Wróg czy przyjaciel? Relacje niemiecko-brytyjskie w latach 1871–1914
W 1871 roku Otto von Bismarck zakończył swoje wiekopomne dzieło. Niemcy stały się państwem zjednoczonym. Realizowanie tego projektu było jednak długim i niełatwym procesem. Powołanie tak wielkiego gracza w Europie Środkowej całkowicie zmieniło sytuację na kontynencie i Żelazny Kanclerz musiał liczyć się z reakcjami państw ościennych.
Z kolei wiek XIX był przede wszystkim stuleciem „brytyjskim”. Angielską flotę postrzegano jako niezwyciężoną. Żadne zmiany na Starym Kontynencie nie mogły przejść niezauważone przez wyspiarzy, zawsze gotowych na obronę swoich interesów. Proces tworzenia się tak potężnego państwa, jakim była II Rzesza, wymuszał na Brytyjczykach aktywność. Oni jednak nie widzieli w Niemcach rywala, ani zagrożenia dla równowagi sił w Europie. Wręcz przeciwnie – przez kolejne lata okazywali Cesarstwu Niemieckiemu życzliwą neutralność. Powodem takiego podejścia było przeświadczenie o swojej przewadze nad Niemcami. W opinii dyplomacji brytyjskiej Rzesza, mimo swojego niewątpliwego potencjału gospodarczego, była dla wyspiarzy mocarstwem niedoświadczonym. Elity niemieckie nigdy nie miały szansy kierować światową polityką i potrzebowały dekad praktyki.
Ponadto Cesarstwo było kolejnym graczem, który mógł być wykorzystywany przez pragmatycznych Anglików przeciw innym mocarstwom. Niemcy skutecznie szachowali upokorzoną w 1870 roku Francję. Kiedy w 1884 roku Rzesza nieśmiało wchodziła do gry o kolonie afrykańskie, wtórowali jej przy tym właśnie Brytyjczycy. Niewątpliwie pojawienie się na tym obszarze kolejnej siły politycznej, z gruntu antyfrancuskiej, mogło być kolejnym atutem w rywalizacji z Paryżem o Afrykę. Komplikowała się również sytuacja w Europie Wschodniej. Rosja, zaciekły przeciwnik Albionu, musiała od tamtej chwili rozważniej prowadzić dyplomatyczną rozgrywkę. Berlin mógł blokować i ograniczać Petersburg w jego imperialnych zapędach, które wiecznie spędzały sen z powiek angielskich dyplomatów.
Również sam Otto von Bismarck wykonywał ze swojej strony ruchy świadczące o chęci utrzymywania bliskich relacji z Londynem. W swojej polityce nie przewidywał ekspansjonizmu. Priorytetem stawała się – podobnie jak w przypadku Wielkiej Brytanii – kontynentalna równowaga sił. Bismarck sugerował, że Cesarstwu nie zależy na koloniach, panowaniu nad morzami ani tworzeniu imperium. Dyplomacja niemiecka przez dwie kolejne dekady szukała porozumień z Anglią, ustępując jej na wielu płaszczyznach. Sam Bismarck wielokrotnie nęcił Brytyjczyków wizją sojuszu. Brytyjczycy jednak, mimo swojego przyjaznego nastawienia do Niemiec, twardo obstawali przy splending isolation – swojej wielowiekowej strategii politycznej.
Ideologiczne powiązania
Często w historii zdarzało się, że nie tylko chłodne kalkulacje i polityczne interesy były jedynym motorem napędowym ruchów dyplomatycznych na arenie międzynarodowej. Elity polityczne i dyplomaci, tak jak zwykli ludzie, mieli swoje sympatie i antypatie. A tych pierwszych w przypadku Niemców i Brytyjczyków było zdecydowanie więcej. Rządząca Wielką Brytanią Wiktoria pochodziła z niemieckiej dynastii hanowerskiej, która przez lata mocno związała się z pruskimi Hohenzollernami. Sam późniejszy cesarz Wilhelm II był wnukiem królowej Wiktorii, co regularnie z dumą podkreślał. Oba państwa zyskiwały więc dodatkowy czynnik spajający – tę samą błękitną krew płynącą w żyłach obu dynastii.
II połowa XIX stulecia była opanowana przez coraz powszechniejsze teorie ras. Fascynowano się biologicznymi różnicami lub powiązaniami między narodami. Powszechne było przekonanie o wyższości białego człowieka, a cele imperializmów europejskich postrzegano w kategoriach powinności wyznaczonych narodom przez naturę. Zarówno Brytyjczycy, jak i Niemcy byli szczególnie podatni na takie ideologie. Ekscentryczny powieściopisarz, zagorzały imperialista i premier Wielkiej Brytanii z końca lat 70., Benjamin Disraeli, w jednej ze swoich książek napisał kiedyś, że „wszystko jest rasą, innej prawdy nie ma”. Oba narody budujące relacje w takim klimacie postrzegały się jako dalekie kuzynostwo i potomkowie germańskich plemion. Niemcy z dumą podkreślali, że to właśnie germańska krew Brytyjczyków pozwoliła im na wyrobienie w sobie cech, dzięki którym zbudowali imperium. W tych słowach można było usłyszeć autentyczny podziw dla Anglików, choć w pewnym momencie zabarwiony lekką nutą zazdrości. Ponadto Kajzer był zafascynowany brytyjską siłą morską. Będący pod wpływem modnej wówczas teorii, skonstruowanej przez admirała Alfreda Mahana o przewadze państw morskich nad lądowymi, wierzył w wyjątkowość Brytyjczyków, których pod koniec XIX wieku nie mogła pokonać żadna siła morska.
Polecamy e-booka Michała Gadzińskiego pt. „Perły imperium brytyjskiego”:
Ochłodzenie stosunków
Kluczową datą dla historii stosunków brytyjsko-niemieckich jest rok 1890. Wtedy właśnie z urzędu kanclerza odszedł Otto von Bismarck, a w polityce zagranicznej pierwsze skrzypce zaczął grać wybuchowy i neurotyczny cesarz Wilhelm II. Uważano, że był połączeniem wielu sprzeczności. Bardzo jaskrawo można to dostrzec w jego podejściu do relacji z Wielką Brytanią. Z jednej strony cesarz okazywał wielki szacunek Brytyjczykom, nakłaniając ich do sojuszu i z dumą podkreślając niemiecko-brytyjskie powiązania, z drugiej zaś – wykazywał się niebywałą pychą, rzucając w stronę wyspiarzy prześmiewcze komentarze, prowokujące do rywalizacji. Bez wątpienia ciężko dociec jakie były intencje Wilhelma, który w 1892 roku nazwał Brytyjczyków, „szalonymi marcowymi zającami”.
W 1895 roku doszło w relacjach niemiecko-brytyjskich do poważnego kryzysu dyplomatycznego. Kością niezgody stał się Transwal – południowoafrykańskie państwo założone przez europejskich kolonistów, długi czas znajdujące się w osi wpływów brytyjskich. Obszar ten nie był jednak wolny od powiązań z innymi mocarstwami – w tym z Niemcami. Od lat 80. XIX wieku kapitał niemiecki był silnie obecny w transwalskiej gospodarce, uzależniając coraz więcej jej płaszczyzn. Sytuacja stała się poważna wraz z chęcią aneksji Transwalu przez Wielką Brytanię. Wkroczenie angielskiej armii do tego państwa zostało uznane przez Wilhelma II za rażące naruszenie interesów niemieckich oraz statusu quo w Afryce.
Początkowo sam cesarz, będąc pod wpływem emocji, zaproponował wysłanie niemieckich wojsk do Transwalu, jednak przerażeni oficerowie i dyplomaci niemieccy zdołali wyperswadować kajzerowi absurd takiego rozwiązania, które mogło skończyć się wojną. Choć sprawa Transwalu zakończyła się dosyć szybko, a afrykańskie państwo na nowo wpadło w orbitę wpływów wyspiarzy. Świat zobaczył drogę, na którą mogłyby wkroczyć relacje Londynu z Berlinem.
Poważniejsze wydarzenia nastąpiły jednak w 1897 roku, kiedy to niemiecki Reichstag przegłosował tzw. ustawę o flocie. Według jej zapisów Niemcy miały znacząco rozbudować swój potencjał morski, rzucając zarazem rękawice Londynowi. Wielka niemiecka flota, która powstała z inspiracji samego cesarza, nie oznaczała jedynie bezpośredniego zagrożenia morskiego dla wyspiarzy, ale pozwalała Niemcom wejść ponownie na arenę międzynarodową ze znacznie większą siłą – już nie jako hegemon europejski, ale mocarstwo światowe. Ciężko jest ocenić na ile działania Niemiec miały realne szanse powodzenia, skoro ostatecznie nie udało się zagrozić Brytyjczykom, co uwidoczniła I wojna światowa.
Sytuacja komplikowała się również na Bliskim Wschodzie, gdzie oba mocarstwa korzystały z coraz słabszej pozycji Imperium Osmańskiego. Strumienie kapitału państw Zachodu uzależniały coraz więcej tureckich firm i spółek. Niemcy rozpoczęli realizację ambitnego projektu budowy kolei Berlin- Bagdad, która miała nadać nową jakość w podejściu Rzeszy do Bliskiego Wschodu. Choć sama kolej nie zagrażała aż tak mocno interesom Londynu, mogła jednak prowadzić do tworzenia się wpływów niemieckich w Iraku, na co Brytyjczycy nie chcieli pozwolić. Wcześniej ignorowane pustynne terytoria zasobne w ropę stawały się coraz istotniejsze w polityce angielskiej floty, która przygotowywała się do przekształcenia siły napędowej okrętów – z parowej na spalinową. W takim klimacie rywalizacja niemiecko-brytyjska bardzo szybko zaczynała się urzeczywistniać.
Czy był tylko jeden winny?
Historia rzadko bywa czarno-biała i zwykle mieni się tysiącem barw. Trudno winić jedynie Niemcy i porywczy charakter cesarza za ochłodzenie się relacji obu państw. Również Londyn popełniał w tym wypadku błędy. Anglicy czuli się bardziej doświadczeni i w wielu aspektach lepsi od państwa niemieckiego. Wydaje się, że faktycznie Londyn marginalizował Niemców traktując ich na wielu płaszczyznach jako instrument, nie biorąc pod uwagę ich potencjału, który mógłby zostać uzewnętrzniony w dalekiej przyszłości. Brytyjczycy, świadomi niemieckich fobii przed osaczeniem przez inne mocarstwa na arenie międzynarodowej, szybko przyparły Rzeszę do muru, zawierając porozumienia z Francją w 1904 roku i z Rosją w 1907. Można było się spodziewać, iż Niemcy pozostawione bez pola manewru staną się bardziej nieprzyjazne i agresywne niż wcześniej.
Wszystkie te czynniki sprawiły, że pierwsza dekada XX wieku przebiegała pod znakiem wzajemnych antagonizmów niemiecko-brytyjskich. Choć nie świadczyło to jeszcze o wybuchu wojny, na horyzoncie majaczyła już wizja istnienia dwóch bloków militarnych. Berlin i Londyn zajmowały w nich dwa przeciwległe bieguny.
Polecamy e-booka Magdaleny Makówki „Władza, miłość, zdrada. Życie prywatne brytyjskich władców 1714–1837”
Bibliografia
- Clark Christopher, Lunatycy. Jak Europa poszła na wojnę w roku 1914, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa 2017.
- Diniejko Andrzej, Benjamin Disraeli, a idea imperialna, Zeszyty Naukowe Uczelni Vistula, nr 39, s. 5–23.
- Meyer Christopher, Getting Our Way: 500 Years of Adventure and Intrigue: The Inside Story of British Diplomacy, Phoenix 2011.
- Tuchman Barbara, Sierpniowe salwy, W. A. B., Warszawa 2014.
Redakcja: Natalia Stawarz