Umoczeni w PRL-u
Zobacz też: Sprawa Pyjasa, czyli krótka opowieść o Polakach
Gdy byłem jeszcze dzieciakiem, którego życie plątało się między szkołą, domem a podwórkiem, wśród osób z mojego pokolenia furorę robiła gra Mortal Kombat. Z drżeniem serca czekaliśmy na zaproszenie od dumnych posiadaczy Amigi, którzy zechcieliby nas gościć i uraczyć możliwością choćby kilku godzin zabawy. W tej grze nie było zbytniej filozofii. Ot, zwyczajna bijatyka, w której wygrywał ten, kto sprawniej opanował skomplikowane konstelacje klawiszy. Skąd więc jej popularność? Z masy upiększających rozgrywkę dodatków, które choć na sam przebieg gry nie wpływały, to były przyciągające. Jedną z nich był funkcja FATALITY, czyli efekciarskiego dobicia przeciwnika. Na ekranie wirowały zatem wyrwane flaki, rozprute serca, poćwiartowane mózgi i rozpołowione ciała. Wykonanie tego nie było jednak proste. Wymagało znajomości odpowiednich skrótów klawiszowych lub pociągnięć joystickiem. Kto więc osiągnął ten stopień wtajemniczenia, na podwórku traktowany był ze szczególną estymą.
Być może ten niecodzienny wyznacznik szczenięcego statusu społecznego wyrobił w nas skłonność do – jak to się mówi „w internetach” – „zaorania” lub „zmasakrowania” we wszelkich dyskusjach, czyli użycia na tyle efektownego argumentu (zazwyczaj z asortymentu taniej erystyki), aby druga strona choć przez chwilę poczuła się bezradna. Rozmówkowe FATALITY są różne, ale wśród nich wyróżniają się te argumenty ad personam, które zarzucają rozmówcy, że w epoce PRL nie zachował wystarczającej niezłomności, a jego życiorys to splot konformistycznych zachowań wobec upadłego systemu. Choć jest to doskonały „strzał” w dyskusjach z tymi, których wiek wskazywać mógłby, że do takich związków ancien régime faktycznie mogło dojść, to coraz częściej słyszy się go także w dyskusjach pomiędzy ludźmi młodymi, których z PRL łączy najwyżej sączone w pierwszych latach życia mleko modyfikowane z dużą domieszką mąki. W tych jednak przypadkach winy ojców spoczywają na synach.
Kilka dni temu zarzut taki skompromitować miał bojkot festiwalu w Opolu, jaki publicznie ogłosiła Kayah. Odmowa występu wiązać miała się z rzekomą „czarną listą” wykonawców, których prezes TVP nie życzy sobie w czasie opolskich występów. Głównym kryterium tych list proskrypcyjnych miały być związki z opozycją. Patryk Jaki, wiceminister sprawiedliwości i jeden z czołowych polityków obecnej koalicji rządzącej, chcąc kąśliwie podsumować postawę piosenkarki, napisał:
Przypominam, że Kayah nie miała, żadnego problemu, aby występować na Festiwalu Piosenki Radzieckiej – dla komunistycznych kacyków odpowiedzialnych za śmierć polskich bohaterów. Pobratańcy Stalina byli ok – natomiast PiS jest gorszy.
Do postu dołączył zaś skan wywiadu, w którym wykonawczyni przyznaje się, że w takowym faktycznie uczestniczyła, aby zapewnić sobie możliwość odbycia tournée po Związku Radzieckim, co w owym czasie było dość opłacalne. Argument z jednej strony trafny, choć z drugiej… zabawny w kontekście tego, że Kayah miała wystąpić w koncercie poświęconym jubileuszowi Maryli Rodowicz, która nie tylko była gościem festiwalów w Zielonej Górze, ale o drogach jej kariery w PRL-u można by napisać potężne tomiszcza. Do czasu wybuchu „afery opolskiej” nikomu z obecnej władzy nie przyszło jednak do głowy by ten mało chlubny element jej życiorysu jakoś szczególnie uwypuklać, a tym bardziej aby stanowił zarzut.
Patryk Jaki nie widział też nic niestosownego w tym, by na tym samym Opolu wystąpił Jan Pietrzak, który w 1968 roku naigrywał się w wiernopoddańczej i moczarowskiej piosence „Emigranci” z emigranta-kosmopolity, który nie dość, że nie kocha tego, co polskie, to jeszcze chce ulepszać socjalizm. W 1969 roku zaś – co kilka lat temu w swoim tekście „Jak ulubieńcy władz PRL-u, pupilami prawicy się stali” przypomniał Rafał Kalukin – w „Szopce noworocznej” Marcin Wolski (dziś dyrektor TVP2) pisał:
Ludzi żywcem pal / Miasta w gruzy wal! / Jeszcze, jeszcze choć rok! / Chociaż biją nas / Jeszcze mamy czas / Mamy czas na ten krok! / Rosną straty, fakt / Ale rosną wszak / Także sumy bankowych kont / Więc choć biją nas/ Jeszcze mamy czas / Niechaj płonie wietnamski front! / Niechaj płynie krew! / Chociaż wzbiera gniew / Chociaż cały świat przeciw nam! / Nie wycofuj się / Niech wojuje wujo Sam!
Nie przeszkadza to jednak ani Pietrzakowi, ani Marcinowi Wolskiemu być dziś autorytetami rządzącej prawicy. Takich przykładów konformizmów jest zresztą więcej. Niedawno w przestrzeni internetowej pojawiła się informacja, że Rafał Ziemkiewicz swoją pisarską karierę rozpoczynał od publikowania w łódzkim tygodniku społeczno-kulturalnym „Odgłosy”. Co prawda jego teksty były opowiadaniami s.f., ale na sąsiadujących szpaltach przeczytać mogliśmy o posiedzeniach Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, czy też peany na cześć Polski lubelskiej.
Komunistycznego bata można znaleźć też na prymasa Wyszyńskiego, który nie dość, że stał za tekstem porozumienia Kościoła z władzą (w tym przede wszystkim za punktem 8, który głosił: Kościół katolicki, potępiając zgodnie ze swymi założeniami każdą zbrodnię, zwalczać będzie również zbrodniczą działalność band podziemia oraz będzie piętnował i karał konsekwencjami kanonicznymi duchownych, winnych udziału w jakiejkolwiek akcji podziemnej i antypaństwowej) to jeszcze w 1952 roku napisał taki tekst:
Niewątpliwie szereg ludzi stojących na czele odznacza się doktrynalnym idealizmem. Do takich zaliczam pana Bieruta. Nie brak w partii strasznej hołoty; niektórzy z tych ludzi służyli hitleryzmowi, dziś ratują się pod osłoną partii. Wielu z nich nie zna Marksa i nigdy go nie zrozumie, gdyż „nie wierzą w Marksa” i brak im inteligencji koniecznej do tego, by zrozumieć tego kabalistę ekonomicznego. Wydaje mi się, że ludzie tego typu, co p. Bierut, szczerze są zatroskani o los Polski.
Oczywiście wiele podobnych przykładów konformizmu znaleźć można bez liku. W teledysku do pamiętnej piosenki Kazika Staszewskiego „Wszyscy artyści to psiekrwie” widzimy znanych i lubianych dziś aktorów wiwatujących na część pierwszych sekretarzy. Uczestnikami Festiwalów Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze była duża część polskiej sceny muzyki popularnej, w tym Mieczysław Szcześniak, Małgorzata Ostrowska czy Michał Bajor. Kąśliwi przypomną pewnie także czołobitne listy jakie odkryto w „szafie Kiszczaka”, w tym ten Andrzeja Celińskiego, w którym pisał on do generała:
Proszę też przyjąć szczere życzenia zdrowia, aby nie zabrakło sił dla pomyślnego dokończenia tego historycznego procesu zmian, którego jest Pan tak znakomitym uczestnikiem.
Z tych wszystkich postaci stworzyć można by wielką księgę polskiego konformizmu. Można by, ale po co? Chyba tylko po to, aby udowodnić banalną przecież tezę, że absolutnie każdy (z naprawdę nielicznymi wyjątkami) żyjący w PRL-u był w tym systemie umoczony. Figura „niezłomnego” jest idealistyczna i w dużej mierze mityczna oraz życzeniowa. Funkcjonuje dzisiaj, bo jej wyznawcami są ci, którzy nie musieli bezpośrednio dotykać rzeczywistości totalitarnej, w której każda dziedzina życia podporządkowana jest państwowemu monopoliście. Z perspektywy biurka i ciepłych kapci łatwo jest wytykać konformizmy, bo dziś nic to nie kosztuje, a jeszcze może przybrać rolę niezłego FATALITY.
W przypadku PRL-u to zadanie o tyle łatwiejsze, że w państwie tego typu kreator kariery był tylko jeden – wszechogarniające państwo ze swoja machiną propagandy. Dziś konformizmy łatwiej ukryć, bo ścieżek karier jest dużo więcej. Choć nie dostrzega ich wprawne oko historyka, nie brak na nich podobnych świństw, zabawnych homagiów czy upokarzających zachowań. Giną one w pomroce codzienności i może nigdy nie ujrzą światła dziennego. Z umoczeniem w PRL-u będzie inaczej, bo tu konformizm wytknąć jest po prostu łatwiej.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Paweł Czechowski
Polecamy e-book Tomasza Leszkowicza – „Oblicza propagandy PRL”:
Książka dostępna również jako audiobook!