W walce ze stereotypami. Zdrowie i higiena kobiet w kalendarzach Lucyny Ćwierczakiewiczowej
Słowem wstępu. Sytuacja sanitarna polskich miast i wsi w okresie zaborów
Charakterystyczny dla XIX wieku postęp cywilizacyjny, nie tylko zaowocował przemianami technologicznymi, gospodarczymi i politycznymi, ale także w znacznej mierze przyczynił się do narodzin nieznanych dotąd problemów społecznych. Powstałe (…) liczne i rozległe miasta oraz szerzące się ubóstwo po raz pierwszy w historii doprowadziły do upowszechnienia się chorób spowodowanych niewłaściwym odżywianiem, wszechobecną ciasnotą mieszkaniową i nędzą. Szczególnie narażone były na to pozostające pod zaborami ziemie polskie. Liczne popowstaniowe represje, nierównomierny rozwój ekonomiczny poszczególnych dzielnic, wreszcie kłopoty aprowizacyjne mieszkańców, to tylko niektóre z bolączek trapiących polskie społeczeństwo. Reszty dopełniały bieda, brud i choroby zakaźne.
Smutny jest widok miasteczek w Galicji – opowiadał Walerian Kalinka – Przepełnione rojami Żydów, brudne, rzadko gdzie brukowane, z błotem nieustającym po rynkach i ulicach, które chyba zaledwo kilkutygodniowa susza oczyszcza, z domkami drewnianymi właściwej architektury, mają też właściwy system w układzie ulic i placów. Niemal w każdym znajduje się ogromny rynek, który zdaje się, że był kiedyś wybrukowany, ale kamienie zapadły się z czasem, teraz tylko trawa na nich rośnie.
Brud wdzierał się do domów, kamienic i mieszkań, panował w restauracjach, sklepach i karczmach.
Zdaje się, że ta smoła na mostkach jest tylko pozorem, że pod namalowanemi na czarno deskami, płynie zawsze owa kałuża brudów warszawskich, cuchnąca, przepędzana corano miotłami stróżów z miejsca na miejsce – komentował sytuację sanitarną Warszawy Stanisław M. Rzętkowski.
Nie lepiej przedstawiało się w tym względzie położenie wsi:
Wiejskie chałupy, w których wespół zamieszkiwali ludzie i bydło roiły się od wszelkiego robactwa. Karaluchy, pchły, wszy oraz szczury, na co dzień towarzyszyły swoim żywicielom przenosząc na nich wiele zakaźnych chorób łącznie z dżumą i durem plamistym.
Mieszkańcy myli się rzadko, ograniczając się jedynie do okolic twarzy i rąk.
Starsze pokolenia zwłaszcza w zapadłych kątach np. na Polesiu odznaczały się ogromnym niechlujstwem – dowodził Stanisław Poniatowski – Mycie polegało na rozcieraniu po twarzy wody, wypryskiwanej z ust na podstawione dłonie, szyja ani inne osłonięte części ciała u dorosłych z reguły nigdy nie były myte, wyjąwszy stopy, które latem przy chodzeniu boso po chlewach i stajniach zbyt się zanieczyszczały.
Higiena osobista, choroby zakaźne, mycie głowy. Metody, przesądy i zabobony.
Najpopularniejszym środkiem czystości był ług – gęsta mieszanina popiołu i gorącej wody. Nieczęsto natomiast używano mydła, uważając go za niepotrzebny przedmiot bogactwa i zbytku. Ubrań nie zmieniano praktycznie wcale, zdarzało się, że tą samą koszule wkładano kilkakrotnie. Nic zatem dziwnego, że brudni, niedomyci ludzie, miesiącami chodzący w tej samej odzieży, stawali się siedliskiem robactwa, zapadali na świerzb, malarię, czy wreszcie dur brzuszny. Sytuację pogarszał dodatkowo pogłębiający się analfabetyzm, zacofanie, a także ślepa wiara w przesądy i zabobony.
Przesąd, że za wyniesionemi kilku prusakami do sąsiada, gdzie ich niema, wyemigrują wszystkie – pisał Czesław Pietkiewicz – robi to, że we wsi bez prusaków niema ani jednej chatyny. Skoro tylko ktoś postawił zrąb, jeszcze bez sufitu i dachu, już mu sąsiedzi, w tajemnicy jeden przed drugim, niosą po kilka sztuk „narozpłód”, tak, że gospodarz, wnosząc się do nowego domu, spotka tam już zadomowione Prusaki.
Specyficznym symbolem higieny polskiego społeczeństwa wiejskiego był również kołtun – plątanina nieczesanych i tłustych włosów – który uważano za siedlisko złych demonów i podstępnych duchów. Powszechnie sprzeciwiano się jego obcięciu, czekając aż sam odpadnie, lub też oddawano się w ręce wykwalifikowanych w tym względzie czarowników i guślarzy.
Obcinaniem kołtunów trudnili się zawodowo gonciarze, – odnotowała w swej pracy Anetta Stachoń – czyniąc z tego banalnego zabiegu magiczną i religijną ceremonię. Niektórzy posiadacze kołtunu wierzyli, że chroni on przed chorobami oczu i innymi nieszczęściami.
Warto zaznaczyć, że to przekonanie o szkodliwości mycia głowy było w XIX wieku zjawiskiem masowym. Jeszcze u progu XX stulecia notowano głosy autorytetów medycznych, które stanowczo tego odradzały, w zamian zalecając częste nabłyszczanie, pomadowanie i pudrowanie włosów.
Mycie głowy jest często przyczyna migren lub uporczywego bólu zębów. Aby utrzymać w porządku włosy wystarczy je natłuszczać odrobinę i oczyszczać otrębami lub pudrem ryżowym (…). Kiedy trzeba upiększyć włosy na głowie, należy być bardzo ostrożnym w kwestii mycia. Zamiast tego posypcie przed udaniem się na spoczynek wierzch głowy i między włosami jakimś pudrem wysuszającym i czyszczącym, rankiem zaś usuńcie go grzebieniem.- przestrzegano.
Polecamy e-book Marcina Winkowskiego – „Gdy Polacy nosili dredy. Kołtun – historia prawdziwa”
Zmiana przyzwyczajeń higienicznych w połowie XIX stulecia
Sytuacja zmieniła się dopiero wtedy, gdy w połowie stulecia upowszechniły się łaźnie publiczne i zakłady kąpielowe. Pierwszą tego typu instytucję otworzono w Poznaniu (1840), potem w Warszawie, z czasem również i w innych miastach polskich. Organizowano tam wycieczki ze szkół, fabryk i dziecięcych ochronek. Sporą popularnością cieszyły się również kąpiele w Wiśle, które dla mieszkańców stolicy stały się niemalże rokrocznym rytuałem. Stopniowo odkryto także dobrodziejstwa samodzielnej łazienki, w której synonimami czystości były pachnące wonnymi olejkami mydło i bieżąca woda. Problem brudu, niechlujstwa i higieny zaczęto zarazem poruszać na łamach polskich czasopism, gazet, poradników i książek popularnonaukowych. Zalecano częste mycie rąk, głowy i nóg, wietrzenie pomieszczeń mieszkalnych, pranie ubrań, chust i bielizny. Nakazywano, aby w każdym szanującym się domu znalazło się specjalne pomieszczenie do kąpieli, z przeznaczoną do tego celu wanną, lub po prostu dużych rozmiarów cynową misą. Wybierz sobie do płukania komóreczkę, jaką w bliskości kuchni lub pralni – zachęcała Karolina Nakwaska – niech w niej stanie wanna blaszana.
Przede wszystkim, potrzebny jest pusty cebrzyk – opisywał rytuał kąpieli jeden z ówczesnych poradników – misa do połowy napełniona zimną wodą, dwie dość duże gąbki; to co kupcy gąbkami domowymi nazywają, ponieważ służą one do mycia podług; spory kawałek flaneli, ręczniki bądź ściereczki. Bierze się wełnianą ścierkę i naciera się nią całe ciało. Przede wszystkim naciera się klatkę piersiową, pod pachami wszędzie tam, gdzie ciepło snu mogło wywołać poty (…). Jest oczywiste samo przez się, że zanim wejdzie się do cebrzyka, należy nalać do miski zawierającej już zimną wodę tyle gorącej, aby po wymieszaniu woda miała temperaturę poniżej 20 stopni. Stawia się tę misę na skraju stołu w taki sposób, żeby myjący się miał do niej łatwy dostęp. Wówczas wziąwszy obie gąbki, po jednej do każdej ręki, i zanurzywszy się w misce, przystępujemy do operacji mycia (…). Nie należy tego przerywać ani na chwilę, trzeba oszczędzać wodę tak, aby jej wystarczyło na całą minutę, a kiedy już będzie po wszystkim, wychodzimy z cebrzyka i bierzemy szybko ręcznik, żeby się wytrzeć.
Jak widać, wypowiedź ta, nie tylko w sposób precyzyjny i dokładny opisuje wszelkie czynności higieniczne, ale także łączy charakterystyczne dla autora zamiłowanie do daleko posuniętej oszczędności i porządku.
Lucyna Ćwierczakiewicz i jej rola w upowszechnianiu zdrowego trybu życia
Olbrzymią rolę w popularyzacji tego zagadnienia odegrała Lucyna Ćwierczakiewiczowa, niekwestionowany w tym czasie autorytet w kwestiach kulinarnych. W wydawanych przez siebie kalendarzach i poradnikach, sporo miejsca poświęciła sprawom higieny, zdrowego odżywiania, ubioru i kosmetyków. Powoływała się przy tym na porady znanych i cenionych warszawskich higienistów i lekarzy, tłumaczyła artykuły zachodnioeuropejskich specjalistów, czy wreszcie dzieliła się własnymi doświadczeniami w tej dziedzinie.
Ćwierczakiewiczowa wychodziła z założenia, że należy pozbyć się panujących w społeczeństwie zahamowań i stereotypów, przeciwstawiając im jednocześnie nowoczesne sposoby walki z brudem i bałaganem. Szczególne zadanie wyznaczyła kobiecie, z której nie tylko uczyniła strażniczkę domowego ogniska, ale także popularyzatorkę czystości i porządku: Krótki ten pogląd na stanowisko kobiety pokazuje widocznie jak wielką rolę odgrywać one mogą, skoro się zechcą przejąć szczerze obowiązkami swego posłannictwa – mówiła.
Równocześnie wszelkie wcześniejsze zaniedbania, związane z nieodpowiednim prowadzeniem gospodarstwa, przypisała zaistniałym w poprzednich epokach błędom edukacyjnym.
