Westerplatte – dobrze przygotowany sukces
Słowo „Westerplatte” pochodzi z języka niemieckiego i po polsku znaczy tyle, co „zachodnia wyspa”. Właściwie w tym wypadku chodzi o półwysep, ponieważ nadmorski przyczółek łączy się z lądem wąskim pasem ziemi. Ten należący do Gdańska teren nazwano w języku naszych zachodnich sąsiadów, ponieważ w samym mieście od czasów nowożytnych dominowała ludność niemiecka. Jednak i Polacy rościli sobie prawo do Gdańska, co zresztą stało się zarzewiem konfliktu i przyczyną powstania słynnej Wojskowej Składnicy Tranzytowej.
Zimna wojna z międzywojnia
Gdański port był miejscem o znaczeniu strategicznym zarówno dla Niemiec, jak i odrodzonej w 1918 roku Polski. Miasto od wieków zamieszkiwali przedstawiciele obu narodów, stąd oba kraje zabiegały o przyznanie im praw do Gdańska w formującym się po I wojnie światowej nowym porządku. Składająca się ze zwycięskich mocarstw – Francji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych – Rada Trzech nie była zgodna do postulatów której ze stron należy się przychylić. Francuzi widzieli port w rękach Polski, natomiast Wielka Brytania i Stany Zjednoczone chciały przyznać go Niemcom. Ostatecznie, aby przełamać impas negocjacyjny, w jedenastym rozdziale traktatu wersalskiego zapisano, że Gdańsk zostanie ogłoszony wolnym miastem, a protektorat nad nim sprawować będzie Liga Narodów. Z własnym Sejmem i Senatem region stawał się praktycznie samorządny. Powołano przy tym urząd Komisarza Generalnego RP, który miał zajmować się kontaktami między Polską a wolnym Gdańskiem. Polskim statkom wpływającym do portu gwarantowano też równe prawa w stosunku do okrętów gdańskich i objęcie ich polską granicą celną.
Teoretycznie salomonowe rozwiązanie miało jeden mankament. W wolnym mieście wciąż liczebnie dominowali Niemcy, a co za tym idzie – w Sejmie, Senacie i innych instytucjach mieli oni większy wpływ na sytuację Gdańska niż Polacy. Pierwszy zgrzyt pojawił się już w trackie wojny polsko-bolszewickiej, kiedy to niemieccy dokerzy nie chcieli rozładowywać polskich transportów wojskowych. Osłabienie sytuacji Polski na froncie wschodnim było bowiem korzystne dla Niemiec. Po interwencji Przedstawiciela Wojskowego dla Spraw Morskich przy Komisariacie Generalnym RP udało się wykorzystać do prac portowych stacjonujących w mieście żołnierzy brytyjskich i francuskich. Jednak oczywistym było, że w dalszej perspektywie kwestię rozładowywania transportów trzeba będzie rozwiązać inaczej.
Westerplatte: kompromisowy półwysep
Pełnomocnik Ligi Narodów Reginald Tower przyznał Polsce możliwość sprowadzenia sześćdziesięciu żołnierzy do ochrony towarów polskiej marynarki. Wolne Miasto, którego władze w większości składały się z Niemców, zaprotestowało przeciw tej decyzji. Z tego powodu zwołano wielostronną komisję, której celem było wyznaczenie jednego, konkretnego miejsca, w którym polski oddział miałby stacjonować. Podczas trudnych negocjacji przedstawiciele zarówno Polski, jak i Niemiec odrzucali kolejne, proponowane przez Ligę Narodów lokalizacje. Wobec braku porozumienia 7 kwietnia 1920 Wysoki Komisarz Ligi Narodów arbitralnie ogłosił, że składnica wojskowa powstanie na półwyspie Westerplatte. Zarówno Niemcy, jak i Polacy nie zgodzili się na to, jednak wobec braku lepszej alternatywy kolejna komisja zdecydowała się ostatecznie na półwysep.
Wojskowa składnica miała posiadać 22 magazyny amunicyjne, basen amunicyjny, tory kolejowe (wiodące przez wspominany już pas lądu), kilka podstawowych zabudowań, własną elektrownię, studnię i linię telefoniczną, podłączoną do Poczty Polskiej w mieście. Co ważne, zgodnie z ustaleniami składnica miała pozostać nieufortyfikowana. Koniec prac planowano pierwotnie na 15 marca 1925 roku, jednak budowa opóźniła się i pierwszy kontyngent polskich żołnierzy zaczął stacjonować na Westerplatte dopiero 18 stycznia 1926 roku. Ostatecznie zadecydowano, że oddział może liczyć 88 ludzi, w tym dwóch oficerów i dwudziestu podoficerów. Tak powstała Wojskowa Składnica Tranzytowa na Westerplatte.
