Wiosna 1982 roku we wspomnieniach Sándora Máraiego
16 kwietnia
Człowiek suwerenny to rzadkie zjawisko. Ktoś, kto nie chce się wydać kimś więcej. I nie potrafi być kimś mniej.
Zdarza się, że w książkach, które przynoszę z biblioteki, nieznany mi czytelnik podkreślił pewne zdania, a ja w trakcie lektury miałbym ochotę czasem wdać się z nim w bezgłośną polemikę... Ten niemy dialog z partnerem, którego twarzy nie widzimy, ale znamy jego opinię, potrafi być bardziej intrygujący od dialogu prowadzonego oko w oko.
17 kwietnia
Mechanizm jeszcze się kręci, skrzypiąc i trzeszcząc, ale „zmęczenie materiału”, o jakim mówią technicy, jest codziennym doświadczeniem, szczególnie rano i przed południem. To jest niepojęte, ale jest w porządku.
21 kwietnia
Dwie wiadomości radiowe, jedna po drugiej: izraelskie samoloty zbombardowały obozy uchodźców palestyńskich w Libanie. A w sąsiedztwie pędząca z prędkością pięćdziesięciu mil wichura wywołała pożary, wskutek których dwa tysiące ludzi straciło domostwa. Obie te wieści poruszają mnie i przyznaję rację Goethemu, który powiedział, że gdy słyszy „zginął cały naród”, odbiera to jak frazes, ale gdy dowiaduje się, że w sąsiedztwie spłonęła chłopska chałupa, wie, że to, co usłyszał, jest historią.
24 kwietnia
Dotychczas w mieszkaniu tylko mieszkaliśmy. Teraz każdego dnia przez pół godziny mieszkanie zyskuje treść. Stereo działa na razie bez zarzutu, każdego wieczora na trzydzieści minut świadomość wypełnia się czystą muzyką. Tajemnicza energia muzyki przenika wszystko jak promień laserowy. I działa na umysł niczym odkurzacz, wysysa ze świadomości nieczyste szmery dnia.
2 maja
Chłodna wiosna. Tu nie ma pierwszomajowych konwalii. Drżące, pokryte błoną szronu krzewy, krzaki, rośliny. Uczeni opowiadają o zbliżaniu się nowej epoki lodowcowej, o tym, że „Słońce nie daje już takiego nasłonecznienia jak w przeszłości” itp. A u nas nad Oceanem Spokojnym na początku maja trzeba ogrzewać mieszkanie.
The Grafton Portrait. Portret nieznanego malarza z 1588 roku przedstawiający mężczyznę, który w owym roku mógł być na oko równolatkiem Szekspira, a więc mieć dwadzieścia cztery lata. Renesansowa głowa mężczyzny, światło w oczach, wypukłe czoło, nad górną wargą rzadki wąsik, zmysłowe usta, ubiór zdradzający ówczesną mieszczańską elegancję. Tak mógł wyglądać Szekspir w wieku dwudziestu czterech lat. Książeczka zatytułowana The Essential Shakespeare, która ukazała się w 1932 roku jako wydanie uniwersytetu Cambridge (autor: J. Dover Wilson), od tego portretu rozpoczyna eksperyment, który ma dowieść, że Szekspir był konkretną osobą. Świetnie napisane dziełko o tym Szekspirze, o którego losie posiadamy zaledwie kilka niezbyt wiarygodnych informacji. Taki „mógł być” Szekspir... Ale w jaki sposób został Szekspirem? Nie istnieje bardziej tajemnicze zjawisko od genu geniusza.