Dawniej higiena – pisał w jej „Kalendarzu na rok 1877” doktor Pląskowski – zaledwie tylko z nazwiska znaną była kobietom, a maksymy jej niektóre od czasu do czasu wygłaszali nauczyciele, lub też lekarze i to w chwilach już tak stanowczych, że widoczne groziło niebezpieczeństwo pod względem zdrowia, a często nawet i życia samego. Wprawdzie czasami spotkać się było można, z jakim pobieżnie napisanym artykułem w poradnikach domowych, w kalendarzach, lub pismach periodycznych, jednakże w sposób taki, traktowana nauka tak ważna, nie mogła wywrzeć wpływu należytego na wychowanie kobiet i pomyślne ich uzdolnienie do życia higienicznego, a skutki opłakane w braku znajomości zasad prawdziwych do utrzymania zdrowia, podkopywały częstokroć ich czerstwość wrodzoną, albo też w postępie chorobliwym, zwolna niszczącym ciało i ducha zatruwały szczęście całych familij i następnych pokoleń.
Strażniczka domowego ogniska i popularyzatorka czystości. Rola kobiety w utrzymaniu higieny i porządku
Dopiero wiek XIX z jego istotnymi zmianami obyczajowymi, doprowadził do ostatecznej reformy nauczania kobiet, a co za tym idzie wyznaczył im nowe miejsce w domu i rodzinie. Jednym z wielu narzuconych kobiecie obowiązków była troska o zachowanie podstawowych zasad higieny i wpajanie jej swoim najbliższym. Każda z nas wie, że porządek w domu jest nie tylko jednym z najważniejszych warunków dobrego gospodarstwa – pisała cytowana już wyżej Ćwierczakiewiczowa – ale, że porządek umila nam życie – oczyszcza atmosferę nas otaczającą a tem samym wpływa na nasze zdrowie, swobodę myśli i dobry humor. Nic więc dziwnego, że autorka zalecała częste sprzątanie i wietrzenie mieszkań, wreszcie dokładne czyszczenie używanych na co dzień sztućców, misek i talerzy. Szczególną uwagę zwracała również na regularne pranie zabrudzonej odzieży:
Pod całą skórą naszego ciała – wyjaśniała – są umieszczone małe tłuszczu zbiorniki, gruczołami tłuszczowemi zwane, z których wydzielająca się tłustość, czyni skórę naszą wilgotną i zarazem chroni ją od złych skutków nagłych zmian temperatury i strzeże od działania wilgoci atmosferycznej.
A zatem wielokrotne noszenie tej samej bielizny, prowadzić może do wykształcenia się szkodliwych dla organizmu ludzkiego drobnoustrojów, będących przyczyną ciężkich chorób skórnych.
Nie tylko pod działaniem powietrza i ciepła tłuszcz się ukwasza, białko ścina – dowodziła Ćwierczakiewiczowa – lecz bielizna długo z brudem leżąca staje się gruntem dla owej roślinności mikroskopijnej, której nasionka i kiełki rozmaite, chwytając się wygodnie nasyconej tłuszczem bielizny, przyczepkami gołem okiem niewidzialnemi, rozwijają się z szybkością nie pojętą i wskroś (...) bieliznę przenikają.
Aby tego uniknąć, należało codziennie stosować nowoczesne detergenty i środki czyszczące. Jednym z nich było mydło, na które skrzętna Ćwierczakiewiczowa nie wahała się podać dokładnego i precyzyjnego przepisu.
Wprowadzenie zasad zdrowego żywienia
Sporo miejsca w kalendarzach i pisywanych przez nią do „Bluszczu” artykułach, zajmowały również rady jak odpowiednio wyprać zanieczyszczone brudem suknie, czyścić zakurzone woalki, odnawiać zeszłoroczne kapelusze. Autorka „365 obiadów” uczyła jak właściwie polerować srebro, myć obiadową zastawę, wreszcie umiejętnie prowadzić zdrową kuchnię.
Wszyscy dziś narzekają na pogorszenie zdrowia ogółu – pisała – mianowicie też w klasach zamożniejszych. Jedni to przypisują (…) wychowaniu dzieci, drudzy zbytecznemu nadużyciu herbaty i kawy i innym błędom dietetycznym, owi sposobowi życia. Wszystko to, połączone jedno z drugim działa szkodliwie na zdrowie, lecz kuchnia pod tym względem jedno z najważniejszych miejsc zajmuje.
Dlatego zalecała, aby posiłki przygotowywać w specjalnie przeznaczonych do tego celu naczyniach, zgodnie z obowiązującą dietą. Tylko w ten sposób dostarczyć było można organizmowi niezbędnych witamin i składników mineralnych i ustrzec go przed wszelkiego rodzaju chorobami.
Kup e-booka „Zapomniani artyści II Rzeczypospolitej”
Książkę można też kupić jako audiobook, w cenie 16,90 zł.
Higiena jamy ustnej
Ale Ćwierczakiewiczowa nie ograniczała się jedynie do spraw gospodarstwa domowego i kuchni. Jako popularyzatorka czystości i porządku, była również zwolenniczką higieny osobistej. Nic, więc dziwnego, że w zamieszczanych przez nią pogadankach medycznych, wielokrotnie pojawiały się informacje o myciu włosów, twarzy i rąk, a także właściwym czyszczeniu zębów. Na uwagę zasługiwał zwłaszcza szereg artykułów doktora Pląskowskiego i Józefa Starkmana, drukowanych wcześniej w piśmie dla kobiet „Bluszcz”, w których autorzy, powołując się na własne doświadczenia w praktyce lekarskiej, przybliżali swoim czytelnikom zarówno niezbędne dla nich wiadomości zdrowotne jak i te, dotyczące wewnętrznej budowy ludzkich organów.
Odróżniamy w zębie dwie części: korzeń i koronę; ostatnia stanowi część widoczna zęba, gdy korzeń zagłębionym jest w szczęce (alveola). Część nieco zwężona zęba między koroną i korzeniem nazywa się szyją zęba; w tem miejscu otacza go dziąsło w rodzaju kołnierza i silnie do niego jest przytwierdzone. – opisywał budowę zęba Józef Starkman. Ząb nie jest w całej swej masie jednostajnie zbudowanym (Massie), posiada, bowiem jamę zębową, która kończy się przy końcu korzenia maleńkim otworkiem. Przez otwór wstępują na końcu gałązki naczyń krwionośnych i nerwy nadzwyczaj cienkie, rozchodzące się od grubszych gałęzi, a które wraz ze znajdującą się tam tkanka łączną tworzą miazgę zębową (pulpa). – dodawał.
Jednocześnie ze względu na niezwykle delikatną budowę szkliwa, jak i skłonność uzębienia do panującej powszechnie próchnicy, zalecał zachowanie odpowiednich środków czystości. Należało je zatem czyścić dwa razy dziennie, pod bieżącą wodą, przy użyciu odpowiednio dostosowanej szczoteczki. Dodatkowo radził, by po każdym posiłku płukać usta i stosować wykonaną z miękkiego drewna wykałaczkę. W razie ewentualnych problemów zdrowotnych nakazywał także natychmiastową wizytę u dentysty.
Nie należy nigdy, bez koniecznej potrzeby wyrywać zęba – przestrzegał jednak – lecz, o ile się tylko da uskutecznić, zaplombować, następnie nie odwlekać tej ostatniej operacyji, aż do chwili wystąpienia bólu, lecz przedsięwziąć ją, o ile można jak najwcześniej.
Warto zaznaczyć, że takie podejście do spraw czystości jamy ustnej, zwłaszcza zaś nakaz rokrocznych wizyt u dentysty, było w tej epoce niedbalstwa i brudu, czymś zupełnie rewolucyjnym. Wprawdzie starano się dbać o zęby, ograniczało się to jednak tylko do sporadycznego przepłukania ust i usunięcia nagromadzonych tam pozostałości żywieniowych.
Włosy: mycie i zabiegi pielęgnacyjne
Pewnym problemem była również sprawa mycia głowy. Jeszcze w drugiej połowie wieku często myje się ręce, codziennie twarz i zęby, przynajmniej przednie, nogi – raz lub dwa razy w miesiącu – nigdy wszak nie myje się głowy . Nic więc dziwnego, że wystąpienia lekarzy, zachęcających do częstego wykonywania tego prostego zabiegu higienicznego, spotykały się z otwarta niechęcią i nieuzasadniona obawą. Co więcej, powołując się na dawne wierzenia i zabobony, starano się udowodnić jak wielkie zagrożenie dla organizmu ludzkiego niesie za sobą ta czynność, niszcząc strukturę włosa i niezbędną ochronę dla skóry głowy. Z tej perspektywy, niezwykle postępowy musiał wydawać się artykuł zamieszczony w „Kolędzie dla gospodyń” z roku 1877, w którym niejaki doktor Cornelius zalecał cotygodniowe mycie głowy:
Takie mycie głowy – dowodził autor – oddala nie tylko kurz i brud, które zatykają wydzielanie się gruczołków tłuszczu, tamując naturalne żywienie włosów tłuszczem skórnym, lecz nadto rozpuszcza pozostały łupież skórny, tworzący się z potu, tłuszczu skórnego, a może i z pomady, tudzież ułatwia waporacyję skóry.
Dodatkowo uważał, że brud jest siedliskiem bakterii, przyczyną bólów głowy, wreszcie zaś powodem uciążliwych zmian skórnych. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że rozpowszechniane przez siebie tezy i założenia, autor starał się połączyć z narosłymi przez lata przyzwyczajeniami czytelniczek. Dlatego też nie wykluczał stosowania łagodnych olejków pielęgnacyjnych, pomad i brylantyny. Odradzał natomiast częste wiązanie, karbowanie, tapirowanie, noszenie nieodpowiednich ozdób, wreszcie prostowanie za pomocą żelazka.
Palenie włosów sprawia mechaniczne targanie korzeni własnych – pisał – oprócz tego działa jeszcze szkodliwe przez zniszczenie tak ważnych higroskopijnych (przyciągających wilgoć) własności, nie dających się bynajmniej zastąpić maczaniem włosów. Wprawdzie działanie to objawia się dopiero po długim czasie, tak, że to szkodliwe obejście się z włosami wydaje się na pozór niewinne: a gdy nastąpi stan chorobliwy, przypisujemy go zupełnie innym przyczynom, nie bacząc na tak blizkie, a szkodliwe działanie.
W pogadance znalazły się także wiadomości dotyczące prawidłowego mycia włosów, użycia nowoczesnych kosmetyków oraz właściwego czesania i pielęgnacji. Wszystko to sprawiło, że artykuł był bardziej rodzajem nowoczesnego, pełnowartościowego poradnika, niż skromnym, pisanym na użytek kalendarza materiałem informacyjnym.
Dostosowanie stroju do warunków fizycznych kobiety
Odrębne zagadnienie, poruszane równie często w kalendarzach Ćwierczakiewiczowej, stanowiła sprawa odpowiedniego dopasowania stroju do warunków fizycznych kobiety. Należy zaznaczyć, że zadanie to samo w sobie było niezwykle poważne i trudne. Kobieta w tym czasie musiała, bowiem nie tylko zmierzyć się z ciasnym gorsetem, niezliczoną ilością halek i koronek, ale także z dyktowanymi przez Paryż i Wiedeń wymogami mody. Polscy lekarze i higieniści, bezskutecznie starali się ostrzec przed niewłaściwym i nieumiejętnym noszeniem gorsetów i niedostosowanych do warunków atmosferycznych sukien.
W czasie niepogody i słoty – przestrzegano w Bluszczu – [brud] kurzem pokrytych chodników, przyczynia się do zanieczyszczenia całej damskiej toalety i sprowadza tumany pyłu oddech tamujące.
Z wieloaspektowości tego problemu doskonale zdawała sobie sprawę Ćwierczakiewiczowa: tłumaczka przedrukowywanych z niemieckiego „Bazaru”, a umieszczanych w „Bluszczu” artykułów o modzie. Dlatego wychodziła z założenia, że panujące ogólnoeuropejskie trendy, powinny zostać dostosowane do polskiej rzeczywistości. Masz być piękną, kobieto nasza, ale tak, jak są piękne kwiaty ziemi twojej: piękną swojskim charakterem ich piękności skromnej, słodkiej, a cichego uroku pełnej – nakazywała.
Nic więc dziwnego, że jako zwolenniczka prostoty i naturalnego wdzięku, promowała suknie pozbawione zbytecznych ozdób, ale za to wykonane z dobrych materiałów i uszyte w najlepszych zakładach. Dodatkowo uczyła swoje czytelniczki jak odpowiednio dobrać kolor i rodzaj tkaniny, a także, jaki krój przystoi danej figurze. Potrzeba tylko – zaznaczała – aby kobieta wiedziała, co naprawdę wdzięk stanowi, co dlatego wdzięku poświęcić można, a szczególniej jak przy poszukiwaniu owego uszanować (…) delikatną linię graniczną.
Co ciekawe, Ćwierczakiewiczowa nie ograniczała się tylko do spraw modnego wówczas ubioru, ale również starała się podkreślać jak ważna w życiu kobiety jest wygoda i nieskrępowanie. Na łamach kalendarzy dowodziła, zatem, że źle dobrana suknia może być powodem licznych zasłabnięć i kłopotliwych duszności, a zbyt ciasny kapelusz doprowadzać do uporczywie powtarzających się bólów głowy. Za wskazane uważała odpowiednie dopasowanie kreacji do zmieniających się warunków atmosferycznych.
Odziewajmy zawsze starannie ciało nasze według najpiękniejszych wzorów najmędrszej naszej mistrzyni, przyrody, stosownie do pory roku i budowy naszego organizmu – pisała dobrodusznie.
Polecamy e-book Jakuba Jędrzejskiego – „Hetmani i dowódcy I Rzeczpospolitej”
W sprzedaży dostępne są również druga i trzecia część tego e-booka. Zachęcamy do zakupu!
Kosmetyki i pachnidła
Bezpośrednio z ubiorem związana była kwestia stosownego doboru kosmetyków. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że aż do lat dwudziestych omawianego okresu, pełniły one rolę skutecznego środka zabijającego nieprzyjemną woń ludzkiego ciała. Dopiero w drugiej połowie XIX stulecia rozwój higieny i wysiłki lekarzy uświadomią w części społeczeństwo, że żadne pachnidła nie są w stanie zrównoważyć szkód, jakie wyrządza społeczeństwu brud i zaduch.
Reszty dopełniły nowe odkrycia chemiczne i systematyczny rozwój przemysłu farmaceutycznego. Zaczęto wytwarzać mydła, pudry, róże, szminki, pachnidła (…) i słynne wody kolońskie – pisała w swoim artykule Łucja Legun. Z czasem pojawiły się także kremy przeciw zmarszczkom, cudowne płyny na porost włosów, wreszcie zaś ziołowe maseczki zwalczające piegi, wągry i pryszcze. Z duchem czasu poszła i Ćwierczakiewiczowa, która w swoich poradnikach, podawała sprawdzone przepisy na własnoręcznie zrobione, a pachnące różami perfumy, ryżowe pudry do twarzy, wreszcie, przeznaczone dla delikatnej skóry, cold – cremy:
„Cold – cream” znaczy dosłowne winna śmietanka – wyjaśniała. – Rozpuścić na małym ogniu, w kamiennym garnku lub tyglu, dwa łuty białego wosku, z 16 łutami olbrotu i 5 łutami olejku migdałowego, gdy to dobrze rozpuszczone i wymieszane, dolać 5 łutów ważąc koniecznie, ogrzanej wody różanej, odstawić od ognia i w ciemnem miejscu, na przykład w piwnicy, mieszać tak długo kopystką (…), aż massa wystygnie i nabierze pozoru gęstego białego płynu, na podobieństwo kremowej śmietanki.
Ten wykonany małym nakładem sił i środków kosmetyk – według autorki – nie różnił się w żaden sposób od powszechnie dostępnych, a niezwykle drogich środków upiększających. Dla dobrej gospodyni był jednak powodem do dumy i źródłem satysfakcji z dobrze wykonanego zadania.
Choroby zakaźne i ich leczenie
Lecz czystość w gospodarstwie domowym, higiena osobista, kobiece stroje i kosmetyki, to tylko niewielka część z szerokiego wachlarza informacji, jakimi Ćwierczakiewiczowa raczyła swoje czytelniczki. Sporo miejsca w jej kalendarzach zajmowały także wiadomości dotyczące najczęściej spotykanych chorób zakaźnych, zastosowania nowoczesnych sposobów hydropatycznych, czy wreszcie prawidłowego wychowania dziecka.
Wynikające z postępu złożone przemiany o charakterze (…) gospodarczym, politycznym i technologicznym z reguły sprzyjają rozwojowi chorób – napisał w swej książce Kenneth F. Kiple.Zdanie to doskonale ilustruje zaistniałą w XIX wieku sytuację społeczną. Występujący powszechnie brud, zaduch i ubóstwo stały się siedliskiem odry, cholery i suchot, a ubytek witamin powodował masowe występowanie pelagry i krzywicy. Powszechnym problemem był brak wykwalifikowanej służby medycznej i panujące w szpitalach katastrofalne warunki sanitarne.
[Ambulatoria] mieściły się (…) w ciasnych pomieszczeniach, brak było narzędzi i środków lekarskich, brak personelu, lekarze, źle albo wcale naopłacani, lekceważąco odnosili się do swojej pracy [i] zniechęcali się brakiem środków leczniczych.
Dla przykładu w omawianym okresie w Warszawie na 400 tys. mieszkańców przypadało 6 lekarzy. Nic więc dziwnego, że poszukiwano różnego rodzaju środków zapobiegawczych. W gazetach, poradnikach i kalendarzach ukazywały się informacje o objawach najczęściej spotykanych chorób, przyjmowanych lekarstwach i opiece nad chorymi. Znani specjaliści wydawali liczne broszury, książki i artykuły, a w miastach odbywały się wykłady i odczyty popularyzatorskie. Zagadnienie zdrowia i choroby znalazło swe odbicie także w pismach Lucyny Ćwierczakiewiczowej. Korzystając z porad nieocenionego doktora Pląskowskiego autorka „365 obiadów” wyjaśniała pochodzenie wszelkiego rodzaju schorzeń i przypadłości, omawiała występujące symptomy, wreszcie zalecała najprostsze lekarstwa i medykamenty. Co ciekawe, przyczyn wielu zaburzeń, szukała w niewłaściwej diecie, zaniedbaniach higienicznych i złych warunkach sanitarnych.
Choroba, o czym każdy wiedzieć i dobrze pamiętać powinien, nie jest ani przypadkiem, ani zrządzeniem losu, tylko następstwem działania szkodliwych zdrowiu warunków; człowiek chorować nie powinien, jakkolwiek umierać musi, i nie chorowałby wcale, a przynajmniej bardzo rzadko, gdyby umiał żyć tj. unikać szkodliwości, które nań sprowadzają chorobę – wyjaśniał doktor Łuczkiewicz.
Jesteśmy darmowym portalem, którego utrzymanie dużo kosztuje. Jako medium niezależne pozyskujemy środki na nasze utrzymanie od reklamodawców lub Czytelników. Nie prosimy o wiele - gdyby każda czytająca nas Osoba podarowała nam 10 zł, to starczyłoby to nam na rok bardzo wytężonej działalności i nowych inicjatyw. Okazuje się jednak, że do tej pory wsparło nas zaledwie 0,0002% naszych Czytelników. Dowiedz się, jak możesz nam pomóc!
Do podstawowych zagrożeń zaliczono: nadmierne spożywanie kawy, herbaty i alkoholu, palenie tytoniu, obżarstwo. Przeciwstawiano im zdrową i pełnowartościową kuchnię, ruch na świeżym powietrzu i gimnastykę. W razie systematycznie powtarzających się lub nieprzemijających dolegliwości, autorka polecała również rokroczne wyjazdy do popularnych w tym czasie polskich uzdrowisk. Ona sama systematycznie odwiedzała Krynicę, Szczawnicę i Zakopane, a także spopularyzowany przez Prusa Nałęczów.
W takim Nałęczowie widywałem ludzi chorych na płuca, żołądek, nerwy, tak, że o własnych siłach chodzić nie mogli – pisał Prus. – No i mimo to tamtejszy Kumys, hydropatia i powietrze stawiały ich na nogi, jeżeli nie w pierwszym, to w drugim roku, naturalnie gdy choroba nie weszła w fazę nieuleczalną, na którą pomaga tylko jeden gatunek – woda styksowa.
Zalety hydropatii wychwalała także Ćwierczakiewiczowa: Woda szczególniej zimna – pisała – chłodzi i uspokaja pragnienie, co zależy od jej własności wilgocenia tkanek i pochłaniania cieplika organicznego; jako taka może być podawana jako napój we wszystkich chorobach gorączkowych, jako środek przeciwzapalny.
Dodatkowo woda miała ułatwiać trawienie, oczyszczać organizm z nagromadzonych tam toksyn, wreszcie była doskonałym środkiem odżywczym. Należy zaznaczyć, że zasadniczego wpływu na przemyślenia autorki nie miały ani panująca w kurortach drożyzna, ani często złe warunki higieniczne. O tym problemie zresztą tak pisał krakowski „Czas”: Szczawnica i Krynica! Z jednej strony malownicze góry tak powabne w… litografiach i opisach, z drugiej smutna perspektywa, że zajechawszy na miejsce za takie pieniądze, za jakie można by nad Ren dotrzeć, widzisz się skazany na dobrowolną nędzę i niewygody.
Co ciekawe, te piętrzące się trudności w żaden sposób nie odstraszały kuracjuszy, a wyjazdy „do wód”, stały się popularnym sposobem spędzania wolnego czasu.
Troska o dzieci
Odwołując się po raz kolejny do wartości pozytywistycznych, zawartych zwłaszcza w popularnych wówczas nowelach Prusa, Orzeszkowej i Sienkiewicza, Ćwierczakiewiczowa poruszała również problem właściwego wychowania małych i dorastających dzieci. Niejednokrotnie zatem podkreślała, jak ważne jest w tym względzie zachowanie higieny i odpowiedniej, dostosowanej do rozwoju fizycznego, diety.
System pożywienia niemowląt – pisał chociażby, cytowany już wielokrotnie doktor Pląskowski – tak zawsze ważny, w lecie podlegać musi ściślejszej jeszcze kontroli. (…) Dr Brochard radzi (podawanie) dla niemowląt młodszych szwajcarskiego mleka skondensowanego, które zachowuje wszystkie warunki higieniczne dobrego mleka; dla starszych zaś dzieci delikatną poleweczkę z ararotu.
Wiele miejsca autorka „Jedynych praktycznych przepisów” poświeciła także występującym wśród małych pacjentów chorobom: odrze, szkarlatynie i błonicy. Ich przyczyn upatrywała głównie w niewłaściwym żywieniu, zbytnim przeciążeniu umysłu nauką i braku ruchu. Stąd też dzieciom zalecała częste przebywanie na świeżym powietrzu, letnie wyjazdy i kolonie. Takie wskazówki zgodne były ze stanowiskiem wielu dziewiętnastowiecznych filantropów i działaczy społecznych.
Sporo (…) pisano o śmierci dzieci z powodu braku dozoru – głównie na wsi – i z tego powodu wszczynano wiele śledztw – zauważyła w jednym z artykułów Elżbieta Kaczyńska. – Dzieci ginęły zwykle od ognia i utonięcia. Zwracano też uwagę na niedożywienie, choroby, robactwo, kołtun, które były plagami wieku dziecięcego w ubogich rodzinach chłopskich i proletariackich.
Tej smutnej rzeczywistości przeciwstawiała Ćwierczakiewiczowa obraz dziecka, wychowanego bez krępujących je do tej pory surowych zasad społecznych, którego dzieciństwo opierało się na głębokiej rodzicielskiej trosce i miłości. Swoje nowatorskie spostrzeżenia przedstawiała czytelniczkom, które zachęcała jednocześnie do krzewienia ich na gruncie własnej rodziny.
Podsumowanie
Podsumowując przedstawione w powyższym artykule zagadnienia, należy z całą pewnością stwierdzić, że wyznawane przez Lucynę Ćwierczakiewiczową zasady higieniczne należały do najbardziej postępowych w II połowie XIX wieku. Wynikało to zapewne z faktu, że autorka „365 obiadów” nie tylko powoływała się na własne doświadczenia, ale także na zdanie znanych i cenionych warszawskich autorytetów medycznych. Nadawało to jej poradom dodatkowy walor realizmu i autentyczności, a także z roku na rok pozyskiwało nowych czytelników. Warto również zaznaczyć, że promując zdrową dietę, ruch i gimnastykę, Ćwierczakiewiczowa znacznie wyprzedziła swoją epokę i stała się prekursorką obowiązującego dzisiaj trybu życia.
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
Zobacz też
- Artykuły
- Historia Sopotu. Część I: od średniowiecza do wybuchu I wojny światowej
- Nieświadoma morderczyni. Krótka historia Tyfusowej Mary
- Wywiady
- „Mamy obsesję na punkcie czystości!” – wywiad z Katherine Ashenburg
- Relacje
- „Brud i człowiek”, czyli od historii prostytucji po czyszczenie latryn – relacja Histmaga
- Recenzje
- Katherine Ashenburg – „Historia brudu”
- Ilustrowana historia strojów: W co ubierali się ludzie, czyli moda od czasów starożytnych do XIX w.
- M. Zawadzki – „Przewodnik zakochanych, czyli jak zdobyć szczęście w miłości i powodzenie u kobiet”
Bibliografia
- Higiena kobiet, „Bluszcz”, nr 9 Warszawa, 1865.
- Ubiory i roboty, Dodatek do: „Bluszcz”, nr 1, Warszawa 1865.
- Przegląd mód paryskich, „Bluszcz”, nr 9 i następne numery tego magazynu.
- Bockenheim K., Przy polskim stole, Wrocław 2004.
- Bystroń St., Warszawa, Warszawa 1977.
- Cornelius, O pielęgnowaniu włosów przez Dra Corneliusa, [w:] Kalendarz na rok 1877. Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa 1876.
- Ćwierczakiewiczowa L., Rady i uwagi, co do utrzymania w porządku domu, mebli, sprzętów, bielizny itp., [w:] Kalendarz na rok 1876. Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa 1875.
- Ćwierczakiewiczowa L., Mydło z odpadków tłuszczu, [w:] Kalendarz na rok 1876. Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa 1875.
- Ćwierczakiewiczowa L., Odzienie, moda, kosmetyki, [w:] Kalendarz na rok 1877. Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa 1876.
- Ćwierczakiewiczowa L., Jak konieczna i ważna jest znajomość gospodarstwa dla kobiety, [w:] Kalendarz na rok 1887. Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa, 1886.
- Ćwierczakiewiczowa L., Hydropatia, [w:] Kalendarz na rok 1891. Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa 1890.
- Ćwierczakiewiczowa L., Cold-cream podług przepisu d-ra Reclam’a, [w:] Kalendarz na rok 1893. Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa 1892.
- Ćwierczakiewiczowa L., Kilka rad i uwag w kwestyi pożywienia naszego i strawności, [w:] Kalendarz na rok 1895. Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa 1894.
- Duninówna H., Warszawskie nowinki 1815–1900, Warszawa 1970.
- Fedorowski G., Poczet wielkich medyków, Warszawa 1967.
- Haniecki M., Z dziejów służby zdrowia w l. 1863–1900, [w:] Studia warszawskie. Warszawa popowstaniowa 1864–1918, [b.r.w.].
- Hoff J., Rodzice i dzieci – norma obyczajowa na przełomie XIX i XX wieku, [w:] Kobieta i kultura życia codziennego. Zbiór studiów, (red) Żarnowska A i Szwarc A, Warszawa 1998.
- Ilnicka M., Kolonie letnie, [w:] Kalendarz na rok 1889. Kolęda dla gospodyń na rok 1889 przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa 1889.
- Ilnicka M., Co kobieta może uczynić dla zdrowia rodziny, [w:] Kalendarz na rok 1895. Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa 1894.
- Jasińska-Janiak A., Bez tabu. Polska reklama prasowa sto lat temu, „Mówią Wieki”, nr 3, 2002.
- Jędrzak M., Historia higieny. Z wody może, na co dzień wychodzić nowe słońce, cz. III, KOLO (dostęp 23 czerwca 2009).
- Kaczyńska E., Dzieci i społeczeństwo: Cesarstwo Rosyjskie i Polska w perspektywie porównawczej (1815–1914), [w:] Społeczeństwo polskie w dobie przemian, Wiek XIX i XX. Księga jubileuszowa profesor Anny Żarnowskiej, Warszawa 2003.
- Kempa M., Choroba Bolesława Prusa i jego związki z Nałęczowem, [w:] Płonka-Sroka B. (red.) Choroba jako zjawisko społeczne i historyczne, Wrocław 2001.
- Kieniewicz S., Warszawa w latach 1795–1914, Warszawa 1976.
- Postęp, pauperyzm i pandemie, [w:] Kirple K.F. (red.), Wielkie epidemie w dziejach ludzkości, Poznań 2002.
- Kołodziejczyk R., Burżuazja polska w XIX i XX wieku, Warszawa 1979.
- Legun Ł., Przeszłość, a XXI wiek w kosmetyce, „Nad Sołą i Koszarawą”, nr 20, 2001.
- Łuczkiewicz, O najzwyczajniejszych przyczynach chorób przez dr Łuczkiewicza, [w:] Kalendarz na rok 1877. Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa, 1876.
- Nakwaska K., Dwór wiejski. Dzieło poświęcone gospodyniom polskim przydatne i osobom w mieście mieszkającym przez Karolinę z Potockich Nakwaską, Warszawa 1843.
- Ochorowicz J., Uczucia i choroby, „Tygodnik Ilustrowany”, nr 112, Warszawa 1892.
- Pauszer-Klonowska G., W cieniu nałęczowskich drzew, Lublin 1964.
- Perrot M. (red), Historia życia prywatnego, t. 4, Warszawa 1999.
- Pląskowski R., Wiadomości z higieny przez dra Pląskowskiego, [w:] Kalendarz na rok 1875.Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa 1976.
- Pląskowski R., Letnia higiena dzieci przez dra Pląskowskiego [w:] Kalendarz na rok 1877. Kolęda dla gospodyń przez autorkę 365 obiadów, Warszawa 1876.
- Pląskowski R., O najzwyczajniejszych przyczynach chorób, [w:] Kalendarz na rok 1877, Kolęda dla gospodyń przez autorkę 365 obiadów, Warszawa 1876
- Poniatowski S., Etnografia, [w:] Wiedza o Polsce, Warszawa [b.r.w.].
- Rzętkowski St. M., Kronika Tygodniowa, „Tygodnik Ilustrowany”, nr 71, Warszawa 1884.
- Sadowska J., Sytuacja sanitarno – epidemiologiczna przemysłowej aglomeracji Łódzkiej w okresie niewoli narodowej i w II Rzeczypospolitej, „Przegląd Epidemiologiczny” 2005, nr 59.
- Stachoń A., Czystość i brud: kilka uwag o higienie naszych przodków, Bochnia 2001.
- Starkman J., O pielęgnowaniu zębów, [w:] Kalendarz na rok 1889. Kolęda dla gospodyń przez Autorkę 365 obiadów, Warszawa 1888.
- Wasylewski S., Życie polskie w XIX wieku, Kraków 1964.
Zredagował: Kamil Janicki