Ukraina po wyborach – Dumka na niechcianą koalicję
Kijów, grudzień 2004. Pomarańczowa rewolucja triumfuje, obserwatorzy z Polski rozjeżdżają się do domów. Razem z przyjaciółmi staramy się znaleźć miejsca w pociągu, wyjeżdżającym do Lwowa. W przejściu mijamy się z grupką ukraińskiej młodzieży, wymieniamy uśmiechy. Mieliśmy spać, ale w końcu spędzamy pół nocy w owym przejściu na rozmowie ze wschodnimi rówieśnikami, owinięci kłębami dymu fajkowego. Wśród rozmówców – Żenia, dwudziestokilkuletnia studentka z Charkowa. Z zapałem opowiada, że pomimo zawiłej historii jej regionu, w którym przeważają zwolennicy Janukowycza, pomimo blokady informacyjnej, młodzi ludzie są pełni nadziei, że nowa władza przybliży Ukrainę do Europy. Wierzy, że ludzie zdołają dostosować się do standardów zachodnich i że umiejętnie wykorzystają szanse, jakie niesie ze sobą członkostwo w UE. Niewyspani, ale pełni wiary i niezatartych wspomnień, rozstaliśmy się wczesnym rankiem we Lwowie.
Pomarańczowa wiara
Istotnie, pomarańczowa rewolucja zapisała się już na stałe na kartach historii Ukrainy. Jest ona swoistą granicą – mówi się o „Ukrainie sprzed rewolucji” i o „Ukrainie porewolucyjnej.” Jak pokazują statystyki z połowy 2005 roku, 47% ukraińskiego społeczeństwa bardzo pozytywnie ocenia rewolucję (co jest na Ukrainie, cytując: „kosmicznym wynikiem”), kiedy tylko dla 22% Ukraińców odzyskanie niepodległości 23 sierpnia 1991 roku jest wydarzeniem szczególnie ważnym!
Spójrzmy na przyczyny takiej postawy. Dlaczego w nowoobranym prezydencie Juszczence pokładano tak wiele„ nadziei? Otóż funkcja prezydenta na Ukrainie po 1991 roku, a sprzed rewolucji, dalece wykraczała poza rolę tylko reprezentacyjną. Prezydent miał m.in. prawo rozwiązywać parlament i odwołać premiera, co jest kluczowym czynnikiem w demokratycznym systemie podziału władzy. Dlatego też faktyczną władzę w państwie, a więc odpowiedzialność za niedemokratyczną sytuację sprzed rewolucji, ponosi poprzedni prezydent Ukrainy na dwie kadencje – Leonid Kuczma, który, opierając się wprowadzaniu reform, stosował „politykę wielowektorowości” w celu rozwijania stosunków z Rosją i utrzymania faktycznych rządów oligarchii, jak pisze Juliusz Urbanowicz dla magazynu „Wprost.” Tuż po odzyskaniu niepodległości, Ukraina zaczęła staczać się na dno – od 1991 do 1994 PKB na jednego mieszkańca spadł niemal o połowę, produkcja przemysłowa i rolna odpowiednio o 44% i 32,5%. Paniczny dodruk pieniędzy tylko pogrążył hiperinflację, która w krytycznym momencie wyniosła nawet 10256% (!).
Od zera do bohatera
Właśnie w takich warunkach Wiktor Juszczenko – wywodzący się z malutkiej wsi Chorużiwka – zaczynał swoją karierę bankiera na szczeblu państwowym, zdobywając kolejno wyższe posady dzięki swoim umiejętnościom i wiedzy ekonomicznej. Otóż tworząc od podstaw system bankowy w bardzo nieprzyjaznym środowisku politycznym, Juszczenko dał się poznać jako przedstawiciel nowego pokolenia, odmiennego od kręgu postkomunistycznych polityków. Stworzył on Narodowy Bank Ukrainy i będąc jego prezesem w latach 1993-1997, starał się wyprowadzić gospodarkę Ukrainy na prostą, wzorem NBP i reform Leszka Balcerowicza. Głównie dzięki działaniom ekipy Juszczenki tuż przed końcem zeszłego stulecia ustabilizowała się ukraińska waluta – hrywna. Talent młodego, ale już doświadczonego bankowca dostrzegła władza, wynosząc go na stanowisko prezesa rady ministrów. Również i tutaj radził sobie znakomicie – za czasów premierostwa Juszczenki (grudzień 1999 – maj 2001) średni dochód na mieszkańca na Ukrainie wzrósł o 41,3%. Podczas gdy w 1999 roku deficyt budżetowy wyniósł 2 mld hrywien, to już następny Ukraina zakończyła z nadwyżką 930 milionów hrywien. Trudno się zatem dziwić, że na początku 2005 roku naród pokładał w nowym prezydencie ogromne nadzieje.