Twierdza budowana nocą
Ze względu na napiętą atmosferę, zdarzające się co jakiś czas incydenty i nieprzychylne spojrzenie „niemieckiej części” Gdańska, służba na wysuniętej placówce nie należała do najłatwiejszych. Sytuacja z biegiem lat zaogniała się, zwłaszcza po dojściu do władzy NSDAP w Niemczech w 1933 roku. W razie ewentualnego starcia zbrojnego Westerplatte byłoby odcięte od Polski. Zgodnie z rozkazami, placówka miała bronić się przez sześć godzin od ataku – zakładano, że po tym czasie z odsieczą przybędzie 2 Batalion Morski, który stacjonował w Gdyni. Rozkaz ten odnosił się raczej do potencjalnego starcia z gdańszczanami, niż ataku regularnej armii w wypadku wybuchu wojny.
Na taką sytuację Polacy postanowili przygotować obronę znacznie lepiej, niż zakładały to umowy międzynarodowe. Przede wszystkim złamano zakaz fortyfikowania składnicy. Od 1933 roku potajemnym umacnianiem półwyspu zajął się specjalista w tej dziedzinie, kapitan Mieczysław Kruszewski, płk Siłakowski opracowywał natomiast plan obrony placówki. Prace budowlane prowadzono pod osłoną nocy. W samych powstających konstrukcjach zamaskowano również wszystkie strzelnice. Łącznie wybudowano siedem umocnionych punktów oporu: „Elektrownię”, „Fort”, „Łazienki”, „Prom”, „Przystań”, „Wał” oraz tzw. „placówkę sierż. Władysława Deika”. Broniły one dostępu do Wojskowej Składnicy Tranzytowej od każdej strony, otaczając ją szańcem. Na Westerplatte przemycono broń ciężką – według różnych źródeł od ponad dwudziestu do kilkudziesięciu cekaemów, erkaemów i elkaemów, armatę 76,2 mm, dwa działa przeciwpancerne Bofors 37 mm i cztery moździerze 81 mm. Zapasy żywności, według majora Sucharskiego, komendanta Westerplatte we wrześniu 1939 roku, powinny były starczyć na około cztery tygodnie oblężenia. Do wybuchu wojny udało się też zmodernizować pozostałą część obiektu, m.in. oddając do użytku nowoczesne, piętrowe koszary.
Służbę w składnicy pełniono w półrocznych zmianach. Dzięki „nieścisłościom” w papierach, do których celowo dopuszczali polscy wojskowi, kilkukrotnie udało się potajemnie zwiększyć obsadę placówki, która 1 września wyniosła już nie przepisowych 88, a prawdopodobnie aż 214 żołnierzy, oficerów i podoficerów. Dodatkowo, dzięki wprowadzonym przez Ministerstwo Spraw Wojskowych 19 lutego 1938 roku ścisłym zasadom selekcjonowania załogi Westerplatte, służyli tam specjalnie dobierani ludzie spośród siedmiu różnych dywizji z całego kraju.
Artykuł inspirowany książką Jacka Komudy pt. „Westerplatte”. Dowiedz się więcej:
Fortel goni fortel
Ale nie tylko Polacy umieli posłużyć się podstępem w czasie przygotowań do działań wojennych. Kluczową rolę w niemieckim planie ataku miał odegrać pancernik „Schleswig-Holstein”. Była to stara jednostka, pamiętająca jeszcze I wojnę światową. W 1936 roku przebudowano ją na okręt szkoleniowy, nad którym 1 lipca 1939 roku objął dowodzenie kmdr Gustav Kleikamp. Wezwano go do Berlina, gdzie 16 sierpnia dostał rozkaz rejsu do Gdańska z kurtuazyjną wizytą, na zaproszenie Senatu Wolnego Miasta. Celem miało być uczczenie pamięci załogi krążownika „Magdeburg”, który został zatopiony w sierpniu 1914 roku podczas I wojny światowej.
Kapitan usłyszał od przełożonych coś jeszcze – dzień po wpłynięciu do portu, co zaplanowano na 25 sierpnia, miała rozpocząć się wojna, a okręt Kleikampa, potajemnie uzbrojony i przewożący ukrytą pod pokładem kompanię szturmową Kriegsmarine, został wyznaczony razem z oddziałami z Gdańska do zajęcia Westerplatte nagłym atakiem z zaskoczenia. Pierwotną datę ataku przełożono, ponieważ Anglia podpisała sojusz obronny z Polską, a Włosi poinformowali Hitlera, że nie są jeszcze gotowi do wojny. Wobec tego trzeba było poczekać na pełną mobilizację sił niemieckich do 1 września 1939 roku.
Feuerüberfall auf Westerplatte
Mimo dobrego przygotowania, Polaków czekało naprawdę trudne zadanie. Przeciwko sobie mieli stalowego kolosa, wyposażonego w cztery działa 280 mm, dziesięć dział 150 mm, sześć działek 105 mm, cztery działka 37 mm i 4 działka 20 mm. Siły lądowe ataku składały się z zaokrętowanej kompanii szturmowej, mającej na wyposażeniu dziewięć erkaemów, trzy cekaemy, dwa granatniki 50 mm, dwa działka 20 mm i moździerz 81 mm, dodatkowego oddziału, wyznaczonego spośród załogi okrętu, który wzmocniono dwoma cekaemami i czterema erkaemami, oddziału gdańskiej policji, który posiadał kolejne dwa cekaemy i oddziału SA, który miał na stanie dwa działka 20mm. Do tego strona niemiecka mogła wezwać na pomoc lotnictwo. Z czasem do ponownych ataków sprowadzono też kolejne oddziały, w tym pionierów, wyposażonych w miotacze ognia. Przewaga Niemców była więc ogromna.
Niemieckie dowództwo zakładało, że nieumocniony półwysep uda się opanować szybkim natarciem jeszcze 1 września. O godzinie 4:48 nad ranem w dzienniku pancernika zanotowano: „Feuerüberfall auf Westerplatte” – ostrzał na Westerlpatte. Rozpoczęła się inwazja na Polskę. Jednak atakujących półwysep czekało wiele przykrych niespodzianek. Ukształtowanie terenu stało po stronie Polaków, w dużej mierze uniemożliwiając skuteczny ostrzał z okrętu, którego pociski cechował dość płaski tor lotu. Niemcy nie znali też dokładnego planu składnicy, a tym bardziej nie mieli pojęcia o przygotowanych tam umocnionych pozycjach i posiadanej przez Polaków broni ciężkiej. Polscy żołnierze pozwolili podejść przeciwnikowi maksymalnie blisko, nim sami otworzyli ogień. Zaskoczeni Niemcy ponieśli duże straty i pierwszy szturm odparto.
2 września, po silnym bombardowaniu w godzinach wieczornych, los załogi Westerplatte wisiał na włosku. Obrońcy stracili sporo ciężkiego sprzętu, liczba rannych i zabitych rosła, morale słabło, a dowodzący obroną major Sucharski, który prawdopodobnie wiedział, że Westerplatte nie może liczyć na pomoc, chciał poddać składnicę. Decyzji sprzeciwiło się jednak część podkomendnych z otoczenia dowódcy z kapitanem Dąbrowskim na czele. Chwilę kryzysu udało się przetrwać, a niemieccy żołnierze nie wykorzystali swojej szansy. Po doświadczeniach 1 września sądzono bowiem, że do generalnego szturmu na Westerplatte potrzeba więcej przygotowań. Polacy ostatecznie bronili się aż do 7 września, kiedy to zabrakło już amunicji, a stan rannych drastycznie się pogarszał. Choć część załogi w momencie kapitulacji chciała jednak walczyć dalej.
Męstwo i rozsądek
Do dziś wiele jest sporów o prawdziwy przebieg wydarzeń na Westerplatte. Nie wyjaśniono w pełni zajścia między majorem Sucharskim, a kapitanem Dąbrowskim, ani dokładnej roli obydwu w dowodzeniu siedmiodniowa obroną. Nie zweryfikowano ostatecznie teorii o karnym zastrzeleniu kilku polskich dezerterów. Nie jest też w pełni jasne, jakimi wiadomościami odnośnie swojego położenia dysponowali obrońcy. Nie znamy nawet wszystkich nazwisk żołnierzy, którzy byli wtedy na Westerplatte. Niezależnie od tego, skuteczna siedmiodniowa obrona w pełnym okrążeniu przez przeważające siły wroga zasługuje na najwyższe uznanie. Polska załoga cieszyła się nim już w dniu kapitulacji, gdyż Niemcy, by uhonorować wytrwałość obrońców, pozwolili majorowi Sucharskiemu zabrać ze sobą do niewoli jego szablę oficerską.
Jednak zadanie przeciwnikowi dotkliwych strat i odpieranie go przez tak długi czas to zasługa nie tylko męstwa obrońców (które w powieści pod tytułem Westerplatte opisał Jacek Komuda), ale również przemyślanych, odważnych i dalekowzrocznych działań, podejmowanych przez Polaków przez wiele lat, poprzedzających pamiętną jesień 1939 roku.
Bibliografia:
- Bitwa o Westerplatte [w:] II wojna światowa [dostęp: 30.08.2019] <[http://www.sww.w.szu.pl/index.php?id=bitwa_westerplatte]>.
- Dziennik działań bojowych pancernika Schleswig-Holstein, oprac. Jacek Żebrowski, Adam Marszałek, Toruń 1999.
- Obrona Westerplatte 1939 [w:] 1939.pl, [dostęp: 30.08.2019] <[http://www.1939.pl/bitwy/niemcy/obrona-westerplatte/index.html]>.
- Tuliszka Jarosław, Westerplatte 1926-1939, Adam Marszałek, Toruń 2011.
- Westerplatte w Gdańsku [w:] Atrakcje i zabytki Gdańska, [dostęp: 30.08.2019], <[http://www.mygdansk.com.pl/westerplatte.php]>.
- Wójtowicz-Podhorski Mariusz, Westerplatte 1939. Prawdziwa historia, AJ-Press, Gdańsk 2009.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz