„Wróg, który kocha zimną stal”. Japoński bagnet w wojnie na Dalekim Wschodzie i Pacyfiku 1937-42

opublikowano: 2021-03-23, 12:01
wolna licencja
Na Dalekim Wschodzie i wyspach Pacyfiku doby II wojny światowej śmierć zadawano na wiele nowoczesnych sposobów. Jednak mimo rozwoju technicznego, z którym kojarzony jest ten konflikt, początkowo o sile japońskiego piechura decydował karabin z bagnetem.
reklama
Japońskie oddziały w Malezji, 1942 roku, domena publiczna

„Japończycy nie są dobrzy, nie mają samolotów i dobrej broni, a gdy pada deszcz porzucają walkę i wszyscy wracają do domu.” – donosił w 1940 r. z Chin pewien zachodni obserwator. Działania wojenne w Państwie Środka rozpoczęte incydentem na moście Marco Polo pod Pekinem, trwały już od trzech lat. W ciągu tych kilkudziesięciu miesięcy żołnierze pochodzący z „Kraju Kwitnącej Wiśni” gromili swoich chińskich oponentów, zadając im straty liczone w setkach tysięcy. Mimo tego faktu, przyglądający się wydarzeniom Amerykanie i Europejczycy uznawali azjatycką sztukę wojenną za zacofaną. „Nie myślę o nich dużo i możecie mi wierzyć, że nie mam się z ich strony czego obawiać.” – tłumaczył swoim oficerom w kwietniu 1941 r. dowódca wojsk brytyjskich w rejonie Malajów, generał porucznik Lionel Bond.

Zaledwie dziewięć miesięcy później obrońcy półwyspu pochodzący z najróżniejszych zakątków Imperium ulegli japońskim bagnetom. Do połowy 1942 r. pod władaniem Nipponu znalazły się tereny rozciągające się od aleuckich wysp Attu i Kiska na północy, do Jawy na południu. Najdalej na zachodzie sztandar ze wschodzącym słońcem powiewał na granicy indyjsko-birmańskiej, zaś na wschodzie cesarscy poddani zajęli należący do USA atol Wake oraz wspomniane już Attu i Kiskę. Świat był pod wrażeniem tych podbojów. Licząca 100 mln mieszkańców Japonia, opanowała tereny o pięciokrotnie większym od siebie zaludnieniu. Żołnierze z „Kraju Kwitnącej Wiśni” zazwyczaj dość szybko rozprawiali się ze swoimi zachodnimi oponentami, przez których zostali bardzo szybko uznani za „supermanów”.

Pchnij! Odparuj! Pchnij! Później kolba! Uderzcie go w brzuch! Cholera, ludzie, staniecie twarzą w twarz z największymi na świecie ekspertami od walki bagnetem. Będziecie walczyć z wrogiem, który kocha zimną stal. Zobaczcie co zrobili na Filipinach! Zobaczcie co zrobili w Hong Kongu! Mówię wam chłopcy, jeśli nie chcecie, aby mały żółty Japoniec rozpruł wam brzuch, nauczcie się lepiej używać tej rzeczy! [cyt za: R. Leckie, Helmet for my Pillow…]

– krzyczał do szkolonych przez siebie rekrutów sierżant z amerykańskiego Korpusu Piechoty Morskiej. Wielu z tych trenujących pod okiem doświadczonego podoficera „mścicieli Pearl Harbor”, którzy aby po 7 grudnia 1941 r. „dokopać żółtkom” postanowili zostać Marines, miało znaleźć się wkrótce na wyspie Guadalcanal, stając naprzeciw elitarnych cesarskich oddziałów.

reklama
Żołnierze z 18 Pułku Piechoty Cesarskiej Armii Japońskiej. Nasadzone na karabiny bagnety są doskonale widoczne. Fotografię wykonano w Chinach w październiku 1937 r., domena publiczna

„Wydobędziemy nasze naostrzone przeciwko demonom bagnety…”

