Wrzesień 1939: Polacy w natarciu

opublikowano: 2017-09-17, 09:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Wrzesień 1939: armia niemiecka ma przewagę w sprzęcie, logistyce, rozpoznaniu i łączności. Jest przygotowana do wojny błyskawicznej, jakiej historia jeszcze nie widziała. Pomimo to, polskie „zwroty zaczepne” przechodzą do annałów sztuki wojennej.
reklama

Zobacz też: Wrzesień 1939: jak rzeczywiście bili się polscy żołnierze?

Marszałek Edward Śmigły-Rydz, Generalny Inspektor Sił Zbrojnych

Walka, odwrót, zmęczenie ponad miarę i stałe niebezpieczeństwo nalotów – to bolesna rzeczywistość polskiego września 1939 roku. Jedyny wyjątek stanowi zwrot zaczepny armii „Poznań” i „Pomorze”, który przeszedł do historii jako bitwa nad Bzurą. Ta największa batalia kampanii wrześniowej była próbą odzyskania inicjatywy strategicznej i odsunięcia w czasie nieuchronnej klęski. Wobec przygniatającej przewagi technicznej nieprzyjaciela próbą nieudaną.

Wybuch wojny i główne kierunki niemieckiego ataku nie zaskoczyły polskich sztabowców. Naczelny wódz i Sztab Główny trafnie przewidzieli, że konflikt będzie miał charakter manewrowy, ale zupełnie nie zdawali sobie sprawy z siły niemieckiego uderzenia. Kolumny pancerne wspierane przez lotnictwo łatwo zdezorganizowały polską obronę na granicach, a naloty sparaliżowały zaplecze. Nadmierne rozciągnięcie polskich armii i grup operacyjnych, niesprawne dowodzenie, szwankująca łączność i spóźnione rozkazy to tylko niektóre grzechy marsz. Edwarda Rydza-Śmigłego i jego otoczenia.

W pierwszych dniach wojny Armia „Poznań” gen. Tadeusza Kutrzeby nie angażowała się w walkę, bowiem broniona przez nią Wielkopolska znajdowała się poza głównymi kierunkami niemieckich natarć. Jej dowódca doszedł do wniosku, że jego oddziały nie będą atakowane i może się pokusić o wsparcie krwawiącej Armii „Łódź”. Przedstawił naczelnemu wodzowi plan współdziałania z południowym sąsiadem i wydania Niemcom bitwy zaczepnej na przedpolach Sieradza. Rydz-Śmigły kategorycznie odrzucił ten pomysł, a wobec niemieckich postępów na froncie środkowym i południowym zdecydował się na wycofanie wszystkich sił za Wisłę.

Kutrzeba rozpoczął odwrót; w ślad za nim maszerowała pokiereszowana Armia „Pomorze” gen. Władysława Bortnowskiego. Obawiał się jednak, że zmotoryzowane zagony niemieckie szybciej osiągną Wisłę i zablokują przeprawy. W związku z tym 6 września ponownie zwrócił się do Rydza-Śmigłego z propozycją manewru zaczepnego na nieosłonięte skrzydło niemieckiej 8. Armii. Marszałek podtrzymał wcześniejszą decyzję, Kutrzeba był jednak zdeterminowany. Skontaktował się z gen. Bortnowskim i przekonał go do podjęcia wspólnej akcji zaczepnej. 8 września jeszcze raz zaproponował Rydzowi-Śmigłemu atak na prącą na stolicę niemiecką 8. Armię. Liczył, że uda się ją zaskoczyć i pobić. Chciał także współdziałać z obrońcami Warszawy i Modlina oraz wycofującymi się w tamtym kierunku resztkami Armii „Łódź”. Miał tylko jeden dylemat: czy atakować natychmiast na Stryków swoimi siłami, a dopiero później włączyć oddziały Bortnowskiego, czy najpierw połączyć obie armie. Kutrzeba wybrał pierwszy wariant, licząc na element zaskoczenia. Po rozbiciu sił niemieckich chciał się skierować na Sochaczew, gdzie miała ruszyć Armia „Pomorze”. Po wykonaniu tego manewru i rozbiciu niemieckiej obrony w rejonie Łowicza obie armie miały się wycofać ku Warszawie.