Z kolan na ulice
Stawiając czoła kryzysowi, kraj zaczął mieć dość skorumpowanego środowiska, skupionego wokół prezydenta. Nieufność wobec Kuczmy została wzmocniona przez niechlubną sprawę zabójstwa dziennikarza Georgija Gongadze, ujawnioną w listopadzie 2000 r., a także nieprawidłowości, wynikłe podczas prywatyzacji kombinatu hutniczego „Kryworiżstal”. Zakład ten produkuje 20% ukraińskiej stali i wytwarza rocznie 4% dochodu narodowego. „Dziwnym trafem” wykupił go za jedną trzecią realnej ceny (wg opinii fachowców finansowych) zięć Kuczmy – Wiktor Pinczuk, obracający majątkiem w wysokości 2,5 mld $. Dla narodu to były krople, które już dawno przelały czarę – nachodzące wybory prezydenckie 2004 stały się więc okazją do podsycenia nadziei zmiany ponurej rzeczywistości „sterowanej demokracji”, niewiele różniącej się od sytuacji czasów komunistycznych.
Przede wszystkim dlatego pamiętnego listopada i grudnia 2004 setki tysięcy Ukraińców wypełniły ulice Kijowa oraz innych miast w proteście przeciw dotychczasowej władzy. Nastąpiło istne porozumienie ponad podziałami zarówno narodu, który wreszcie przestał bać się głośno wyrazić sprzeciw, jak i partii politycznych. Jeszcze podczas pierwszej tury wyborów (w listopadzie 2004) m.in. partia Batkiwszczyna z radykalną Julią Tymoszenko i Socjalistyczna Partia Ukrainy Oleksandra Moroza, dołączyły do Juszczenkowskiej Naszej Ukrainy. Z dzisiejszej perspektywy można by się spierać, czy uczyniono to z pobudek ideowych, czy skorzystano z okazji sięgnięcia po władzę, widząc szalę zwycięstwa, powoli przechylającą się na korzyść Juszczenki. Oceniając sprawę miarą ówczesnej rzeczywistości – była to nowa jakość i wielka nadzieja polityczna. Jedyne co pozostało zrobić, to zagłosować i bronić tej nadziei.
W ten sposób naród ukraiński dojrzał do tej wspólnej decyzji, uwalniając się od „sterowanej demokracji” poprzedniej władzy dzięki powierzeniu nowej władzy pełnej odpowiedzialności za losy kraju. Ponadto, instytucje państwowe takie jak Rada Najwyższa (parlament ukraiński), rząd czy Sąd Najwyższy odzyskały zdolność działania, uwalniając się spod jarzma kuczmizmu. Jednak to nie zmiana politycznej warty jest według wielu komentatorów największym profitem rewolucji. Bądź co bądź, nowa władza może równie dobrze podzielić los starej władzy. Najważniejszym skutkiem rewolucji jest wolność mediów – państwowych i prywatnych – które obecnie mogą bez skrupułów podawać wszystkie informacje, nawet te, które kompromitują nowe władze.
Powiew normalności
Nastroje porewolucyjne były szampańskie. Nawet pierwsze miesiące trzynastej osoby (a pierwszej kobiety) na stanowisku premiera w trzynastoletniej historii niepodległej Ukrainy – Julii Tymoszenko – zapowiadały się obiecująco. Sytuacja była stabilna, udało się ustalić partnerów do wyborów parlamentarnych, zaplanowanych na marzec 2006, rozpoczęto prace nad reformą konstytucyjną, prokuratura wznowiła postępowanie w sprawie zabójstwa Georgija Gongadze, unieważniono prywatyzację „Kryworiżstali”. Naród był dumny, że Ukraina urosła w oczach świata, a jej prezydenta „witano wszędzie jak Gagarina”.
Co ciekawe, była to chyba pierwsza rewolucja, którą przejęto się dzięki temu, że pomarańczowi odnieśli sukces medialny, w podobny sposób jak się spełnia amerykański sen piosenkarzy – na całym świecie śpiewano „Razom nas bahato”, ubierano się w kolor pomarańczowy w geście solidarności z Ukrainą, a główny „frontman” rewolucji wyjechał na tournee po świecie. Jeszcze nigdy w historii prezydent tego kraju nie był tak owacyjnie witany na Światowym Forum Gospodarczym (w Davos), jako jeden z niewielu zagranicznych polityków przemawiał również w Bundestagu. Pani premier przekonująco obiecywała zmiany na lepsze, odzyskała poparcie społeczeństwa (za czasów rządów Kuczmy była najmniej lubianym politykiem na Ukrainie), zyskując po zaprzysiężeniu (4 lutego 2005) większą przychylność społeczną niż sam Juszczenko.
Źle się dzieje w państwie ukraińskim
Czar jednak prysł szybko. Zaczęto dostrzegać zgrzyty w trybach nowej władzy. Oczywistym jest, że wszystkie malwersacje, które ukrywała stara władza, teraz zaczęły wychodzić na jaw, ale nie można było zrzucać wszystkiego na karb przeszłości. Mimo nawet cotygodniowych konsultacji prezydenta z premierem, sytuacja zaczęła się pogarszać. W połowie roku 2005 niektóre decyzje kadrowe w odczuciu społecznym okazały się niewypałem. Tu pojawia się trzeci główny ośrodek władzy Ukrainy – Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony – stawiana przez niektórych specjalistów nawet na równi z zakresem władzy premiera. Jedna z głównych postaci pomarańczowej rewolucji – Petro Poroszenko – prezes RBNiO – pracował bardzo nieefektywnie, czego przyczynę widziano w złej polityce Juszczenki wobec Poroszenki. Na domiar złego, ministrowie wybrani faktycznie przez Juszczenkę, nie mogli znaleźć wspólnego języka z panią premier, która mimo wszystko reprezentowała interesy innej partii. Coraz wyraźniej zaczął zarysowywać się radykalizm Tymoszenko, która odrzucała alternatywy w spornych kwestiach. Ponadto, zarzucano jej, że mało interesuje ją los kraju, ponieważ ciągle siedzi w Kijowie. Na biurku prezydenta rosła sterta niepodpisanych dokumentów, wyników obietnic pani premier jakoś nie było widać i – pomimo pozytywnej oceny działania niektórych ministerstw, np. obrony czy kultury – naród zaczynał się niecierpliwić.
Jechanurow
Kulminacja nadeszła we wrześniu 2005 roku. Najpierw do dymisji podał się sekretarz stanu Ukrainy – Ołeksandr Zinczenko (szef sztabu wyborczego Juszczenki podczas wyborów 2004 r.), a 8 września 2005 poleciały polityczne głowy pani premier i szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Jak powiedział Juszczenko, głównym powodem odwołania Tymoszenko oraz Poroszenki był fakt, iż ich polityką kierowały przedwyborcze gry. Na Ukrainie zawrzało. Kilka tygodni wcześniej wyszła na jaw informacja o przepisaniu przez Juszczenkę wyłącznych praw do znaków towarowych pomarańczowej rewolucji na jego syna, którego na domiar złego ukraińska kolorowa prasa fotografowała używającego życia i jeżdżącego czarnym BMW ulicami Kijowa. Rozłam w pomarańczowej ekipie był już ewidentny, a odwołanie przez Juszczenkę drugiego i trzeciego co do uprawnień polityka w kraju udowodniło, że rewolucja zaczęła zjadać swoje dzieci.