Na Dalekim Wschodzie działania wojenne, zwiastujące nadejście światowego konfliktu, rozpoczęły się 7 lipca 1937 r. Tego dnia w pobliżu oddalonego o 20 km od Pekinu mostu Marco Polo doszło do wymiany ognia między wojskami japońskimi, a chińskimi żołnierzami podległymi Kuomintagowi. Cesarscy poddani dość szybko poradzili sobie z niezdyscyplinowanym i dużo gorzej uzbrojonym nieprzyjacielem, zawłaszczając coraz większe połacie należącego do niego terytorium.

„Wydobędziemy nasze naostrzone przeciwko demonom bagnety…” – deklarował na początku października 1937 r. gen. Iwane Matsui, dowódca Armii Chin Centralnych. Już miesiąc później jego żołnierze zdobyli Szanghaj, po czym rozpoczęli marsz na ówczesną chińską stolicę - Nankin. Miasto wpadło w ich ręce już 13 grudnia. To, co rozegrało się następnie w stołecznej aglomeracji, jest prawdopodobnie najbardziej znanym dowodem wojennego barbarzyństwa żołdaków z „Kraju Kwitnącej Wiśni”.

Z powodu błyskawicznego zwycięstwa wojsk Japonii, duża część żołnierzy Kuomintagu skierowanych do obrony swej stolicy, nie zdążyła wydostać się z zajętego przez nieprzyjaciela miasta. Chińczycy obawiając się o własne życie, porzucali mundury, przybierając się w cywilne ubrania. Japońscy dowódcy świadomi tego faktu, natychmiast wydali rozkazy, aby podległe im oddziały wzięły się za poszukiwanie zbiegów.

Ponieważ wiele wskazuje, że rozbici żołnierze wroga przeszli do cywila, musicie aresztować każdą osobę podejrzaną i zamknąć ją w przeznaczonym do tego celu miejscu […] Musicie przyjąć, że każdy dorosły mężczyzna, nawet w średnim wieku, to żołnierz w cywilu albo dezerter i wobec tego macie go zatrzymać i aresztować. [Cyt. za: J. L. Margolin, Japonia 1937-1945…]
reklama

– brzmiały wytyczne jednego z dowódców brygad.

Chińscy jeńcy zakopywani żywcem przez swych oprawców, grudzień 1937 r., Nankin, Chiny, domena publiczna

Jako, że konflikt, w którym znajdowały się obydwa azjatyckie państwa, zdaniem japońskich wojskowych był „incydentem”, nie zaś oficjalną wojną, nieprzyjaciołom wziętym do niewoli nie przysługiwały prawa jeńców. Z tego też powodu, zamiast kierować schwytanych Chińczyków do odpowiednich placówek, zdobywcy Nankinu dokonywali na nich masowych mordów. W tym wypadku, biorąc pod uwagę ogromną ilość więźniów, do ich eksterminacji w większości przypadków używano broni palnej. Ostrza jako oręż bardziej dokładny, posłużyły oprawcom do dobijania ofiar. „Ponieważ po ostrzale z karabinów maszynowych pozostało wielu, którzy żyli” – przyznawał uczestnik rzezi – „przebijaliśmy ich bagnetami”. Fala przemocy i gwałtów dotknęła także cywilnych mieszkańców stolicy.

Jakie sceny oglądałem dziś w szpitalu przy Wieży Bębna! Zwłoki małego, siedmioletniego chłopca, którego nie udało nam się uratować – miał brzuch cztero- lub pięciokrotnie przebity bagnetem. [Cyt. za: J. L. Margolin, Japonia 1937-1945…]

– relacjonował w swym dzienniku pod datą 22 grudnia amerykański wielebny John G. Magee. Według szacunków francuskiego historyka, Jeana-Louisa Margolina, w rzezi nankińskiej życie miało stracić od 50 do 90 tys. Chińczyków.

