyć, bogini, jak świadczą barwne wota w każdej twej świątyni”. Dodaje, że jeśli tę prośbę bogini spełni, to Delia będzie jej oddawać widoczny hołd:

A Delia ślub swój spełni i wdzięczna ci będzie:

W białe płótno odziana u wrót świętych siędzie

I lśniąc w faryjskim tłumie, widoczna z oddali,

Będzie dwa razy na dzień głośno ciebie chwalić.

Dobrym przykładem zastosowania zasady „daj, bo dałem” jest też Hymn do Demeter, którego autor poprosił boginię, aby zapewniła mu utrzymanie w zamian za wyśpiewanie jej chwały. Obiecywał też, że śpiewając następne utwory, będzie miał ją zawsze w pamięci („daj, żebym dał”).

Te proste przykłady zaczerpnięte z literatury antycznej, a które są jednymi z wielu, które można by w tym miejscu przytoczyć, pokazują, że ludzie mają bardzo silną tendencję do szukania pomocy bóstwa „mimo wszystko”. Jednakże źródła zaświadczają, że bogowie nie zawsze wysłuchują modlitw. Wówczas jedni ludzie buntują się przeciwko istotom nadprzyrodzonym (Krezus), zaś inni przyjmują ciosy z pokorą (Hiob). Bardzo ciekawe jest to, że osoby silnie wierzące nawet brak widocznego odzewu ze strony bóstwa są w stanie zinterpretować jako świadectwo o jego wszechmocy. Hiob mówił: „Niech imię Jahwe będzie błogosławione”, Krezus przyjął interpretację wyroczni mówiącą, że mimo ogromnych darów dla bogów poniósł on klęskę jako karę za grzech swojego prapradziada.

Cierpienie często uważa się za szczególną łaskę, mającą ćwiczyć charakter człowieka i budować jego pokorę. Szczególnym tego przykładem jest postawa stygmatyków. Nieszczęśliwe wydarzenia często akceptuje się, utrzymując, że „tak było lepiej”. Na nagrobkach skrywających zwłoki małych dzieci, zmarłych w wyniku wady genetycznej czy choroby, często widnieje napis „Bóg tak chciał”. Rodzice, których dotknęła taka tragedia najwyraźniej znajdują w takich formułach ukojenie. Skoro wierzą, że Bóg tak chciał – znaczy to, że wierzą również, iż z tego wydarzenia może wypłynąć jakieś dobro i że Bóg „chcąc” śmierci ich dziecka, jednocześnie miał żyjącym coś do przekazania. Będą dalej wysławiać imię Boga i prosić o łaski. Należy jednak zauważyć, że nie ma żadnego dowodu na to, że modlitwy rzeczywiście odnoszą pozytywne skutki. Statystyki wskazują na coś przeciwnego.

Dary zatem – te składane na ołtarzach, jak i mniejsze: osobisty trud, zaangażowanie czy czas poświęcony na modlitwę – nie mają w ogólnym rozrachunku znaczenia. Nie znaleziono pozytywnej korelacji statystycznej pomiędzy ilością składanych ofiar i dobrobytem osoby, która je składa. Jednakże ponad wszelką wątpliwość najwierniejsze osoby i tak będą trwały w przekonaniu, że bóstwo, do którego się zwracają, nie tylko istnieje, ale działa i ma przemożny wpływ na ich życie. Często też jakieś nieszczęście interpretowane jest jako reakcja istot nadprzyrodzonych na zły uczynek. Natomiast brak ich pozytywnych, oczekiwanych reakcji jest w mniemaniu wiernych albo skutkiem źle przeprowadzonego rytuału, albo sygnałem, że to o co bóg został poproszony może nie być na dłuższą metę dla ludzi korzystne. Wreszcie szczęśliwe wydarzenie w życiu interpretuje się jako łaska ze strony bóstwa.

Nigdzie nie ma możliwości stwierdzenia, że działalność istot nadprzyrodzonych jest niesprawiedliwa: wszystko jest interpretowane pod kątem ich działalności w życiu ludzi. Wszelkie zaś próby ujęcia tej problematyki w ramy naukowe spotykają się z protestem wiernych. Znajdowane są argumenty dowodzące, że naukowe ujmowanie takich zagadnień, jak sensowność składania bogom ofiar czy religia w ogóle, jest z góry skazane na porażkę. Przyjmuje się intuicyjne interpretacje na ten temat, podczas gdy mogą one być bardzo mylące i odwodzące od sedna sprawy. Reasumując, ludzie mocno trwają w religii wotywnej, próbując ułożyć sobie dobre relacje z bóstwem (Platon ustami Sokratesa nazywa je „rodzajem handlu”, [ἐμπορική]). Składają dary, aby otrzymać łaskę, by znów móc się bogu odwdzięczyć. Tkwią więc w „kręgu wotywnym”: „daję, żebyś dał, bo dałeś”.

Sacrum przez wieki

Celem niniejszego artykułu była ilustracja tych podstawowych ludzkich obserwacji i wierzeń z nich wypływających. Ponieważ jest to tematyka niezwykle obszerna, ograniczono się tutaj tylko do zarysowania tematyki związanej z ludzką obserwacją cykliczności w przyrodzie oraz poczucia, że istnieją pewne istoty nadprzyrodzone, do których można się udać z dowolnym problemem i zostać wysłuchanym. Świat nauki stoi obecnie na stanowisku, że wszelkie poczucie sacrum, mające tak przemożny wpływ na życie społeczne człowieka od najdawniejszych czasów, stanowi swego rodzaju efekt uboczny instynktów, które miały pierwotnie służyć człowiekowi do czego innego: do przetrwania w trudnym i brutalnym środowisku.

Rozwinięcie się określonych psychologicznych predyspozycji do poszukiwania istot nadprzyrodzonych nastąpiło w paleolicie, gdy człowiek prowadził łowiecko-zbieracki tryb życia. Po rewolucji neolitycznej pewne instynkty, na przykład wykrywania i szybkiej reakcji na obecność zwierzyny, przestały pełnić pierwszorzędną rolę, nie mogły jednak zostać z ludzkiej psychiki usunięte. Pozostały one i zaczęły żyć własnym życiem, a wierzenia myśliwskie, które do tej pory powstały, zaczęły przyoblekać zupełnie nowe kształty.

Jak dowodzą naukowcy, idee – w tym idee religijne – mogą się replikować i rozprzestrzeniać samorzutnie. Według tej teorii gatunek homo sapiens jest jedynym, który posiadł umiejętności wytwarzania kulturowego odpowiednika genu. To dlatego pewne toposy są bardzo trwałe. Uwidaczniają się niekiedy w kulturach pozornie zupełnie z sobą niezwiązanych. To pokazuje, że ludzie jednocześnie mogli do podobnych wniosków dojść w różnych miejscach na kuli ziemskiej – tak, jak np. utrzymuje się, że akt mowy powstał samorzutnie i niezależnie w wielu kręgach kulturowych człowieka pierwotnego.

Przykład religii wotywnej pokazuje, że ludzie mają silną tendencję do szukania istot nadprzyrodzonych, które mogą pomóc im w przezwyciężeniu pewnych trudności. Zapewne wiąże się to z faktem, że człowiek od najdawniejszych czasów zdawał sobie sprawę ze swojej niskiej pozycji w świecie. Być może powodem takiego postrzegania swojego statusu był podziw dla świata czy świadomość niemożności zapanowania nad nim w sposób całkowity. Wierni składali, składają i przypuszczalnie nadal będą składać ofiary bogom, modlić się do nich i oczekiwać, że ich prośby zostaną wysłuchane. Jak pokazują statystyki to, czy za daną sprawę wierny się modli nie ma dla jej przebiegu żadnego znaczenia. Nie przeszkadza to jednak nikomu próbować z nadzieją, że bóstwo akurat tę jedną, konkretną prośbę spełni. Można powiedzieć, że takie postrzeganie istot nadprzyrodzonych jest egoistyczne.

Zdobycze naukowe z zakresu psychologii, antropologii i religioznawstwa pomagają niejednokrotnie zrozumieć strukturę fenomenu jakim jest religia, kult czy rytuał. Jest to niezwykle ważne, gdyż to w oparciu o wierzenia religijne ludzie sami siebie konstytuują: można wierzyć, można nie wierzyć – tertium non datur. Niezależnie od tego, do której grupy kto się zalicza, nikt nie może nie docenić doniosłości problematyki, z jaką się styka. Wobec fenomenu religii nie da się przejść obojętnie, gdyż przenika wszystkie aspekty życia społecznego. Najwięksi filozofowie od starożytności po XX i XXI wiek komentują religię i jej przejawy. Pokazuje to, jak wiele o wierze można powiedzieć.

Wiele aspektów religii, kultu i rytuałów pozostaje nierozszyfrowanych dla naukowców. Wydaje się, że im bardziej tę tematykę się drąży, tym bardziej okazuje się, jak mało się wiedziało bądź wie. Dlatego badania na ten temat będą prowadzone nieustannie i z pewnością niejednokrotnie doprowadzą uczonych do zaskakujących i fascynujących wniosków. Dzięki temu będzie można lepiej zrozumieć kontekst kulturowy tego, z czym tak mocno wszystkie ludzkie kultury są związane.

POLECAMY

Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!

Bibliografia

  • V. L. Aravantinos, L. Godart, A. Sacconi, Thèbes. Fouilles de la Cadmèe. I. Les tablettes en linèaire B de la Odos Pelopidou. Èdition et commentaire, Pisa–Roma 2001.
  • P. Boyer, I człowiek stworzył bogów..., Warszawa 2001.
  • W. Burkert, Starożytne kulty misteryjne, Bydgoszcz 2001.
  • Tenże, Stwarzanie świętości. Ślady biologii we wczesnych wierzeniach religijnych, Kraków 2006.
  • R. Dawkins, Bóg urojony, Warszawa 2007.
  • Tenże, Samolubny gen, Warszawa 2007.
  • D. Dennett, Natura umysłów,Warszawa 1996.
  • Tenże, Odczarowanie. Religia jako zjawisko naturalne, Warszawa 2008.
  • Y. Duhoux, A. Davies (red), A Companion to Linear B: Myceanean Greek Texts and their World, vol. 1, Dudley 2008.
  • M. Eliade, Historia wierzeń i idei religijnych, t. 1, Warszawa 1988.
  • Tenże, Historia wierzeń i idei religijnych, t. 2, Warszawa 2008.
  • J. Frazer, Złota gałąź, Warszawa 1996.
  • J. Kott, Zjadanie bogów, Kraków 1999.
  • M. Kuckenburg, Pierwsze słowo, Warszawa 2006.
  • R. Rosół, Wschodnie korzenie kultu Apollona, Kraków 2010.
  • D. Schacter, Forgotten Ideas, Neglected Pioneers: Richard Semon and the Story of Memory, Philadelphia 2001.

Redakcja: Bartłomiej Międzybrodzki

Korekta: Mateusz Witkowski

reklama
Komentarze
o autorze
Szymon Huptyś
Student lingwistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, w roku akademickim 2012/2013 student Comparative Indo-European Linguistics na Leiden Universiteit. Interesuje się m.in. językoznawstwem indoeuropejskim i porównawczym, religioznawstwem, historią starożytną oraz muzyką chóralną, poezją śpiewaną i piłką nożną.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone