Wojciech Paduchowski – „Nowa Huta nieznana i tajna” – recenzja i ocena
Plan sześcioletni (1950–1955) miał być momentem przełomowym w historii Polski, również w aspekcie urbanistycznym. Wytyczne „sześciolatki” zakładały wzniesienie od podstaw dwóch dużych „socjalistycznych” miast: Nowych Tych i Huty, a także 94 nowych osiedli w już istniejących miastach. Inwestycje te miały nie tylko rozwiązać narastający problem mieszkaniowy, który był jedną z głównych bolączek ówczesnego społeczeństwa, ale i stworzyć ramy do kształtowania nowego społeczeństwa. Najbardziej sztandarowym przykładem tego eksperymentu z zakresu inżynierii społecznej na gruncie polskim była budowa wspomnianej Nowej Huty. W klasycznej już pracy na temat Magnitogorska, Stephen Kotkin charakteryzując plany komunistów względem miast stwierdził:
Bolszewicy nie mniej niż niemieccy narodowi socjaliści, włoscy faszyści lub zwolennicy amerykańskiego New Deal oczekiwali, że architektura odegra istotną rolę w gloryfikowaniu ich reżimów. Ale co ważniejsze bolszewickie przywództwo czuło, że projekt socjalistycznych miast wymaga znalezienia odpowiedzi na pytania jak zrealizować specyficzny sowiecki styl życia: nową ekonomię, społeczeństwo, politykę, krótko mówiąc szeroko rozumianą nową kulturę. A więc miasto socjalistyczne nie było jedynie miejscem zlokalizowanej ludności, ale narzędziem do wpajania nowych postaw jak również nowych rodzajów zachowań mieszkańców, jednym słowem instrumentem do stworzenia socjalistycznego człowieka (S. Kotkin, Magnetic Mountain. Stalinism as a civilization, Berkeley 1997, s. 34).
Podobny eksperyment z zakresu inżynierii społecznej podjęto w ramach budowy nieopodal Krakowa.
Gdy w 1949 r. przystąpiono do prac nad nowym miastem, propaganda z dumą donosiła o szybkich postępach i w jasnych barwach rysowała przyszłość ośrodka. Z oficjalnego przekazu nie można było dowiedzieć się natomiast wszystkiego tego, co stało się głównym tematem książki Wojciecha Paduchowskiego – „Nowa Huta nieznana i tajna”. Autor zbadał mało eksplorowany dotychczas wątek historii Nowej Huty – działalność aparatu terroru na terenie miasta. Do odtworzenia struktur Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej posłużyły mu głównie dokumenty wytworzone przez te instytucje.
Z uwagi na ich charakter – i związaną z nim zasadniczą jednowymiarowość ujęcia problemu – nasuwa się pytanie o możliwości stworzenia w miarę spójnego obrazu przeszłości w oparciu o źródła tejże proweniencji. Bez wątpienia, obraz wyłaniający się z akt „bezpieki” jest specyficzny, jednak pozwala na odtworzenie mechanizmów i obszarów zainteresowań instytucji represji. Ponadto cała praca, dzięki wykorzystaniu tego typu źródeł doskonale obrazuje tendencję charakterystyczną dla całego kraju – Nowa Huta, podobnie jak reszta społeczeństwa funkcjonowała na dwóch płaszczyznach, zewnętrznej (czyli propagandowej) oraz wewnętrznej (czyli rzeczywistej). Sfera rzeczywista obejmowała różnorodne zjawiska, których występowanie w „twierdzy socjalizmu” było dla władz bardzo niewygodne z propagandowego punktu widzenia – kradzieże, przestępczość, powstawanie nielegalnych organizacji młodzieżowych, czy nieprzychylne szepty mieszkańców, będące ostatnią bronią ludzi słabych wobec totalitarnego systemu. Te zjawiska dały asumpt do analizy środowiska Nowej Huty. Z jednej strony Autor rysuje obraz ludzi represjonowanych, a z drugiej represjonujących. Ten dychotomiczny podział, zgodny z klasycznym ujęciem ówczesnych wydarzeń - „my” i „oni” jest odrobinę przełamany spostrzeżeniami dotyczącymi zachowań funkcjonariuszy niemieszczących się w ramach obrazu „nowego człowieka”.
Nowe miasto miało być odpowiednią przestrzenią dla rozwoju laicko-ateistycznego społeczeństwa. Szybko jednak okazało się, że rzeczywistość znacznie odbiega od ambitnych założeń – większość osób przybywających do Nowej Huty, w sposób wręcz jaskrawy nie pasowała do wzorca osobowego przyjętego przez komunistów. W związku z tym można powiedzieć, że Wojciech Paduchowski stworzył interesującą charakterystykę „człowieka nie-socjalistycznego”. W apogeum stalinizmu, żołnierz ZWZ-AK, NSZ, NOW i innych ugrupowań zbrojnych, aktywista PSL, członek przedwojennych partii politycznych, osoba podejrzana o współpracę z podziemiem, sabotaż i dywersję czy szeptaną propagandę i wiele innych była „wrogim elementem”. Dzięki pracy Paduchowskiego poznajemy sylwetki takich osób oraz koleje ich losu.
Na drugim biegunie, Autor stawia środowisko funkcjonariuszy, którego analiza pozwoliła mu poczynić interesujące spostrzeżenia. Niektóre są charakterystyczne dla aparatu represji w skali całego kraju – jak robotniczo-chłopskie pochodzenie funkcjonariuszy. Inne ą jednak bardziej zaskakujące, jak chociażby ustalenia dotyczące religijności. Funkcjonariusze UB w Nowej Hucie zdecydowanie częściej deklarowali swoje przywiązanie do wiary. Z punktu widzenia celów stawianych przed tą inwestycją, wątek kościoła wydaje się być szczególnie ważny. Nic zatem dziwnego, że Autor poświęca mu osobny rozdział, tym bardziej, że obszar ten nie był badany z perspektywy podstawy źródłowej, którą proponuje Paduchowski.
Okres stalinizmu był czasem największej infiltracji społeczeństwa Nowej Huty. Według ustaleń Autora w 1953 r. jeden informator przypadał na 168 mieszkańców, a w 1954 r. na 188. Statystycznie rzecz biorąc, był to stopień znacznie wyższy niż w czasie okupacji niemieckiej w Krakowie, gdzie jeden konfident gestapo przypadał na 300 mieszkańców. Tego typu spostrzeżeń odnajdziemy bardzo dużo – Paduchowski umiejętnie wykorzystał narzędzia statystyczne do poczynienia ogólnych ustaleń. Takie analizy mają jednak swoje wady, zatracając często ludzki wymiar zjawiska. Choć Autor stara się wpleść w narrację relacje świadków historii zebrane na potrzeby książki, czytelnik może pod tym względem czuć pewien niedosyt. Źródła wywołane świetnie uzupełniają kwerendę i ich większa liczba w sposób wydatny mogłaby „ubarwić” narrację. W tym kontekście, dużą zaletą jest częste przytaczanie źródeł, których lektura pomaga czytelnikowi zrozumieć klimat wydarzeń.
Wojciech Paduchowski podjął pierwszą próbę opisu i analizy historii Nowej Huty w latach 1949–1956 w świetle akt aparatu represji. Zmierzył się również z problemami, które nurtują badaczy Nowej Huty od dawna – co zadecydowało o lokalizacji miasta? Jaką rolę w Nowej Hucie odgrywał kościół katolicki? Bez wątpienia jest to próba udana, jednak pozostawia pewien niedosyt – czytelnik chętnie poznałby zarówno tajne życie Nowej Huty, jak i oficjalne. Autor mając świadomość jednowymiarowości pracy, w zakończeniu stwierdził: Niniejsza praca była zakreślona w perspektywie jednowymiarowej, ale zapewne będzie ją można uzupełnić już w pełnym monograficznym ujęciu – m.in. o archiwalia wytworzone przez instytucje państwowo-partyjne, „piszące” historię Nowej Huty w latach 1949–1956 (s. 338). Czekam na taką monografię z niecierpliwością.