reklama
Polskie działa w drodze na pozycje przed bitwą nad Bzurą. Ponieważ na początku wojny Armia „Poznań” nie była atakowana, gen. Kutrzeba wpadł na pomysł tzw. zwrotu zaczepnego, czyli uderzenia na północne skrzydło niemieckiej Grupy Armii Południe (fot. archiwum „Mówią wieki”)

Tymczasem na przedpola stolicy dotarł niemiecki XVI Korpus Pancerny. Wobec błyskawicznych ruchów nieprzyjaciela konieczna była natychmiastowa decyzja marsz. Rydza-Śmigłego, ale ten wyjechał już z Warszawy. Plan Kutrzeby poparł za to szef sztabu gen. Wacław Stachiewicz, który uznał, że polska ofensywa da czas na przygotowanie stolicy do obrony, odciąży Armię „Łódź” i umożliwi wycofanie polskich sił za Wisłę.

Rydz-Śmigły zaakceptował wreszcie decyzję o włączeniu armii „Poznań” i „Pomorze” do walk, ale zupełnie zmienił ich zadania, nakazując natarcie na Radom i dalej na południowy wschód. Świadczyło to o braku orientacji w sytuacji na froncie. Chcąc wykonać ten rozkaz, Kutrzeba musiałby pobić kolejno 8. i 10. Armię niemiecką. To było niemożliwe. Rozkaz naczelnego wodza dotarł jednak do generała dopiero 11 września, kiedy bitwa nad Bzurą już się rozpoczęła.

PIERWSZE SUKCESY

9 września Niemców zaatakowała Grupa Operacyjna gen. Edmunda Knolla-Kownackiego – trzy dywizje piechoty i brygada kawalerii. 25. dywizja gen. Franciszka Altera po krwawym boju zdobyła Łęczycę, a 17. dywizja płk. Mieczysława Modzyniewicza wypchnęła przeciwnika z Góry św. Małgorzaty. 14. dywizja gen. Franciszka Włada także przełamała niemiecką obronę i kontynuowała natarcie na Piątek. Sukcesy odniosły też lewoskrzydłowa Wielkopolska Brygada Kawalerii gen. Romana Abrahama i prawoskrzydłowa Grupa Operacyjna Kawalerii gen. Stanisława Grzmota-Skotnickiego z Armii „Pomorze”.

Polska ofensywa kompletnie zaskoczyła Niemców. Co ciekawe, niemieckie lotnictwo nie wykryło ruchów masy wojsk dwóch polskich armii. Dlatego pierwsze doniesienia o walkach nie zaniepokoiły niemieckiego dowództwa, które uznało polski manewr za desperackie próby przebijania się rozbitych jednostek. Dopiero rozwój ofensywy zmusił Niemców do skierowania przeciwko Armii „Poznań” dodatkowych sił.

reklama

Już 10 września na polu bitwy pojawiły się dwie niemieckie dywizje piechoty (17. i 10.), z pomocą nadciągał także XVI Korpus Pancerny. Spowolniło to polskie natarcie i zapobiegło przerwaniu niemieckiego frontu. 11 września gen. Kutrzeba rzucił do walki Grupę Operacyjną gen. Mikołaja Bołtucia z Armii „Pomorze” z zamiarem rozszerzenia frontu natarcia. 4. dywizja płk. Mieczysława Rawicza-Mysłowskiego ruszyła na Głowno, a 16. dywizja płk. Zygmunta Bohusza-Szyszko na Łowicz. Oddziały miały utrzymać przeprawy na Bzurze i osłonić polskie ugrupowanie przed spodziewanym atakiem niemieckim ze wschodu. Twardym przeciwnikiem okazała się niemiecka 24. Dywizja Piechoty, która częścią sił zajęła Łowicz tuż przed przybyciem Polaków. Rozgorzały zacięte walki i dopiero nocny atak wyrzucił Niemców z miasta. Z dużym trudem parła naprzód polska 4. DP, która po zażartym boju zajęła Bielawy i Walewice. Wielkopolska Brygada Kawalerii, choć biła się mężnie, została zatrzymana.

Obsługa armaty przeciwpancernej wz. 36 z 10. Brygady Kawalerii (domena publiczna).

Następnego dnia grupa Knolla-Kownackiego kontynuowała natarcie w kierunku Ozorkowa, Modlina i Celestynowa. Jednak wobec okrzepnięcia niemieckiej obrony, przemęczenia żołnierzy i coraz dotkliwszego braku amunicji polska ofensywa wyhamowała. Sytuacja gen. Kutrzeby stawała się coraz trudniejsza. Poza Armią „Pomorze” nie doczekał się wsparcia, a siły nieprzyjaciela rosły. Na północy polskiego ugrupowania, w rejonie Płocka, oddziały niemieckiej 4. Armii Günthera von Kluge zagrażały osłonowej grupie gen. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego (m.in. 15. i 27. DP oraz Poznańska Brygada Obrony Narodowej).

Tekst pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika „Mówią Wieki”:

„Mówią wieki”
cena:
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Data i miejsce wydania:
Wrzesień 2017

Gen. Kutrzeba nakazał Knollowi--Kownackiemu przerwać walkę i pod osłoną grupy Bołtucia przejść w rejon Sochaczewa, skąd planował przebicie się do Warszawy. Knoll-Kownacki był przerażony rozkazem nocnego marszu – uważał, że później, za dnia, jego oddziały staną się łatwym celem dla niemieckiego lotnictwa. Niestety, miał rację. Naczelne Dowództwo Wehr¬machtu chciało jak najszybciej zlikwidować polskie oddziały, rzucając do walki coraz to nowe jednostki, w tym liczącą ponad 700 bombowców i myśliwców 4. Flotę Powietrzną. Właśnie zmasowane naloty w znacznym stopniu zdecydowały o losach bitwy.

reklama

TRAGICZNY FINAŁ

13 września na Polaków spadła cała 4. Flota Powietrzna. Mógł się jej przeciwstawić zaledwie jeden, i to mocno przetrzebiony, dywizjon myśliwców – 17 przestarzałych samolotów PZL P.11. Zawiodła także łączność i grupa gen. Bołtucia wycofała się na północny brzeg Bzury – w efekcie mogła przystąpić do akcji zaczepnej ku lasom skierniewickim dopiero następnego dnia. Polski atak początkowo rozwijał się pomyślnie, trwały zażarte walki o Łowicz, który przechodził z rąk do rąk. Wreszcie, wobec informacji o nadciągających kolumnach nieprzyjaciela, Bołtuć wycofał swe skrwawione jednostki za Bzurę, co stworzyło niezwykle niebezpieczną sytuację. Aby uniknąć klęski, należało za wszelką cenę utrzymać przedmoście w rejonie Sochaczewa – tędy bowiem biegła jedyna droga odwrotu na Warszawę. Zadanie to powierzono grupie gen. Knolla-Kownackiego. Od 13 września zaciekły bój o miasto toczył już 2. batalion 18. pułku z 26. Dywizji Piechoty. Pomimo przewagi nieprzyjaciela Polacy nie ustępowali, bijąc się o każdą ulicę i dom.

Pobojowisko nad Bzurą. Ta batalia była największą bitwą polskiego Września, a Polacy, choć bili się dzielnie, musieli ulec przewadze przeciwnika (fot. archiwum „Mówią wieki”)

Tymczasem przewaga Niemców rosła z godziny na godzinę. Stłoczone na niewielkim obszarze polskie oddziały były łatwym celem dla lotnictwa, a płaski teren nie ułatwiał obrony przed oddziałami pancernymi. Drogi blokowały kolumny taborowe. W tej sytuacji gen. Kutrzeba podjął decyzję o przekroczeniu Bzury na północ od Sochaczewa i przedzieraniu się przez Puszczę Kampinoską w kierunku Warszawy.

17 września rozpoczął się początek końca. Niemcy atakowali ze wszystkich kierunków, a Luftwaffe zbierała krwawe żniwo. Nie było już polskich myśliwców, baterie artylerii przeciwlotniczej zamilkły z braku amunicji. Armia „Pomorze” została zniszczona, a dowodzący nią gen. Bortnowski 21 września dostał się do niewoli. Ci, którym udało się wyrwać z kotła nad Bzurą (Grupa Operacyjna Kawalerii gen. Abrahama, sztaby gen. Kutrzeby i Knolla-Kownackiego oraz elementy 15. i 25. DP), przez następne dwa dni przebijali się ku stolicy lub Modlinowi.