Opinie ekspertów odnośnie tej decyzji były mimo wszystko podzielone. Maksym Stircha, dyrektor Instytutu Jawnej Polityki twierdzi, że winny takiej sytuacji był sam Juszczenko, ponieważ ułożył taki, a nie inny system rządzący. Tymczasem Wołodymyr Małynkowycz, dyrektor Międzynarodowego Instytutu Badań Humanistyczno-Politycznych, uważa, że chociaż zamieszanie wokół rządu Julii Tymoszenko odbiło się negatywnie głównie na wizerunku Juszczenki, ponieważ okazał słabość, to w wymiarze społecznym dobrze stało się, że doszło do dymisji, jako że dłużej impas polityczny nie mógł już trwać. Natomiast Wadym Karasiow, dyrektor Instytutu Globalnych Strategii jest przekonany, że wydzieranie sobie stanowisk w ekipie rządzącej było do przewidzenia i – prędzej czy później – rozłam musiał nastąpić. Jednakże widzi w tym wydarzeniu „koniec rewolucji i początek ewolucji”.
22 września 2005 parlament Ukrainy przegłosował decyzję o powołaniu na premiera Jurija Jechanurowa – pod każdym względem całkowite zaprzeczenie Julii Tymoszenko. Zdaniem wszystkich obserwatorów, było to politycznie prawidłowe posunięcie, jako że naród był rozjuszony i zmęczony brakiem wymiernych skutków działań rządu Tymoszenko. Jechanurow to zaufany człowiek prezydenta – w końcu, tak jak Juszczenko, przeszedł wszystkie szczeble kariery w swoim zawodzie – od majstra, przez dyrektora zakładu pracowniczego, na profesurze z ekonomii kończąc. Wcześniej, w latach 1993-94 i 1997 był ministrem ekonomii, a w latach 1999-2001 wicepremierem w rządzie Juszczenki. Nawet jego polityczni oponenci mówili o nim „człowiek kompromisu.” Pozostało w spokoju czekać na wybory w marcu 2006...
Przedwyborcza gorączka
Blisko rok po rewolucji, sprzątając stare notatki, natrafiłem na masę ulotek z pomarańczowego Kijowa, w tym zapisany gdzieś na skrawku papieru adres e-mail do Żeni. Zbawienny wynalazek, jakim jest Internet, pozwolił na odnowienie znajomości i wymianę wrażeń, ocenianych już na spokojnie, z perspektywy czasu. „Nowy premier nie zwraca na siebie uwagi tak bardzo, jak jego poprzedniczka, Julia Tymoszenko – pisała Żenia w październiku 2005 – a jego metody kierowania krajem znacznie spokojniejsze, wolniejsze. Przez to zdają się być bardziej profesjonalne i dokładne. Rezultaty też widać – wreszcie inflacja się ustabilizowała”.
Istotnie, Jechanurow okazał się być ogniwem, które uspokoiło ukraińską politykę. Co więcej, Juszczenko swoimi działaniami zaczął udowadniać, że jest politykiem miary europejskiej, odrzucając propozycję przewodnictwa w swojej dotychczasowej partii Nasza Ukraina. Oczywiście zawsze będzie kojarzony z tą frakcją, ale przynajmniej stara się zachowywać do niej zdrowy dystans i wizerunek bezpartyjnego prezydenta. Przez blisko dwa miesiące panował względny spokój, którego przerwania w świetle marcowych wyborów parlamentarnych mimo wszystko można było się spodziewać. W międzyczasie zaczęły podnosić się głosy o „zdradzie rewolucji”, kiedy prezydent Juszczenko podpisał memorandum o współpracy z partią Wiktora Janukowycza. Było to jedynie preludium do tego, co miało się wydarzyć niebawem.