„…gdy przebijasz go bagnetem, patrzysz mu w oczy”.

W styczniu 1942 r. oddziały desantowe Cesarskiej Marynarki Wojennej wylądowały na Nowej Brytanii, bronionej przez niewielkie siły alianckie. Australijscy członkowie garnizonu wyspy dość szybko uznali wyższość nieprzyjaciela, kapitulując po zaledwie kilku godzinach. Oprócz zwykłych żołnierzy, do niewoli trafiło także wielu wojskowych lekarzy. Mimo, że członkowie oddziałów sanitarnych nosili opaski Czerwonego Krzyża, nie przeszkadzało to pozostającym w zwycięskim amoku Japończykom dokonać na nich egzekucji. „Cesarscy marines” zamordowali 158 schwytanych Australijczyków. Wśród jedynie sześciu ocalałych znajdował się służący w jednostce medycznej szeregowy Bill Cook, który wspominał, że członkowie piechoty morskiej pytali pojmanych czy chcą, aby ich zastrzelili, czy też wolą zostać straceni za pomocą bagnetów? Nieprzyjaciele szydzili w ten sposób ze swych jeńców. „Strażnicy stali nad nami i kilkakrotnie pchnęli nas bagnetami”. – relacjonował dalej Cook – „Zostałem pchnięty pięć razy, wstrzymałem oddech i udawałem martwego. Kiedy leżący obok mnie mężczyzną jęknął, japoński żołnierz wrócił biegiem i pchnął bagnetem jeszcze raz. Nie mogłem dłużej wstrzymać oddechu”. Australijczyk wciągnął powietrze, co usłyszał jeden z jego oprawców. Członek Cesarskiej Marynarki Wojennej użył swego ostrza przeciwko Cookowi jeszcze pięcio - sześciokrotnie. Jeden z ciosów przebił tętnicę szyjną jeńca w taki sposób, że krew zaczęła sączyć się z ust poszkodowanego. Prześladowca uznał, że Australijczyk jest martwy. Pomimo ran, obrońca Nowej Brytanii zdołał szczęśliwie ujść z życiem z opisywanej masakry.

reklama

Polecamy e-book Piotra Bejrowskiego i Natalii Stawarz – „Azja we krwi. Konflikty – zbrodnie – ludobójstwo”

Piotr Bejrowski, Natalia Stawarz
„Azja we krwi. Konflikty – zbrodnie – ludobójstwo”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
167
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-36-5
Jeńcy ze skrępowanymi dłońmi. Półwysep Bataan, 1942 r., domena publiczna

Następny z dramatów spowodowanych przez wojskowych z Nipponu, rozegrał się na półwyspie Baatan, będącym częścią filipińskiej wyspy Luzon. Obowiązkiem obrony wspomnianego terytorium obarczone zostały połączone siły amerykańsko-filipińskie, liczące 78 tys. ludzi. Po pięciomiesięcznych walkach w okrążeniu, przy niewielkiej ilości zapasów, sprzymierzeni poddali się w drugim tygodniu kwietnia 1942 r. Jeńcom nakazano udać się pieszo do obozu oddalonego o ok. 100 km. Japończycy praktycznie nie wydawali pojmanym wody, niezbędnej do przeżycia w doskwierającym słońcu. Osoby ranne oraz wycieńczone nie mogły liczyć na pomoc. Ci, którzy kładli się na ziemi z powodu wyczerpania, byli dobijani ostrzami dzierżonymi przez odurzonych alkoholem cesarskich żołnierzy. „Wyobraź sobie, że stoisz przed więźniem i w chwili, gdy przebijasz go bagnetem, patrzysz mu w oczy”. – wspominał swe wrażenia starszy szeregowy Takesada Shigeta ze 122. Pułku Piechoty, czynny uczestnik jednej z wielu kwietniowych egzekucji. Szacuje się, że „baatański marsz śmierci” kosztował życie ok. 10 tys. Filipińczyków oraz 500-1000 Amerykanów. Tych, którzy przeżyli, czekał jeszcze trzyletni pobyt w japońskim obozie jenieckim…

Cmentarzysko japońskiej armii

Pierwsza ofensywa wymierzona w tereny zajęte przez Cesarstwo Japonii, rozpoczęła się 7 sierpnia 1942 r. Tego dnia Amerykanie z 1. Dywizji Piechoty Morskiej wylądowali na Guadalcanal oraz pobliskich mniejszych wyspach: Tulagi, Gavutu-Tananbogo (mimo fanatycznego oporu obrońców, zajęto je już następnego dnia) oraz Floridzie.

reklama

W przeciwieństwie do okolicznych wysepek, członkowie garnizonu Guadalcanal, złożonego głównie z robotników przysłanych do budowy lotniska, woleli uciec do dżungli, nie podejmując uprzednio walki z Amerykanami. Pierwsza bitwa o tereny wokół wspomnianego pasa startowego rozegrała się dopiero dwa tygodnie po wylądowaniu piechoty morskiej.

Amerykanie spodziewali się ataku i byli nań przygotowani. 19-ego sierpnia patrol 1. Dywizji natknął się na 38 nieprzyjaciół, z których większość unicestwił. Czyste mundury martwych cesarskich wojskowych dowodziły tego, że wróg ściągnął na Guadalcanal posiłki. O nieuchronnym starciu poinformował marines także Jacob Vouza, autochton współpracujący z jednostkami piechoty morskiej. Na kilka godzin przed planowanym atakiem mieszkaniec wyspy wpadł w ręce Japończyków, którzy po związaniu i zadaniu mu ran za pomocą bagnetów, zostawili rannego Vouzę na pewną śmierć. Zwiadowca uwolnił się jednak z więzów i pomimo ogromnej utraty krwi, zdołał dotrzeć do obsadzonych przez sojuszników linii i powiadomić ich o zbliżającym się niebezpieczeństwie.

Vouza, który stracił litry krwi, znajdował się w niepokojącym stanie. Był całkowicie pewny tego, że umrze i dlatego, spodziewając się swojego odejścia, przekazał mi długą ostatnią wiadomość dla swojej żony i dzieci. Pisałem jedną ręką, a drugą trzymałem jego dłoń. […] Odnieśliśmy go do lekarzy, którzy rozpoczęli operację. Napompowali Vouzę całego nową krwią i co zdumiewające, wygląda na to, że będzie on żył.” [M. Clemens, Alone on Guadalcanal…]

– relacjonował Martin Clemens, pochodzący z Wielkiej Brytanii, cywilny zarządca Guadalcanal. Dzięki pomocy udzielonej przez amerykańskich medyków, mieszkańcowi wyspy udało się wrócić do zdrowia.

reklama
Krajobraz, jaki zastali marines rankiem po nocnej bitwie nad rzeką Tenaru. Cała okolica pełna była ciał poległych Japończyków. Guadalcanal, sierpień 1942., domena publiczna

Krótko po północy, 21 sierpnia, dziewięciuset japońskich żołnierzy dowodzonych przez pułkownika Kiyonao Ichiki, uderzyło na amerykańską lewą flankę, rozciągającą się wzdłuż strumienia nazywanego Aligator Creek (występowały tam krokodyle różańcowe, które zostały mylnie uznane za aligatory). Marines wyglądający ataku z okopów i zza linii drutu kolczastego, urządzili istną rzeź nieprzyjacielowi nacierającemu od frontu. Niewielu Japończyków zdołało dopaść do linii wroga i zadać cios za pomocą bagnetu. Siła i dyscyplina ogniowa Amerykanów okazała się zabójcza dla ludzi Ichiki. Dzieła zniszczenia dopełniły czołgi piechoty morskiej, które rankiem uderzyły na pozostałych przy życiu żołnierzy Nipponu. W trakcie starcia, nazwanego później „bitwą nad rzeką Tenaru”, listy poległych zasiliło 777 żołnierzy Cesarskiej Armii Japońskiej. „Wielu z nich leżało nad wodą” - relacjonował korespondent wojenny Richard Tregaskis – „teraz wydętych i gładkich niczym lśniące kiełbasy. Niektóre ciała zostały częściowo zakryte piaskiem niesionym przez fale…” Po przeciwnej stronie martwych było jedynie 44 Marines.

