W. Borodziej, M. Górny – „Nasza wojna. Europa Środkowo-Wschodnia 1914–1918. Tom I. Imperia” – recenzja i ocena
Obraz Wielkiej Wojny utrwalony przez literaturę, kino, ale także historiografię to walki pozycyjne toczące się o przesunięcie linii frontu o dosłownie kilka centymetrów. O ile wizja taka jest częściowo prawidłowa jeśli chodzi o zmagania toczące się na froncie zachodnim, o tyle nie wytrzymuje ona konfrontacji z faktami w przypadku frontu wschodniego. Można zrozumieć, czemu walki na Wschodzie nie są obecne w świadomości przeciętnego Anglika czy Francuza, jednak to, że nikłe pojęcie mają o nich mieszkańcy kraju, na terenie którego miały miejsce najzacieklejsze starcia frontu wschodniego – Polski – może już budzić zastanowienie.
Autorzy książki, cenieni historycy Włodzimierz Borodziej i Maciej Górny, nie mają oczywiście złudzeń co do niedostatecznego miejsca zmagań na froncie wschodnim w świadomości historycznej ludzi Zachodu, a także miejsca I wojny światowej w umysłach Polaków. Przyczynom tych zjawisk poświęcają garść uwag, całkiem interesujących mimo pozornej oczywistości wspomnianego fenomenu.
Cezury czasowe pierwszego tomu „Naszej wojny”, zatytułowanego „Imperia”, to lata 1912–1916. Tytuł nie powinien budzić większych wątpliwości – wszak gros ziem stanowiących teatr działań wojennych znajdował się w posiadaniu trzech cesarstw: rosyjskiego, niemieckiego oraz austriackiego (dla ścisłości przypomnę, że w monarchii austro-węgierskiej cesarstwem była Austria, Węgry zaś królestwem). Również data 1912 nie wynika bynajmniej z pomyłki drukarskiej – autorzy rozpoczynają tok swojej narracji od wojen bałkańskich (co im się chwali – w polskich podręcznikach są one bowiem, jak zdążyłem się nieraz przekonać, omawiane w sposób zagmatwany i dla osób niebędących pasjonatami dziejów regionu średnio zrozumiały). Wynika to nie tylko z faktu, że I wojna światowa rozpoczęła się, jak proroczo przewidział Bismarck, „od jakiegoś głupstwa na Bałkanach”. Co najmniej równie ważny powód to to, że specyfika uzbrojenia czy też sposobu prowadzenia działań zbrojnych w tych konfliktach była z grubsza taka sama, jak później, na większą skalę, podczas Wielkiej Wojny.
Dalej omawiają Borodziej i Górski przebieg walk na froncie wschodnim w latach 1914–1916, które pierwotnie miały zakończyć się nawet nie przed Bożym Narodzeniem, jak na Zachodzie, ale wręcz zanim liście spadną z drzew. W rzeczywistości stało się jednak inaczej. Autorzy nie ograniczają się do suchego zreferowania faktów dotyczących działań zbrojnych. Sięgając po obfite zbiory źródeł memuarystycznych czy epistolarnych, kreślą też przed naszymi oczyma obraz wojny widzianej z perspektywy pojedynczego jej uczestnika – żołnierza czy też będącego świadkiem walk cywila.
Książka o pierwszej wojnie światowej ograniczająca się do opisania przebiegu operacji militarnych nie byłaby jednak ani pełna, ani też (przynajmniej dla mnie) szczególnie interesująca. Autorzy opisali także wydarzenia i procesy, jakie miały miejsce na zapleczu frontu. Poddane analizie zostały warunki, w jakich toczyło się życie gospodarcze podczas wojny, a także obieg informacji, który w tym czasie był szczególnie utrudniony – nie zaprzestano jednak starań, by dostosować go do nowych warunków. Sporo uwagi poświęcone zostało specyficznym maniom, jakie ogarnęły społeczeństwa pogrążonych w wojnie krajów. Przede wszystkim mam tu na myśli wszechogarniający paranoiczny wręcz lęk przed szpiegami, ale także np. – dość powszechny i nieograniczający się do jednej tylko strony – antysemityzm. Opisana została wojna z perspektywy cywila – także te jej aspekty, które często są pomijane jako nazbyt drażliwe, jak np. gwałty. Wreszcie ujęte zostały przemiany społeczne, jakie dokonywały się podczas Wielkiej Wojny.
Zobacz też:
Ponieważ większość mężczyzn znalazła się na froncie, ich miejsce w życiu zawodowym zająć musiały kobiety. Fakt ten miał konsekwencje nie do przecenienia, jeśli chodzi o późniejszą emancypację płci żeńskiej, a tak duży udział kobiet w aktywnościach innego rodzaju niż prace domowe czy doglądanie rodzinnego gospodarstwa był przed wybuchem wojny nie do pomyślenia. Wojna stworzyła też popyt na innego rodzaju aktywność, którą uważano wówczas za odpowiednią dla kobiet, mianowicie pielęgniarstwo. Dziś kojarzy nam się ono z czymś dobrym i szlachetnym, ale okazuje się, że współcześni mieli nieco inne spojrzenie. Pielęgniarki dość powszechnie były pomawiane o… świadczenie usług seksualnych żołnierzom i oficerom walczących armii (z badań autorów wynika, że w oskarżeniach tych zazwyczaj było jednak dużo przesady). Innym aspektem przemian były możliwości awansu społecznego, które wojna, na całkiem niemałą skalę, dawała przedstawicielom warstw niższych. Wreszcie omówione zostało poczucie tożsamości ludzi tamtego czasu. W przeszłość odchodziły bowiem wielonarodowościowe imperia, nadchodził czas państw narodowych, era nacjonalizmów.
Włodzimierz Borodziej i Maciej Górny omawiają także sposoby zarządzania okupowanymi terenami. Myślę, że większości z nas, co jest „zasługą” pamięci o II wojnie światowej, słowo „okupacja” kojarzy się jak najgorzej. W przypadku konfliktu o dwie dekady wcześniejszego sytuacja nie przedstawiała się tak jednoznacznie. Oto bowiem okupanci nieraz starali się sięgać po przedstawicieli lokalnych elit, powierzając im samorząd o mniejszych lub większych kompetencjach. Co by nie mówić, była to pewna lekcja życia publicznego, która potem, po uzyskaniu przez poszczególne państwa niepodległości, dała raczej pozytywne rezultaty. Ciekawie też piszą autorzy o koncepcji Mitteleuropy, która stereotypowo kojarzy się zapewne większości z nas z niemieckim imperializmem. Mimo że faktycznie zakładała ona pewną „rolę wiodącą” Niemiec, to jednak już afiliacje jej pomysłodawcy Friedricha Naumanna, przedstawiciela liberalnej lewicy i pastora ewangelickiego, podpowiadają nam, że może nie do końca to utrwalone, stereotypowe spojrzenie (nawet jeśli ziarno prawdy zawiera) jest tym, które pozwoli najpełniej poznać omawianą kwestię.
„Nasza wojna” to pozycja niezwykle wartościowa z uwagi na skupienie się na zazwyczaj pomijanych aspektach Wielkiej Wojny, związanych z jej frontem wschodnim, a więc tym, który polskich czytelników interesować powinien najbardziej. Wyczerpująco referuje przebieg wydarzeń i procesów historycznych, pozwalając spojrzeć na nie z perspektywy jednostek, poprzez „udzielenie głosu” autorom choćby pamiętników z epoki (których to autorów podczas lektury „poznajemy” całkiem dobrze). Jeśli chodzi o skalę ujęcia problemu, jest to wręcz książka unikatowa. Na uznanie zasługuje bogata bibliografia, składająca się ze źródeł takich jak prasa i wydawnictwa ciągłe oraz dzienniki i pamiętniki, jak również opracowań historycznych. Lekturę umilają liczne czarno-białe fotografie oraz pozwalające orientować się w przebiegu opisywanych działań zbrojnych mapy. Jest to książka wydana nad wyraz starannie. Bez wątpienia powinien po nią sięgnąć każdy zainteresowany I wojną światową. W obliczy niedostatku opracowań dotyczących frontu wschodniego dodatkowa zachęta chyba nie jest zresztą potrzebna. Prawdopodobnie niebawem nieznajomość tej pozycji przez osoby zajmujące się dziejami Europy Środkowej i Wschodniej będzie nie do pomyślenia. Wreszcie chciałbym polecić pierwszy tom „Naszej wojny” tym, których nudziły opisy przebiegu wojen bałkańskich czy I wojny światowej w podręcznikach szkolnych. Gwarantuję, że tutaj opisane są one nie tylko lepiej, ale w dodatku ciekawiej.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska