Wojciech Paduchowski – „Karły pod krzyżem. Nowohucki Kwiecień '60” – recenzja i ocena
Wojciech Paduchowski – „Karły pod krzyżem. Nowohucki Kwiecień '60” – recenzja i ocena
Komuniści przeciw religii
Walka o krzyż nowohucki stanowi jeden z głównych przykładów oporu katolików przeciwko polityce antykościelnej prowadzonej na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych przez ekipę Władysława Gomułki. Mimo początkowych ustępstw w polityce wyznaniowej podjętych na fali „odwilży październikowej”, władze komunistyczne szybko udowodniły, że tak naprawdę nie zamierzają ułatwiać działalności duchowieństwu. Wyż demograficzny oraz nieustanne migracje ludzi ze wsi do miast sprawiły, że pojawiła się potrzeba budowy nowych świątyń. Niezwykle trudna sytuacja była w nowych ośrodkach miejskich tworzonych wokół wielkich zakładów przemysłowych. Zamieszkujący je robotnicy w przeważającej części pochodzili ze wsi i wychowani według tradycyjnych wzorców dotkliwe odczuwali brak kościołów. Takim ośrodkiem była między innymi Nowa Huta, która miała stać się miastem bez Boga.
Na początku 1957 roku Urząd ds. Wyzwań wydał zgodę na budowę kościoła w dzielnicy Nowa Huta-Bieńczyce. Wzniesiony w tym miejscu krzyż stał się miejscem organizowania uroczystości religijnych. Mimo wcześniejszych obietnic władze robiły wszystko, aby w wyznaczonym miejscu nie powstał żaden budynek sakralny. Komunistyczni decydenci zamierzali postawić szkołę, a krzyż po prostu usunąć. Oszukani mieszkańcy ostro się temu przeciwstawili, co w rezultacie spowodowało starcia z milicją, masowe aresztowania, represje itd. Tak w skrócie wygląda historia walki o nowohucki krzyż. Wbrew pozorom kontekst wydarzeń nie jest taki prosty, o czym możemy przeczytać w publikacji wydanej przez Instytut Pamięci Narodowej.
Na początku dr Wojciech Paduchowski nakreśla kilkunastoletni okres sprawowania władzy przez Władysława Gomułkę oraz przedstawia jego politykę prowadzoną wobec Kościoła katolickiego. Autor docenia inteligencję I sekretarza KC. Wbrew pozorom nie jest to szokująca opinia, gdyż spora część naukowców specjalizujących się w historii PRL potwierdza, iż Gomułka zdecydowanie górował intelektualnie nad Wojciechem Jaruzelskim, Bolesławem Bierutem czy Edwardem Gierkiem. Wystarczy zerknąć do autobiograficznych wspomnień Gomułki, które napisane są całkiem ładną polszczyzną. Oczywiście nie stawia to w lepszym świetle polityki tow. „Wiesława” jak i jego „prostackiego“ stylu bycia. Paduchowski przypomina, że zdawał on sobie sprawę z religijności Polaków, ale i tak nie godził się na uczestnictwo Kościoła w życiu społecznym. Nawet w prywatnych rozmowach Gomułka przyznawał, że odcinanie społeczeństwa od tradycji będzie przeciwskuteczne – mimo to wszelkimi siłami próbował dążyć do zeświecczenia Polaków.
Jak wspomniałem, głównym tematem „Karłów pod krzyżem” jest szczegółowy opis wydarzeń jakie rozegrały się pod nowohuckim krzyżem, w tym ukazanie prób budowy kościoła, zrekonstruowanie walk ulicznych, przedstawienie procesów sądowych czy represji jakie spotkały mieszkańców Nowej Huty. Jednak najważniejszym aspektem książki jest próba odpowiedzi na pytanie – Z jakich powodów mieszkańcy Nowej Huty masowo wyszli protestować w obronie krzyża? Aby zrozumieć meritum walki o krzyż nowohucki, historyk zapoznaje nas z kontekstem społecznym Nowej Huty. Jak wiadomo, miała ona symbolizować nową Polskę, stać się wzorcowym miastem socjalistycznym, gdzie człowiek będzie pozbawiony wszelkich „przesądów i obciążeń religijnych”. Do Nowej Huty przybywali ze wsi młodzi ludzie w poszukiwaniu lepszego życia, aby spełnić swoje marzenia. Dostawali pracę, mieszkania z wygodami, których wcześniej nie znali. Zakładali rodziny, zapisywali się do partii, stawali się przodownikami pracy – błyskawiczny awans społeczny mógł być powodem do dumy. Zarabiali nieźle i pisały o nich gazety. Tylko, że wszyscy oni wyrastali z określonej tradycji, od najmłodszych lat mieli wpojoną wiarę, toteż, jak podkreśla autor „była to zbiorowość wymykająca się łatwemu opisowi i prostej kategoryzacji”.
Wojciech Paduchowski przybliża nam badania socjologiczne – dotyczące światopoglądu nowohuckich rodzin. Dowiadujemy się, że bardzo ważną rolę w ich życiu odgrywały wzorce wyniesione z rodzinnego domu. Rodziny wierzące stanowiły dziewięćdziesiąt procent, przy czym ponad połowa określała się jako głęboko wierząca i gorliwie praktykująca – „Rodzice wierzyli i ja z całą rodziną wierzę, staramy się zachowywać przekazany nam w spadku skarb wiary, nie wyobrażamy sobie życia bez niego”; „W poglądach religijnych jestem taka sama jak mój ojciec i matka”; „W niedzielę i święto zawsze idziemy do kościoła, tak samo jak w domu u nas chodzili”. To tylko kilka cytatów, które dobrze oddają ducha nowohuckich rodzin.
Ponadto autor zastanawia się, czy rodziny z Nowej Huty były jeszcze rodzinami wiejskimi, czy już cechowało je typowe mieszczaństwo? Tego typu intrygujących zagadnień w książce jest zdecydowanie więcej. Przy okazji czytelnicy sięgający po lekturę zapoznają się z historią Józefa Sawy, którego życiorys wyjaśni nam istotę protestów. Warto dodać, że życie Sawy jest tak naprawdę opowieścią o Nowej Hucie. Wpisywał się on we wzorzec postępowego człowieka pracy socjalistycznej. Był chwalony i doceniany. Z biednego chłopca stał się szybko kimś wartościowym. Zaś „punktem zwrotnym w jego życiu” były wydarzenia z kwietnia 1960 roku. Wtedy przeszedł przemianę, zaczął interesować się innymi, zwłaszcza słabszymi – przeczytamy w „Karłach pod krzyżem”.
Kobiety bohaterem zbiorowym nowohuckich wydarzeń
Autor w interesujący sposób przedstawia intrygi, jakie władze stosowały w celu niedopuszczenia do budowy kościoła. Na przykład wszelkie działania organizacyjne związane z usunięciem krzyża były podejmowane z inspiracji i przy udziale członków PZPR w sposób nieformalny. Dopiero następnym krokiem było formalizowanie postępowania, aby mogło to w jakimś zakresie spełnić wymogi ówczesnego prawa. Co się tyczy peerelowskiego prawa, to sami protestujący domagali poszanowania wolności sumienia, wyznania, zgromadzeń – zapewnianych przecież przez stalinowską konstytucji. Zresztą prawo stało za wiernymi, gdyż krzyż wznoszący się nad terenem przeznaczonym pod budowę kościoła, stał się przedmiotem kultu i jego usunięcie naruszyłby przepisy prawa kanonicznego, które również przez świeckich powinno być przestrzegane ze względu na umową zawartą między państwem, a Kościołem w 1950 roku. Ponadto miejsce zostało już przekazane przez Dyrekcję Budowy Osiedli Robotniczych właśnie pod budowę kościoła. I co najciekawsze – wierni zwracali uwagę, że mieli zezwolenie rządu podpisane przez samego Gomułkę. Ten argument wielokrotnie powtarzał się w rozmowach wiernych z lokalną władzą i siłami bezpieczeństwa – wskazuje Wojciech Paduchowski.
Wśród protestujących pod krzyżem, w zdecydowanej mierze przeważały kobiety z dziećmi. Wobec działań ludzi, którzy próbowali usunąć krzyż, kobiety nie zachowywały się biernie. W stronę przeciwników wykrzykiwały: „komuniści, heretycy, bezbożnicy!”, a także rzucały w nich grudy ziemi. Określano je mianem dewotek, zaś Służba Bezpieczeństwa dążyła do stygmatyzacji manifestujących jako chorych psychicznie, dając przykład Izydora Szczupackiego, który trzymając krzyż, wykrzykiwał: „Jak mnie tu zastrzelą i zginę, to pójdę wprost do nieba!”. Przy tej okazji należy się wyjaśnienie niecodziennego tytułu książki. W zamyśle SB, protestujący pod krzyżem mieli być utożsamiani z „małymi, nieporadnymi i ułomnymi osobami”, a synonimem kryptonimu „karły” był analfabeta o garbatej i niskiej posturze – Kazimierz Kozub, którego postać skłoniła funkcjonariuszy SB do nadania powyższej nazwy w sprawie operacyjnego rozpracowywania i odnalezienia inspiratorów wydarzeń z kwietnia 1960 roku. Jakby tego było mało, wspomniany Kozub, mimo niepełnosprawności intelektualnej, został skazany na dwa lata aresztu za uderzenie w twarz anonimowej osoby oraz grożenie cegłą funkcjonariuszowi milicji. Oprócz tego dochodziło do licznych dramatów, kiedy to matka z kilkorgiem dzieci, pozostawała bez środków do życia ze względu na aresztowanie męża. Władze nie były zainteresowane pomocą, a organizowane zbiórki dla poszkodowanych osób – natychmiast przerywano z powodów szykan ze strony bezpieki.
„Karły pod krzyżem” to coś więcej, niż tylko książka o wydarzeniach sprzed sześćdziesięciu lat. To praca, która pokazuje nam istotę tego jak państwo komunistyczne traktowało w rzeczywistości zwykłych ludzi – uważając ich za dewotów, prostaków, nierobów czy karłów tylko dlatego, że byli osobami wierzącymi. Tylko, że przysłowiowe „karły” odniosły zwycięstwo w sprawie, o którą walczyły, stając na barkach „gigantów”, jak trafnie podsumowuje Wojciech Paduchowski.