Wydarzenia podobne do tego, jakie miało miejsce nad Aligator Creek, rozegrał się jeszcze dwukrotnie. Oddziały Nipponu przypuszczały frontalne ataki na znajdujące się wokół lotniska amerykańskie linie. Marines oraz żołnierze z US Army przysłani na Guadalcanal na początku października, masakrowali nacierających Japończyków. Bagnet nie mógł wyjść zwycięsko z boju przeciwko karabinom maszynowym, bliskiemu wsparciu artylerii, czy broni pancernej. Mimo, że cesarscy żołnierze wciąż zadawali nieprzyjaciołom straty za pomocą swych ostrzy, to były one nieporównywalnie mniejsze do tych, jakie sami otrzymywali z rąk wojsk USA. Na początku 1943 r. widząc ogrom ofiar, decydenci z „Kraju Kwitnącej Wiśni” nakazali wycofać wojska z Guadalcanal. W czasie półrocznych walk toczących się na lądzie, oceanie i w powietrzu, Armia i Marynarka Nipponu utraciły ok. 30 tys. ludzi, a także wiele samolotów oraz okrętów. Po przeciwnej stronie życie postradało 7 100 Amerykanów, z czego większość stanowili marynarze z US Navy, polegli w działaniach na wodach okalających wyspę. Przywołana kampania była punktem zwrotnym w wojnie na Dalekim Wschodzie. Alianci przejęli inicjatywę, której nie wypuścili z rąk już do końca konfliktu. „Guadalcanal to nie nazwa wyspy. To cmentarzysko japońskiej armii.” – pisał jeden z dowódców strony pokonanej.

Bibliografia:

  • Martin Clemens, Alone on Guadalcanal. A Coastwatcher’s Story, Naval Institute Press, Annapolis 1998.
  • John W. Dover, War without Mercy. Race & Power in the Pacific War, Pantheon Books, New York 1986.
  • Mark Felton, Rzeź na morzu. Zbrodnie Cesarskiej Marynarki Wojennej Japonii, tłum. Jacek Lang, Replika, Zakrzewo 2009.
  • Robert Leckie, Helmet for my Pillow, Ebury Press, London 2011.
  • Jean-Louis Margolin, Japonia 1937-1945. Wojna armii cesarza, tłum. Joanna Paulina Rurarz, Agnieszka Rurarz, Wyd. Akademickie Dialog, Warszawa 2013.
  • Michael Norman & Elizabeth M. Norman, Tears in the Darkness. The Story of the Bataan Death March and Its Aftermath, Picador, London 2010.
  • Richard Tregaskis, Guadalcanal Diary, Random House, New York 1943.

Radakcja: Mateusz Balcerkiewicz

Polecamy e-book Marcina Sałańskiego „Wyprawy krzyżowe. Zderzenie dwóch światów”:

Marcin Sałański
„Wyprawy krzyżowe. Zderzenie dwóch światów”
cena:
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
76
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-934630-5-3

Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!

reklama
Komentarze
o autorze
Kacper Gęsior
Kacper Jan Gęsior (ur. 1996) – student II-ego stopnia na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego, dowódca i współzałożyciel Grupy Rekonstrukcji Historycznej „The Old Breed”. Jego zainteresowania badawcze skupiają się wokół działań Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej w pierwszej połowie XX w. oraz początków lotnictwa cywilnego i bojowego. Członek Studenckiego Klubu Międzyepokowych Badań Historycznych.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone