Wolna Polska z dostępem do morza
Źródło: „Nowy Świat”, 16–17 I 1942; przedruk: I. Matuszewski, Wybór pism, s. 46–52.
I
Walczymy nie tylko z Hitlerem. Walczymy z narodem niemieckim, którego Hitler jest wyobrazicielem. Lord Robert Vansittart, długoletni podsekretarz stanu Foreign Office, pisze: „Nie wolno nam zamykać oczu na fakt, że naród niemiecki podczas ostatniej wojny, dopóki sprzyjało mu powodzenie, stał zwartą ławą dookoła kajzera i że w tej wojnie, jak dotychczas, stoi solidarnie za Hitlerem, albowiem hitleryzm jest ruchem narodowym. Tak samo jak wojna obecna, podobnie do wojny ostatniej, której dalszy ciąg stanowi, jest wojną narodową… Hitler nie jest przypadkiem, lecz umyślnym, nieuniknionym wynikiem. Dlatego też wojnę prowadzimy nie tylko z hitleryzmem, lecz z narodem niemieckim”.
„Zamykanie oczu” na ten fakt jest jednym z najgroźniejszych objawów słabości w społeczeństwach krajów walczących. Szczególnej w społeczeństwach Anglii i Ameryki.
To zamykanie oczu ma czasem podkład idealistyczny. Jest to zresztą idealizm polegający nie na tym, aby do ideałów dążyć, ale na tym, aby uciekać od przykrości. Miss Rankin, niegłosująca w Kongresie za wypowiedzeniem wojny Japonii i oświadczająca: „…nie mogę uwierzyć w taką zbrodnię – może Pearl Harbour to nowa sztuczka Roosevelta, aby nas wpędzić w okropności wojny?” – jest wspaniałą przedstawicielką takich „idealistów”. Niestety, nie wszyscy z nich mają na swoje usprawiedliwienie przekroczoną siedemdziesiątkę i słabą płeć. Wielu w spodniach pisuje do gazet i zajmuje poważne stanowiska w dyplomacji, nauce i polityce. Ci właśnie „idealiści” są najbardziej odpowiedzialni za nieprzygotowanie do wojny wszystkich państw napadniętych. To oni, wspólnie z komunistami, przez wiele lat podnosili piekielny wrzask na widok każdej armaty, którą chciał nabyć ich naród. Dzięki ich pacyfizmowi Pacyfik spłynął krwią. Dzięki temu baraniemu idealizmowi setki Polaków, Anglików, Amerykanów ginęło i ginie niedostatecznie uzbrojonych, aby odeprzeć napaść wilków, co zrzuciły skóry owieczek.
Jest inny rodzaj „zamykania oczu” na tragiczny, lecz prawdziwy fakt, że walczymy nie z ustrojem, lecz z narodem całym, narodem, dla którego ustrój totalny jest tylko takim samym narzędziem walki jak czołg czy armata. Jest to zamykanie oczu świadomie. A raczej jest to nie tyle zamykanie własnych oczu, ile mydlenie oczu innym. Do wszystkich głosów nawołujących z różnych kątów Europy i Ameryki do wielkoduszności wobec „biednych Niemców” należy się odnosić z największą podejrzliwością. Przez różne megafony i różnymi głosami umie przemawiać p. Goebbels. Im bardziej nieuchronnie zarysować się będzie katastrofa wojenna Niemiec, tym bardziej gwałtownie i rozpaczliwie będą się Niemcy bronić przed odpowiedzialnością, usiłując nadać obecnej wojnie charakter wojny z totalizmem, a nie Niemcami. Nie wierzę, aby nie było podziemnych, duchowych związków pomiędzy niemieckimi przeciwnikami Hitlera, działającymi w krajach sprzymierzonych, a nim samym. Nienawiść wzajemna, prawdziwa zresztą – dzieli ich do pewnego punktu tylko. Od tego punktu cel Hitlera i cel jego niemieckich przeciwników – będzie wspólny. Tak stanie się mianowicie wówczas, gdy chodzić będzie o ocalenie Niemiec, o ocalenie państwa niemieckiego, o ocalenie jego potęgi. Dlatego nie dowierzajmy zanadto nikomu, kto mówiąc o tej wojnie, mówi zbyt wiele o demokracji, a nic albo mało o Niemczech.
Jest wreszcie trzecia przyczyna niechęci do uznania faktu, że wojna obecna ma charakter wojny z narodem niemieckim. Przyczyna bardziej od dwóch poprzednich uczciwa i usprawiedliwiona. Jeśli za baranim pseudoidealizmem kryje się tchórzostwo i głupota, jeśli za oddzielaniem Niemiec od Hitlera kryje się fałsz i zła wiara, to ową trzecią przyczyną zamykania oczu na nieodparcie prawdziwe zjawisko, że za Hitlera zawzięcie walczy i ofiarnie ginie większość Niemców – jest po prostu bezradność.
Bardzo wielu ludzi, jeśli nawet nie zamyka oczu, to załamuje ręce, patrząc na tę prawdę. Załamuje bezradnie ręce, mówiąc: „przecież nie wytępimy narodu niemieckiego; przecież jeśli to jest naprawdę wojna z Niemcami, a nie z hitleryzmem, to nie możemy jej wygrać, bo 70 milionów Niemców i po wojnie będzie mieszkać w samym sercu Europy; przecież nawet próby rozbrojenia do niczego nie prowadzą, skoro rozbroił Niemców Napoleon, skoro rozbroił ich Wilson, a oni potrafili obejść te zobowiązania i wrócić do walki silniejsi niż przedtem?”. Z tej bezradności rodzi się zwątpienie o zwycięstwie. Ze zwątpienia o zwycięstwie rodzi się chęć do układów z przeciwnikiem. Z chęci zaś do układów z takim przeciwnikiem urodzić się może tylko klęska.
Czy naprawdę jesteśmy tak bezradni? Czy naprawdę w razie zwycięstwa – będziemy bezradni?
Oczywiście, nie ma mowy o wytępieniu narodu niemieckiego. Co więcej – nie ma mowy nawet o jego tępieniu. Są to metody, które Hitler właśnie, które Niemcy właśnie stosują i stosowały – ale są to metody, których ludzie kultury zachodniej stosować nie potrafią, choćby chcieli. Oczywiście należy wymierzyć karę tym Niemcom, co na terenach okupowanych popełniali zbrodnię. Wymierzyć ją winnym, od Hitlera począwszy – i wymierzyć naprawdę, nie w teorii, jak to uczyniono po tamtej wojnie. Ale zwycięzcy sprzymierzeni nie będą zabijać dzieci, wyjaławiać kobiet, kastrować mężczyzn. Nie będą chcieli odebrać ani żyjącym, ani przyszłym pokoleniom Niemców ich chleba, ani ich zwykłej, ludzkiej wolności. Słusznie. Bo nie o to chodzi. Chodzi o to, aby odebrać Niemcom ich potęgę. Czy doprawdy nie można tego uczynić, jeśli się nie zabija, nie wygładza, nie więzi? Czy nie ma skutecznego sposobu, aby odebrać państwu niemieckiemu siłę – nie odbierając narodowi niemieckiemu prawa do życia?
Im jaśniej widzimy, że Zjednoczone Narody Zachodu, właśnie dlatego, że są narodami kultury Zachodu, nie mogą zastosować do Niemców niemieckich metod fizycznego wytępienia, tym poważniej powinniśmy zdać sobie sprawę, że bez znalezienia skutecznego sposobu obezwładnienia Niemiec pod względem militarnym wojna może być wygrana, lecz pokój będzie przegrany.
Dlatego nad tym sposobem trzeba myśleć. Dlatego stanowić on musi pierwszy, jeśli nie główny cel wojny, gdyż bez jego osiągnięcia żaden trwały pokój zbudowany być nie może.
Dla nas, Polaków, sposób ten jest jasny i oczywisty.
II
Trwała zmiana sił narodu niemieckiego może być osiągnięta w jeden tylko sposób – przez zmianę statutu terytorialnego tj. przez zmianę granic państwa niemieckiego.
Wszelkie inne zarządzenia: rozbrojenie, kontrola, sankcje – mogą być skuteczne przez pewien czas. Ale nie mogą być skuteczne stale. Do tego bowiem, aby były skuteczne stale, potrzebny jest ciągły i zgodny wysiłek rozbrajających i kontrolujących.
Trudno na to liczyć i doświadczenie uczy, że lepiej na to nie liczyć. Toteż wszelkie zarządzenia tego typu będą odczute zarówno przez zwycięzców, jak i przez zwyciężonych jako zarządzenia tymczasowe, jako prowizorium. Na prowizorium zaś nie można budować pokoju. Najcięższą chorobą psychiczną ludzkości od ćwierćwiecza jest niepewność. Jeśli choroba ta będzie nadal rozkładać dusze ludzkie, świat może oszaleć, lecz nie może się odrodzić. Toteż jeśli ta wojna ma być wojną ostatnią – a taką być powinna – obowiązkiem zwycięzców wobec całej ludzkości jest dać rozwiązania ostateczne, nie zaś tymczasowe. Takie zaś rozwiązania i co ważniejsza, rozwiązania tak odczute, mogą przynieść tylko zmieniony stan faktyczny, nie zaś zmieniony stan prawdy. Ludzkość wierzy temu, co widzi nas ziemi, nie zaś temu, co czyta w traktatach.