Tak zakończyła się największa bitwa polskiego Września i jedyny duży zwrot zaczepny polskich armii w tej kampanii. Poległo 15 tys. polskich żołnierzy, ok. 50 tys. zostało rannych, 170 tys. dostało się do niewoli. Utracono artylerię i cały sprzęt. Trudno się dopatrywać pozytywów w obliczu takiej klęski, ale warto pamiętać, że Polacy na kilka dni przejęli inicjatywę operacyjną i wyhamowali impet niemieckiego uderzenia na Warszawę, dając jej czas potrzebny na przygotowanie obrony. Bitwę nad Bzurą najlepiej oceniać z perspektywy kampanii francuskiej 1940 roku. Wtedy, jak napisał gen. Erich von Manstein, nie było alianckiej akcji zaczepnej choćby z grubsza przypominającej manewr Kutrzeby. Należy dodać, że Francuzi mieli siły i środki o wiele większe niż Polacy, a mimo to ich armia zawiodła.

reklama

PO NIEMIECKICH BRZUCHACH

Bitwa nad Bzurą zajmuje miejsce wyjątkowe w dziejach kampanii 1939 roku, bowiem Polacy, przynajmniej początkowo, mieli inicjatywę i możliwość wyboru miejsca i kierunku uderzenia. Inaczej było na innych wrześniowych frontach.

Czołgi 7-TP

Naczelny wódz zakładał, że ugrupowania odwodowe zostaną wykorzystane do kontrataków na odsłonięte flanki wielkich jednostek przeciwnika. Tak się jednak nie stało. Spektakularną katastrofą zakończyła się koncentracja Armii „Prusy”, fatalnie dowodzonej przez gen. Stefana Dąb-Biernackiego – Polacy zostali dosłownie rozjechani przez niemieckie jednostki pancerne i zmotoryzowane. Lepiej poszło Grupie Operacyjnej „Wyszków” (1. Dywizja Piechoty Legionów i rezerwowa 41. DP), którą dowodził gen. Wincenty Kowalski. Miał skoncentrować podległe mu siły w widłach Wisły i Bugu, a następnie zaatakować skrzydło wojsk niemieckich nacierających na Warszawę lub Modlin. Dowódca Armii „Modlin” gen. Emil Krukowicz-Przedrzymirski, któremu podlegało ugrupowanie Kowalskiego, ostatecznie skierował je do obrony linii Narwi w rejonie Różana i Pułtuska. Pod niemieckim naporem obie dywizje musiały się wycofać, a 6 września 41. DPRez. została rozbita.

Gen. Kowalski zebrał jej resztki oraz to, co pozostało z 33. DP, i przez Wyszków wycofał się za Bug, by tam zorganizować obronę. Jego położenie utrudniały sprzeczne rozkazy, które otrzymywał od naczelnego wodza oraz ze sztabów Armii „Modlin” i SGO „Narew”. Powodowało to ciągłe zmiany kierunku przemarszów i niepotrzebne przygotowania do kontrataków, które nie następowały. Polskie oddziały zmierzające na południowy wschód (1. DPLeg. szła na Kałuszyn, a 33. i 41. DP na Sokołów Podlaski) ścigało lewe skrzydło 3. Armii niemieckiej. Sunąca na jej czele Dywizja Pancerna „Kempf” wyprzedziła cofających się Polaków i odcięła im drogę odwrotu. 11 września w okolicach Stoczka i Żulina lotnictwo i siły pancerne nieprzyjaciela rozbiły 33. i 41. DP oraz zajęli Kałuszyn. 1. DPLeg. znalazła się w potrzasku, ale gen. Kowalski nie składał broni. Przekazał żołnierzom, że dywizja może być otoczona, ale przejdzie, gdzie zechce, po brzuchach niemieckich. Podkomendni wzięli sobie te słowa do serca i z furią zaatakowali Kałuszyn. Miasto udało się odbić, ale sytuacja dywizji nie poprawiła się, bowiem nieprzyjaciel zaciskał kolejny pierścień okrążenia. Między 12 a 14 września 1. DPLeg. trzykrotnie przełamywała wrogie linie i wreszcie dotarła do Lasów Łukowskich.

reklama

TOMASZOWSKI DRAMAT W DWÓCH AKTACH

4 września naczelny wódz utworzył Armię „Lublin”, która miała bronić linii środkowej Wisły. Jej dowódcą został gen. Tadeusz Piskor. Jednak 12 września Niemcy sforsowali rzekę pod Annopolem i ruszyli na wschód. W tej sytuacji Armia „Lublin”, której podporządkowano resztki Armii „Kraków”, dostała rozkaz odwrotu na przedmoście rumuńskie. Szybkie oddziały niemieckie odcięły jednak Polaków. Gen. Piskor zarządził przebicie przez Tomaszów Lubelski. Pierwsza nacierała Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa płk. Stefana Roweckiego. 18 września śmiałym atakiem czołgów i tankietek wspartych piechotą opanowała część miasteczka, ale niemiecki kontratak wyparł Polaków na pozycje wyjściowe. Z 22 czołgów zostało tylko dziesięć. W nocy z 18 na 19 września do ataku ruszyły 23. i 55. DP, ale i one zostały odparte. Następnej nocy podjęto jeszcze jeden desperacki atak, także powstrzymany. Wobec beznadziejnego położenia i wyczerpania amunicji gen. Piskor zdecydował o złożeniu broni. Podobnie stało się z Grupą Operacyjną „Boruta”: Niemcy dopadli ją pod Rawą Ruską i zmusili do kapitulacji. Z pierwszej bitwy pod Tomaszowem uratowały się tylko niewielkie oddziałki, które przedzierały się w kierunku granicy na własną rękę.

Tekst pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika „Mówią Wieki”:

„Mówią wieki”
cena:
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Data i miejsce wydania:
Wrzesień 2017
Maszerujący żołnierze polscy (domena publiczna).

Dzień po tym, kiedy żołnierze gen. Piskora złożyli broń, pod Tomaszów ściągnęły z odsieczą wojska Frontu Północnego gen. Dąb-Biernackiego. Niestety, oba ugrupowania nie miały ze sobą łączności i nie mogły skoordynować działań. Naprzeciw Polaków stał niemiecki VIII Korpus Armijny gen. Ernsta Bunscha. Na prawe skrzydło, pod Krasnystaw, przedarła się przez niemieckie ugrupowanie część Grupy Operacyjnej Kawalerii gen. Władysława Andersa. Reszta oddziałów prawoskrzydłowych, którymi dowodził gen. Jan Kruszewski, została powstrzymana, okrążona i zmuszona do kapitulacji 25 września.

reklama

Nie lepiej było na lewym skrzydle, gdzie nacierały oddziały gen. Krukowicza-Przedrzymirskiego. Nocnym atakiem z 22 na 23 września 1. DPLeg. zdobyła Antoniówkę i dotarła do Tarnawatki. Tam jednak została zatrzymana przez przeważające siły niemieckie i przez cały dzień toczyła uporczywe walki obronne.

Podobny los spotkał inne polskie dywizje. Wieczorem 23 września oddziały Frontu Północnego znalazły się w pułapce. Gen. Dąb-Biernacki kolejny raz zawiódł na całej linii – rozwiązał sztab i opuścił wojsko. Jego następca gen. Krukowicz-Przedrzymirski nie chciał składać broni i 24 września zaatakował na Krasnobród. Wróg okazał się jednak zbyt silny. Rozpaczliwe walki trwały do 26 września. Następnego dnia resztki Frontu Północnego złożyły broń.

BÓJ O HONOR

Do ostatniej bitwy polskiego Września nie doszłoby, gdyby nie zdecydowana postawa dowódcy SGO „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga. Podporządkował on sobie jednostki operujące na Polesiu oraz żołnierzy z rozbitych oddziałów. Jego ugrupowanie było mozaiką różnych rodzajów broni: rezerwiści z jednostek zapasowych, zaprawieni w boju kawalerzyści gen. Zygmunta Podhorskiego, resztki bohaterskiej załogi twierdzy brzeskiej, spieszeni marynarze Flotylli Pińskiej, żołnierze Korpusu Ochrony Pogranicza, policjanci. Tę zbieraninę Kleeberg przekształcił w karne oddziały, które po upadku Brześcia i sowieckiej agresji cofały się na południe, ale po ewakuacji władz RP do Rumunii ruszyły na pomoc Warszawie. Niestety, nie zdążyły – 28 września gen. Kleeberg z komunikatów radiowych dowiedział się o kapitulacji stolicy.