Pismo „Foreign Affairs” (które prenumerowałem przez dziesięciolecie w Salerno, a teraz znów zaabonowałem, bo czasem zdarzają się w nim rzeczowo podane informacje) zamieściło artykuł kilku amerykańskich dyplomatów, którzy wystąpili z pomysłem „no first use of nuclear weapon”, co oznaczałoby podpisanie pomiędzy Sowietami a Stanami Zjednoczonymi układu zobowiązującego obie strony do deklaracji, że nie użyją broni nuklearnej z zamiarem wyprzedzającym. Wśród pomysłodawców był McNamara, sekretarz obrony w latach 1961–1968, a potem prezes Banku Światowego, George Kennan, ambasador w Moskwie w 1952 roku, Gerard Smith, jeden z projektodawców układu SALT I, i inne sławne osobistości ze świata polityki. Projekt, który te zasłużone osoby prezentują światu, zobowiązywałby Sowiety i Stany Zjednoczone do tego, by nigdy, w żadnych okolicznościach nie użyły jako pierwsze broni atomowej. Człowiek czyta tę wiadomość z ustami rozdziawionymi ze zdumienia. Ci ludzie przecież wiedzą, że Sowieci, poczynając od Jałty, a na Helsinkach kończąc, zawsze chętnie podpisywali wszelkie traktaty, jeśli z taktycznych względów w danej chwili było to dla nich korzystne, ale gdy okoliczności się zmieniały, natychmiast zrywali wszelkie umowy i nie przejmując się reakcjami, robili to, co odpowiadało ich aktualnym interesom. Gdyby taki traktat no first use został zrealizowany, Sowieci podpisaliby go, zacierając ręce, i prowadziliby dalej rozbudowę konwencjonalnych sił zbrojnych, a jeśliby widzieli w tym korzyść, niewątpliwie użyliby broni atomowej jako pierwsi w Europie, Chinach czy gdziekolwiek indziej i niewiele by się przejmowali, że to oznacza zerwanie traktatu. I te znakomite osobistości tego nie wiedzą? Są cyniczni czy działają w złej wierze? Niepojęte.
3 maja
Angielska armada zatopiła argentyński okręt wojenny, nie ma wieści o ośmiuset zaginionych. Wokół Wysp Falklandzkich założono angielską blokadę morską i powietrzną, tysiąc osiemset Anglików i czterysta tysięcy owiec znajdujących się na Wyspach pozostaje pod nadzorem oddziałów argentyńskich. Nie wydaje się, by w interesie Sowietów było wywołanie teraz Wojny przez duże W (fakt, że nigdy nie wiadomo, kiedy dyktatura czuje się zmuszona uciec się do metody fuite en avant z powodu wewnętrznych trudności). Ale na pewno w interesie Sowietów jest inicjowanie chaosu w zachodniej hemisferze, wiązanie sił Zachodu na terytorium południowoatlantyckim w czasie, gdy rozpoczynają akcje w Polsce czy gdzie indziej. Majowe demonstracje w Polsce wyprowadziły na ulice tłumy ludzi, ale to może być również sowiecka reżyseria, by mieć pretekst do zbrojnej interwencji. Business as usual.
Trafna uwaga Wilsona: Szekspir wiedział, że aby sztuka teatralna, na przykład tragedia napisana białym wierszem, przemówiła do ludzi z mocą, potrzeba sceny, pracy aktora, przestrzeni i atmosfery teatralnej, i wtedy tekst dotrze do publiczności. Wydrukowany lub odczytany tekst sztuki działa tak samo jak muzyka, którą ktoś próbuje odczytać z nut; ale muzyki się nie czyta, muzyki się słucha, tylko wtedy naprawdę oddziałuje. Podobnie tekst teatralny.
Rozterka około 1610 roku, kiedy wycofał się do Stratford upon Avon – czyżby zmienił wyznanie i został papistą? To był czas Burzy... W pobliżu Bermudów zatonął angielski okręt, jego załoga trafiła na „czarodziejską” wyspę, wieść o tym dotarła do Londynu i zainspirowała poetę. Nie ma dowodów na „nawrócenie”. „Stary” Szekspir pojął rolę Zła w uniwersum, pogodził się z tym odkryciem i napisał cudowne zakończenie Burzy: „We are such stuff / As dreams are made on, and our little life / Is rounded with a sleep”. Imperatyw kategoryczny heglowskiej estetyki – piękne jest to, co prawdziwe – Keats sformułował tak: „Beauty is truth, truth beauty, – that is all / Ye know on earth, and all ye need to know”.
4 maja
Niebo pełne wełnistych chmur, według tutejszych pojęć pogoda jest zimna, zimowa. Po ulicach kręcą się drżący od chłodu, zbyt cienko ubrani przybysze meksykańscy i azjatyccy. Tłum imigrantów gromadzi się teraz w portach kalifornijskich tak samo, jak przed pół wiekiem zbierał się w Nowym Jorku. Wtedy przybywali Europejczycy, teraz Meksykanie i Azjaci. Imigracja z Europy ustała, za to azjatycka i środkowoamerykańska płynie szerokim strumieniem.
W bibliotece na półkach New Books każdego miesiąca wystawiają setki nowych książek, których autorami są matki przechodzące klimakterium, emerytowani weterynarze, komandorzy po apopleksji, pokazujący język pederaści, chełpliwi młodzi sportowcy... Ten nieczysty potop książek zalewa półki bibliotek i wystawy księgarń. „Literatura” pojawia się już tylko w samotnych gabinetach, w książkach pisarzy tworzących w pustelniczej samotności. Jeszcze ciągle we wszystkich językach istnieją dobrzy pisarze, ale ich oddech jest ledwie słyszalny pośród głośnego sapania dyletantów. Epoka, w której duch przyzywał ducha, przez czas i przestrzeń przepływał głos pytających i odpowiadających dusz, już minęła. Był złoty wiek – od Sofoklesa, przez Dantego do Szekspira. Potem był wiek srebrny – od Goethego przez Jókaiego i Tołstoja do Prousta. Teraz nadszedł wiek plastiku.
Ten tekst jest fragmentem książki „Dziennik 1977-1989” Sándora Máraiego:
Stary człowiek bada trawnik parku: z tarczą przymocowaną do żelaznego pałąka, ze słuchawkami na uszach nasłuchuje, czy w membranie wyposażonej w magnes maszyny nie brzęknie dźwięk metalu. Zbiera pennies, drobniaki pogubione na trawnikach przez odpoczywających tu na pikniku podczas jedzenia i zabaw ludzi. Jest jak stary pisarz, który ni to w półśnie, ni to na jawie, półślepy i przygłuchy bada łąki przeszłości, szuka pogubionych określeń, jakiegoś imienia, jednego słowa.
W Museum of Man znajdującym się w parku Balboa wystawa eksponatów cywilizacji Majów. Nieodgadnione ogromne kręgi z zapisami doskonałego kalendarza. Pisma Majów do dziś nie udało się odczytać. Mieli rozwiniętą wiedzę medyczną, ich operacje czaszki budzą podziw. W bocznej witrynce skurczona ludzka głowa, produkt przemysłu miniaturyzacji, podobno z Ekwadoru. Nie większa od pięści głowa mężczyzny z włosami, brodą, wąsami, zębami, wszystko doskonale zachowane; czaszki miniaturyzowano metodą suszenia między gorącymi kamieniami, dopóki nie zmniejszyły się do wielkości pięści, ich wnętrze wypełniano gorącym piaskiem – maleńka ludzka twarz uśmiecha się tajemniczo.
Lektura – Vörösmarty Eger. Napisał ten epos w 1827 roku, przed stu pięćdziesięciu pięciu laty. Smakuję tamten język jak pustynny wędrowiec wodę w oazie.
22 maja
Przy brzegach Wysp Falklandzkich wymiana ognia pomiędzy wojennymi okrętami angielskimi i argentyńskimi. Ten szaleńczy incydent transmisja telewizyjna ukazuje krótko, bo nie ma firmy, która reklamą sfinansowałaby to widowisko.
31 maja
Ta wiosna wypadła nam z życia: od połowy marca pogoda była, według tutejszych ocen, zimowa, brakowało tylko śniegu. Wiosna bez słońca, bzu i konwalii. Słońce ukazuje się rzadko i jedynie na kilka godzin: uciekające ciepło pochłaniamy jak głodujący, który znalazł w spiżarni puszkę z zupą cebulową.
W nocy trzeba włączyć ogrzewanie. Na początku czerwca w Kalifornii to zaskoczenie. Wszystko upside down.
Przerażająca książka: James A. Rawley The Transatlantic Slave Trade. Jedno z budzących grozę świadectw z serii prac o handlu niewolnikami. Autor jest nauczycielem w Nebrasce. Nie ma tu oskarżeń, oburzenia, obłudnego i lamentującego obrachunku. Same fakty. A te fakty są straszliwe, szczególnie gdy zostają podane w taki sposób, bez komentarza. Według autora liczba Murzynów przywiezionych do Ameryki Północnej i Południowej, na Wyspy Karaibskie i do Europy od połowy XV wieku do połowy XIX wieku wyniosła jedenaście milionów. Middle Passage, czyli czas transportu pomiędzy brzegami Afryki a Ameryki, wynosił przeciętnie czterdzieści–sześćdziesiąt dni. Znaczny procent „cargo” po drodze wymierał. To, co czytelnika przyprawia o mdłości, to ta rachunkowość, księgowość. Handel niewolnikami istniał zawsze, w Afryce, w Azji, w świecie Greków, w Imperium Rzymskim, ale księgowość nie była tak fachowa i cargo nie bywało chrzczone. W cywilizacji chrześcijańskiej cały ten biznes kręcił się opatrzony królewskimi pieczęciami, piaskiem i pergaminem. Do Ameryki Północnej w tych wiekach zaimportowano stosunkowo najmniejszą liczbę cargo, około sześciuset tysięcy, do Brazylii cztery miliony. A na Wyspy Karaibskie drugie cztery miliony. Import europejski – angielski, francuski, portugalski, holenderski – był skromny. Lepszy towar szedł do Anglii, do Liverpoolu i Bristolu. Włosi nie importowali niewolników, Hiszpanie niewielu.
8 czerwca
Jednoczesne działania wojenne na Wyspach Falklandzkich, w Libanie i jeszcze na terenie trzydziestu innych mniejszych krajów. Tak to jest podawane. Były czasy, kiedy naturalnym stanem istnienia był pokój, który na krótszy czy dłuższy czas przerywały wojny. W tym wieku, w jego drugiej połowie naturalnym stanem jest wojna, którą na dłuższy czy krótszy czas przerywa pokój.
13 czerwca
Szczękające zębami zimno. Rano i wieczorem trzeba ogrzewać mieszkanie. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek przeżył taką wiosnę, bez słońca i ciepła. Jakby północna hemisfera przechyliła się na drugą półkulę ziemską, gdzie teraz jest zima.
„Kosmiczna inteligencja”, tego pojęcia używają astronomowie i filozofowie w miejsce bogów różnych religii, próbując przekonać współczesnych, że taka siła istnieje, za pomocą argumentów, z których większość jest zasadna. W uniwersum istnieje Rozum. To, czego się nie słyszy i nie czyta: argumentem na rzecz istnienia Rozumu w uniwersum jest nie tylko zespołowa gra tajemniczych sił fizycznych i biologicznych; jeszcze bardziej przekonujące jest Piękno. Kantowskie „pięknym jest to, co podoba się bezinteresownie” w wymiarze kosmicznym brzmi: „pięknym jest to, co jest stworzone bezinteresownie”. Natura tworzy nie tylko byty użyteczne czy celowe, ale również zbędne i bezcelowe, na przykład Piękno. „Inteligencja kosmiczna”, tworząc Piękno, nie chce niczego użytecznego czy celowego. Jak artysta.
De senectute. Rozliczenia osiemdziesięciolatków odzywają się gęsto, w każdym języku: opowiadają, czego doświadczyli, co im daje, a co odbiera starość. Jeden chełpi się, że jeszcze... Inny zrezygnowany mamroce, jakby się zorientował, że był głupcem. Moje osobiste doświadczenie jest takie, że „ja” na starość nie zmieniłem się, ale moja perspektywa tak. Jakby ktoś odwrócił lornetkę teatralną: w perspektywie przeszłości wszystko jest pomniejszone, skurczone. Gdy starzec odwraca lornetkę: teraźniejszość ma normalne wymiary. Przyszłość nie ma perspektywy.
Wiersze Świętego Franciszka i Cocteau, na przemian. Święty Franciszek był błaznem Bożym, giocatore di Dio – tak mówili nań współcześni. Jak Cocteau.
Młody milioner, sprawca zamachu na prezydenta Reagana i trzech urzędników, został przez ławę przysięgłych (siedem kobiet, pięciu mężczyzn, tylko jeden biały) uznany za niewinnego (not guilty), ponieważ w chwili popełnienia zamachu był „insane”, działał pod wpływem chwilowego zamroczenia umysłu. Cały kraj oburzony. Ludzie pomstują na prawo, na psychiatrów i ławników. W rzeczywistości zamachowiec jest winien, nawet jeśli w chwili zamachu miał napad szaleństwa. Linia demarkacyjna pomiędzy szaleńcem a zamachowcem jest bardzo cienka. Turka, który niedługo przed zamachem na Reagana niemal śmiertelnie zranił papieża, włoska ława przysięgłych skazała na dożywocie. Każdy morderca może się bronić, mówiąc, że „działał pod wpływem chwilowego zamroczenia”. Ważne jest, że zabijał, więc jest winien. Szaleństwo można leczyć, zabójstwo należy karać. Jakby rozjaśniał się chaos pojęciowy.