Wotum nieufności
Pierwszym czynnikiem, który zdestabilizował polityczne status quo, była zdecydowana polityka Rosji wobec Ukrainy w sprawie dostaw gazu. Przez cały grudzień 2005 toczyły się negocjacje odnośnie cen, niespokojne według strony rosyjskiej poprzez notoryczne kradzieże
rosyjskiego gazu przez Ukraińców. Efektowne rozpoczęcie roku 2006 przez Rosjan, uczczone transmitowaną telewizyjnie ceremonią zakręcenia kurka z gazem dla Ukrainy, wywołało lawinę krytyki przeciw polityce Juszczenki. Kompromisowe ugody, zawarte z Rosją,
stały się głównym celem ataków Julii Tymoszenko, która stawiała tylko jeden warunek koalicji z Naszą Ukrainą – zerwanie tychże ugód. Niedługo potem – 10 stycznia 2006 – stała się z tego powodu rzecz zaskakująca.
Parlament, głosami m.in. Batkiwszczyny Julii Tymoszenko i Partii Regionów Janukowycza, przegłosował wotum nieufności wobec rządu Jechanurowa. Media już zaczęły poprzedzać nazwiska ministrów słowami „pełniący obowiązki”, lecz Jechanurow postanowił kontynuować prace rządu, ponieważ Juszczenko wystąpił z oficjalnym orędziem, ogłaszając, że dymisja jest niezgodna z konstytucją. Tu polityczna sytuacja gmatwa się jeszcze bardziej, ponieważ 1 stycznia 2006 r. zapisał się w historii Ukrainy nie tylko jako dzień odcięcia dostaw gazu, ale również jako dzień wejścia w życie niezwykle ważnej poprawki do konstytucji – w praktyce oznaczającej zmianę systemu prezydencko-parlamentarnego na parlamentarno-prezydencki, dodatkowo dając więcej autonomii rządowi.
W opinii fachowców była ona jednak przygotowana zbyt pospiesznie, co w rezultacie daje duże pole do interpretacji słynnej na Ukrainie „ustawy nr 2222”. Dlatego też 10 stycznia 2006 r. co kilka minut pojawiały się sprzeczne opinie ekspertów, czy wotum nieufności było zgodne z konstytucją, czy nie. Dwa dni później całe zamieszanie skłoniło Juszczenkę do unieważnienia podpisu pod memorandum współpracy z Janukowyczem. Ukraina w niepokoju zmierzała w kierunku wyborów.
Janukowycz górą, a koalicja pomarańczowa
W miarę jak zbliżał się dzień 26 marca, społeczeństwo było coraz bardziej zagubione. Z jednej strony cerkiew gorąco namawiała młodzież do uczestnictwa w wyborach, a z drugiej – organizacje anarchistyczne (nie mniej gorliwie) nawoływały do ich bojkotu. Przedwyborcze sondaże wskazywały na przewagę partii Janukowycza, ale nie na tyle wysoką, aby Partia
Regionów mogła samodzielnie stanowić większość w Radzie Najwyższej. Same wybory odbyły się bez większych nieprawidłowości – w jednym okręgu zdarzył się wprawdzie wypadek śmiertelny przewodniczącego komisji, a paru wyborców zmarło w drodze na głosowanie, ale badania lekarskie dowiodły, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych.
Według oficjalnych wyników wyborów parlamentarnych (450 mandatów w Radzie Najwyższej) z 26 marca 2006 r., Partia Regionów otrzymała 32,12% głosów (186 mandatów), Blok Julii Tymoszenko 22,27% (129 mandatów), Nasza Ukraina 13,94% (81 mandatów), Socjalistyczna Partia Ukrainy 5,67% (33 mandaty), a Komunistyczna Partia Ukrainy 3,66% (21 mandatów). Frekwencja wyniosła 67,7%.
Po wyborach Ukraińcy czuli się zdezorientowani – wielu z nich przyznawało, że nie wiedzieli, na kogo głosować. Listy wyborcze miały 80 cm długości, startowało 50 partii, więc zamieszanie było niemałe. Dzień po wyborach aż 66% Ukraińców deklarowało niezadowolenie z wyników. Ich zawodowi trudno się dziwić – sytuacja powyborcza zmusiła polityków do podjęcia ciężkich decyzji odnośnie koalicji. Z góry było wiadomo, że Tymoszenko nie zgodziłaby się na koalicję z Janukowyczem, a była to jedyna możliwość utworzenia większości z dwóch partii.
Próby stworzenia koalicji
Choć mało prawdopodobna, istniała również szansa na najbardziej kontrowersyjną opcję – Partia Regionów plus Nasza Ukraina. Zdaniem politologów z UJ, myśląc perspektywistycznie, mogłaby to być niezwykle korzystna koalicja, jako że może wreszcie udałoby się „ucywilizować” Janukowycza i jego prooligarchiczne nastawienie. Dzięki kompromisom musiałby przyjąć politykę ugodową, w czym specjaliści widzieli szansę na odrzucenie stylu polityki z poprzedniej epoki. Sam Janukowycz nie krył aspiracji
do utworzenia takiej koalicji i objęcia premierostwa. Na łamach „Dzerkalatyżnia” wręcz nawoływał do połączenia sił w tak trudnym momencie dla Ukrainy.
Stanęło jednak na próbie połączenia byłych pomarańczowych sprzymierzeńców. Niewątpliwy sukces wyborczy Julii Tymoszenko najprawdopodobniej zaowocuje ponownym wyborem jej osoby na stanowisko premiera. Jednak jest jeden problem – Nasza Ukraina (wielka przegrana wyborów – otrzymała znacznie mniej głosów niż w sondażach) i Blok Julii Tymoszenko potrzebują Socjalistycznej Partii Ukrainy, aby utworzyć większość, a te trzy partie pokazały już, że nie potrafią rządzić krajem razem bez sporów. Co gorsza, prezydent odwołał panią premier we wrześniu w nieprzyjemnej atmosferze, a to – przy ponownym premierostwie Tymoszenko – może generować kolejne spięcia na linii z prezydentem, tym bardziej, że z ramienia jej bloku do parlamentu ukraińskiego dostało się wiele nazwisk o wątpliwej przeszłości. Zresztą, obecna sytuacja wydaje się być najtrudniejsza do przełknięcia właśnie dla prezydenta Juszczenki. Będzie musiał zmierzyć się z ambicjami pani premier, którą pół roku temu sam odwołał.
Zobaczymy co wyniknie z tego mało chcianego małżeństwa. Tej niekończącej się ukraińskiej dumki, w której tęsknota za normalnym krajem jakoś nadal nie może się spełnić.
Nadzieja umiera ostatnia
W całym tym zamieszaniu powyborczym, otworzyłem skrzynkę e-mailową i zobaczyłem wiadomość od Żeni, a w niej takie oto słowa: „Ale młodzi, ci młodzi, którzy interesują się sytuacją w kraju, są mimo wszystko naprawdę zadowoleni. Widzą zmiany, wierzą, że tak źle jak było – już nigdy nie będzie.”
I niech ta wiara w nich pozostanie.
Bibliografia: 1. Drozdowa W., Czyrwa R., Naumenko L., Jewtuszenko A., Majbroda W., Slipuszko O., Ostrołuk M., Wiktor Juszczenko, Prezydent, Wydawnictwo Rea. Warszawa 2005. 2. „Krytyka”, numery z lat 2004-2006 – miesięcznik ukraiński, zawierający felietony na tematy polityczne, społeczne i kulturalne. 3. „Nasze Słowo” – miesięcznik mniejszości ukraińskiej w Polsce. 4. „Wprost”: 29/2000, s. 92-94; 14/2006, s. 100-104.
Źródła internetowe: 1. www.5tv.com.ua – serwis informacyjny 5 kanału.
2. www.zn.kiev.ua – „Dzerkało tyżnia” – opiniotwórczy tygodnik ukraiński (szczególnie pomocne były opracowania
www.zn.kiev.ua/nn/show/542/4982 i http://www.zn.kiev.ua/nn/show/546/50040
3. www.pravda.com.ua – opiniotwórczy ukraiński magazyn-serwis informacyjny.