Gen. bryg. Franciszek Kleeberg

W tej sytuacji generał chciał przejść z wojskiem w lasy świętokrzyskie i tam kontynuować walkę przynajmniej do zimy. Warunkiem było zdobycie broni, amunicji i zaopatrzenia zgromadzonego w składnicy w Stawach pod Dęblinem. Wykorzystując lukę pomiędzy sprzymierzonymi armiami niemiecką i sowiecką, SGO „Polesie” maszerowała od Włodawy na zachód, odpierając ataki Armii Czerwonej. Niemcy skierowali przeciwko temu zgrupowaniu XIV Korpus Zmotoryzowany (13. i 29. DPZmot.).

reklama

31 września Polacy dotarli w rejon Kocka, gdzie niewykryci zatrzymali się w kompleksach leśnych. Do pierwszych starć doszło 2 października po zlikwidowania niemieckiego zwiadu samochodów pancernych. Później Niemcy kilkakrotnie szturmowali Kock i pobliską Serokomlę, ale bezskutecznie. Dowódca 13. DPZmot. gen. Paul Otto rzucił do natarcia wszystkie siły, chcąc rozbić polskie zgrupowanie na dwie części i zniszczyć każdą z osobna. Kleeberg nie zamierzał ułatwiać mu zadania. Rozkazał piechocie atakować nieprzyjaciela od czoła w rejonie wsi Charlejów i Poznań, w tym czasie kawaleria miała oskrzydlić przeciwnika. Nagły atak Polaków zaskoczył Niemców, ale z czasem opór przeciwnika tężał i polskie natarcie załamało się.

Kleeberg wiedział, że lada moment 13. DPZmot. wesprą inne jednostki niemieckie. Opuścił więc Kock i przegrupował wojsko na północ, w rejon lasów gułowskich, by stamtąd zaatakować następnego dnia. Rankiem 4 października Niemcy uderzyli na nowe polskie pozycje i po krwawym boju zajęli Wolę Gułowską. Wieczorem na pole bitwy dotarły już pierwsze oddziały niemieckiej 29. DPZmot. W tej sytuacji polski plan był oczywisty – szybko rozbić 13. DPZmot., a następnie całością sił zwrócić się przeciwko drugiej jednostce wroga.

Pierwsi do ataku ruszyli Niemcy, którzy chcieli zepchnąć SGO „Polesie” w kierunku nadchodzącej 29. dywizji. Pod Adamowem zostali jednak zatrzymani przez polską 50. DP. Jednocześnie do boju ruszyła 60. DP, która po ciężkim boju wyparła Niemców z Woli Gułowskiej. Nieprzyjaciel jednak uparcie nacierał na 50. DP, która zaczęła ustępować ze swych pozycji pod Adamowem. 60. DP kontynuowała atak na Charlejów, który załamał się z braku amunicji. Polacy zostali odparci i ustępowali. Niemcy ponownie zdobyli Wolę Gułowską, ale zaskakujący kontratak części 60. DP zmusił ich do odwrotu.

Pierwszy cel postawiony przez gen. Kleeberga został osiągnięty. Teraz pozostało rozbić kolejną niemiecką dywizję, która od rana 5 października nacierała na polskie pozycje. Do decydującego starcia jednak nie doszło, gdyż wyczerpanym Polakom zabrakło amunicji. Podczas narady gen. Kleeberg zwrócił się do oficerów.

Mamy sukces, możemy jutro zupełnie zniszczyć 13. dywizję. Ale za jaką cenę. Związując się w walkę z nią – odsłaniamy zupełnie tyły dla 29. dywizji, a nasza 50. dywizja nie jest w stanie zupełnie stawić opór tej nowej jednostce. Nie mamy amunicji prócz tej, co ma żołnierz przy sobie. Dalsza walka w tej sytuacji – to niepotrzebna już śmierć setek naszych żołnierzy [...]. Nie pytam dowódców o zdanie. Ciężar tej decyzji przyjmuję całkowicie na siebie.

Kapitulacja SGO „Polesie” oznaczała koniec przegranej kampanii. Polska armia przestała istnieć. Jednak polskie społeczeństwo otrząsnęło się po porażce i kontynuowało walkę w kraju i za granicą, na większości frontów drugiej wojny światowej.

Tekst pochodzi z najnowszego numeru miesięcznika „Mówią Wieki”:

„Mówią wieki”
cena:
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Data i miejsce wydania:
Wrzesień 2017
reklama
Komentarze
o autorze
Wojciech Kalwat
Historyk , zastępca redaktora naczelnego „Mówią wieki”.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone