Wiktor Krawczenko: jak uciec z komunistycznego raju?
Wiktor Krawczenko – zobacz też: Bolszewicy: dziecko zapomnianej polityki angielskiej
We Francji książka Krawczenki zyskała wielką popularność i sprzedała się w nakładzie miliona egzemplarzy. W swoich wspomnieniach opisywał on niezwykle ciężkie warunki życia w ZSRR, w tym również gułagi, czym godził w mocno zakorzeniony we Francji mit ZSRR jako kraju troszczącego się w wyjątkowy sposób o swoich obywateli. Nic więc dziwnego, że publikacja książki wywołała oburzenie ze strony komunistów i ich sympatyków. Pod adresem autora padały rozmaite zarzuty. Zdaniem redakcji komunistycznego tygodnika „Les Lettres Françaises” dopuścił się on manipulacji oraz fabrykacji dowodów. I przede wszystkim to nie on, ale tajne amerykańskie służby były prawdziwym autorem wydanych pod jego nazwiskiem wspomnień.
W odpowiedzi na te oskarżenia Krawczenko wniósł do francuskiego sądu sprawę o zniesławienie i zażądał wysokiego odszkodowania od redakcji „Les Lettres Françaises”. Proces rozpoczął się 24 stycznia 1949 r. i przesłuchania trwały do 4 kwietnia. W sumie zeznawało około setki świadków. Sam Krawczenko przybył do Francji pod przybranym nazwiskiem, aby móc uczestniczyć w procesie, który nie schodził z pierwszych stron francuskich gazet.
Władze ZSRR bardzo mocno zaangażowały się w sprawę, chcąc dowieść przed francuskim sądem, że w Związku Sowieckim nie było obozów przymusowej pracy. Do Francji ściągnięto dawnych znajomych Krawczenki. Mieli go przedstawić jako osobę chorą psychicznie, alkoholika, malwersanta i cwaniaka. A pewien inżynier z Moskwy odmówił nawet Krawczence prawa do wymawiania nazwiska Stalina. Przeciwko Krawczence zeznawała także jego była żona, która oskarżyła go o fizyczne znęcanie się nad nią, twierdziła też, że był seksualnym impotentem. Zdaniem samego Krawczenki została do tego zmuszona, gdyż jej ojciec był więziony w obozie.
Przeciwko Krawczence zeznawali również sympatycy Francuskiej Partii Komunistycznej, którzy mieli okazję gościć w ZSRR. Przedstawiali oni ten kraj jako oazę sprawiedliwości społecznej i dobrobytu. Wśród nich był m.in. wybitny uczony, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, Frédéric Joliot-Curie. Z kolei Simone de Beauvoir uznała sowieckiego dysydenta za łgarza i sprzedawczyka.
Zeznawali też świadkowie wspierający Krawczenkę. Szczególnie wielkie wrażenie wywarły słowa Margarete Buber-Neumann. Była ona żoną niemieckiego przywódcy komunistycznego Heinza Neumanna, którego aresztowano w ZSRR w 1937 r., po czym stracono w wyniku procesów moskiewskich. Ona sama najpierw trafiła do obozu, a następnie została wydana w ręce nazistów po podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow w 1939 r.
Nie ulega wątpliwości, że proces we Francji był na rękę Amerykanom, którzy zamierzali wykorzystać go do celów propagandowych, by osłabić pozycję komunistów. Sprawą osobiście interesował się amerykański sekretarz stanu Dean Acheson, a dokumenty procesowe były dostarczane walizkami dyplomatycznymi z Waszyngtonu. Na ten fakt zwrócił uwagę poeta Louis Aragon, który starał się przekonać sąd, że proces był częścią planu, aby podzielić francuską opinię publiczną. Z przeprowadzonego wówczas sondażu wynikało, iż sowieckiego dysydenta wspierało 35 proc. pytanych, a 15 proc. opowiadało się po stronie komunistów.
Wyrok został ogłoszony 12 stycznia 1951 r. Sąd uznał winnymi pomówienia dyrektora „Les Lettres Françaises” Claude’a Morgana oraz redaktora naczelnego Pierre’a Daixa i skazał ich na odszkodowanie w wysokości odpowiednio 20 tys. i 15 tys. franków. Po apelacji sąd drugiej instancji obniżył wysokość odszkodowania do symbolicznego franka. Ale Krawczenko mógł być zadowolony: został uznany za autora książki i przede wszystkim dzięki procesowi zdobył wielką popularność, co przełożyło się na wysokość jej nakładu.
Z perspektywy czasu to jednak nie wyrok w tej sprawie miał najważniejsze znaczenie, ale jego polityczny wydźwięk. Otóż proces sowieckiego dysydenta zasiał zwątpienie wśród części intelektualistów sympatyzujących z FPK w prawdziwą naturę sowieckiego systemu. Po latach, już po śmierci Krawczenki, Claude Morgan wyznał, że zaraz po procesie miał wielką ochotę napisać artykuł „Krawczenko, ma pan rację”.
Krawczenko zmarł w 1966 r. w wieku 60 lat w wyniku rany postrzałowej w głowę. Oficjalnie uznano to za samobójstwo, ale pojawiły się także podejrzenia, że za jego śmiercią stało KGB.