Virgilia Sapieha – „Amerykańska Księżna. Z Nowego Jorku do Siedlisk” – recenzja i ocena
Virgilia Sapieha – „Amerykańska Księżna. Z Nowego Jorku do Siedlisk” – recenzja i ocena
Książę Paweł Sapieha i Virgilia Peterson stanowili z pewnością niecodzienną parę. On był spadkobiercą magnackiej rodziny rodem, ona zaś córką amerykańskiego doktora, reprezentanta nowojorskiej (mam tu na myśli stan, nie miasto) inteligencji. Mimo to ich uczucie wygrało, a Virgilia po szybkim rozwodzie z pierwszym mężem wstąpiła w drugi związek małżeński i zamieszkała w kraju męża. Dzięki temu możemy zapoznać się z jej wspomnieniami z tego czasu.
Można powiedzieć, że „odnalezione” pamiętniki wydane po raz pierwszy w czasie II wojny (już w 1940 roku) po drugiej stronie Atlantyku są interesującym wkładem w poznanie obrazu historii międzywojennej Polski. Jest to relacja osoby z zewnątrz – z nieproporcjonalnie wielką masą nostalgii za utraconym życiem. Pytanie: dlaczego?
Ośrodek KARTA sumienne podszedł do wydania książki. Przed zagłębieniem się w lekturę Czytelnik może zapoznać się z profilem i biografią autorki. Jest to liberalna Amerykanka, przesiąknięta częściowo amerykańską a częściowo europejską – ale zachodnioeuropejską – kulturą czy podejściem do życia. Wiążąc się z księciem Sapiehą rozpoczyna życie w zupełnie innym świecie.
Określenie „szok kulturowy” jest w tym wypadku mocnym słowem… nie dość mocnym, ale jednak mocnym. Z demokratycznego, obywatelskiego społeczeństwa (no, tak mniej więcej…) przenosi się do feudalnego, a może jedynie postfeudalnego społeczeństwa. Każdy ma przypisaną rolę, pozycję, konwenanse są bezwzględnie egzekwowane. Ale nie to jest problemem – a raczej ślepota czy może „samozadufanie” klasy panującej. Bo jak inaczej uznać wytykanie biedy i rozpiętości majątkowych w stanach podczas przejażdżki przez typową przedwojenną polską wieś. No ale przecież polscy chłopi są szczęśliwi – argument prawie w stylu niewolników na plantacjach amerykańskiego Południa…
Autorka dostrzega te wszystkie sprzeczności. Jednak nie to świadczy o wysokiej wartości tych wspomnień, a raczej dość przenikliwie spojrzenie autorki na otaczającą rzeczywistość. Virgilia jest osobą z zewnątrz, obdarzoną bystrym umysłem, dodatkowo wykazującą się ciekawością i otwartością na otaczający ją świat. Zamieszkując w Polsce jako księżna z zacnego rodu, styka się na co dzień z kwestiami, o których co najwyżej czytała w książkach. Po prostu jakby przeniosła się w czasie.
Jednocześnie ociera się o wielki świat II Rzeczpospolitej. Jako żona ważnego dyrektora w przemysłowym koncernie z pierwszej ręki otrzymywała informacje jak w praktyce wygląda funkcjonowanie gospodarki w sanacyjnej Polsce. Zwraca uwagę na liczne ograniczenia, monopole państwowe oraz mniejsze lub większe interwencje państwowych szych w obieg gospodarczy. Czy nie brzmi to znajomo?
Przekazując rozmowy, jakie odbywały się na różnego rodzaju rautach czy spotkaniach pokazuje nie tylko podziały polityczne, ale tez światopoglądowe naszej kochanej arystokracji. Momentami wydaje się, że ważniejsze dla naszych magnatów są gesty niż realne interesy (i tu się niewiele zmieniło…). I przede wszystkim – najważniejszy jest ten piękny, otaczający ich świat.
Księżna Sapieha z Nowego Świata nie ulega tej ułudzie. Nie wmawia sobie, że jest tak jak chce jej teściowa, szwagierka czy otaczające ją panie z towarzystwa. Widzi wyraźnie, że przedwojenna Polska jest krajem mlekiem i miodem płynącym tylko dla nielicznych wybranych. Podsumowuje tę sytuację ostatnią stroną swych wspomnień. Te kilka zdań pokazuje, jak pęka bańka mydlana. II RP w jej oczach to kraj, który – pomimo znacznych osiągnięć – miał wiele nie tyle do zrobienia co do nadrobienia we wszystkich niemal sferach. Pytanie czy rzeczywiście nie zdążył czy nie chciał zdążyć.