Rozwiązanie zagadnienia niemieckiego będzie głównym zadaniem zwycięzców w Europie. Podstawy tego rozwiązania będą dane przez nowe granice Rzeszy. Jeśli podstawy te będą wadliwe, cały gmach zawali się wcześniej lub później.
Ten tekst jest fragmentem książki Ignacego Matuszewskiego „O Polskę całą, wielką i wolną”:
Traktat wersalski także zmierzał do rozbrojenia Niemiec. Ale próbował tego dokonać drogą przepisów prawnych: ograniczając na papierze liczbę niemieckich żołnierzy, armat, karabinów, naboi nawet. Natomiast zapomniano wówczas, że geografia jest potężniejszym narzędziem wojny niż czołg czy armata. I tam, gdzie regulowano stan faktyczny w terenie, a nie na papierze, wszystkie atuty wojny oddano w ręce niemieckie. Odmawiając Francji granic na Renie – odmówiono jej bezpieczeństwa, pozostawiając Prusy Wschodnie przy Rzeszy – pozostawiono pięść niemiecką w żelaznej rękawicy wsuniętą we wnętrzności Polski. Przepisy prawne traktatu wersalskiego zmierzały do obezwładnienia Niemiec. Bezskutecznie – bo prawo wiąże tylko tego, kto chce albo musi je wykonać. To zaś, co mogło naprawdę zmusić Rzeszę do posłuszeństwa, to znaczy zmiany terytorialne traktatu wersalskiego, nie miały wcale na celu militarnego obezwładnienia Rzeszy. Toteż jej nie obezwładniły. I dlatego mamy nową wojnę.
Czy można nakreślić takie zmiany granic Rzeszy, które doprowadziłyby do istotnego obezwładnienia wojennego Niemiec?
Wydaje się, że w znacznym stopniu jest to możliwe i wykonalne. Wedle zaś naszego mniemania klucz niemieckiej potęgi militarnej spoczywa w siwych wodach Bałtyku.
W rzeczy samej – spójrzmy na mapę… Widzimy tam, jak od wielkiego i zwartego bloku niemieckiego wyciągają się na wschód dwa ramiona. Północne, lewe, sięgające przez Pomorze aż do Królewca i Kłajpedy; południowe, prawe, wyciągnięte ku Bałkanom i dotykające, via Wiedeń, Bratysławy i Mariboru. Lewym z tych ramion Niemcy dławiły za gardło ludy mieszkające między Bałtykiem i Morzem Czarnym, prawym grabiły ich bogactwa. Na północy, między Szczecinem a Królewcem, Rzesza odcina od dostępu do wolnych wód świata ludy Polski, Litwy, Czech, Węgier, Słowacji, Rumunii: całe bowiem wybrzeże prawdziwie wolnych mórz od Hamburga aż do Kłajpedy było w ręku niemieckim. Na południe, korzystając z tej kontroli Niemcy organizowały wyzysk Czech, Słowacji, Węgier, Rumunii, Serbii – doprowadzonych do gospodarczego bezwładu przez niemiecką kontrolę. Na Pomorzu nie tylko Polskę odcina się od wielkich, wolnych wód świata. Na Pomorzu odcina się razem z Polską od dobrodziejstwa słonych wód większość ludów środkowej Europy.
A środkowa Europa to więcej niż Niemcy i potencjonalnie niewiele mniej niż Stany Zjednoczone: to 120 milionów ludzi, to jedyne nadwyżki rolne w Europie, to potężne bogactwa górnicze, to olbrzymie, choć niewykorzystane, możliwości przemysłowe.
Bez oparcia o Europę Środkową, bez faktycznej nad nią hegemonii, Rzesza nie jest zdolna do długotrwałego militarnego wysiłku. Niemcy mają na swoich ziemiach maszyny i ludzi. Ale nie mają dość żywności, surowców ani rąk roboczych, aby skutecznie walczyć. Obie wielkie wojny dlatego są tak długotrwałe, tak trudne, że są prowadzone przeciw Niemcom posiadającym Europę środkową w swoim ręku.
Fryderyk Wielki powiedział, że nie król, zasiadający w Warszawie rządzi Rzplitą, lecz ten, kto ma w swej władzy Gdańsk i Pomorze. Powiedział prawdę, ale nie całą prawdę. Polska odcięta od Bałtyku, to Polska oddana na łaskę i niełaskę Prus. Ale to nie tylko Polska oddana na ich łaskę i niełaskę: to także większość ludów Europy Środkowej.
Ludy te tracą swoją wolność razem z Polską nie tylko dlatego, że pętla przemożnego gospodarczego ucisku zaciska im wówczas oddech, ale i dlatego, że zniknięcie Polski, jako samodzielnego państwa, nie zostawia ludom tamtych obszarów alternatywy „wolność czy niewola”, lecz stawia je wobec alternatywy: „niewola rosyjska czy niewola niemiecka?” I nie należy się łudzić: większość tych ludów postawiona wobec takiej alternatywy skłaniała się raczej ku Niemcom niż ku Rosji, z pomiędzy dwóch totalnych więzień dotychczas wybierała więzienie niezawszone. Przykład Finlandii jest tego ostatnim przykładem…
Na Pomorzu i na Bałtyku rozstrzygają się zatem losy „Mitteleuropy”. Niemcy zaś bez faktycznego władania tym obszarem są militarnie obezwładnione. I dlatego nie jest paradoksem twierdzenie, że nowy układ północnej i wschodniej granicy Rzeszy rozstrzyga o jej wojennych możliwościach.
Świat nie zdaje sobie z tego sprawy. Ale Niemcy wiedzą o tym. Stąd ta nieubłagana nienawiść do Polski, stąd metody wywłaszczania, eksterminacji, zniszczenia, stosowane na Polakach nie tylko przez Hitlera, ale tak samo przez Krzyżaków, przez Fryderyka, przez Bismarka, przez Bülowa, przez socjalistów niemieckich, gdy byli u władzy.
Odcięcie zatem północnego ramienia Niemiec, ramienia wyciągniętego wzdłuż Bałtyku aż do Kłajpedy, jest pierwszym warunkiem zniszczenia siły militarnej Rzeszy. Powrót zagrabionych niegdyś ziem mazurskich i litewskich, z których składają się Prusy Wschodnie do Polski i do Litwy – to odebranie Niemcom nie tylko najpotężniejszej ich fortecy, lecz stokroć więcej: to odebranie im pośrednio panowania nad całą Europą Środkową.
Ale zagadnienie Bałtyku jest zagadnieniem dotyczącym losów nie tylko Europy Środkowej. Bowiem także sytuacja militarna mocarstw zachodnich zależy w wielkim stopniu od tego, czy Bałtyk będzie – tak jak był przez ostatnie stulecie – jeziorem niemieckim, czy też nim nie będzie.
Jak długo Niemcy posiadają oparcie na Bałtyku, jako na własnym, „prywatnym” morzu, tak długo w każdej wojnie mogą rozciąć Europę na dwie części, pomiędzy którymi praktyczna łączność jest nieosiągalna. Tak było w czasie poprzedniej, tak jest w czasie tej wojny. Korzyści militarne Niemiec z tego stanu rzeczy nie wymagają wyjaśnień.
Ale to nie wszystko. Od chwili wybudowania Kanału Kilońskiego Rzesza, bez budowy ani jednego statku, podwoiła wartość swoich sił morskich. Może ona bowiem jednocześnie panować na Bałtyku i walczyć na Atlantyku. Kanał Kiloński daje Rzeszy więcej niż Kanał Panamski Stanom Zjednoczonym: Kanał Panamski pozwala Ameryce koncentrować statki na jednym z dwóch oceanów – Kanał Kiloński pozwala Rzeszy na to samo, ale i na więcej jeszcze: pozwala jej bowiem ukrywać swoją flotę w głębi lądu. Marynarka Stanów Zjednoczonych na Pacyfiku czy Atlantyku zawsze znajdować się będzie na otwartych, dostępnych dla przeciwnika oceanach. Marynarka niemiecka ukryta na Bałtyku broniona jest i broniona być może skutecznie przeciw najpotężniejszym eskadrom świata przez wojska lądowe, stojące na półwyspie Jutlandzkim.
Dlatego przejęcie przez Anglię czy przez zespół sprzymierzonych terenów niemieckich, położonych u nasady tego półwyspu, tak, aby to potężne narzędzie wojny, jakim jest Kanał Kiloński zostały Rzeszy odjęte – jest drugim sposobem trwałego obezwładnienia militarnego Rzeszy.
Podział Prus Wschodnich między Polskę i Litwę, odjęcie Kanału Kilońskiego przez Anglię lub sprzymierzonych, wreszcie przywrócenie granicy francuskiej na Renie – takie trzy zmiany terytorialne dawałyby po stokroć skuteczniejsze gwarancje militarnego obezwładnienia Rzeszy, niż najbardziej skrupulatne paragrafy prawne. I trzeba zdać sobie sprawę, że w im bardziej stanowczy sposób zmiany terytorialne rozbroją Rzeszę, tym łatwiej stosować będzie można do przyszłych Niemiec politykę liberalną.
Mówi się i powtarza, powtarza słusznie, że nie ma wolnego świata bez wolnych mórz. Nam dodać do tego wolno i należy, że nie ma wolnej Europy bez wolnego Bałtyku. Nie ma zaś wolnego Bałtyku bez otwarcia go przez sprzymierzonych i bez Polski potężnej o brzegi jego opartej.